Dom
- I z czego się tak śmiejesz? - nie wiedzieć czemu Yuuri też się śmiał.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem. - ciągnięcie walizek jedną ręką i zasłanianie oczu Japończyka było trudnym zadaniem.
Przy wykonywaniu go, Nikiforov chichotał i dyszał na przemian. - Jestem taki podekscytowany! Nie podglądaj...
- Viktor, skoro mam tu mieszkać to chyba powinien wiedzieć do jakiej klatki wejść. - zauważył cicho Katsuki, rumieniąc się. Sam nie wiedział dlaczego, ale jego własne słowa zabrzmiały dla niego tak dziwnie obco.
On miał tu mieszkać.
Z Viktorem.
Wszystko to było jak sen. Sen, który jakimś cudem dział się naprawdę.
Marzenie małego chłopca stawało się rzeczywistością.
Yuuri chciał jedną gwiazdkę, dostał calutki wszechświat i wstęp do prywatnej galaktyki.
Z najprzystojniejszym kosmitą wszechczasów.
Nikiforov przestał się śmiać, zamiast tego na jego śliczną twarz wstąpił równie urodziwy, szeroki uśmiech. Wręcz chorobliwie świeciły mu się iskry w oczach, ręce nieco drżały. Oddech, zamieniający się w mgiełkę w niczym nie dorównywał tej w pięknych, niebieskich oczach Vicotra.
- Tak. Tak, to prawda. - mężczyzna przestał zasłaniać widok Yuuriemu, ukazując klatkę schodową. - Chodź za mną. Proszę.
Chodź i zacznij nowy rozdział.
Chodź i wypełnij moje życie miłością.
Chodź i daj koniec mej samotności.
Proszę.
Cicho przemknęli przez korytarz, nie chcąc budzić już i tak pewnie rozgniewanych sąsiadów.
Nagle im się przypomniało o sąsiadach, gdy wcześniej śmiali się głośno.
Któż nie wybaczy zakochanym?
Gdy dotarli już pod drzwi do mieszkania, Victor wyjął z kieszeni płaszcza klucz i z zamiarem otworzenia, skierował go do dziurki.
Lecz wtedy zawiesił rękę.
Gdy go tam już włoży i przekręci, drzwi się otworzą.
Przejdzie przez nie Yuuri, wejdzie do jego azylu. Do jaskini, do schronienia przed całym światem.
Czy rozsądnie było tam kogokolwiek wpuszczać?
Japończyk był tak niewinny, żaden z niego drapieżnik.
Więc czemu Victor nagle poczuł się jak bezbronne zwierzę, chowające się pod pierzyną śniegu? Drżący wróbel, uwięziony. I w lewo i w prawo ciernie.
Zerknął w bok, natykając się się na dwa bursztyny.
Oczęta tak płochliwe jak i ich właściciel.
Jeszcze bardziej niepewny i kruchy niż on. Rosjanin się ocknął i zrozumiał, że tym razem musi być mężczyzną naprawdę.
Wydarł Yuuriego z rodzinnego domu, obiecując miłość. I zamierzał mu dać tę miłość. Obronić od wszelkiego zła, które mogłoby skrzywdzić jego istotkę. Sami byli niczym.
Byli wrakami, wilkami, małymi, śmiesznymi samotnymi ludźmi.
Razem byli flotą, stadem, stawali się wielcy i silni. Z tej siły i miłości mogli stworzyć mocne mury domu.
Gdyby jeden nie wrócił, drugi by to szukał aż do padnięcia z wyczerpania. A gdyby go znalazł, zabrałby go do domu.
Viktor przekręcił klucz, otwierając dla Yuuriego swoją duszę.
- Panie przodem. - rzucił z uśmiechem.
- Bardzo śmieszne. - Japończyk fuknął, ale zaraz ciekawsko wejrzał przez próg.
Nikiforov zaśmiał się widząc ten zachwyt.
Wiecie jaki jest najpiękniejszy widok na świecie?
Dla każdego jest inny.
Viktor tego dnia dowiedział się, że jego ulubionym widokiem jest rozradowany Yuuri, który ma lekko otwarte, różowe usta, rumiane policzki, błyszczące oczy i włosy trochę przyklejone do czoła, po długiej podróży.
- Daj mi chwilę na zachwyt fanboya, proszę. - mruknął nisko, jakby wcale nie do niego i wcale nie naprawdę.
Wytrzeszczem taksował tę przytulną przestrzeń. Panował tu przyjemny minimalizm i nowoczesność.
Ogólnie troszkę jak dom wyjęty prosto z katalogu, ale rok potem. Gdy ktoś zdążył włożyć tu trochę swojego serca.
- Czy to ten sławny krzesłowieszak? - Yuuri klęknął przy meblu, odrzucając walizki na bok. Nic nie było teraz ważne.
- Tak. - przyznał Nikiforov ze śmiechem i zaczął się rozbierać.
- Myślałem, że jest tylko legendą... - westchnął czarnowłosy. - Mogę na nim usiąść? - zapytał ostrożnie.
- Oczywiście. Teraz jest też twój, wiesz? Jak wszystko tutaj. Znaczy, może oprócz paru osobistych rzeczy jak bielizna, czy... - nie dokończył.
Przerwał mu mały huragan, wpadający w jego ramiona. Czarnowłose tornado sprzecznych uczuć takich jak radość, niepewność, zachwyt i dziwne wzruszenie. A może nie były one sprzeczne? Może naprawdę pasowały do siebie. Takie nieoczywiste oczywistości jak Viktor i Yuuri.
Yuuri, który właśnie wtulił się w swojego narzeczonego, w od teraz swoim mieszkaniu.
To on będzie mógł tu z nim mieszkać. Widzieć jak wstaje rano, jak śpi, jak pije poranną kawę, jak myje zęby.
On będzie mógł codzień go widzieć nago i widzieć go opatulonego kocem.
To on będzie mógł go rozbierać i opatulać. Robić mu śniadanie, jeść śniadanie od niego.
Będzie z nim żyć i umierać.
Ale nie za szybko z tym umieraniem, w końcu miało ich czekać całkiem długie, wspólne życie pełne miłości.
- Posłuchaj, Yuuri. Spójrz na te drzwi. Od teraz, gdziekolwiek pójdziesz, z jakichkolwiek powodów, ja będę stał w tych drzwiach i czekał na ciebie tak długo aż nie wrócisz. A jak nie będziesz wracał zbyt długo to wyjdę cię szukać. Od teraz ty masz czekać tu na mnie, tak i ja czekam na ciebie. To są teraz twoje drzwi, twój dom, twój ja. I mój ty. Dobrze? Gdziekolwiek pójdziesz, cokolwiek będziesz robił ja będę zawsze tu na ciebie czekał.
- Dziękuję... - wydusił z siebie Yuuri, czując jak zbierają mu się łzy. To razie był piękny widok. Łzy szczęścia...
- To ja dziękuję, Yuuri. Dziękuję, że chciałeś zapełnić moją samotność sobą. - powiedział oddychając intensywnie i całując go w czoło. - No, a teraz idź zapełniać szuflady swoimi ubraniami.
- Viktor, jutro... - zamarudził niższy. - właśnie zmieniłem strefę czasową, tak bardzo chce mi się spać. Nie wierzę, że będę mógł spać na twojej kanapie to jest tak nierealne i piękne. - spojrzał zachwycony w sufit.
Viktor zmarszczył brwii.
- Zwariowałeś? Nie będziesz mógł spać na mojej kanapie. - położył mu ręce na ramionach, patrząc z determinacją w oczy. - Będziesz spał ze mną w łóżku. O-o ile chcesz, oczywiście. - dokończył z mniejszą pewnością siebie.
- Chcę. Tak, chcę! - i znów ten piękny uśmiech.
Chcieli, mogli, zrobili to i robią aż do końca.
Są domem.
Taa, zjebałam to.
Miało być pięknie. Napisałam coś i byłam z tego dumna. Po czym wattpad nie zapisał zmian, a ja próbowałam to odtworzyć.
Jak wyszło, to widzicie.
Mimo denności, żal mi tego nie wstawiać po tak długiej pracy.
Może chociaż troszkę umili Wam to poniedziałek mimo swojej [ugh].
Bardzo Was kocham, pierożki.
WielmoznaRivaille
Szamiszka
thekatherine97
minkeluster
SkajPL
Bluemiss_96
Moochimoonie
Yuuma_kun
Dedykowane dla wszystkich spragnionych miłości w ten zimny poniedziałek a szczególnie dla Wielusia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro