Życie
Uwielbiam miasto o świcie. To jedyna chwila, kiedy w otaczającej nas ciszy można usłyszeć jego szept. Codziennie rano w wolnym tempie chodziłam na przystanek autobusowy, by następnie udać się do pracy. Pakowanie prezentów w centrum handlowym było tylko chwilowym zajęciem, ale jednocześnie jedynym jakie udało mi się zdobyć. Miałam wiele planów, by rozpocząć dorosłe życie, jednak niespodzianki jakie w nim na mnie czekały pokrzyżowały je wszystkie. I tak z przyszłej studentki medycyny zostałam dziewczyną w stroju elfa, która po mistrzowsku posługuje się kolorowym papierem i taśmą klejącą. Był środek grudnia, ale mimo to pogoda zupełnie się tym nie przejmowała i słońce wyłaniało się zza porannych chmur. Zazwyczaj miasto jeszcze spało, jednak czasami zdarzało się, że na przystanku czekali jacyś ludzie. Ten dzień również przyniósł mi kolejne, przypadkowe spotkanie. Chociaż spoglądając na niego z perspektywy czasu można je uznać za jak najbardziej celowe i zaplanowane przez przekorny los. Chłopak stojący na przystanku nie wyróżniał się niczym szczególnym. Był wysoki, szczupły, a ze słuchawek na uszach słychać było głośną muzykę. Wyglądał jakoś znajomo. Dłuższą chwilę zajęło mi dopasowanie elementów układanki.
- Krystian?
Chłopak zdjął słuchawki i spojrzał na mnie. Przyjrzał się dokładnie i wyraz jego twarzy zdradzał jak bardzo stara się skojarzyć mnie z jakąś znaną mu osobą.
- Przepraszam, znamy się? – zapytał i podszedł bliżej. Już wtedy zauważyłam, że jego twarz ma nienaturalnie blady odcień. Również delikatnie sine plamy pod oczami nie wróżyły nic dobrego.
Posłałam mu uśmiech, mając nadzieję, że może w jakiś sposób mu to pomoże.
- Chyba nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać. Mam na imię Milena, jestem dziewczyną Kamila.
Krystian był dawnym kolegą z klasy mojego chłopaka. Pracował w restauracji, do której czasami chodziliśmy przez co kojarzyłam go z widzenia. Spodziewałam się, że może mnie nie poznać. Mało kto zapamiętuje przelotnie poznane osoby.
- Kamila? – chłopak zrobił jeszcze bardziej pytającą minę. Najwyraźniej miał ciężką noc, a poranna kawa nie zaczęła jeszcze działać.
- No wiesz, Kamil Jasny. Chodziliście razem do gimnazjum.
Jasny to była ksywka mojego chłopaka. Nigdy nie powiedział mi skąd się wzięła, ale teraz kiedy już prawie nikt tak do niego nie mówił, postanowiłam nie drążyć tematu.
Niezdecydowany wyraz twarzy chłopaka spowodował, że ja również zwątpiłam czy się nie pomyliłam. Przyjrzałam się mu jeszcze raz. Ciemne elegancko ułożone włosy, z krótko przystrzyżonymi bokami i niezwykle przenikliwe, zielone oczy. To na pewno musiał być on.
- Przepraszam, ja... - zaczął chłopak i wtedy zobaczyłam jak z jego twarzy odpływa reszta kolorów. Złapałam go za ramię.
- Krystian dobrze się czujesz? Może lepiej będzie jak usiądziesz?
Pomogłam mu podejść do ławki. Wtedy zauważyłam, że jego dłonie zaczęły drżeć, a wzrok stał się rozbiegany. Wyjęłam z torebki butelkę wody mineralnej, odkręciłam i podałam mu.
- Masz, napij się.
Jednak Krystian jakby nie zauważył mojego gestu. Zamiast tego podparł ramiona na kolanach i zatopił twarz w dłoniach. Słyszałam jak wydaje z siebie syk, który zdawał się odzwierciedlać ból.
Wtedy sobie przypomniałam coś o czym wspominał mi Kamil. Obaj chłopcy w gimnazjum większość czasu spędzali na grze w piłkę. Podczas jednej z popołudniowych rozgrywek Krystian mocno uderzył się w głowę. Jakiś czas później okazało się, że lekarze w jego głowie znaleźli krwiaka. Na całe szczęście, udało się go usunąć. Spojrzałam na niego. Rzeczywiście na jego głowie spod włosów wyłaniała się blizna, która pewnie powstała podczas operacji. Wtedy w mojej głowie zaczęły pojawiać się najczarniejsze scenariusze. Przyklęknęłam przy chłopaku i delikatnie uniosłam jego twarz tak by spojrzał na mnie.
- Krystian, wiesz gdzie teraz jesteś?
Chłopak pokręcił głową, a po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Jednak tym co mnie przeraziło jeszcze bardziej była strużka krwi, która wyciekała z jego nosa. Szybko podałam mu chusteczkę i wyjęłam telefon. Stres źle wpływał na moją umiejętność trzeźwego myślenia, przez co ledwo udało mi się odblokować ekran i wybrać numer pogotowia. W słuchawce odezwał się głos starszego mężczyzny. Na jednym tchu podałam adres i opisałam sytuację, błagając by pomoc przybyła jak najszybciej. Mężczyzna ze stoickim spokojem odpowiedział, że przyjął zgłoszenie i poinformował, że karetka jest już w drodze. Odłożyłam torebkę na ziemię i pomogłam Krystianowi położyć się na boku, a sama usiadłam przy nim i pozwoliłam mu położyć głowę na moich kolanach. Krew przestała się sączyć i drżenie rąk powoli ustawało.
- Czy ja umrę?
Słowa Krystiana zupełnie mnie sparaliżowały. „Nigdy niczego nie obiecuj" zabrzmiało mi w głowie. Była to myśl wyjęta z jednego z moich ulubionych seriali o szpitalnym życiu. Jak więc odpowiedzieć na takie pytanie? Przemilczenie go również nie wydawało mi się dobrym wyjściem. Pogładziłam go po głowie zatapiając dłonie w jego kasztanowych włosach. Pochyliłam się nad jego uchem i wyszeptałam.
- Dopóki jestem obok, nic ci się nie stanie.
Krystian przekręcił się na plecy i nasze oczy się spotkały.
- Julia, ja cię chyba kocham.
W tamtej chwili nie obchodziło mnie kim była owa Julia. Zauważyłam karetkę wyłaniającą się zza rogu. Medycy w mgnieniu oka położyli Krystiana na noszach i przenieśli do karetki.
- Jest pani kimś z rodziny? - zapytał mnie jeden z ratowników, na co pokręciłam głową i powiedziałam, że jestem tylko znajomą. Mężczyzna poinformował mnie, że zabierają go do szpitala okręgowego, po czym udał się do karetki, która na sygnale ruszyła w drogę powrotną.
Cały dzień myślami byłam daleko. W czasie przerwy postanowiłam zadzwonić do szpitala i dowiedzieć się czegokolwiek o Krystianie. Podałam się za siostrę, dzięki czemu powiedziano mi, że chłopak leży w śpiączce, ale jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Nie podano mi żadnych szczegółów, ale mimo to w pewnym stopniu się uspokoiłam. Po pracy byłam już pewna, że pierwszym miejscem, do którego się udam, będzie właśnie szpital.
Krystian leżał w małej sali na końcu korytarza. Przy jego łóżku siedziało dwoje starszych ludzi. Domyśliłam się, że to jego rodzice. Przywitałam się i wyjaśniłam, że to ja rano wezwałam karetkę. Kobieta podniosła na mnie wzrok i dostrzegłam, że musiała przepłakać kilka poprzednich godzin. Podeszła bliżej, a następnie ku mojemu zaskoczeniu, delikatnie mnie przytuliła, dziękując, że uratowałam jej syna.
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Krystian leżał podpięty do różnego typu aparatury, a głowę miał zabandażowaną. Jego ojciec wyjaśnił mi, że okazało się, że krwiak się odnowił, jednak na szczęście udało się go ponownie usunąć, co dawało nadzieję, na kolejne lata życia.
Wtedy do sali weszła ona. Była niską blondynką, a błękit jej oczu lśnił nawet w półmroku. Domyśliłam się kim może być owa dziewczyna.
- Julia, prawda?
Blondynka nieśmiało przytaknęła. Wiedziałam już, że mój czas w tej historii już się skończył. Wstałam i podeszłam do dziewczyny.
- On cię bardzo kocha. Dbaj o niego. – powiedziałam cicho mijając się z nią w drzwiach. Dziewczyna uśmiechnęła się przez łzy i podeszła do łóżka.
To co działo się potem nie jest już moją opowieścią. Ja mogę powiedzieć tylko tyle, że tego dnia na nowo uwierzyłam we wszystkie wartości, które już dawno wydały mi się dziecinnym marzeniem. W nadzieję, empatię, miłość i co najważniejsze, w życie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro