Szpital
Otworzyła oczy i rozejrzała się wokół. Szpital. Siedział przy łóżku i delikatnie trzymał jej dłoń, jakby w obawie, że może coś jej zrobić. Nie wiedziała czy śpi, ale widać było, że jest wyczerpany. Odwzajemniła jego uścisk. Jakby z niedowierzaniem podniósł głowę. Spojrzał najpierw na dłoń, a potem na jej twarz próbującą się uśmiechnąć, mimo że nie miała sił nawet na tak łatwy ruch. Łzy zaczęły płynąć mu po policzkach. Chciał ją przytulić, lecz wiedział, że nie może bo cała oplątana była rurkarmi, które do tej pory utrzymywały ją przy życiu. Nie mogła zrozumieć co się stało. Próbowała sobie przypomnieć skąd się tutaj wzięła. Bezskutecznie. Zanim cokolwiek spostrzegła wokół jej łóżka zebrał się tłum lekarzy. Nie rozumiała co mówią. Wszystkie dźwięki były przytłumione i niewyraźne. Po chwili znów zostali sami. Usiadł przy niej. Łagodnie dotknął jej twarzy. Jego dotyk był jedyną rzeczą jakiej pragnęła w tamtej chwili. Ledwo słyszalnym głosem poprosiła, aby opowiedział jej co się stało. Leżała w śpiączce od kilku miesięcy. Lekarze dawali znikome szanse na to, że kie sidykolwiekę obudzi. A jednak. Powiedział też, że towarzyszył jej przez prawie cały ten czas.
-Kiedy leżałaś zrozumiałem coś bardzo ważnego. Jesteś najważniejszą osoba w moim życiu. Nie mogę bez Ciebie żyć. Kocham Cię.
Ona uśmiechnęła się tylko.
- Pamiętasz jak kiedyś obiecywałam, że nigdy Cię nie pokocham?
- Zapomnij o tym proszę. Złam tę obietnice ten jeden raz. Dla mnie.
- Już to zrobiłam. Łamałam tą obietnice każdego dnia. Codziennie budząc się zakochiwałam się w Tobie na nowo.
Głos ledwo wydobywał się z jej gardła. Pochylił się nad jej słabym ciałem. Cicho obiecał, że będzie już tylko lepiej i powtórzył to co zawsze pragnęła od niego usłyszeć. Delikatnie, jakby z niepewnością pocałował ją, Była to najwspanialsza chwila w życiu ich obojga. Spojrzał w jej blade, niebieskie oczy i ujrzał coś czego nigdy nie chciał. Zobaczył jak jej dusza opuszcza ciało. Odeszła...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro