Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Keira

Uwielbiałam to uczucie i niezmiernie żałowałam, że tak rzadko mogłam go doświadczyć. Kiedy wiatr szarpał moim kapturem, targał kosmyki włosów, wymykające się z czarnego warkocza i smagał po ogorzałej od słońca twarzy. Chłód powietrza przyjemnie kontrastował z ciepłem smoka, od którego w takich chwilach zależało moje życie. Na moment mogłam zapomnieć o czekającej nas misji. Zatopić się w tych doznaniach i nie myśleć o tym, co czekało na mnie na ziemi. Piaszczysta pusta przestrzeń umykała pod nami z większą prędkością niż sarny przed Kagarem. 

Poklepałam z czułością łuski mojego towarzysza, lśniące soczystą zielenią w popołudniowym słońcu. Poznałam go, kiedy był już całkiem wyrośniętym, ale buntowniczym pisklakiem. Ja także nie wykazywałam się wtedy zbyt dużą dojrzałością. Może dlatego tak łatwo odnaleźliśmy wspólny język i w ciągu tych kilku lat nasza przyjaźń tylko rosła w siłę. Choć może to dzięki temu, że nie mieliśmy się jak kłócić? Kagar jednak zawsze znalazł sposób na to, aby dać mi do zrozumienia, że nie jest zadowolony z mojego zachowania. W ramach przeprosin musiałam potem pół dnia drapać go po żółtym brzuchu.

Smok zniżył lot, a ja złapałam mocniej za skórzany pasek, którym był owinięty. To było moje jedyne zabezpieczenie przed upadkiem, ale kochałam to. Ufałam też tej aroganckiej zielonej bestii. Poczułam, jak wokół mojej talii jeszcze mocniej zacisnęły się silne ręce siedzącego za mną mężczyzny. No tak. Tym razem nie byłam sama, a już prawie zdołałam zapomnieć o tym fakcie. Jego strach by mnie rozbawił, gdyby nie to, że gardło coraz mocniej zaciskało mi się z nerwów. Jednak lot nie miał z tym nic wspólnego.

Piasek ustąpił równinom, a później drzewom, ale już jakiś czas temu zauważyłam niepokojącą ciemną linię na horyzoncie. Wiedziałam, co na nas czekało, a mimo to wzdrygnęłam się z odrazą. Nie miałam wątpliwości, że było to koniczne, ale nie lubiłam przelewać krwi. Mimo tego, że wykazywałam się pewnymi zdolnościami w tej dziedzinie. A może właśnie dlatego? Dojrzałam znak mojego dowódcy i wykonałam zwrot. Zatoczyliśmy koło, by ostatecznie opaść na polanie. 

Las miał nas ukryć. Dać schronienie. Tak, jak za każdym razem, kiedy potrzebowałam samotności. Zapach ściółki i szepty wiatru między liśćmi zawsze mnie uspokajały. Czasem nawet kołysały do snu. Tym razem jednak czułam się  jak intruz. Ześlizgnęłam się na ziemię po gładkiej smoczej skórze, a Kagar pochylił łeb, aby złączyć nasze czoła. Przymknęłam oczy, by przez chwilę napawać się tym uczuciem jedności i przynależności. 

Powodzenia ─ zdawał się mówić.

Skinęłam mu głową i zniknęłam między pniami razem z resztą mojej małej drużyny. Starałam się scalić z otoczeniem, ale wiedziałam, że w tej kwestii nigdy nie dorównam Kagarowi. Zielone smoki posiadały w tej kwestii wybitne zdolności, zapewne podarowane przez samą Asili. Każdy wiedział, że bogini natury miała w nich swoje upodobanie. Potrafiły też poruszać się niezmiernie cicho. Dlatego nadawały się idealnie do misji, jaką powierzyła nam królowa.

Wiedziałam, że jeśli zawiedziemy, może się to skończyć tragicznie.

*** 

Dzisiaj krótko, słowem wstępu. Ten fragment jest dla mnie jak powiew świeżości. Pojawia się nowa bohaterka, która mentalnie jest mi dużo bardziej bliska niż Hagan i to bynajmniej nie ze względu na płeć. 

Jak wam się podoba? 

Jak myślicie, jaką ma misję i jaki będzie miała wpływ na dalszy przebieg wydarzeń?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro