Przygotowania i podstępny 16
Kilka dni później
Caroline
Jestem właśnie z mamą na zakupach i szukam jakiejś wieczorowej kreacji na jutro. Nie rozumiem o co to całe zamieszanie i dlaczego musi być oszałamiająca. Przecież to zwykłe przyjęcie członków rady i wystarczyłaby w końcu zwykła kiecka, ale matka się uparła i masz ci los.
Od dobrych trzech godzin szukamy tej jednej jedynej i mam już serdecznie dosyć, bo nic mi ani mamie się nie podoba.
- Mamo przecież mam jakieś sukienki w szafie- marudzę.
- Kochanie ależ nie możesz pokazać się w tamtych. To przyjęcie będzie wyjątkowe i musisz tak też wyglądać.
- Ty zawsze na wszystko masz odpowiedź.
- W końcu jestem twoją matką- uśmiecha się czule i ciągnie mnie do niewielkiego butiku.
- Jeżeli tutaj nic nie znajdziemy, nie mam zamiaru więcej chodzić. Głodna jestem- jęczę znowu.
- Jak tylko kupimy to co chcemy, idziemy do jakiejś knajpy.
- To mi pasuje- na myśl o jedzeniu zbieram w sobie wszystkie siły oraz chęci i ruszamy na podbój sklepu.
Wchodzę do środka i w końcu ma wrażenie, że znajdę tutaj coś dla siebie. Patrzę na te wszystkie sukienki i widzę ferie barw, a moje oczy robią wielkie na wszystkie te cekiny, kryształki i tiule.
Przymierzam kilka i mimo że są śliczne, czegoś im brakuje i stwierdzam, że to nie jest to. w końcu dostrzegam coś czego bym nigdy wcześniej nie włożyła, a ten kolor i góra sukienki ( w mediach) jako całość prezentuje się bosko. Proszę mamę, żeby pomogła mi zapiąć tył i doznaję szoku widząc siebie w wielkim lustrze.
- Och kochanie, wyglądasz ślicznie. Twoje ciemne włosy i ten kolor razem wyglądają bajecznie.
- Muszę przyznać, że masz rację. Czuję się ładna- uśmiecham się.
- Skarbie, przecież ty jesteś śliczna i bez tej sukienki.
- Wszystkie matki tak mówią, ale niech ci będzie. To co możemy w końcu iść, bo padnę z głodu?
- No tak, już idziemy.
Z wielkim pudłem ruszamy do samochodu zostawić zakupy, po czym idziemy coś zjeść do pobliskiej knajpki. Rozmową przebiega w miłej atmosferze, dopóki mama nie zaczyna tematu Marco. No i czar prysł.
- Mama proszę cię, nie mam ochoty o nim rozmawiać.
- Kochanie ale to twój mate, na pewno za tobą tęskni.
- Doprawdy mój? Nie wydaje mi się. - Sarkam- Ale może wam przeszkadzam, to się wyprowadzę do domu dziadków- mówić trochę chyba zbyt uszczypliwie.
- Caroline przestać pieprzyć głupoty- o widzę, że mamie włączyło się zdenerwowanie.
- Nie chcę się kłócić, nie chcę gadać o Marco, chcę zjeść w spokoju. Możemy?- Mama tylko kiwa głową i wygląda jakby nad czymś myślała, po czym uśmiecha się pod nosem, a mi to wszystko zaczyna się nie podobać.
Ona coś knuje.
Marco
- Mamo i co? Wiesz już coś? Odezwała się?- Zasypuję rodzicielkę gradem pytań, bo siedzę jak na szpilkach.
- Niedawno miałam telefon- uśmiecha się i pokazuje mi krzesło w kuchni.
- Nie torturuj mnie, tylko mówi- jęczę.
- Na jutrzejszym przyjęcie mamy się stawić wszyscy, a nasz mały wilczek nie domyśla się całego spisku.
- Jak ona się ma?- To dla mnie najważniejsze pytanie.
- Z tego co wiem, ponoć dobrze- mina mi rzednie.
- Czyli nie tęskni za mną- zaciskam usta w wąską kreskę, a mój wilk warczy nerwowo- Niech mnie szlag trafi, jeżeli ona nie będzie moja- oświadczam.
- Spokojnie Marco, ponoć wieczorami kiedy myśli, że nikt nie widzi robi się smutna i czasem płacze.
- Czyli jednak tęskni.
- Na to wygląda, ale swoją drogą będziesz musiał się trochę postarać mój drogi, jak wyjdzie na jaw co się dzieje. Rady facetów z tej rodziny ograniczają się do jaskiniowych porad, a z kobietami czasem trzeba inaczej. Spryt mój drogi to klucz do zwycięstwa.
- Powiedzieli mi coś z goła innego.
- Przerzuć przez plecy i daj klapsa?
- Coś w tym rodzaju- mam jęczy na moje słowa i zagrywa dłońmi twarz, a ja nie wiedzieć czemu, wybucham śmiechem.
- Oni nigdy się nie zmienią, bez względu na swój wiek- mama kręci głową.
- Czy ona domyśla się czegoś? Wie, że tam będę?
- Nie, ale jej mama zapewne właśnie teraz próbuje namówić ją na kupno jakiejś wyjątkowej sukni na jutrzejszy wieczór.
- Oby to nie było nic odkrytego, bo cały plan legnie w gruzach. Nie pozwolę innym fagasom patrzeć pożądliwie na moją mate.
- Nerwy na wodzy, a późnej kiedy wobec świadków będzie twoja, możesz robić co chcesz, ale nie wcześniej.
Żegnam się z mamą i ruszam do domowej siłowni trochę poćwiczyć. Muszę uwolnić mój umysł i popracować trochę na umięśnieniem, jednak jakie jest moje zdziwienie kiedy widzę tam dziadka.
- Babcia cię wygoniła?
- Arin kazała mi tutaj przyjść i dać ci coś- podchodzi do mnie.- Powiedziała, że tobie teraz przyda się bardziej niż jej, a poza tym chce, żeby to zostało w rodzinie.
- To znaczy... co masz na myśli?
- Myślę, że twoja mate i przyszła żona będzie zadowolona- podaje mi niewielkie pudełeczko.
Otwieram czarny aksamit ozdobiony niewielkimi złoceniami, a moim oczom ukazuje się śliczny pierścionek. Patrze to na niego, to na dziadka i widząc jego uśmiech, jestem pewny, że to...
- Dałeś go babci? To jest ten pierścionek?- Pytam wyciągając go i oglądając jak kamień mieni się w świetle.
- Tak, a teraz chce, żeby jej najstarszy wnuk dał go swojej przyszłej partnerce i żonie.
- Mam nadzieję, że go przyjmie. Co ja mówię- wzdycham- ja nawet nie wiem czy ona mnie nie wyśmieje publicznie tam.
- Z tego co wiem, to plan jest idealny i nie odmówi.
- Obyś miał rację.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro