Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Oświadczyny 18

Caroline

Wpatruję się jak ogłupiała w twarz bruneta, który podchodzi do mnie coraz szybszym krokiem, ale zachowując się w ciąż bardzo stosownie. Staje przede mną koło metra i klęka na jedno kolano, po czym bierze moją lewą dłoń w swoje prawą, a mi robi się gorąco. Patrzy na mnie swoimi szarymi tęczówkami tak intensywnie, jakby chciał mnie przewiercić nimi na wylot.

- Caroline Black, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- Otwiera pudełeczko, a moim oczom ukazuje się przepiękny pierścionek.

Czuję szybsze bicie serca i mam wrażenie, że na chwile zgubiło swój rytm, żeby znowu przyspieszyć. W uszach mi szumi, w głowie mam wielki chaos, a żołądek pochodzi mi do gardła.

I co ja mam mu niby odpowiedzieć, kiedy cała sala patrzy się na mnie? Przełykam nerwowo ślinę i już mam dać mu negatywne odpowiedź, kiedy doznaję olśnienia. On liczy się z faktem, że mogę to zrobić i wtedy na pewno zrobi coś, co mi się nie spodoba. A jeżeli zgodzę się, będę mogła zrobić co mi się podoba i będę go mogła wodzić za nos. Nie mam zamiaru ułatwiać mu tego wszystkiego.

- Caroline...?- Jego pełen napięcia głos przywraca mnie do rzeczywistości.

- Tak, zgadzam się- mówię z chytrym uśmieszkiem na ustach, a po jego sylwetce widzę, że odetchnął z ulgą.

Marco wyciąga pierścionek zaręczynowy i po chwili czuję zimny metal na palcu. Mój... narzeczony wstaje, podnosi dłoń do usta i składa na niej czuły pocałunek. Po czym w obecności wszystkich bez skrępowania porywa mnie swoje ramiona i całuje namiętnie ku uciesze zebranych.

- Przestań- przerywam pocałunek i próbuję się odsunąć.

- Nie podoba ci się?- Mruczy w moje ust i wzmacnia uścisk.

- Wszyscy patrzą- jestem lekko zażenowana taką ostentacją jego uczuć.

- Niech patrzą i wiedzą, że jesteś moja- wręcz warczy i znowu skrada mi całusa.

Przyciąga mnie do swojego boku i prostuje się niczym struna, a ja stoję obezwładniona jego siłą alfy i wiem, że ciężko będzie wprowadzić mój plan w życie. Będę na każdym kroku spotykać się z oporem z jego strony i moim zdradzieckim ciałem, które topnieje w jego ramionach. 

Cicho wzdycham i obracam głowę w stronę mojej rodzicielki, która robi niewinny uśmieszek i och... Oni to wszystko ukartowali. To dlatego tak bardzo zależało jej, żeby założyła coś wyjątkowe. Mrużę oczy, zaciskam usta, bo ciężko mi uwierzyć, że rodzice zrobili to wszystko za moimi plecami.

- Nie pozwolę innym patrzeć na ciebie- Woods odzywa się spiętym głosem.

- O co ci znowu chodzi, co?- Syczę.

- Twoja sukienka odsłania zdecydowanie za dużo- warczy.

- I co zrobisz z tym faktem?- Prowokuje go.

 - Zaraz zobaczysz- ale za nim jest w stanie spełnić swoją groźbę, mój tato prosi nas o wspólny taniec i mruga do mnie. Aha, czyli to było pokrzyżowanie planów mojemu samcowi. Czyżby tatuś chciał się zrehabilitować? Jego figlarny błysk w jego oczach świadczy o tym dobitnie.

Zostaję poprowadzona na parkiet i przy dźwiękach spokojnej ballady, rozpoczynamy wspólny taniec. Nie powiem, cudownie czuję się w jego ramionach, ale za to wszystko co zaplanował z resztą rodziny, spotka go kara. Drogo go będzie kosztowało moje przynależenie do niego i dopóki się nie sparujemy,  jeszcze nie jestem jego w pełni. Ciekawe czy on sobie z daje z tego sprawę? 

- Mam ochotę zamordować tych wszystkich niesparowanych samców, którzy patrzą się na ciebie- przyciska mnie do siebie jeszcze mocniej, aż czuję jego nabrzmiała erekcję.

- No to masz problem, bo mi to nie przeszkadza- chichoczę.

- Nie igraj ze mną maleńka, bo nie wygrasz- zjeżdża dłonią na mój pośladek i lekko go ściska.

- Zobaczymy.

Po kilku minutach zaczyna się następna melodia i mam zamiar zejść z parkietu, więc próbuję się odsunąć, ale Marco jak widać ma inne plany. Jego ramiona oplatają mnie ciasno, więc poddaje się i opieram swoją głowę w zagłębieniu jego szyi , wdychając jego cudowny zapach.

Mój umysł walczy z sercem i moją wilczą naturą. Mimo iż chcę dać mu nauczę, za to co zrobił, to jednak jestem lekko skołowana tym wszystkim. Moja wilczyca jest cholerne zadowolona z naszej bliskości i jest nadzwyczaj miła. A ja walczę o zachowanie swojego umysłu w stanie nienaruszonym, bo w przeciwnym razie przez bliskość mojego mate poddam się mojemu sercu.

Po dwóch tańcach i uldze, schodzę z parkietu, przyciśnięta zaborczo do boku mojego mate i narzeczonego w jednym.

- Cudownie pachniesz, kochanie- szepcze mi do ucha.- Mam ochotę cię skosztować.- Mruczy, a mi robi się gorąco od jego słów. 

- Skosztować?- Przełykam z trudem ślinę.

- Tak,  doprowadzę cię do orgazmu i chcę zobaczyć jak dochodzić, maleńka. 

Jego słowa powodują, że płonę.  Pożądanie wypełnia każdą komórkę w moim ciele i odruchowo zaciskam swoje uda. Kiedy opuszczamy imprezę i wychodzimy do holu, zostaję pociągnięta w boczny korytarz i przyparta do ściany, albo raczej do drewnianych drzwi.

- Pragnę cię, Caro. Tak bardzo cię pragnę, czując zapach twojego podniecenia- czuję jak pąsowieję. 

- Ja nie wiem czy to....- jego nagłe natarcie na moje usta, przerywa mi w połowie zdania.

Bierze moją dłoń i układa na swoim twardym kutasie, a ja czuję jak drżę od tego doznania. Marco podciąga moją sukienkę i podnosi do góry za uda, po czym oplatam jego biodra swoimi nogami. Całuje mnie w zagłębieniu szyi,  a jego dłoń wędruje między moje uda i słyszę jak rozrywa moje koronkowe figi. Jednym płynnym ruchem ściąga ją i chowa do kieszeni, a ja cicho jęczę kiedy jego język robi cuda na oznaczeniu. Kiedy czuję jak palce Marco zbliżają się mojej kobiecości,  drewniana powłoka za mną ustępuje i oboje przelatujemy przez próg, lądując na podłodze....

- Co wy tu...? -Słyszę znajomy głos...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro