Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nieznajoma 27

Caroline

Od kiedy Marco dowiedział się, że będzie ojcem, po prostu jest nie do wytrzymania. Oszalał. I nie chodzi mi tylko o to, że jest szczęśliwy, on stał się cholernie nadopiekuńczy. 

Nie ruszaj, zostaw, posiedź. Nawet nosi mnie na po schodach, a przecież mam nogi i na razie jeszcze nawet nie widać, że będziemy mieć dziecko.

Traktuje mnie jak inwalidkę i warczy na każdego faceta, który chociażby spojrzy w moją stronę. Zaczyna mnie to wszystko drażnić. Może też wszystko wyolbrzymiam, ale zawsze jest tak jak on chce. Moje próby samowolki, kończą się w łóżku, karnym rżnięciem. Nie żebym narzekała, ale dałby mi trochę odsapnąć.

Właśnie przemierzam korytarz uczelni, zmierzając na wykłady. W sumie ten czas spędzony tutaj , w tym budynku, to jedyne chwile wolności. O ile, nie dopadnie mnie na przerwach.

- Cześć- słyszę za sobą jakiś kobiecy głos. Obracam głowę i widzę nieznajomą.

- Hej- mówię niepewnie, bo wcale jej nie znam. Wydaje mi się, jakby była ze starszego rocznika, ale mogę się mylić.

- Musisz iść ze mną, widziałam jak twój facet okłada jakiegoś gościa- mówi pospiesznie i ciągnie mnie za sobą.

- Niemożliwe. Dlaczego miałby to robić?

- Słyszałam, jak tamten mówił coś na twój temat.

- A tak, teraz już wiem, że  jednak to jest możliwe.

Szatynką mocniej ściska mi rękę i wlecze mnie za sobą. Nie chcę, żeby Marco kogoś uszkodził. Chociaż z drugiej strony... ma do tego pełne prawo. Jakby, któraś źle powiedziała o nim, to dostałaby w zęby. Zatrzymuję się gwałtownie i stwierdzam, że nie chcę tego widzieć. Dla dobra dziecka nie mogę się denerwować 

- Pospiesz się- warczy, więc wyrywam się z jej uścisku.

- Skoro kogoś okłada, widocznie sobie zasłużył- mierzę ją groźnym wzrokiem i nie podoba mi się, jej drapieżna postawa wobec mnie. Dostrzegam jak zmieniają się jej rysy twarzy, a w oczach płonie gniew.- Nie wierzę, w to co mi powiedziałaś o Marco. Jaka jest prawda?

- Och, prawda może ci się nie spodobać, Black.

- Skąd wiesz jak się nazywam? I o czym ty mówisz, do cholery?

- Wiem, wiele różnych rzeczy o tobie i o Woodsie. Niezbyt macie chlubna historię rodzinną- robi szyderczy uśmieszek.

- To raczej nie twoja sprawa- warczę ostrzegawczo i cofam się o krok. 

Dosyć głośna grupka studentów idzie w naszym kierunku, a kiedy ona też ich zauważa, klnie pod nosem i ucieka.

Nie wiem kim była i czego chciała, ale na pewno coś tu śmierdzi. 

Przykładam dłoń do mojego brzucha i uśmiecham się pod nosem, bo cudownie jest być w ciąży. No może po za tymi porannymi mdłościami, ale jak nie wchodzę na stołówkę, to nic mi nie jest. Najchętniej przytuliłabym się do tego mojego wielkiego czarnego wilka. 

- Cześć kochanie- podskakuję na głos mojego partnera, który zakradł się do mnie od tyłu ( bez skojarzeń proszę ).- Nie bój się, to tylko ja.

- Cześć- obracam się w jego stronę i kradnę mu całuska, po czym wtulam się w jego ciepłe ciało. W jego ramionach czuję się tak bezpiecznie, ale nie mam zamiaru mówić mu o nieznajomej. Skończy się tak, że jeszcze załatwi mi obstawę.

- Odprowadzę cię na wykłady maleńka- obejmuje mnie w pasie i ruszamy do sali.

- Dziękuję, ty mój rycerzu w lśniącej zbroi.

- Do usług moja pani- przygryza płatek mojego ucha, a przez moje ciało właśnie przelatuje stado iskier.

Żegnam się z nim namiętnym pocałunkiem i obiecuję mu szybki numerek w czasie przerwy na lunch. Z wdzięczności dostaję klapsa w tyłek, czym zwracamy uwagę innych studentów. Widząc ich głupkowate uśmieszki, czuję się jakbym występowała w cyrku, pełnym małp.


************************************

Miałam kończyć to czytadło tym rozdziałem, ale wpadł mi do głowy pewien pomysł. Myślę, że was zaskoczę i dodam trochę adrenaliny.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro