Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝓹𝓱𝓸𝓷𝓮 𝓷𝓾𝓶𝓫𝓮𝓻

ZAWIERA SPOILERY DO ❝BLACK WIDOW❞

━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━

┌                                  ┐

𝓨𝓮𝓵𝓮𝓷𝓪𝓽 𝓯𝓻𝓲𝓮𝓷𝓭𝓼𝓱𝓲𝓹
𝓯𝓸𝓻
-JuliAnna-

└                                 ┘

━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━

━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━

        Nie wiedziała, kiedy zaczęła nienawidzić Ohio.

        Może to przez budynki, może przez fakt, iż swego czasu przyzwyczaiła się do tego miejsca aż za bardzo – nie wiedziała. Zdawała sobie jednak sprawę, że nie chciała tutaj przebywać. Że niekiedy ciasne uliczki nie były dla niej, że tylko czekała, aż stąd wyjdzie, zniknie, zaszyje się gdzieś, gdzie nikt jej nie znajdzie, bo... nienawidziła Ohio.

        Nie była to tylko czysta emocja, nie. Natasha Romanoff odczuwała tę nienawiść całym ciałem – przeciwstawiało się. Nie chciało jej słuchać. Głowa uporczywie kazała jej uciekać, podczas gdy nogi zdawały się nie chcieć w ogóle ruszać z miejsca. Klatka piersiowa unosiła się nieco zbyt leniwie, by płuca mogły dostać wystarczającą ilość tlenu. Czuła dziwne zawroty, być może też mdłości, którym nie dawała prawa głosu, byleby nie odezwały się głośniej.

        I uparcie szła do przodu, nie słuchając nikogo. W szczególności samej siebie.

        Tak było zawsze – Natasha nigdy nie lubiła słuchać.

        Chciała zatrzymać się przed starą kamienicą, popatrzeć na nią, zmierzyć wzrokiem i odetchnąć z ulgą, że wreszcie się tutaj dostała, ale jedyne, co zrobiła, to przyśpieszyła krok. Drzwi budynku były otwarte, więc nie musiała się zatrzymywać, by je otworzyć i wejść do środka.

        Jej kroki pobrzmiewały echem na klatce schodowej. Nie chciała czekać na windę, więc wejście po schodach wydawało się być najlepszym pomysłem – nawet jeśli miała w połowie paść płasko na twarz przez brak odpowiedniego dotlenienia organizmu.

        Wreszcie, lekko dysząc, stanęła przed odpowiednimi drzwiami, które obrzuciła nieufnie wzrokiem. Poznała je od razu, bo to tu, między innymi, przebywała z Jamesem, podczas jednej z wielu misji.

    — Na co czekasz? — Usłyszała głos z wewnątrz, który choć znajomy, wydawał się być cholernie obcy. Taki, którego chciała, ale nie potrafiła rozpoznać i przypisać do odpowiedniej osoby.

    — Na ładne zaproszenie — odpowiedziała, wysuwając z kabury pistolet.

    — Nie wyrżnij o próg, dorogoy.

        Natasha przewróciła oczami, mimo tego łokciem naciskając klamkę drzwi, a stopą nieco je odpychając.

        Przy wchodzeniu i tak zahaczyła czubkiem buta o próg.

        To nie tak, że nie słuchała, bądź że miała wszystko, co ktoś do niej mówi, gdzieś. Znaczy, tak, tak było, większość czasu. Ale czasami, czasami, Natasha naprawdę przyjmowała sobie czyjeś słowa do serca, analizując je z każdej strony i zastanawiając się, jak mogłaby je udoskonalić. Nie dzisiaj, oczywiście, bo dzisiaj nie zamierzała słuchać nikogo.

        Na czele z samą sobą.

        Kroki stawiała pewnie, aczkolwiek powoli. Znała rozkład tego mieszkania, co nie znaczyło, że miała zamiar na pewniaka do niego wejść i zacząć się rozglądać. Była tu ona, a to znaczyło, że na pewno coś planowała. Dlatego Natasha nie opuszczała pistoletu, celując nim cały czas przed siebie, idąc na lekko ugiętych kolanach.

    — Zamierzasz się tak chować? — zapytała w końcu, przy ścianie zbliżając się do salonu.

    — A ty?

        Natasha odskoczyła od niej tuż przed wejściem. Poczuła się tak, jakby patrzyła we własne odbicie lustrzane, bo Yelena zrobiła dokładnie to samo, buńczucznie patrząc w jej oczy.

    — Myślałam, że powitasz mnie uściskiem — powiedziała Natasha, postępując krok do przodu. Yelena, w odwrocie, zaczęła się cofać.

    — Oczywiście, może jeszcze zrobić ci do tego babeczki? — zapytała, przekrzywiając lekko głowę w bok.

        Natasha widziała, jak palce blondynki drgają na pistolecie. Postanowiła to wykorzystać, przejmując broń młodszej w tym samym czasie, w którym Yelena sięgnęła po pistolet należący do niej.

        Kopiowały każdy swój ruch. Romanoff wiedziała, że walka była bez sensu.

    — Może porozmawiamy, co? — zaproponowała, powoli zaczynając chodzić w kole tak samo, jak zrobiła to Belova.

    — Z chęcią — warknęła blondynka. — Zacznijmy od tego, jak zwiałaś.

        Natasha zmarszczyła brwi. Wytrącona z równowagi nie zauważyła, jak Yelena przysuwa się bliżej, by zaraz po tym zwalić ją z nóg i odkopać pistolet, by nie mogła po niego sięgnąć.

    — Szybko poszło — mruknęła Yelena, celując w twarz Natashy. Nie w żadno konkretne miejsce, po prostu w twarz, żeby pokazać, że wie, czego chce.

        Ale nie wiedziała. Romanoff tak przynajmniej się wydawało.

    — I co teraz? — zapytała rudowłosa, dźwigając się na łokcie. — Będziesz tak nade mną stać?

    — Pociągać za spust i tak nie mogę — mruknęła Yelena, choć i tak broni nie opuściła. — Więc?

    — Więc co?

    — Masz zamiar się przyznać? — Yelena celowo szturchnęła Natashę w udo. — Że uciekłaś i tak dalej?

    — Po to kazałaś mi tu przyjechać? Żeby grzebać w jakichś starych wspomnieniach? — zapytała zirytowana Romanoff, tym razem już podnosząc się ze starej podłogi.

    — Stare wspomnienia? — warknęła Yelena, strzelając tak, by nabój wbił się w pobliżu lewej ręki Natashy. — Zostawiłaś mnie tam, Natasha. Dlaczego? Dlaczego mnie nie szukałaś?

    — A dlaczego ty tego nie zrobiłaś? — zapytała Romanoff, starając się ukryć drżenie ciała.

    — Czy ty jesteś poważna? — Belova zmrużyła oczy, zaciskając ręce na pistolecie tak mocno, że jej kostki zwyczajnie zbielały. — Jak miałam to zrobić, mając Czerwoną Komnatę na karku?

    — Czerwona Komnata nie istnieje. Dreykov nie żyje — przypomniała Natasha, wreszcie stając twarzą w twarz z siostrą i pistoletem, który wciąż był w nią wycelowany.

    — Jesteś głupia myśląc, że mogło ci tak łatwo pójść — oznajmiła Yelena, postępując krok do tyłu.

    — Czekaj...

    — Łączysz fakty, świetnie — rzuciła blondynka, całkowicie odchodząc od zdezorientowanej Natashy. — Chyba zacznę ci klaskać.

    — Przestań być tak sarkastyczna — warknęła Romanoff. W odpowiedzi dostała tylko wzruszenie ramionami. — Myślałam, że...

    — Że uratowałaś nas i kolejne pokolenie dziewczynek — dokończyła Belova, choć nie to Natasha chciała powiedzieć. W milczeniu podążyła za Yeleną do kuchni. — Fajna myśl, prawda? Ale już nie mogłaś sprawdzić i upewnić się, czy faktycznie wszystko poszło z planem.

    — Poszło z planem — powiedziała stanowczo Natasha. — Potem nawet nie było czego sprawdzać. Wszystko wyleciało w powietrze.

    — Widzisz, nie wszystko — oznajmiła Yelena, wciskając pistolet do kabury. — Dlaczego mnie zostawiłaś, Natalia?

        Natasha zacisnęła usta w wąską linię. Tak cholernie dawno nie słyszała tego imienia, wypowiedzianego w tak gorzki sposób...

    — Nie chciałaś, żeby młodsza siostra mieszała się w twoją karierę? — zapytała Belova, nie patrząc na starszą. — Avengersi. To takie dumne, prawda?

    — Nie chciałam mieszać się w twoje życie — powiedziała ciszej, patrząc tylko jak Yelena wyciąga z lodówki cholerną butelkę wódki. — Myślałam... miałam nadzieję, że ułożyłaś je sobie beze mnie.

    — Wiesz, telefon raz na jakiś czas nie mógłby zaszkodzić — stwierdziła z goryczą w głosie Yelena. — Nawet, jeśli nie odebrałabym.

    — Więc jaki sens byłby w dzwonieniu? — zapytała Natasha, rozkładając bezradnie ręce.

    — Wiedziałabym, że ci zależy — oznajmiła Yelena, nalewając sobie wódki do kieliszka. — Że faktycznie chcesz się skontaktować.

        Romanoff zacisnęła usta w wąską linię, przyglądając się, jak jednym ruchem przybliża kieliszek do ust i zaraz stawia go na blacie stolika, pusty.

    — Czekam na twoją spowiedź — powiedziała w końcu Yelena, rozsiadając się na starym krześle. — Tylko pomiń „nie chciałam” i „przykro mi”, bo tego nie chcę słuchać.

         Natasha nie wiedziała, co powiedzieć. Nigdy nie sądziła, że jeszcze spotka się z Belovą, że będzie musiała tłumaczyć się z rzeczy, które zrobiła bez większego przemyślenia. Chciała tylko... przeżyć. Uciec od Rosji, od Czerwonej Komnaty, od siebie.

    — Bałam się wrócić — powiedziała w końcu Romanoff, chowając ręce do kieszeni kurtki. — Nie chciałam znów trafić do Czerwonej Komnaty.

        Yelena kiwnęła powoli głową, jakby wcale nie chciała tego zrobić; jakby to jej ciało chciało, żeby to zrobiła. Milczała, a to było jeszcze gorsze od krzyku, bo na krzyk Natasha wiedziała, jak zareagować – na to, co działo się po milczeniu mogła jedynie czekać. A nienawidziła czekać, nienawidziła udawać cierpliwej.

        A potem zobaczyła łzy, tańczące w oczach Yeleny.

    — Myślałaś czasem o mnie? — zapytała cicho, nie próbując nawet spojrzeć na Natashę. — Myślałaś, że może ja też się boję?

        Natasha postąpiła krok w bok, chcąc wejść w pole widzenia Belovy, ale ta uparcie odwróciła od niej wzrok. Jak dziecko ostentacyjnie pokazując, że nie ma ochoty na nią choćby spojrzeć.

    — Wiem, że chcesz znowu rzucić się na głęboką wodę i zabić Dreykova. Wchodzę w to — oznajmiła Yelena, ocierając nadgarstkiem łzy. — Ale na więcej ode mnie nie licz.

        Blondynka wyciągnęła z kieszeni zdjęcia, zrobione w budce przeznaczonej do fotografowania i rzuciła je na stolik, od którego zaraz po tym odeszła. Natasha nie widziała sensu w pójściu za nią, bo Yelena i tak nie miałaby zamiaru dopuścić jej do siebie w tym momencie. Zamiast tego uniosła z wahaniem fotografię w akompaniamencie trzaskania drzwi i zagryzajac wargę spojrzała na tył papieru.

        Był tam tylko numer komórkowy.

━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━━

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro