Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

— Dobrze już możesz wstać — zgodnie z poleceniem podniosłem się, zaczynając rozmasowywać bolące plecy.

— Czyli Ryan... — teraz mogłem mówić do niego po imieniu. Takie były zasady. Wyższy skinął teraz głową na znak, że mnie słucha. — mogę dziś spać u ciebie?

Bałem się jak diabli jego reakcji. Nie wiedziałem co odpowie. Może to za szybko? Ale nie mówiłem przecież niczego nie na miejscu, tak mi się przynajmniej wydaje. Lustrując jego twarz myślałem, że umrę. Czas się zatrzymał. Chyba podchodzę do tego zbyt emocjonalnie, lecz bardzo mi na tym zależało. Usnąć w ramionach tego mężczyzny, obudzić się przy nim, wypić razem herbatę, bo w końcu ta była bardzo zobowiązująca. Prawda? Picie wspólnie porannej herbaty - to był już wyższy etap znajomości. Nie kawy. Tą pije każdy. Nawet w kawiarniach ludzie umawiają się na nieznaczące nic picie kawy i ciastko. Nikt nie chodzi tam, by uraczyć swoje podniebienie herbatą. Tą piją wspólnie małżeństwa. Jeden z kochanków robi ją, gdy drugi kochane jest chory, chce o niego zadbać. To był najwyższy wymiar miłości. Czy to już szaleństwo? Chyba jeszcze nie, tak myślę. Nie chciałem przecież od Ryana niczego złego, tylko wspólnego picia ziołowego trunku. To by mi wystarczyło. Nasza więź po takim akcie byłaby już na tyle silna, by nikt nas nie rozdzielił. To pewne. W końcu to herbata. Nie ma ponad nią niczego, nawet obrączki czy podpis na akcie ślubu. W porównaniu do parującego pełnego troski kubka niesionego przez partnera były niczym.

— Nie  

Okey. Jakoś to przetrzymam, chyba. Poratowałem się mocnym wdechem, by zagłuszyć moje rozczarowanie.

—  W porządku. To napisz, jak będziesz miał czas.  — Nie wyczułem nawet jak mój głos drży. Zagryzłem wargi, chcąc zakomunikować 'Hej, to nic. Wcale nie zależy mi na tobie jak na nikim innym. To okey, że nie chcesz ze mną spędzać czasu. Po prostu napisz, gdy będziesz chciał mnie zerżnąć.'

I się rozeszliśmy. Ja udałem się do domu, a on chyba został jeszcze w ośrodku. Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. 

No dobrze jednak obchodzi. Nawet bardzo. 

Mniejsza, nie będę teraz o tym myśleć. Poszedłem zaparzyć sobie kawę. Nie herbatę, a kawę. Tamten magiczny trunek pozostawię na spotkanie z nim. Tak postanowiłem.

***

— A może dzisiaj mogę zostać? —  zapytałem, gdy zacząłem zakładać swoje ubrania.  

— No nie wiem...

Miał ładne mieszkanie. Pełne zabaweczek pochowanych po różnych zakamarkach. Nawet w kuchni schowane miał co nie co, jakby na wypadek, gdyby ochota naszła go akurat tam. Całkiem zabawne. 

Kończyłem przekładanie koszulki przez głowę, gdy usłyszałem jak puszcza muzykę. No może nie puszcza, a po prostu zmienia utwór. Przez całe nasze dwu-godzinne spotkanie ta leciała w tle, co jakiś czas będąc zagłuszana przezwiskami kierowanymi w moją stronę lub moimi jękami czy krzykami bólu. 

"Nothing's Gonna Hurt You, Baby" brzmiało jako obietnica składana mi z każdym kolejnym ciosem. Najpewniej utwór przypadkowo znalazł się na playliście i nie było to zaplanowane, jednak kolejne przezwiska wypowiadane przez Ryana idealnie, z wręcz niemiecką precyzją, komponowały się z wyśpiewywanym 'baby' i następnymi zapewnieniami, iż nic nie jest w stanie mnie skrzywdzić do póki on jest przy mnie.

Ale to już minęło. Ten stan rozkoszy. Teraz słyszałem jakiś lekki popowy kawałek puszczony jakby na rozluźnienie.

—  Czyli mógłbym zanocować? — Nie chciałem naciskać, ale potrzebowałem trochę bliskości. Nie oczekiwałem już nawet wspólnego picia herbaty, ale chociaż pieprzonego 'lubię cie', które padłoby z jego ust. Nic takiego nie nastąpiło.

— To nie najlepszy pomysł —  Tylko tyle lub aż tyle. Zabolało. Ponownie zastosowałem tą samą taktykę co poprzednio. Głośno wciągnąłem powietrze.

— W porządku. To zadzwoń jak będziesz miał czas. — Potem ubrałem się i wyszedłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro