
VI
Wsłuchuję się w bicie serca pod jego klatką piersiową, przy okazji bawię się końcówkami włosów. Leżę na jego ciele, będąc dodatkowo obejmowana przez męskie ramiona i całowana w głowę przez usta, które tak bardo chciałabym zasmakować. W kojący i troskliwy sposób masuje moje plecy, moją głowę, nie mówiąc nic przy tym. Nie odzywamy się, żadne z nas od dłuższego czasu nic nie powiedziało, dla mnie ta chwila jest taka romantyczna. Leżę w objęciach mężczyzny, którego kocham, mojego ukochanego, jednocześnie szefa. Zraniłam go, a on i tak do mnie przyszedł.
— Przepraszam — wyszeptałam.
— Nie musisz mnie przepraszać.
— Wykrzyczałam ci coś, czego nie powinnam.
— Naprawdę nie masz za co mnie przepraszać — obdarował moją głowę pocałunkiem, przez co ponownie poczułam falę miłych uczuć w brzuchu.
Zawsze zastanawiało mnie to, na czym stoję z Alanem. Czy nas łączy tylko seks, czy może już coś więcej? Od pół roku nasze kontakty są inne, zdążył mnie poznać i nie mam przed nim żadnej tajemnicy, nie potrafiłabym nawet nic ukryć. Ja także zdążyłam poznać jego prawdziwy charakter, który chyba tylko mi potrafi pokazać. Na każdym kroku mnie intryguje i fascynuje, nie ma rzeczy, która mnie nie przestaje zadziwiać i onieśmielać w nim. Jest mężczyzną, przy którym mogłabym spędzić całe życie, lecz czy ja jestem kobietą, przy której on potrafiłby uczynić to samo? Czy darzy mnie tym uczuciem, którym ja darzę jego? Czy kocha mnie tak samo?
— Alan... — rzekłam, jednocześnie powoli uniosłam się i spojrzałam na niego z góry, kładąc obie ręce na jego nagim torsie.
— Tak? — zapytał i położył ręce na mojej talii, którą zaczął gładzić.
Nie byłam pewna, czy chcę to mówić, a w szczególności pytać. Jak zareaguje? Co pomyśli wtedy o mnie? Czy będzie oburzony i pomyśli, że oczekuję czegoś od niego? Czy pomyśli, że jestem nachalna i wyobrażam sobie niestworzone historię na nasz temat? Wszystko od dłuższego czasu nasuwa mi się do głowy, nie umiem na to odpowiedzieć i tylko jednym wyjściem będzie, jak zapytam go. Zagryzłam dolną wargę i przejechałam dłońmi po jego torsie, delikatnie pochylając się do przodu. Nie spoglądałam mu w oczy, ale czułam jego palące spojrzenie na sobie. Uważnie mnie obserwował i wyczekiwał tego, czego najbardziej się obawiam.
— Coś się stało? — zapytał.
Przełknęłam ślinę i ponownie przejechałam rękoma po klatce piersiowej. W końcu wzięłam głęboki wdech, czując przy tym grzejącą się krew w żyłach i spojrzałam w jego oczy.
— Na czym stoimy?
Wiedziałam, że zareaguje zdziwieniem, od razu w nim to zobaczyłam. Zdziwił się, marszcząc brwi i poczułam przez moment, jak mocniej zaciska opuszki palców na moim ciele. Uważnie i pytającą przyjrzał mi się, a ja skrępowana odwróciłam od niego wzrok, chcąc uniknąć najgorszego, co właśnie może się wydarzyć. Czy popełniłam jakiś błąd, pytając go o to? Czy będzie uważał mnie za wariatkę, która wyobraża sobie nie wiadomo co? Na następny raz powinnam naprawdę się walnąć w głowę, zanim o cokolwiek zapytam.
— To znaczy? W jakim sensie? — zapytał niskim tonem, przejeżdżając prawą dłonią po moim mostku.
Przełknęłam ślinę, czując rosnącą gulę w gardle. Nie potrafię mu odpowiedzieć na pytanie. On na pewno pomyślał o mnie jak o kolejnej kobiecie, która życzyła sobie wielkiej miłości. Popełniłam błąd, pytając go o to, nie powinnam. Jestem dla niego tylko zwykłym narzędziem do zaspokojenia potrzeb, który jednak darzy go wielką miłością.
To mnie tak bardzo boli.
Dlaczego nie możesz poczuć tego samego, co ja czuję wobec ciebie?
Nachyliłam się nad nim i doskonale słyszałam, jak wciągnął więcej powietrza do ust. Moje właśnie prawie stykają się z jego. Malinowe usta mam kilka milimetrów od swoich i bardzo chcę je pocałować, a Alan nie wykonuje żadnych sprzeciwiających się gestów. Patrzę na jego oczy, to wzrokiem ponownie lecę na usta, które chciałabym wręcz chorobliwie zasmakować. Moje serce wali jak oszalałe przez tą bliskość, która jest prawie tak samo intymna jak nasze stosunki seksualne. Momentalnie się cała zgrzałam przez to i przeszły mnie ciarki, gdy przejechał dłońmi wzdłuż mojej talii i zatrzymał się przy piersiach, o które specjalnie zahaczał kciukami.
— Pocałuj mnie — wyszeptałam, muskając jego dolną wargę.
Nie odpowiedział. Trwaliśmy w takiej pozycji, prawie drżąc przez tą bliskość między sobą. Tak bardzo chciałam go pocałować, ale nigdy nie zrobię tego bez jego zgody, nie potrafiłabym. Po chwili gwałtownie chwycił mnie za ramiona i obrócił się, dominując tym razem u góry. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam szerzej oczy, spoglądając prosto na jego zdeterminowaną osobę, jednocześnie taką tajemniczą. W intensywny sposób patrzy w moje oczy, przybliżając swoją twarz do mojej. Biorę głęboki wdech, gdy musnął moje usta swoimi.
— Jesteś piękną kobietą.
Wyszeptał to do mnie niskim tonem i od razu poczułam kolejną falę motylków w brzuchu. Wciągnęłam więcej powietrza do ust, kiedy nasza bliskość się raz zwiększała, a raz malała. Prowokował mnie i kusił, muskając moje usta. Leżałam sparaliżowana i nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu, a pozwolić mu zacząć swoją grę, która jeszcze bardziej spowoduje, że zakocham się w tym człowieku. Z dnia na dzień kocham go jeszcze mocniej.
— Jesteś inteligenta i oszałamiająca.
Przymknęłam oczy, czując rozlewające się ciepło w moim ciele. Niepewnie uniosłam swoje dłonie w górę i położyłam delikatnie na jego karku, chcąc nie wystraszyć. Moje ciało z każdą sekundą się grzeje, podbrzusze zaczyna szaleć od przyjemnego uczucia, które jak zwykle serwuje mi mój ukochany. Jest bardzo blisko mnie i nie zdziwiłabym się, gdyby czuł moje obijające się serce o klatkę piersiową.
— Nigdy nie miałem takiej kobiety jak ty, Marnie — wyszeptał prosto do mojego ucha.
Uniosłam biodra w górę, wydobywając z siebie głośniejsze westchnięcie. Aż spięłam całe ciało, gdy wypowiedział do mnie te słowa tak niską i intensywną tonacją, którą kocham. Dlaczego on mi to robi? Dlaczego za każdym razem musi dawać nadzieje? Dlaczego musi w ten sposób do mnie mówić i powodować, że kocham go jeszcze bardziej?
— Nie jesteś tym, kim byłaś dla mnie na początku — wyszeptał w moje usta.
Wplątałam dłonie w jego włosy, unosząc delikatnie biodra w górę. Te słowa był dla mnie jak manna z nieba, powodując jeszcze większe rozgrzanie w ciele i podwojenie ilości motylków w podbrzuszu. On to powiedział. Powiedział, że nie jestem dla niego narzędziem, z którego może korzystać kiedy chce, nie jestem dla niego maszyną do zaspokojenia potrzeb. W takim razie kim jestem? Zabolała mnie dziwnie głowa, gdy o tym pomyślę.
— Jesteś kimś ważnym dla mnie.
W moim ciele ponownie coś się rozpłynęło; bardziej mocniejszego i intensywnie przyjemnego. Serce zabiło kilkukrotnie szybciej, a krew rozgrzała się jeszcze bardziej. To uczucie było czymś wspaniałym, czymś pięknym i na samą myśl, że jestem dla niego kimś ważnym, chciałam wykrzyczeć, jak bardzo go kocham. Przeszły mnie ciarki, gdy przejechał swoją dłonią po moim podbrzuszu i wjeżdżał nią coraz wyżej, nie odrywając przy tym prawie swoich ust od moich. Cały czas był nachylony i czułam na policzkach jego oddech, który i tak mieszkał się z moim. Ponownie przeszedł mnie dreszcz, gdy przejechał po mostku między piersiami i zatrzymał się na pierwszym guziczku mojej nocnej koszuli.
— Twoja obecność przy mnie od początku poprawiła wszystko — odpiął pierwszy guziczek.
Zacisnęłam uda, czując przechodzący prąd prosto do kobiecości. Biorę głęboki wdech, czując dalej jego obecność nad sobą. Mam zamknięte oczy i boję się je otworzyć, bo momentalnie zesztywniałam w miejscu i pozwoliłam mu na wszystko, pozwoliłam na kolejną grę, nad którą on miał kontrolę. Jedyne na co sobie pozwoliłam, to na delikatne wplątywanie palców w jego brązowe i szorstkie włosy.
— Podoba mi się to, z jakim oddaniem robisz wszystko — odpiął kolejny guzik — Potrafisz być gotowa na wszystko — wyszeptał w moje usta, odpinając trzeci — Potrafisz być gotowa na wszystko ze mną.
Ostatnie zdanie wyszeptał prosto do mojego ucha, a później ustami krążył wokół mojej szczęki i skroni, powodując przechodzący i drażniący dreszcz, jednak bardzo przyjemny i podniecający. Odpinał guzik za guzikiem, a każde przypadkowe spotkanie z jego skórą było palące, było czymś podobnym jak do kopnięcia prądem. Silne uczucie przechodziło przez moje ciało, gdy tylko poczułam jego dotyk na nagiej skórze, która jest rozpalona. Na dodatek słowa, które wypowiada prosto w moją stronę są czymś, co chciałam usłyszeć od dawna.
— Pytałaś, na czym stoimy, tak?
Zacisnęłam uda i wciągnęłam małą ilość tlenu do płuc, czując po chwili jego usta, które muskają moje. Zadrżałam, gdy odpiął ostatni guziczek i chwycił za biały materiał nocnej koszuli, odsłaniając powoli moją nagą klatkę piersiową.
— Nie mam pojęcia — powiedział, chwytając za kolejny materiał i już po chwili świeciłam nagością pod nim — Ale wiem, że jesteś ważna w moim życiu.
— Pocałuj mnie, proszę — wyszeptałam błagalnie.
Już prawie to zrobił, czułam jego usta, które są bardzo blisko moich, nawet swoje rozchyliłam, jednak poczułam ukłucie w sercu i rozczarowanie, gdy obniżył głowę i obdarował mój dekolt pocałunkiem. Chciałam, żeby mnie pocałował, a znowu tego nie zrobił, dlaczego? Dlaczego on mnie nie chce całować? Dlaczego to tak boli?
Jestem rozczarowana, jednak nie potrafię zapanować nad przyjemnym uczuciem, które rozpływa się w moim ciele pod każdym jego pocałunkiem, jakim obdarowuje mój brzuch. Schodzi coraz niżej wzdłuż mostka, pozostawiając za sobą piersi, których nawet nie dotknął. Spinam całe ciało, gdy przejechał językiem przez długość brzucha i zatrzymał się na podbrzuszu, którego czule pocałował.
— Masz w sobie wszystko, czego każdy mężczyzna pragnie — wyszeptał, całując moje podbrzusze i wplątał opuszki palców pod materiał mojej bielizny.
Masz w sobie wszystko, co kocham.
*
Zasiadłam przed komputerem, klikając w migające wiadomości. Już na początku rzuciła mi się w oczy Panna Collins, jednak zignorowałam ją, wbijając mocno paznokcie w skórę. Weszłam w jedną, bardzo ważną wiadomość i po przeczytaniu, skierowałam się do gabinetu szefa, pukając dwa razy w drzwi. Weszłam do środka, nie tylko przyciągając spojrzenie ukochanego, ale i jego wspólnika Jesse'a, którego zdążyłam już poznać. Oboje zmierzyli mnie od góry do dołu i zauważyłam, jak Alan przelotnie spojrzał na czarnowłosego mężczyznę przed nim, to powrócił do kontaktu wzrokowego ze mną.
— Coś się stało? — zapytał, przybierając poważniejszej postawy.
— Spotkanie z Panem Simpsonem na piętnastą — oznajmiłam.
— To za dwadzieścia minut — zmarszczył brwi — Dlaczego dopiero teraz mnie powiadamiasz?
— Powiadomiłam już tydzień temu — uniosłam kąciki ust w górę i udałam się do wyjścia.
— Zadziorna — zdążyłam usłyszeć głos Pana Jeffersona przed zamknięciem drzwi.
Tak, spotkanie z Panem Simpsonem już jest zaplanowane od tygodnia, a współorganizator tego spotkania chyba zapomniał. Czuję wielką satysfakcję, gdy to ja mogę go upominać o tym, o czym zapomina. Weszłam na swoje stanowisko i po zamknięciu komputera, sięgnęłam po torebkę, robiąc ostatnie poprawki w swoim wyglądzie przy lustrze na głównym holu. Czerwona sukienka Vicky idealnie opina moje ciało, podkreśla biust i szczupłe nogi. Poprawiłam swoje ulokowane, brązowe włosy i usłyszałam, jak drzwi od gabinetu szefa się otwierają i już po sekundzie w odbiciu dostrzegłam dwóch eleganckich mężczyzn, którzy żegnają się ze sobą.
— Do zobaczenia, Panno Wilson — Jefferson zwrócił się do mnie z uśmiechem, spoglądając na mnie.
— Do zobaczenia — uśmiechnęłam się.
Skierował się do windy, pozostawiając nas samych na dwudziestym piątym piętrze. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, wygładzając nierówność na brzuchu i zobaczyłam, jak postać Diabła kieruje się prosto do mnie. Poczułam skurcz w brzuchu i szybko odchrząknęłam, nie pokazując mojego speszenia. Wciągnęłam więcej powietrza do ust, gdy stanął tuż za mną i nie ukazując żadnych emocji spojrzał mi prosto w oczy, dotykając mojej nagiej skóry na plecach.
— Jesteś bardzo zorganizowana — odezwał się niskim tonem, nachylając się nad moim barkiem — Podoba mi się to — obdarował moje ramię czułym pocałunkiem, powodując rozpłynięcie się ciepła po moim ciele.
— Nazywany rekinem w Nowym Jorku, a zapomina o tak ważnych spotkaniach? — mruknęłam, odchylając głowę na bok.
— Zdarza się, gdy cały czas myśli się o czymś innym — położył dłoń płasko na moim brzuchu i przyciągnął do swojego torsu, obdarowując ponownie mnie pocałunkiem — Bardzo pięknie wyglądasz.
— Dziękuję — powiedziałam, opierając głowę o jego ramię — Wiesz, że za piętnaście minut musimy być na miejscu?
— Za piętnaście minut to oni mają być na miejscu.
Uśmiechnęłam się. Jego stanowczość i powaga mnie bardzo pociąga, uwielbiam to w nim i mogłabym się oddać, jednak dzisiaj chcę czegoś nowego. Dzisiaj to ja rozdaję karty. Jego pocałunki na moim ramieniu stawały się coraz bardziej zachłanne i z wielki trudem odskoczyłam od niego, pozbywając się tej przyjemności. Spojrzał na mnie, a ja doskonale widziałam jego błysk w oku.
— Spóźnimy się — powiedziałam, uśmiechając się i z gracją skierowałam się w stronę windy, pamiętając o założeniu czarnego płaszcza.
Stanęłam przed windą, czując po chwili obecność ukochanego za sobą. Jego intensywne perfumy od razu zaatakowały moje nozdrza, drażniąc w każdy możliwy sposób. Kocham te perfumy i mogłabym zaciągać się nimi jak papierosem; potrafią mnie uspokoić, rozluźnić i odstresować. Przede wszystkim są bardzo uzależniające. Drzwi się rozsunęły i oboje weszliśmy do środka, nie odzywając się w ogóle. Tak, dzisiaj mam wielką ochotę grać, rozdawać karty i decydować o wszystkim. Doskonale pamiętam dni, kiedy to właśnie kontrolowałam wszystko, jednak doskonale pamiętam kary, które odbywałam później.
— Więc... — zaczął, poprawiając krawat.
— Więc? — odparłam oficjalnym tonem.
— Ach, rozumiem — skwitował — Więc to tak?
— Więc to tak — odpowiedziałam.
— Jesteś pewna?
— Wszystkiego.
— Dobrze, Panno Wilson — zaakcentował ostatnie dwa słowa intensywniejszym tonem.
Tak, gra wystartowała, a z nią winda otworzyła swoje wrota. Wypuścił mnie przodem, a ja z gracją ruszyłam przed siebie. Kilka spojrzeń pracowników wokół padło na nas, ale nie zwracałam na to nawet najmniejszej uwagi i szłam prosto do wyjścia, wydając jedynie głośny stukot szpilek.
— Wilson!
Zatrzymałam się, słysząc dobrze znany mi głos. Odwróciłam się w bok i dostrzegłam Luke, który idzie w moją stronę. Zacisnęłam usta w wąską linie i poczułam rozgrzewającą się krew, będąc świadoma tego, jak bardzo Alan nie lubi mnie widzieć w jego towarzystwie. Przelotnie spojrzałam w stronę ukochanego, który zmierzył wrogo Wilda i poszedł prosto przed siebie. Poczułam ukłucie w sercu, gdy przeszedł obojętnie obok mnie, nawet nie patrząc na mnie. Przełknęłam ślinę wraz z rosnącą gulą i odchrząknęłam, unosząc głowę na blondyna.
— Cześć — stanął na przeciwko mnie z uśmiechem — Lecisz gdzieś? — zmierzył mnie i spojrzał w stronę Hendersona.
— Tak, przepraszam, muszę iść — rzuciłam, ruszając w stronę wyjścia — Ważne spotkanie! — dodałam, ostatni raz spoglądając w jego błękitne tęczówki.
Wzięłam głęboki wdech i z trudem pchnęłam szklanymi drzwiami przed siebie, czując po chwili luźniejsze otwieranie. Moje serce przyspieszyło, gdy zetknęłam się z postacią ukochanego, który otworzył mi drzwi, ale nawet nie patrzył na mnie i zauważyłam, jak zagryza wewnętrzną część policzka.
— Dziękuję — uśmiechnęłam się.
— Śpieszmy się, za dziesięć minut musimy być na miejscu — powiedział poważniejszym tonem, ruszając w kierunku swojego czarnego porsche panamera.
— Za dziesięć minut to oni mają być na miejscu.
**
Otworzył mi drzwi, podając przy okazji rękę, abym wysiadła z samochodu. Uniosłam głowę i spojrzałam na ogromny budynek Empire State Building, który jest dwa razy większy od firmy Solos. Jesteśmy spóźnieni o jakieś piętnaście minut, ale dla niego to nie jest żaden problem, chociaż zawsze jest punktualny. Ruszyliśmy prosto do budynku, gdzie przez trzy godziny będę wysłuchiwać dyskusji na temat nowych przedsiębiorstw i akcji, których w większości konsumentem jest Alan Henderson.
Skierowaliśmy się prosto do windy, do której wchodziło coraz więcej biznesmenów. Zabolała mnie dziwnie głowa, gdy musiałam z takim tłumem być w środku tak małego pomieszczenia. Nienawidzę być osaczona, czuję się strasznie niekomfortowo, a najgorsze jest to, że to sami mężczyźni. Przełknęłam ślinę i wzięłam po raz ostatni dawkę świeżego powietrza do płuc, wchodząc do windy, gdzie panuje tłok i zapach męskich, intensywnych perfum zmieszanych razem z sobą, to aż mdli. Stanęłam po prawej stronie komory, zaciskając dłonie na torebce i czując, jak już krew zaczyna grzać się w środku, a serce przyspieszać. Po chwili obok mnie pojawił się mój ukochany, który spojrzał na mnie badawczo. Doskonale wie, że nienawidzę przebywać w tłoku.
— Panie Henderson, cóż za miłe spotkanie — odezwał się męski głos.
— Dzień dobry — przywitał się oficjalnym tonem.
— Och, i Pańska prawa ręka, Panna Wilson — zwrócił się do mnie.
Uniosłam głowę, patrząc prosto na mężczyznę w średnim wieku. Moje serce łomocze o klatkę piersiową, a ręce się pocą, to okropne. Nie przeszkadzają mi małe miejsca, nie mam klaustrofobii, ale przeszkadza mi tłok, przeszkadza mi ogromne zamieszanie właśnie w małych miejscach, gdzie nie można aż wykonać żadnego ruchu i tylko dusić się w tym wszystkim. Teraz duszę się w tych intensywnych, męskich perfumach, które unoszą się w powietrzu.
— Dzień dobry — wydusiłam z siebie, szybko ponownie spuszczając głowę na szpilki.
Poczułam, jak męska dłoń dotyka mojej, a po chwili splata się w troskliwy sposób z moimi palcami. Zacisnęłam rękę, która jest spleciona z ukochanym i poczułam, jak znane mi ciepło rozpływa się w ciele. W kojący sposób kciukiem pociera moją skórę, dodając choć trochę otuchy i rozluźnienia. Moje serce przyspiesza już nie z powodu tłoku a dotyku, jakim obdarował mnie ukochany. Nie boi się, że ktoś może nas przyłapać spośród tylu znanych biznesmenów wokół? Na dodatek jeden mężczyzna stoi na przeciwko i patrzy prosto na nas, ale on... On złączył nasze dłonie.
— Przygotowany? — odezwał się mężczyzna, spoglądając na Hendersona.
— Zawsze — odparł.
— W takim razie życzę powodzenia — powiedział.
— Dziękuję.
Zaczerpnęłam więcej powietrza do płuc, prawie krztusząc się tym wszystkim. W pewnym momencie moje serce zaczęło bić jak oszalałe, a krew pompowała się do granic możliwości, gotując się na dodatek. Było mi niedobrze i spojrzałam jak dziecko z nadzieją na ukochanego, który także odwrócił głowę w moją stronę. Otworzył szerzej oczy, kiedy tylko spojrzał na mnie i nachylił się.
— Jak się czujesz? — zapytał.
— Źle... — wyszeptałam, oddychając szybciej — Chcę stąd wyjść, nie wytrzymam tego zaraz...
— Spokojnie, wytrzymasz... — ręka, która dotychczas była spleciona z moją, teraz wylądowała na mojej talii, którą zaczął gładzić — Nie stresuj się, pomyśl o czymś miłym.
— Nie potrafię... — wydyszałam, opierając plecy o ściankę.
— Potrafisz, wierzę w ciebie.
I zrobił coś, czego się nie spodziewałam. Coś, przez co moje serce zabiło kilkukrotnie, a motylki w podbrzuszu zrodziły się, aby siać spustoszenie. Pocałował mnie czule w policzek, przytrzymując dokładnie cztery sekundy na mojej skórze swoje usta. On mnie pocałował przy siedmiu mężczyznach, biznesmenach, inni pracują dla mediów, pras i innych wiadomości, którzy mogliby to w każdej chwili napisać. Pocałował mnie przy wszystkich, nie przejmując się w ogóle ich obecnością i tym, czy zauważyliby to. On mnie pocałował bez żadnych skrupułów. Moje serce szaleńczo obija się o klatkę piersiową, a nogi chcą ugiąć się pod sobą, czuję, jak tracę grunt i zaraz się wywalę. Policzki płoną od rumieńców, oddech przyspiesza, a brzuch wykręca się od przyjemnego, jednocześnie bardzo drażniącego uczucia. On mnie pocałował przy wszystkich.
Winda się rozsunęła, pozwalając wyjść wszystkim z pomieszczenia. Zaczerpnęłam więcej świeżego powietrza do płuc, gdy wyszłam z tej małej celi, gdzie utknęłam z samymi mężczyznami, od których intensywnie biło perfumami. Ten zapach naprawdę mdlił, był okropny. Zaczerpnęłam kolejnej dawki tlenu, czując po chwili męską dłoń na moich plecach i po odwróceniu głowy w bok, zetknęłam się z troskliwym spojrzeniem ukochanego.
— Jak się czujesz? — zapytał, prowadząc mnie w stronę spotkania.
— Lepiej... — wydusiłam z siebie, zaczerpując głęboko powietrze — O wiele lepiej.
— Panno Wilson, proszę mi tylko nie mdleć. Jest Pani mi potrzebna — powiedział oficjalnym tonem.
Odchrząknęłam, prostując plecy. Tak, zapomniałabym, przecież gra trwa dalej, to ja rozdaję karty, prawda? To ja kieruję wszystkim i to ja mam tym razem władzę. Kierujemy się prosto na wyznaczone spotkanie, gdzie trwa zapewne już dyskusja. Alan otworzył mi drzwi, wpuszczając pierwszą do środka, a tam od razu rzucił mi się w oczy wielki stół, który rozciąga się po całym pomieszczeniu. Praktycznie tylko ten stół znajduje się w pokoju, dodatkowo dystrybutor z wodą i rzutnik na ścianie, przy której już stoi jeden z organizatorów, Pan Simpson. Wszystkich wzrok padł na naszą dwójkę, powodując kompletną ciszę na sali, która stała się krępująca.
— Witamy Pana Hendersona — odezwał się Simpson — I Panią Wilson — jego spojrzenie wlepiło się w moją osobę.
— Dzień dobry — uśmiechnęłam się.
— Przepraszamy za małe spóźnienie — powiedział, kierując się ze mną na koniec sali, gdzie były dwa wolne miejsca dla naszej dwójki — Czy coś nas ominęło?
— Nie, dopiero zaczęliśmy — uśmiechnął się.
— Doskonale — odparł, zasiadając na miejscu.
Zdjęłam płaszcz i usiadłam na krześle, wyciągając notebooka z torebki, aby zapisać potrzebne informacje. Spojrzałam na ukochanego, który tylko rozsiadł się wygodnie, poprawiając swoją marynarkę i popatrzył uważnie przed siebie, oglądając plan na rzutniku. Za trzy godziny opuścimy to miejsce, lecz teraz jestem skazana na nudę, nudę i jeszcze raz nudę, gdzie tylko od czasu do czasu będę zapisywać potrzebne informacje. Takie spotkanie jest raz na dwa tygodnie, czasami i trzy, a zdarzyło się, że i miesiąc. Na sali znajdują się wszyscy, którzy należą do spółki, jednak spośród dwunastu wysoko postawionych biznesmenów tu obecnych, tylko trójka to konsumenci, w tym Alan Henderson, Joshua Simpson i Ian Marlen. Na sali znajdują się tylko trzy kobiety, w tym ja, na dodatek najmłodsza.
— Więc... — zaczął Pan Simpson.
Tak, będzie bardzo nudno.
***
Poprawiłam się na krześle, sięgając po kubeczek z mineralną wodą. Pozostało półgodziny do końca, nie jest tak źle. Przerzuciłam opadający kosmyk za ucho i odchrząknęłam, poprawiając się ponownie na krześle. Alan skupiony od początku był na dyskusji, a nawet zdążyła powstać kłótnia między nim a Marlen'em, który chciał z domu dla starszych ludzi wybudować klub, a argument był oczywisty - większy zysk, jednak Henderson nie ustąpił i pozostawiono dotychczasową placówkę. Zasłoniłam usta ręką i aż ziewnęłam przez panującą tu nudę, jednak po chwili do głowy przyszedł mi świetny pomysł, aby ją zwalczyć. Sięgnęłam po komórkę i weszłam w wiadomości z ukochanym, do którego od razu zaczęłam wypisywać.
Do; Ukochany.
Dlaczego musieliśmy tu przyjść? Przecież mogliśmy się pieprzyć.
Wysłałam wiadomość, kładąc telefon na złączone nogi i wyczekując odpowiedzi. Już po sekundzie usłyszałam, jak jego komórka wydała z siebie dźwięk wibracji w marynarce, do której sięgnął. Odchrząknęłam ponownie i poprawiłam się na krześle, nie spoglądając na niego w ogóle. Odblokował telefon i już po chwili usłyszałam ciche prychnięcie z jego strony. Nie minęło dziesięć sekund, a moja komórka zaczęła wibrować. Odblokowałam ekran i spojrzałam na wiadomość, zagryzając dolną wargę.
Od; Ukochany.
Chciałabyś, żebym cię pieprzył na tym stole, gdy wszyscy pójdą?
Do; Ukochany.
Bardzo. Nawet na tym krześle mógłbyś mnie wziąć.
Zobaczyłam, jak poprawia się na krześle i poprawia swój krawat, który teraz zaczął mu sprawiać kłopot w oddychaniu. Uśmiechnęłam się, czując tylko i wyłącznie satysfakcję z tego, a podniecenie na samą myśl o tym, co mnie czeka.
Do; Ukochany.
Chciałabym, żebyś związał mnie tym krawatem.
Od; Ukochany.
Naprawdę dekoncentrujesz mnie i sprawiasz, że mam ochotę wziąć cię tu i teraz.
Od; Ukochany.
Przestań to robić.
Do; Ukochany.
Czy to groźba? Mam się spodziewać czegoś?
Od; Ukochany.
Bardzo wiele.
Do; Ukochany.
Nie mogę się doczekać.
Do; Ukochany.
Będziesz delikatny?
Od; Ukochany.
Będę bardzo brutalny.
Do; Ukochany.
Zrobisz mi krzywdę?
Od; Ukochany.
Będziesz o tę krzywdę błagała.
Do; Ukochany.
A jak będę prosić, żebyś przestał?
Od; Ukochany.
Będziesz prosić o więcej.
Do; Ukochany.
Proszę, pieprz mnie.
Do; Ukochany.
Chcę poczuć twojego kutasa.
Od; Ukochany.
Jesteś bardzo wulgarna. Wiesz, że trzeba będzie cię nauczyć kultury? Moja prawa ręka powinna znać trochę dobrych manier.
Do; Ukochany.
Naucz mnie wszystkiego, ale wpierw chcę poczuć twojego kutasa.
— Panie Henderson, nie uważa Pan, że to będzie idealny zysk?
Oboje unieśliśmy głowę, gdyż była ona wbita w ekran komórki. Uśmiechnęłam się, widząc jego speszenie, ale szybko przybrał poważniejszej postawy i odchrząknął, poprawiając się na krześle.
— Mógłbyś powtórzyć? — zapytał.
— Oczywiście... mógłbym... — Simpson zmarszczył brwi — Czy nie uważasz, że przejęcie lokum na Manhattanie w tym obszarze... — zaznaczył określony okrąg na rzutniku — I wzięciu sześćdziesięciu procent jest dobrym zyskiem?
— Sześćdziesiąt procent dla akcjonariusza? Kto w takim razie przejąłby teren?
Dyskretnie ściągnęłam z siebie bransoletkę, którą po chwili zrzuciłam pod własne nogi. Kilka spojrzeń zwróciło na mnie uwagę, gdy usłyszało dźwięk upadającej bransoletki na ziemię, w tym przelotne spojrzenie Alana. Przeprosiłam i jak gdyby nigdy nic schyliłam się, sięgając po błyskotkę.
— Sześćdziesiąt procent dla spółki — wtrącił Marlen, służąc wypowiedzią za odpowiedź.
— Strata — prychnął.
Chwyciłam bransoletkę w dłoń, jednocześnie położyłam rękę na kroczu ukochanego i ścisnęłam. Minimalnie drgnął, czułam to, na co uniosłam kąciki ust w górę i wyprostowałam się, poprawiając sukienkę. Jego spojrzenie morderczo i ostrzegawczo skarciło mnie, przez co ponownie poczułam się pewniej.
— Strata? Henderson, to zysk! — wtrącił jeden z mężczyzn.
— Ale nie dla akcjonariusza — odparł, poprawiając się na krześle — Z takim myśleniem można zbankrutować niż zyskać, panowie.
— Myślę, że na dzisiaj zakończymy — przerwał wszystko Simpson — Trzeba niektóre rzeczy przedyskutować, lecz tym razem między zgromadzeniem akcjonariuszy — dodał z dużym naciskiem na ostatnie dwa słowa, spoglądając prosto na Alana, który jedynie prychnął.
Każdy wokół zaczął zbierać swoje wszystkie rzeczy, więc także to uczyniłam. Mój ukochany wstał na wyprostowane nogi i zdecydowanym krokiem ruszył do Joshu'y, przy którym już stał Marlen. We trójkę zaczęli dyskutować najwyraźniej o czymś ważnym, bo każdy z nich pozostał przy poważnym wyrazie twarzy. Spakowałam wszystko do torebki i ubrałam płaszcz, wyciągając pod koniec włosy z kołnierzyka. Wzięłam pusty kubeczek i wyrzuciłam do kosza, kierując się do wyjścia, oczywiście przy tym posłałam znaczące spojrzenie szefowi.
Czekałam przed salą jakieś pięć minut. Po tym czasie drzwi się otworzyły i wyszedł tylko mój ukochany, który nie miał zadowolonego wyrazu twarzy. Dotrzymałam mu kroku, gdy kierował się prosto do windy.
— Coś się stało? — zapytałam.
— Debile — warknął złym tonem — Nie przejmuj się, to teraz moja sprawa na głowie — dodał, wciskając guzik do windy.
— Ach, rozumiem — odparłam.
Drzwi się rozsunęły i oboje weszliśmy do środka, będąc już sami. Odetchnęłam z ulgą, bo nie muszę po raz kolejny przeżywać tego okropnego uczucia, które przeżywam za każdym razem, gdy znajdę się w tak tłocznym i małym pomieszczeniu. Jedno mnie zastanawiało... Gdzie ten Alan, który był w trakcie esemesów? Czy przez sprawy, które nie poszły po jego myśli, zapomniał o wszystkim? O tym, że przed sobą ma podnieconą kobietę? Czy może... zaczyna właśnie wykładać swoje karty? Cholera jasna.
— Zaraz jest dziewiętnasta — spojrzałam na złotego rolex'a — Przedłużyło się — dodałam, wzdychając pod koniec.
— Racja — odparł beznamiętnie, poprawiając krawat.
Zmarszczyłam delikatnie brwi, spoglądając na niego po raz ostatni. Wzrokiem poleciałam na swoje szpilki, będąc teraz nimi zaciekawiona. Czy popełniłam gdzieś błąd? Nie zauważyłam czegoś? Zaczynam tracić kontrolę, czy po prostu on ma zepsuty humor? Zdecydowanie tracę kontrolę, wiem o tym.
Winda się otworzyła i puścił mnie przodem, dotrzymując mi kroku. Ponownie na niego spojrzałam, ale nie mogłam niczego odczytać, nic, kompletna tajemniczość i beznamiętność widniała na jego twarzy, jak i ukazywał to swą postawą. Otworzył drzwi do wyjścia z budynku i już po chwili byliśmy w drodze do jego samochodu. Wsiadłam do środka, zapinając pasy i spojrzałam na swoje obicie w lustrze, poprawiając pomadką czerwone usta. Alan zasiadł przed kierownicą i ruszył prosto w stronę firmy, w ciągu dalszym nie odzywając się w ogóle. Denerwowało mnie to, nie miałam pojęcia o co chodzi. Czy to w ciągu dalszym gra? Lecz jego czy moja? Wiem to, że tracę kontrolę, nie umiem niczego przewidzieć, nic nagle nie wiem, cholera jasna, w co on gra?
Byłam już przygotowana na to, że nic dzisiaj nie będzie. Nawet pogodziłam się z tym, że nie poczuję mojego ukochanego, ani nie sprawię mu przyjemności; on ma zły humor, widzę to nawet po jego beznamiętnym wyrazie twarzy. Gra jednym słowem poszła się jebać, a miałam nadzieję, że to ja dziś będę mieć jokera. Zmarszczyłam brwi, rozglądając się dookoła, gdy ominął firmę Solos. Pojechał przed siebie, omijając biuro tak, jakby było mu kompletnie obce. Co się dzieje?
— Alan? — spojrzałam na jego profil — Gdzie jedziemy?
— Do mnie.
Kurwa mać.
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro