
IV
Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze, poprawiając mankiet. Wyprostowałem się, naciągając klapy marynarki i zabrałem się za zawiązanie szarego krawatu, który mi podarowała. Lubię wszystko, czym obdarowuje mnie ta kobieta i z wielką przyjemnością to noszę. Lubię także ją obsypywać prezentami, z których się cieszy i to jest najważniejsze. Ostatnio dostała ode mnie naszyjnik, więc czas najwyższy znowu podarować jej prezent.
Po skończeniu zaczesałem swoje brązowe włosy w górę i chwyciłem za czarną teczkę, w której trzymam ważne dokumenty. Opuściłem garderobę i ruszyłem korytarzem prosto do wyjścia, napotykając gosposię w salonie. Ukrainka po czterdziestce, która nielegalnie przebywa na ziemiach Stanów Zjednoczonych. Nie mam serca jej sprzedać policji i pięciorga dzieciaków, które ma do wykarmienia.
— Życzy Pan sobie czegoś po powrocie? — zapytała, przejeżdżając mokrą ścierką po meblu.
— Nie, dziękuję. Dzisiaj możesz skończyć szybciej — powiedziałem, opuszczając dom.
Skierowałem się prosto do garażu, który automatycznie po wciśnięciu guzika zaczął się otwierać. Już po kilku sekundach znalazłem się za kierownicą mojego porsche i wyjechałem z podjazdu, zatrzymując się na ulicy, aby wcisnąć guzik i zamknąć bramę wraz z garażem. Ruszyłem prosto w stronę domu Marnie. Piątkowy wieczór nie należał do najlepszych, dzień tak samo. Ona z nim poszła, na dodatek okłamała mnie. Wkurwiłem się, gdy zobaczyłem ją wsiadającą do jego auta przed biurem. Jeśli jeszcze raz się spotkają, bez zastanowienia zwolnię go, aby nigdy więcej nie patrzył na moją Wilson, która po tym, jak obdarowała mój policzek czułym pocałunkiem, nie potrafiłem być dłużej na nią zły.
Po dwudziestu minutach zatrzymałem się przed jej wjazdem. Przyjeżdżanie po nią z rana przed pracą, a także odwożenie jej po niej jest dla mnie już stałą czynnością w życiu. Nie mam z tym żadnego problemu i mógłbym robić to do końca mojego życia; patrzeć na to, jak z uśmiechem wchodzi do mojego samochodu i wita mnie pocałunkiem w policzek. Nawet nie obchodzą mnie dziwne spojrzenia ludzi, gdy widzą ją wychodzącą z mojego samochodu i wchodzącą. Martwi mnie jednak to, że ona się tym przejmuje i już wspominała kilka razy, że mogłaby sama przyjeżdżać i wracać. Naprawdę myśli, że zniszczy mi reputację? Nawet nie ma pojęcia jak bardzo się myli.
Jest piękna, jest najpiękniejszą kobietą, którą moje oczy widziały, a było ich bardzo wiele. Jej obecność przy mnie poprawia wszystko, nawet media pisałyby, że spotykam się z oszałamiającą kobietą, która jest moją prawą ręką i za żadne skarby nie potrafiłbym tego zmienić. Nie śmiałbym nawet odważyć się jej zwolnić, jest dla mnie ważna.
Wyciągnąłem telefon i wcisnąłem zieloną słuchawkę przy jej nazwie, odwracając głowę w stronę domu. Uśmiechnąłem się, gdy w oknie przeminęła mi jej postać i zdążyłem zobaczyć, jak jest w samej bieliźnie. Komplet czerwonej koronki nie mógłby mi umknąć.
— Halo? — rzuciła zmachana.
— Jestem pod twoim domem.
— Och, ja jeszcze w bieliźnie... — jęknęła.
— Wiem — uśmiechnąłem się.
— Skąd? — zapytała zaskoczona.
— Widziałem i aż mam ochotę wejść do środka i ściągnąć z ciebie tą czerwoną koronkę — mruknąłem.
— Dlaczego więc tego nie zrobisz? — jej głos przybrał tej seksownej barwy, za którą wręcz szaleję.
— Praca wzywa, kotku.
— Ubieram sukienkę i schodzę na dół.
Rozłączyła się. Schowałem telefon z powrotem do kieszeni marynarki i czekałem na jej przybycie. Po pięciu minutach wyszła z domu, zamykając drzwi. Od razu mój wzrok przeskanował jej sukienkę, w której wyglądała onieśmielająco. Czarna, podkreślająca jej seksowną figurę i dodawała jeszcze większego wdzięku. Na dodatek wygląda pięknie w wysokiej kitce i mam ochotę pociągnąć za te włosy. Ona naprawdę jest marzeniem każdego mężczyzny, jednak to jest przy moim boku, z czego mam się czym szczycić i wychwalać. Dokładnie ją obserwowałem, mój wzrok podążał za każdym jej ruchem i aż do teraz, gdy wsiadła do mojego samochodu.
— Przepraszam za małe spóźnienie — powiedziała i nachyliła się nade mną, całując mnie w policzek.
— Było warto czekać — ruszyłem samochodem prosto w stronę biura.
— Dzisiaj moje auto odbieram — zapięła pasy.
— Ale dalej będę po ciebie przyjeżdżał — odparłem, unosząc kąciki ust w górę.
— Naprawdę nie musisz... — westchnęła, spoglądając na swoje czerwone usta w lusterku, które poprawiła pomadką.
— Ale chcę.
— Nie sprawia ci to żadnego problemu?
— Żadnego.
Nie odpowiedziała, a ja jechałem skupiony prosto do pracy. Spojrzałem na nią przelotnie i na jej usta, które wczoraj prawie pocałowałem. Tak kurewsko się powstrzymuję od tego, ale nie wiem ile dam radę to jeszcze pociągnąć. Ona mnie kusi.
— Chodzą w firmie plotki, że mamy romans.
Zaskoczyła mnie, na co zmarszczyłem brwi, nie odpowiadając. To znaczy trudno nie rozpoznać po nas, że mamy; codziennie wchodzimy razem do biura i codziennie wychodzimy razem. Tylko we dwoje przesiadujemy na dwudziestym piątym piętrze i kto wie, co tam wyprawiamy? Na całe szczęście nikt nigdy nie wchodził, gdy pieprzyłem ją na moim biurku. Można się też domyśleć po tym, jak czasami spojrzę na nią, a ona na mnie w towarzystwie pracowników, którzy to zauważą. Czy przejmuję się tymi plotkami? Nie, mam je gdzieś jak dokumenty, które leżą w śmietniku. Martwi mnie naprawdę to, jak ona się tym przejmuje. Przecież żadnych kłopotów, by mi nie sprawiła, więc nie powinna się obawiać.
— Przejmujesz się tym? — zapytałem.
— Nie — rzuciła, wzruszając ramionami — Bo żaden nas romans nie łączy, prawda? — spojrzała na mnie, a ja dostrzegłem, jak zaciska swoje dłonie i wbija paznokcie w skórę — Tylko seks.
Tak... tylko seks.
Zacisnąłem dłonie na kierownicy, gdy poczułem dziwne i nieokreślone uczucie w ciele po tym, jak wypowiedziała te ostatnie słowa.
— Powiedzmy — odparłem, skupiając się na drodze.
Czy łączy nas tylko seks? Nasze kontakty są bardzo skomplikowane i to nie podchodzi już pod zaspokojenie swoich potrzeb seksualnych. Znam ją bardzo dobrze, wręcz doskonale i w ciągu kilku miesięcy mogłem ją poznać bliżej i lepiej niż jej przyjaciółka po wielu latach. Wiem też doskonale, że Marnie jest dla mnie ważna w życiu.
*
Zaparkowałem samochód w wyznaczonym miejscu i wysiadłem z partnerką, oglądając jej profil. Bardzo ładnie wygląda w tym kucyku, za którego mam ochotę brutalnie szarpnąć. Położyłem rękę na jej plecach i skierowaliśmy się prosto do głównego wejścia, ponownie zwracając ciekawskie spojrzenia ludzi wokół. Naprawdę się tym nie przejmuję, a już przeczuwam, że ona bardzo. Czuję jej grzejącą się skórę pod materiałem czarnego płaszcza. Podchodzę do sekretarki, która odchrząknęła i zdążyłem zauważyć, jak przygląda się przelotnie Marnie.
— Dzień dobry, Panie Henderson — odezwała się sympatycznie, wyciągając jakiś dokument — Życzę miłego dnia — uśmiechnęła się.
— Wzajemnie — odparłem, chwytając za kartkę i ponownie położyłem rękę na plecach Wilson, prowadząc w stronę windy.
— Naprawdę pomyślą, że mamy romans — wyszeptała.
— Niech myślą.
Nie odpowiedziała. Dostrzegłem, jak zaciska usta w wąską linie i weszliśmy do środka windy, skąd wychodził jeden pracownik.
— Dzień dobry, szefie — przywitał się mężczyzna, spoglądając od razu na Marnie — Cześć — uśmiechnął się.
— Hej — odwzajemniła uśmiech.
Poczułem rosnącą złość, gdy wbił w nią swój natrętny i wygłodniały wzrok. Tak, bardzo onieśmiela i niejednemu mógłby drgnąć na widok tak szczupłych i odsłoniętych nóg, podkreślonemu biuście przez materiał wycięty w kształcie serca. Tak, te wycięcie tak idealnie podkreśla jej kształtne i jędrne piersi. Ta oszałamiająca kobieta należy do mnie i jest moja.
Wcisnąłem guzik na dwudzieste piąte piętro i rozluźniłem się, gdy jego osoba zniknęła, pozostawiając nas samych. Poprawiłem krawat, gdy przypomniałem sobie o tym, jaką bieliznę ma na sobie. Kurwa mać, akurat teraz musiałem sobie przypomnieć jej czerwoną koronkę na tak idealnym ciele?
Wjechaliśmy w kompletnej ciszy na piętro, a ja puściłem ją przodem, pozwalając sobie oglądać jej osobę. To, jak zmysłowo ściąga z siebie płaszcz i odsłania skarb, który skrywa. Tak, nie myliłem się - tyłek idealnie podkreślony, boże, zwariuję. Jeszcze miała rozkloszowany materiał w pasie, który idealnie prezentował się z jej ciałem. Z gracją podąża przed siebie na swoje stanowisko i jestem pewien, że wie, jak ją pożeram wzrokiem.
— Umówię cię na spotkanie z tą kur-kobietą.
Uniosłem cwanie kąciki ust w górę. Tak, jest zazdrosna jak cholera. Specjalnie powiedziałem, aby umówiła mnie z nią, a jej reakcja była dla mnie pewnością o jej zazdrości. Wiem, jak bardzo jest zazdrosna o kobiety wokół mnie.
— Nie musisz — rzuciłem — Nie spotkam się z nią więcej,
— Naprawdę? — odwróciła się w moją stronę, gdy już miała zasiadać przed swoim biurkiem. Jej reakcja była bardzo słodka, ale po chwili odchrząknęła i przybrała poważniejszej postawy, jakby ją właśnie olśniło, jak to musiało wyglądać — To znaczy rozumiem. Dobrze, jak uważasz — odparła.
— Naprawdę — uśmiechnąłem się, spoglądając w jej oczy — Jestem w gabinecie, jak będziesz czegoś potrzebowała.
Skierowałem się do swojego gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Podszedłem do biurka, odkładając papiery i teczkę i zasiadłem na skórzanym krześle, spoglądając chwile przed siebie. Cholera, ona naprawdę dzisiaj seksownie wygląda. Nie, ona zawsze seksownie wygląda. Boże, ona jest moja.
Wziąłem głęboki wdech, poprawiając krawat i zabrałem się za wypełnianie dokumentów kolejnego klienta.
**
— Twoja kawa — mruknęła, kładąc przede mną filiżankę czarnej.
— Dziękuję, jesteś wspaniała — powiedziałem, upijając łyk ciepłego napoju.
— Zmęczony? — zapytała, siadając na biurku i spoglądając na mnie tym swoim spojrzeniem.
— Nigdy nie jestem zmęczony — uniosłem zadziornie kąciki ust w górę i odłożyłem filiżankę na miejsce.
Odsunąłem się kawałek do tyłu, spoglądając na nią. Zapadła cisza, a ja patrzę prosto na jej ciało, na jej idealnie skrzyżowanie nogi przy udach, lekkie wymachiwanie stopą i kokieteryjne spojrzenie, uwodzicielskie, które mi się podoba. Opuszki jej palców zmysłowo suną po meblu i mam ochotę zedrzeć z niej tę sukienkę. Patrzę prosto na nią i nie mam zamiaru odwrócić wzroku od tak boskiej kobiety, którą mam przed sobą.
— Chodź do mnie.
Nie musiałem długo czekać. Uniosła w uwodzicielski sposób swoje kąciki ust w górę i zeskoczyła z biurka, wolnym i zmysłowym krokiem podchodząc do mnie. Położyła rękę na moim ramieniu, a ja pod wpływem jej dotyku poczułem prąd przebiegający po całym ciele. Podciągnęła materiał sukienki wyżej, przerzucając nogę przez moje uda. Położyła drugą dłoń na moim ramieniu i usiadła okrakiem, spoglądając uwodzicielsko w moje oczy. Od razu zaczęła ocierać się powolnym ruchem o moją nabrzmiałość w bokserkach.
— Co chciałbyś robić..? — zapytała, nie przestając się ocierać. Czuję rosnącą twardość i zaczyna mnie uciskać w bokserkach.
— Chciałbym cię pieprzyć.
Przymknęła oczy i odchyliła się do tyłu, opadając plecami na biurko. Jej opuszki palców zaczęły sunąć po długości rąk w zmysłowy sposób i spojrzałem na jej dekolt, kładąc tam rękę. Przesunąłem nią niżej między piersiami, czując jej spinające się mięśnie.
— Na tym biurku..? — zapytała kusząco, poruszając biodrami.
— Dokładnie tak — nachyliłem się nad jej dekoltem — Na tym biurku — wyszeptałem, obdarowując ją mokrym pocałunkiem.
Jęknęła cichutko, sunąc palcami po swoich dłoniach, a ja całowałem jej dekolt i piersi. Położyłem ręce na jej biodra, dociskając mocniej do swojego nabrzmiałego krocza, który już marzy o zanurzeniu się w jej cipce. Całowałem ją, gdy nagle usłyszałem dzwonek w swoim własnym telefonie, nie służbowym.
— Kurwa mać — warknąłem.
Wyprostowałem się i sięgnąłem po telefon do kieszeni marynarki, spoglądając na jej osobę. Ma dalej przymknięte oczy i ociera się delikatnie o moje krocze. Spojrzałem na wyświetlacz i ponownie zakląłem pod nosem, gdy ten debil musiał mi wszystko przerwać.
— Czego? — warknąłem, kładąc dłoń na dekolcie Marnie i sunąłem nią w dół między piersi.
— Wchodzę do windy i za dziesięć sekund jestem na górze — powiedział.
— Kurwa mać, Jesse — warknąłem, obejmując ją w biodrach i prostując na nogi. Zaskoczona spojrzała na mnie, poprawiając od razu sukienkę w dół.
— Co? — zapytał — Znowu w czymś przeszkodziłem? — zaśmiał się cwaniacko.
— A żebyś wiedział — poprawiłem marynarkę, spoglądając przy okazji na swoje krocze. Cholera jasna, nie pokażę się mu tak — Przyjdź za godzinę — poprosiłem i spojrzałem na piękność przed sobą, która spoglądała na mnie uwodzicielsko, siadając na biurku — Albo dwie — dodałem.
— Pięć sekund i jestem w gabinecie — rozłączył się.
— Kurwa — warknąłem.
— Coś się stało? — zapytała niewinnie.
— Jesse za chwilę tutaj będzie.
— Kurwa — syknęła pod nosem, zeskakując z biurka.
Przysunąłem się do mebla, chcąc ukryć wybrzuszenie w spodniach. Spojrzałem na Marnie, jak robiła ostatnie poprawki w swoim wyglądzie i ubiorze i skierowała się bez słowa przed siebie. Chwyciła za klamkę, ale w tym samym czasie Jesse wszedł do gabinetu, zderzając się z jej ciałem.
— Ups — powiedział, spoglądając na nią — Pani wybaczy — mruknął czarująco, a ja doskonale widziałem jego wzrok na niej — Proszę — odsunął się od drzwi, wypuszczając ją.
— Dziękuje — powiedziała mile i opuściła gabinet.
Zmarszczyłem brwi, spoglądając na niego. Jeszcze bezczelnie obejrzał się za siebie, aby pożreć ją wzrokiem. Sukinsyn, ale przyjaciel od dzieciństwa. Zamknął za sobą drzwi i spojrzał na mnie rozbawiony, stojąc w miejscu.
— Przeszkodziłem wam? — zapytał.
— Tak — burknąłem.
— Wybacz, nie chciałem przeszkodzić ci w pieprzeniu sekretarki — powiedział rozbawiony, zasiadając na krześle na przeciwko mnie.
— Po co przyszedłeś? — zapytałem, upijając łyk czarnej kawy.
— Zapytać, jak się miewają akcje — odparł, zakładając nogę na nogę — Nie spieprzyłeś piątkowego spotkania z Collins?
— Nie, wszystko jest dobrze. Siedemdziesiąt procent mam ze wszystkiego.
— I zgodziła się na to? — zapytał, unosząc brwi w górę ze zdziwienia — Przecież to za wiele dla ciebie.
— I o to chodzi, prawda? — zapytałem zadziornie — Jest tylko wspólnikiem w tej akcji, ja biorę prawie wszystko jako akcjonariusz.
— I co zamierzasz zrobić z placówką? Matta powiadomiłeś w razie czego o zmianie, którą mogłaby Collins dokonać?
Matthew Olivers, mój prawnik i wierny przyjaciel od dzieciństwa jak Jesse. To niewiarygodne, że nasza przyjaźń tyle przetrwała i wszyscy kręcimy w podobnym biznesie. Najśmieszniejsze jest to, że jego dziewczyna Eva, moja kuzynka, to prawniczka Wilson i jednocześnie przyjaciółka. Nie miałem zielonego pojęcia, że Eva zna się z Marnie od szkoły średniej.
— Z ziemią jeszcze nie wiem co zrobię, a Matt siedzi z Evą na wyspach. Sukinsynowi urlopu się zachciało na dwa tygodnie. Poza tym Collins nie mogłaby dokonać już żadnych zmian, wszystko mam już w dokumentach przepisane.
Po chwili drzwi się otworzyły, a do gabinetu weszła moja piękność. Zapadła cisza, mój wzrok od razu padł na jej osobę i widzę, jak Jesse ją mierzy, poprawiając się na krześle. Rozpoznaję doskonale po Marnie, że czuje się skrępowana i pożerana przez nasz wzrok, ale nic nie mogę poradzić, że wygląda fantastycznie. Położyła filiżankę kawy na biurko dla Jesse'a i spojrzała na mnie przelotnie, opuszczając gabinet.
— Jest fenomenalna — powiedział, unosząc brwi w górę z zachwytu i sięgnął po filiżankę — Pożycz mi ją na tydzień albo dwa. Ewentualnie na stałe — uśmiechnął się.
— Wara od niej — warknąłem.
— Nie wiem, gdzie ty wytrzasnąłeś taką laskę na sekretarkę. Na dodatek taką młodziutką — upił łyka kawy — Nie przejmujesz się tą opinią o waszym al'a romansie? — zapytał, odkładając porcelanowe naczynie na biurko.
— Nie, mam ją gdzieś — rzuciłem — Tylko widzę, że ona się tym przejmuje, a nie powinna. Boi się, że to tylko zniszczy mi reputację.
— Pieprzy głupoty — fuknął — Nawet nie ma pojęcia ile ustawiałoby się w kolejce biznesmenów, aby zaryzykować pracę dla romansu z tą kobietą. Cholera, Alan, ty naprawdę jesteś farciarzem w życiu — prychnął.
— Nikomu nie mam zamiaru jej oddać, a już zwłaszcza dać jej odejść.
— Hej, bo pomyślę, że naprawdę macie romans — zaśmiał się — Ale rozumiem cię — dodał, przybierając poważniejszej postawy — Taka oszałamiająca, więc nie dziwię się, dlaczego nie chcesz jej wypuścić. Poza tym musi się świetnie pieprzyć, skoro przez tyle miesięcy jesteś z jedną dziewczyną.
— Ona jest boska — powiedziałem, mówiąc stuprocentową prawdę — Nawet nie wiesz jak bardzo.
— Aż mnie, kurde, kusi... — mruknął chytrze, sięgając po filiżankę.
— Spróbuj tylko — rzuciłem ostrzegawczym tonem — Trzymaj się z dala od niej.
— Wyluzuj, stary. Myślisz, że zrobiłbym to najlepszemu przyjacielowi? — zapytał, upijając łyka — Nie martw się, jest twoja — dodał, odkładając kawę na miejsce i splótł palce u rąk — Chyba już pójdę, bo w sumie przyszedłem porozmawiać o akcji. Oczywiście także spojrzeć na seksowną sekretarkę, którą trzymasz jak ptaszka w klatce — uśmiechnął się zadziornie.
— No, powinieneś już chyba iść — burknąłem, marszcząc brwi — Spadaj stąd, zanim twoje akcje spadną.
— To wtedy twoje akcje też spadną, nie zapomnij o tym — zaśmiał się, wstając z krzesła — Lecę, trzymaj się — skierował się do wyjścia.
Zamknął za sobą drzwi, a ja już miałem miliony myśli o tym, jak teraz musi patrzeć na moją piękność, jak ją musi pożerać wzrokiem, a broń boże mogą rozmawiać, a on zacznie ją uwodzić, a ona jego. Kurwa mać. Wstałem z krzesła, patrząc szybko na swoje krocze; dobra, opadł, lecz dalej jest lekkie wybrzuszenie. Pieprzyć to, nie mogę zostawić ich samych. Skierowałem się do wyjścia z gabinetu, ale stanąłem w drzwiach jak wryty, gdy spojrzałem w stronę Marnie i Jesse'a. Wraz z nimi Collins.
— Nareszcie! — rzuciła kobieta, spoglądając na mnie.
Wzrokiem przeleciałem pytająco na Jesse'a, który wzruszył jedynie ramionami i dalej stał oparty o biurko Wilson, po której widziałem wymalowaną złość na twarzy. Mała zazdrośnica, która wrogo spogląda na rudowłosą kobietę przed siebie. Co ona tutaj robi? Przecież już wszystko było uzgodnione.
— Henderson, musimy porozmawiać na osobności — powiedziała, udając się z gracją w moją stronę — Teraz — dała duży nacisk na słowo i stanęła ze mną ramię w ramię. Jej niebieskie tęczówki wbiły się we mnie, a ja już rozpoznałem ten wzrok. Wszystkie kobiety tak patrzą, które chcą uwieść, jednak jest wyjątek. Brunetka za ladą ma nieziemskie spojrzenie, które mógłbym oglądać codziennie.
— Mogłabym prosić o kawę? — zapytała Collins, zwracając się jadowicie w stronę Wilson.
— Oczywiście... że nie.
Otworzyłem szerzej oczy, spoglądając na Marnie. Jesse tak samo jak ja zastał zaskoczony słowami, które wypowiedziała do Collins, która ta spojrzała na brunetkę, jakby się właśnie przesłyszała.
— Słucham? — prychnęła — Sekretarki u ciebie kultury nie znają? Na dodatek prawa ręka? — spojrzała na mnie oburzona.
— Mówi to ta, która nawet się nie przywitała na wejściu — odezwała się Marnie — Na dodatek ruda.
Jeszcze większe oczy zrobiłem, a Jesse prychnął, powstrzymując wybuch śmiechu. Okej, teraz przesadza, ale nie wiem, czy mam wkroczyć, bo tego naprawdę się zabawnie słucha. To bardzo słodkie, jak ona jest zazdrosna i ma odwagę odzywać się w ten sposób do kogoś z wyższej półki.
— Słucham?! — rzuciła zszokowana zachowaniem brunetki, a ja tylko stałem i przyglądałem się z Jesse'im wszystkiemu — Henderson, i ty jeszcze pozwalasz jej się tak odzywać do mnie?! — spojrzała na mnie oburzona.
— Bardzo przepraszam — odezwałem się oficjalnym tonem, posyłając ostrzegawcze spojrzenie Wilson — Jak tylko zakończymy naszą rozmowę porozmawiam z nią — nie odrywałem od niej wzroku.
— Ja myślę! — uniosła się, obarczając wrogim spojrzeniem Marnie.
— Kawa z cukrem? — zapytała niewinnie brunetka, a ja prychnąłem — Z mlekiem? Cappuccino, latte, czarna, americano, espresso, flat white, macchiato? — uśmiechnęła się.
— Tak, poproszę! — rzuciła — Dwie łyżeczki cukru do latte macchiato. Spienione mleko i dwieście mililitrów mleka, i ani więcej! Oczywiście pianka, dziękuję — powiedziała, unosząc podbródek w górę i ruszyła do mojego gabinetu.
Spojrzałem w zielone tęczówki, które także spotkały się ze mną. Jest niewiarygodna. Uśmiechnęła się milutko, jak gdyby nigdy nic i z gracją ruszyła przygotować kawę. Spojrzałem na Jesse'a, który wskazał na Wilson, szepcząc:
— Jest fenomenalna — dotarło do moich uszu i wywróciłem oczami, wchodząc do gabinetu.
Właśnie jestem w pomieszczeniu z dziką bestią. Rudowłosa, urodą nie grzeszy, niebieskooka. Delikatne piegi zdobią jej policzki i zadarty w górę nosek. Szczupła, zdążyłem także dostrzec jej jędrne piersi schowane pod białym stanikiem. Ma charakter, głupi charakter i nie spodziewałem się tego, że będę musiał współpracować z taką kobietą. Irytujące zachowanie księżniczki, która płacze, jak czegoś nie dostanie. Tak, to właśnie Jessica Collins.
— Brak kultury! — odezwała się — Jak możesz do tego dopuszczać, Henderson? Czy ona wie, kim ja jestem? — odłożyła torebkę na biurko, zasiadając na krześle.
— Przepraszam za jej zachowanie — powiedziałem, kierując się na swoje miejsce.
— Proszę mnie nie przepraszać tylko wbić do głowy tej dziewuszce trochę kultury — zaczesała do tyłu rudy kosmyk opadający na jej twarz.
— Do rzeczy — zasiadłem na krześle, poprawiając marynarkę — Coś się stało, że zaszczyciłaś mnie swoją obecnością? — zapytałem.
— Chciałabym zmniejszyć majątek do pięćdziesięciu procent — rzuciła, spoglądając na mnie uważnie.
— Wszystko jest już przepisane, nie możesz tego zrobić — zmarszczyłem delikatnie brwi — Poza tym chyba ja już mam decydujący głos w tym — uniosłem chytrze jedną brew w górę.
— Tak, jednak proszę... Musimy to obniżyć.
— Musimy? — podkreśliłem ostatnie dwie litery w słowie — Nic nie musimy. Wszystko pójdzie zgodnie z planem.
— Ja zbankrutuję! — krzyknęła.
Drzwi się otworzyły, a moje oczy właśnie padły na uśmiechniętą brunetkę. Tak, doskonale znam ten sarkastyczny uśmiech. Rudowłosa spojrzała na nią, marszcząc wrogo brwi.
— Proszę bardzo — powiedziała miłym tonem, podając filiżankę Collins.
Jednak moje oczy doskonale to zobaczyły, jak upuszcza filiżankę, gdy Collins zabrakło centymetra, aby zabrać naczynie. W gabinecie rozległ się krzyk rudowłosej, która odsunęła się od biurka i uniosła na wyprostowane nogi, oglądając swoje poplamione białe spodnie. Wilson jedynie jęknęła niewinnie, na co miałem ochotę się zaśmiać.
— Coś ty zrobiła! — krzyknęła, otwierając szeroko oczy — To czysty jedwab od Gucci!
— Tak mi przykro... Przepraszam... — odezwała się przejętym tonem. Tak, oczywiście, ja już znam ten jej sarkastyczny ton.
— Zwykłe przepraszam nic nie zmieni! Tego sprać się nie da, kobieto! — sięgnęła po torebkę i spojrzała na mnie oburzona — A do rozmowy jeszcze wrócimy, Henderson! — rzuciła, opuszczając gabinet.
Spojrzałem poważniejszym wzrokiem na Marnie, która niewinnie i z uśmieszkiem odwraca go ode mnie. Zadziorna, pyskata i wredna dziewucha, trzeba ją chyba naprawdę nauczyć kultury. Jednak nie potrafię być na nią zły, po prostu nie umiem się gniewać. To słodkie, jak bardzo jest zazdrosna i śmieszne, co wyprawia pod wpływem tej zazdrości.
— Co ja mam z tobą zrobić, co? — zapytałem, odchylając się na krześle.
Nie odezwała się, a wolnym krokiem ruszyła w moją stronę. Jej uwodzicielskie spojrzenie wbiło się we mnie intensywnie i nie mogłem odwrócić od niej wzroku. Stanęła przede mną, zarzucając ręce na moim karku i usiadła okrakiem, spoglądając prosto w oczy.
— Możesz ze mną zrobić co tylko chcesz... — wymruczała kuszącym tonem.
— Ty mała zazdrośnico, chcesz mi problemów narobić? — położyłem rękę na jej plecach i sunąłem nią w górę, a ona uniosła zadziornie kąciki ust w górę, przymykając oczy wtedy, gdy wplotłem dłoń w jej włosy.
— Może dokończymy sprawy, które ktoś nam przerwał? — westchnęła, ocierając się o moje krocze.
— Z wielką przyjemnością — szarpnąłem za jej kucyka, słysząc cichutki i podniecający jęk z jej ust, od których bardzo się powstrzymuję.
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro