Rozdział 39
Angie poczuła się krucha i bezpieczna w jego ramionach. Lubiła go takiego. Zawsze. To dlatego go wybrała, bo był taki męski i władczy, czasem potulny i miękki tylko dla niej.
Stanęła na palcach i tym razem ona go pocałowała.
Derek mimowolnie stęknął. Nie byłby mężczyzną, gdyby go to zwyczajnie nie podnieciło, ale to Angie też w nim lubiła. Niewiele trzeba było, żeby go uruchomić. Logan był przy nim jak stary traktor. Zanim załapał, było dobrze po północy, albo w ogóle, a Derek... ten był gotowy zawsze w trzy sekundy. To było takie... napędzające.
Dlatego słysząc jego stęknięcie, zdecydowała natychmiast. Zarzuciła mu ręce na kark i przyciągnęła mocniej. Chciała go. Tu i teraz. Bardzo. Zaczęła całować zachłannie.
Derek przycisnął ją do siebie.
— O Jezu, Angie — dyszał jej w usta i pieścił już przez bluzkę jej piersi.
Dostał w sekundę takiej erekcji, że zakręciło mu się w głowie.
Angie chwyciła krawędź jego koszulki i to był sygnał znany mu tak dobrze. Automatycznie uniósł ręce, żeby mogła mu ją ściągnąć. Udało jej się to jednym zgrabnym ruchem, a drugim rzuciła ją niedbale na podłogę. Jak zawsze.
Jej oczom ukazało się męskie, wysportowane ciało. Tęskniła za takim. Logan był jak rozgotowany makaron.
No właśnie, co z nim? — pomyślała. — A nic, pieprzyć Logana. Pieprzyć to jego gderanie i pieprzyć... nie, pieprzyć to jej się chciało z Derekiem.
Derek chwycił ją za uda i z łatwością uniósł do góry, a ona oplotła go nogami w pasie, wciąż całując zapamiętale.
— Kurwa, Angie, stoi mi tak, że zaraz wybuchnę — dyszał, a ona zachichotała.
Ten jej chichot robił mu sieczkę w głowie i w spodniach.
Zaniósł ją do łóżka, na górę. Rzucił ją na nie i natychmiast wspiął się nad nią. Przysiadł na podwiniętych nogach i ściągnął z niej legginsy, całując brzuch i uda. Potem na chwilę przycisnął ją do materaca swoim ciałem i całował jej usta, po czym znów zaczął schodzić niżej.
— Daj, zrobię tak, jak lubisz — wysapał, a Angie rozchyliła nogi.
Chwilę później poczuła jego ciepły, zwinny język pomiędzy.
Stęknęła i wplotła palce w jego włosy.
— Boże, Derek, tak — zajęczała z rozkoszy.
Derek nie byłby sobą, gdyby nie przyszło mu na myśl, aby zapytać, czy Sztywniak też tak potrafi, ale nie chciał psuć chwili. Poza tym był pewny, że nie, widząc i słysząc, jak jego była żona jęczy. Zapewne dawno czegoś takiego nie przeżyła i to go napędzało. Chciał być tym jedynym, który to potrafi. TAK potrafi. A tamten już się przecież nie liczył.
Doprowadził ją więc na skraj, jak zawsze, bardzo szybko, a potem wspiął się na nią i opuszczając spodnie, poprowadził jej dłoń w dół swojego brzucha. Objął jej palcami swoją męskość i posuwistymi ruchami zaczął sprawiać tym razem sobie przez chwilę przyjemność, a ona patrzyła mu prosto w oczy. Czuł się bezpiecznie w jej spojrzeniu ze swoimi potrzebami. To dlatego nie sypiał z nikim innym. Bał się braku akceptacji. Przy niej czuł się sobą i zawsze był akceptowany. Nie chciało mu się budować czegoś od nowa. Poza tym wciąż tęsknił za nią, dlatego wystarczyły dwa ruchy, żeby stęknął spazmatyczne i opadł niżej odurzony jej dotykiem. To było za dużo po tak długiej przerwie. Wciąż patrząc jej w oczy, widział ten płomień co zawsze i to go doprowadzało na skraj w trzy sekundy.
Angie z kolei widziała w jego oczach burzę, którą widywała, zanim się rozwiedli. Wciąż w nim szalała. Taka jak zawsze, zachłanna i obezwładniająca jej uczucia. Wisiał nad nią jak gradowa chmura, z nieobecnym wzrokiem, rozchylonymi, nabrzmiałym ustami i dyszał jak lokomotywa. To było dla niej podniecające, ale trochę za mało. Wiedziała, co lubi i nie lubiła, gdy o to prosił. Zawsze mówił, że o seks i oddanie nie można prosić. To upokarzające, bo albo ktoś jest w stanie ci się oddać w całości, lub tylko trochę i wtedy trzeba to zaakceptować, a nie prosić o więcej i miał rację. To było w nim takie wspaniałe. Właściwe. Logan wciąż chciał więcej i więcej nie dając nic w zamian, to było okropne. Odrzuciła myśli o nim. Teraz przyszła jej kolej. Derek zawsze był w stanie oddać się jej w całości i ona jemu niemniej. W tym byli absolutnie zgodni. Tęskniła za takim seksem. Odwróciła ich na jego plecy, a ustami spłynęła po jego klatce piersiowej i niżej. Objęła ustami jego męskość, a on stęknął głośno, zdławiony.
— Angie, ja pierdole — odpływał, sycząc z każdym ruchem jej ust wzdłuż jego członka. — Jesssu, jak ty to robisz... tak dobrze... jeszcze trochę... głębiej. O tak, skarbie, jesteś najlepsza!
Uniósł głowę, a ona popatrzyła mu w oczy.
— Zaraz dojdę — jęknął i opadł z powrotem na poduszkę. — Zatrzymaj się, jak chcesz więcej.
Znała jego granicę, więc kiedy tracił spazmatyczny oddech, przerwała, a on podniósł się z materaca natychmiast. Złapał ją za uda i posadził na sobie. Powoli pozwolił jej się opuścić. Otarł jej usta szorstkim kciukiem i wtedy spojrzał jej znów w oczy, wypełniając ją głęboko i dławiąc się z podniecenia.
Zaczął się w niej poruszać, przytrzymując jedną ręką za biodra, a drugą za kark i włosy. Pomagając wyznaczyć rytm, a słowa same zaczęły płynąć z jego ust.
— Kocham cię... wciąż... wróć do mnie... nie potrafię cię zapomnieć — wyznawał z każdym pchnięciem, całując jej usta raz po raz, a Angie, falując biodrami czuła, jak jego słowa potęgują doznania.
Nie potrafiła mu odpowiedzieć, tylko jęczała z rozkoszy, którą jej dawał. Kiedy ręce odmówiły mu posłuszeństwa, położył ją znów na łóżku i przycisnął do materaca swoim ciężarem.
— Mocniej — prosiła co chwilę, a Derek przyspieszał i uderzał coraz szybciej o jej rozchylone uda.
Wiedział, że tak lubi. Jak lubi. Jak sprawić jej przyjemność i żeby prosiła o więcej. Był w tym ekspertem. Znał tę kobietę na pamięć. Wszystkie jej zachcianki, czułe na dotyk miejsca, i ulubione zakamarki. Tak trochę na lewo, a żeby było idealnie, to trzeba się było podpierać lewym łokciem, nie prawym, bo rytm się wtedy gubił.
Po niespełna kilku minutach Angie odchyliła głowę do tyłu i zamilkła. Jej ciało wygięło się w łuk i Derek już wiedział, że dochodzi. Znał ją za dobrze.
— Głośno — wydyszał groźnie jej do ucha i wszedł w nią głęboko. — Masz być głośna — zażądał szorstko i się zatrzymał. — Musisz mnie poprosić o więcej — postawił ultimatum, tak, jak zawsze, gdy się kochali.
Wiedział, że co jak co, ale świństwa wygadywane w łóżku działały na nią jak nic innego. Jej mętne od rozkoszy oczy, brązowe jak czekolada popatrzyły na niego i przepadł.
— Derek... proszę... — zajęczała na skraju.
Nie chciał się poddać bez walki. Zaczął się jedynie poruszać delikatnie, żeby wciąż była na granicy, a ona stękała spazmatycznie. Była o krok od orgazmu.
— Derek... proszę... mocniej...
— Powiedz, że wrócisz i że mnie kochasz — zażądał bardzo poważnie, dysząc ciężko.
Angie raz jeszcze spojrzała mu w oczy.
— Kocham cię... wrócę, ale jak za chwilę nie dokończysz, to cię zabiję — wyszeptała z ciężkim oddechem, a on wpił się w jej usta.
Znów zaczął się w niej poruszać.
Mocno, ale bardzo zmysłowo, trzymając ją kurczowo za włosy i wbijając w materac, aż sam zaczął jęczeć z rozkoszy. Jej ciało znów było jego. Miękło mu w dłoniach i zaczęło drżeć spazmatycznie.
— Dam ci tysiące takich orgazmów — mówił do niej ciężkim głosem i całował ją po szyi. — Jesteś tylko moja — szeptał, a ona dochodziła z krzykiem.
Po chwili doszedł i on, a potem opadli spoceni i wyczerpani na wymiętą pościel.
— Chodź tu — nakazał i przygarnął ją szybko do siebie z pędzącym oddechem. — Chcę cię mieć blisko — dodał i wtulił ją w swoje ciało, jakby bał się, że za chwilę ucieknie.
Pocałował w wilgotną skroń i nie miał zamiaru wypuszczać z rąk, aż do chwili...
— Derek, skarbie, czy ona już sobie poszła? — usłyszeli głos jego matki wspinający się po schodach na antresolę.
❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
Wspominałam, ze poznamy mamusię, prawda? Hahahaha oto i ona ^^
Do jutra!
Monika :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro