Rozdział 37
Derekowi serce waliło jak młotem, gdy słyszał jej oddalające się kroki w stronę drzwi. Bał się, że wyjdzie i on już z niczym nie zdąży. Emocje wzięły górę.
— Tak! — wydarł się w końcu, a ona zatrzymała się jak wmurowana. — Płakałem przez ciebie! — zarzucił jej i odwrócił się na krześle w jej stronę.
Angie się zdenerwowała i syknęła.
Od tego dźwięku złość zabuzowała Derekowi pod skórą.
— Wiesz dlaczego? — wydarł znów jak zranione zwierzę.
Wstał z impetem i podszedł do niej kilka kroków.
— Rysowałem ten dom pół roku! — wrzasnął, gestykulując przy tym palcem. — Dla ciebie! — oskarżył, jakby kiedykolwiek tego od niego wymagała. — Dla NAS! Każdą kreskę stawiałem, myśląc o tobie! A ty miałaś to w dupie! — zarzucił jej. — Wyprowadziłaś się do tego pudełka zapałek i do tego Kija W Dupie za jednym mrugnięciem oka! — oskarżył. — Jestem po prostu zraniony! Wszystko, co dla NAS zbudowałem, zrobiłem własnymi rękami! Wkurwiałem się, że nie mam tyle kasy, żeby to wszystko kupić! W zajebistej dzielnicy, pomiędzy snobami, tak jak ci się podobało, bo oni codziennie piją na balkonie herbatę i kiwają do siebie rękami, jakby im kasa za to do portfela płynęła! — zaczął tyradę, wyrzucając z siebie potok słów. — A przy tym być grzecznym, uczynnym i milusim! Myć zęby, wiązać krawat i podcierać sobie dupę złotem! Nosić białą koszulę i teczkę i mieć KIJ W DUPIE, jak ten twój psycholog! — wrzasnął znów rozeźlony. — Ale ja musiałem zapierdalać Angie na budowach, żeby dorobić! Żeby kupić to kurwa drewno na schody, bo myślałem sobie, MOJA ŻONA nie będzie się wspinać po niczym innym jak tylko po tym skurwiałym drewnie z Kaukazu, które kosztowało blisko połowę całego projektu! Ale miało TEN kolor, który JEJ się podobał. Przecież MUSIAŁEM je kurwa kupić! Inne nie wchodziło w grę! Więc zapierdalałem codziennie na tę jebaną budowę. Może i chodziłem w białym kasku, ale pomiędzy błotem i brudem i miałem spracowane ręce, a ty utyskiwałaś, że cię nimi drapię — pożalił się. — Że inni architekci chodzą w garniturach i w skórzanych butach. No to nocami zapierdalałem przy komputerze. MOJA ŻONA nie mogła się mnie wstydzić! Wszystko miało sens, a teraz... to jedno wielkie gówno! W dupie mam ten konkurs! Robię to z braku zajęcia. Wiem, nie słuchałem, nie było mnie tam, gdzie trzeba, ale chciałem być wart i... dlatego... — chciał powiedzieć, że zrozumiał i dlatego płacze, ale zorientował się, że się zagalopował, bo Angie miała takie wielkie oczy, jakich jeszcze nigdy nie widział i to oznaczało, że się użala, a mężczyzna nie powinien. — To już nie twoja sprawa, nie twój problem — machnął ręką i wrócił do stołu.
Angie stała oniemiała i patrzyła na niego jak łoś złapany na masce. Kilka razy otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wiedziała co. Zamrugała kilka razy oczami i podeszła do niego. Położyła mu dłonie na barkach. Strącił je, choć ich ciepło było wszystkim, czego pragnął.
— Nie wiedziałam...
— Bo widziałaś tylko koniec swojego nosa i gumowe rękawiczki, a do tego szpilki za tysiące — warknął na nią i wstał z powrotem, stając tym samym z nią jakby do walki na argumenty.
— Sama zarabiałam na swoje szpilki! — fuknęła, zaciskając pięści. — Nigdy o niczym takim jak schody czy projekt albo że byłeś zmęczony, mi nie mówiłeś! Jakbym była idiotką! Zastanawiałam się nawet, czy masz kochankę, czy po prostu jestem mniej ważna od zmywarki w kuchni!
— Nie mówiłem, bo nie chciałem się żalić jak pizda!
— Pizdą jest facet, który nie mówi o tym, co go trapi swojej żonie, tylko udaje bohatera! — odparła i wymierzyła w niego palcem oskarżycielsko. — Zapytałeś, które drewno mi się podoba i o ile pamiętam, nie wspomniałeś nic o cenie! — pokazała teraz na laptop, w którym jej je pokazywał. — Po cholerę je pokazałeś, skoro nie było nas na nie stać! Gdybym wiedziała, to na pewno wybrałabym inne! Derek, ja nie byłam nigdy materialistką. To ty sobie coś ubzdurałeś?
— Chciałem ci dać to, co najlepsze!
— Bardzo super, tylko szkoda, że nie miałam o tym pojęcia! — niemalże krzyczała Angie i teraz znów punktowała palcem w jego mostek. — Sądziłam, że takie wybrałeś, bo jak zwykle znasz się lepiej! Co ja tam mogę wiedzieć, GŁUPIA SPRZĄTACZKA!
— Nigdy nie byłaś głupią sprzątaczką! — warknął na nią Derek.
— A kim byłam? — zapytała podejrzliwie Angie. — Za kogo mnie miałeś?
— Za żonę!
— Żonę? — zapytała z kpiną Angie. — Czy żona, to wróżka na pół etatu, czy już na cały? — zadrwiła. — Nigdy niczego ze mną nie uzgadniałeś. Nigdy nie doceniłeś niczego. Uważałeś, że pewnie nic nie umiem. Śmiałeś się ze mnie. Taaaak, to potrafiłeś! Ale przypomnij mi, ile razy powiedziałeś, że mnie potrzebujesz? Że nie dasz sobie beze mnie rady?
Derek zamilkł. Spuścił oczy i przełknął głośno.
— Bo potrzebowałeś, nie dałeś sobie rady, teraz to widać bardzo dokładnie — wytknęła mu bez ogródek. — Masz syf w mieszkaniu, chore ciało i ogólnie twoje życie przypomina jakiś chlew i chaos. Nie chcę nawet wiedzieć, co masz w głowie, ale ty się przecież do tego nie przyznasz, prawda? A już, żebyś powiedział, że mnie kochałeś, za to, co robiłam, to byłoby jak od wielkiego dzwonu! Święto narodowe!
— Matka wciąż mi powtarza...
Angie wymierzyła palcem w jego twarz, a jej usta wygięły się w nienawistny grymas.
— Nie wyjeżdżaj ze swoją matką, bo się pokłócimy! — zatrzymała go szybko.
Derek też wymierzył w nią palcem.
— MATKA MI POWTARZA, ŻE WCIĄŻ, NAWET PO TYM WSZYSTKIM KOCHAM CIĘ ZA BARDZO! — wykrzyczał jej w twarz.
❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
Awwwww ^^ coś czuję, ze jesteśmy na dobrej drodze :)
Do jutra!
Monika :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro