Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34

Wieczorem nie czekali długo, tylko położyli się spać wcześniej. Angie była wciąż zmożona chorobą, a Derek zwyczajnie nie miał zajęcia i chciał szybko zapomnieć o jej łzach.

Rano Angie obudziła się sama w łóżku. Rozejrzała się wokoło, ale że Dereka nie było w zasięgu wzroku, to nadstawiła ucha.

Usłyszała jego palce biegnące cicho po klawiaturze. Zerknęła na zegarek. Była dziewiąta trzydzieści. Spała jak kamień i nawet nie słyszała, że wstał z łóżka. Kiedyś się jej to nie zdarzało. Zawsze starała się zrobić mu śniadanie. Może nie zawsze jej to wychodziło, bo lubiła pospać, ale mimo wszystko się starała. Chciała być dobrą żoną.

Teraz też się zastanawiała, czy już coś jadł. Odrzuciła kołdrę i podeszła do schodów. Zauważyła, że górne przeszklenia były otwarte, a Dereka nie było przy stole, choć przed chwilą słyszała, że pisał na klawiaturze. Zerknęła do wyjścia na taras. Siedział na progu i... palił papierosa.

Co za okropny nałóg — pomyślała i się skrzywiła.

Zeszła na dół.

— Dzień dobry — przywitała się z nim.

Drgnął jak porażony, wyrwany z zamyślenia.

— Dzień dobry — powiedział smutno.

Angie przystanęła.

— Coś się stało? Dlaczego palisz na zewnątrz? — zapytała.

Coś w jego zachowaniu ją niepokoiło.

— Nie lubisz, gdy palę w środku, więc... — przerwał. Po chwili wstał. — Ale w sumie, to nie wiem, co mnie to obchodzi — burknął i wszedł do środka z papierosem w ręku.

Angie stała i gapiła się na niego, jak na ducha, a on usiadł przy stole. Zaciągnął się papierosem i odłożył go do popielniczki. Dym sączył się w górę, a on znów zaczął pisać.

Zdenerwował ją. Niby za co był dla niej taki chamski? Przywitała się z nim grzecznie, a on jak zwykle na nią wyskoczył za nic.

— Co cię ugryzło? — zapytała.

— Nic.

— Przecież widzę — warknęła Angie.

— NIC!

— Boże, co z ciebie za cham i prostak!

— Tak! CHAM I PROSTAK! Już? Lepiej ci? — wydarł się na nią.

Angie nie mogła uwierzyć, że znów jest tym gnurowatym sobą, którego tu zastała ledwo kilka dni temu, ale postanowiła, że ma go gdzieś.

— Zrobię kawy. Chcesz? — zapytała, wyciągając mimo wszystko rękę na zgodę.

— Nie. Już sobie zrobiłem, jak księżniczka spała — burknął znów w odpowiedzi.

Angie odwróciła się na pięcie i poszła do kuchni.

— Co za kurwa zasrany tępak! Skurwiały gnojek! — zaczęła złorzeczyć.

— Weź się zamknij! Pracuje! — wrzasnął Derek.

— Bydle!

— Debilka!

Angie nie wytrzymała i zaniosła się płaczem. Uciekła na górę.

Derek westchnął ciężko. Zmarszczył brwi i pracował dalej.

— Leć sobie do tego swojego Kija W Dupie! — warknął.

Angie płakała na górze kilkanaście minut. Potem wzięła kąpiel i poćwiczyła jogę, ale nie bardzo jej szło, bo nie umiała się skupić. Kiedy stała w pozycji drzewa, na górze zjawił się Derek.

Popatrzył na nią krzywo, a Angie odwróciła wzrok. Nie chciała z nim gadać ani na niego patrzeć. Derek, przechodząc obok, zatrzymał się i westchnął.

— Rano przyszedł wynik testu na aplikację — powiedział zrezygnowany. — Do ciebie pewnie też.

Angie otworzyła szeroko oczy.

— Naprawdę? I co? — zapytała zaskoczona i zerwała się do telefonu.

Złapała go i weszła w aplikację.

— Mój jest ujemny, a twój?

Angie drżącym palcem stukała w ekran.

— Ujemny! — wykrzyknęła radośnie. — Mój też jest ujemny! Boże jak cudownie! Jesteśmy zdrowi! Miałeś rację! To tylko przeziębienie!

Derek prychnął i wciąż stał nieruchomo, patrząc na nią spod byka jak małe naburmuszone dziecko. Angie przestała się uśmiechać.

— Coś się stało? Derek, o co chodzi? Dlaczego się nie cieszysz? Przecież miałeś rację — zapytała i czekała wpatrzona w niego badawczo.

— Oczywiście, że miałem rację. Zawsze mam — prychnął z pogardą i popatrzył gdzieś w bok.

— Ale?

— Nic nie rozumiesz? Zwolnili nas z kwarantanny.

❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

O nieeee! I co teraz???

Zobaczymy jutro :/

Monika :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro