Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28

Wieczorem, gdy Angie usiadła na sofie, dzień wydał się jej wyczerpujący i poczuła się bardzo zmęczona.

Derek wciąż jeszcze pracował. Pisał szybko na klawiaturze i mamrotał coś pod nosem w stronę monitora i Angie wydawało się, że wręcz złorzeczył.

Nadstawiła ucha.

— Ja wam kurwa pokażę, złamasy — dobiegły ją jego słowa. — Mój projekt będzie najlepszy. Pff, z resztą jak zawsze.

Przestała słuchać, ale wciąż mu się przyglądała. Stwierdziła, że pracuje nad czymś ważnym, bo o ile już nie drapał się po plecach, to co chwila kręcił barkiem. Zawsze tak robił, gdy się stresował. Pamiętała, że w mięśniu z nerwów robiły mu się węzły i dokuczało mu to boleśnie, a ona mu je masowała i pomagało, ale teraz to już nie była jej sprawa.

Odwróciła oczy i oparła głowę o oparcie. Poczuła się ciężko, jakby wszystkie siły ktoś z niej wypompował. Wstała i poszła w stronę schodów.

Derek obejrzał się na nią i uniósł brwi pytająco.

— Już się idziesz położyć?

— Yhm, jestem zmęczona — odpowiedziała. — Pracuj sobie w spokoju.

Godzinę później leżała już w łóżku i zasypiała. Nie słyszała, kiedy obok zjawił się Derek.

Rano, gdy tylko otwarła oczy, jedynie co do niej docierało, to szczęk jej własnych zębów. Miała gorączkę. Wysoką.

— Derek? — pisnęła do niego, ale jej nie usłyszał. — Derek! — powiedziała głośniej.

— Hm? — ocknął się, wyrwany z głębokiego snu. — Coś się stało?

— Chyba jestem chora — zaskrzeczała.

Derek usiadł na łóżku i potarł twarz dłonią.

— To znaczy, co ci jest? Źle się czujesz? — dopytał.

Angie szczękała zębami tak głośno, że nie sposób było nie usłyszeć. Do tego bolał ją każdy mięsień i miała wrażenie, że włosy na głowie też ją bolą.

— Yhm — jęknęła. — Chyba mam gorączkę. Tak mną trzęsie, że nie umiem nad tym zapanować — wytłumaczyła.

— To, co mam zrobić? Podać ci jakieś leki? — pytał zaspany.

— Mam na dole w torebce aspirynę, przyniesiesz mi?

— No pewnie, że przyniosę — wymamrotał i wygramolił się z łóżka.

Poprawił instrument w spodenkach i zszedł na dół. Po chwili pojawił się z powrotem.

— Sama jesteś sobie winna — oskarżył ją i podał szklankę z wodą i aspirynę.

— Chyba sobie jaja robisz? Niby w czym zawiniłam? — jęknęła obruszona Angie.

— Sprzątasz jak jakaś pomylona i takie tego skutki — burknął na nią i wsunął się z powrotem pod kołdrę.

Angie z trudem przełknęła aspirynę, nie spuszczając z niego wzroku.

— Nie wiem, co ma sprzątanie z chorobą wspólnego — fuknęła, ale on już jej nie słuchał.

Wypiła wodę ze szklanki do dna i też się położyła.

— Derek?

— Co znowu? — odburknął, bo był na granicy snu.

— A jak ja mam covid? — zapytała.

Derek aż usiadł na łóżku. Otwarł szeroko oczy.

— Jaki covid? Covid srovid! Co ty bredzisz! Wietrzysz, skaczesz po oknach i się dorobiłaś jakiegoś choróbska! — wyskoczył na nią, bo chciało mu się spać, a ta cała pandemia wydawała mu się naciągana.

Nie wierzył w nią ani trochę.

Angie skuliła się pod kołdrą jeszcze bardziej. Nigdy nie był taki nieczuły dla niej. W oczach zakręciły się jej łzy.

— Ja nie chcę być chora. Nie chcę, żeby oni tu przyjeżdżali — jęknęła ze strachu.

Derek oprzytomniał jeszcze bardziej.

— Kurwa, trzeba będzie ich powiadomić — stęknął, mając na myśli CDC.

— Nie dzwoń do nich — pisnęła ze strachu i łzy popłynęły jej z oczu.

— I czego znowu beczysz? To, co ja niby mam zrobić? — rozzłościł się na nią. — Było nie wietrzyć i po drabinie nie skakać w taki ziąb! — znów jej wypomniał.

Pół godziny później, rozmawiał już z dyspozytorem pogotowia, bo gorączka nie spadała.

— Tak, żona miała kontakt z chorym — mówił z irytacją, prawie zgrzytając zębami. — Tak, jesteśmy objęci kwarantanną od pięciu dni. — wyjaśnił. — Tak, ma gorączkę, prawie trzydzieści dziewięć stopni. Bolą ją mięśnie i gardło.

— Gardło mnie nie boli! — próbowała się wtrącić, ale zatrzymał ją gestem ręki.

Potem się rozłączył. Odłożył telefon na szafkę, a na Angie zerknął zdegustowany.

— Będą do kilkudziesięciu minut. Doigrałaś się — pogroził jej.

Angie stęknęła żałośnie. Potrzebowała wsparcia, a nie kata. Sięgnęła po telefon. Wykręciła numer.

— Logan? — zapłakała. — Kochanie, jestem chora i muszę ci coś powiedzieć.

Derek spojrzał na nią szybko, a serce podeszło mu do gardła. Bolało go to „kochanie". Zawsze mówiła tak tylko do niego, a teraz?

Zacisnął powieki i szczękę ze złości.

Angie szukała wsparcia i znów je znalazła... u Kija W Dupie.

Kurwa!

❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

No cóż Derek, znów nawalieś :/ Ech... 

Do jutra!

Monika :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro