Rozdział 28
Wieczorem, gdy Angie usiadła na sofie, dzień wydał się jej wyczerpujący i poczuła się bardzo zmęczona.
Derek wciąż jeszcze pracował. Pisał szybko na klawiaturze i mamrotał coś pod nosem w stronę monitora i Angie wydawało się, że wręcz złorzeczył.
Nadstawiła ucha.
— Ja wam kurwa pokażę, złamasy — dobiegły ją jego słowa. — Mój projekt będzie najlepszy. Pff, z resztą jak zawsze.
Przestała słuchać, ale wciąż mu się przyglądała. Stwierdziła, że pracuje nad czymś ważnym, bo o ile już nie drapał się po plecach, to co chwila kręcił barkiem. Zawsze tak robił, gdy się stresował. Pamiętała, że w mięśniu z nerwów robiły mu się węzły i dokuczało mu to boleśnie, a ona mu je masowała i pomagało, ale teraz to już nie była jej sprawa.
Odwróciła oczy i oparła głowę o oparcie. Poczuła się ciężko, jakby wszystkie siły ktoś z niej wypompował. Wstała i poszła w stronę schodów.
Derek obejrzał się na nią i uniósł brwi pytająco.
— Już się idziesz położyć?
— Yhm, jestem zmęczona — odpowiedziała. — Pracuj sobie w spokoju.
Godzinę później leżała już w łóżku i zasypiała. Nie słyszała, kiedy obok zjawił się Derek.
Rano, gdy tylko otwarła oczy, jedynie co do niej docierało, to szczęk jej własnych zębów. Miała gorączkę. Wysoką.
— Derek? — pisnęła do niego, ale jej nie usłyszał. — Derek! — powiedziała głośniej.
— Hm? — ocknął się, wyrwany z głębokiego snu. — Coś się stało?
— Chyba jestem chora — zaskrzeczała.
Derek usiadł na łóżku i potarł twarz dłonią.
— To znaczy, co ci jest? Źle się czujesz? — dopytał.
Angie szczękała zębami tak głośno, że nie sposób było nie usłyszeć. Do tego bolał ją każdy mięsień i miała wrażenie, że włosy na głowie też ją bolą.
— Yhm — jęknęła. — Chyba mam gorączkę. Tak mną trzęsie, że nie umiem nad tym zapanować — wytłumaczyła.
— To, co mam zrobić? Podać ci jakieś leki? — pytał zaspany.
— Mam na dole w torebce aspirynę, przyniesiesz mi?
— No pewnie, że przyniosę — wymamrotał i wygramolił się z łóżka.
Poprawił instrument w spodenkach i zszedł na dół. Po chwili pojawił się z powrotem.
— Sama jesteś sobie winna — oskarżył ją i podał szklankę z wodą i aspirynę.
— Chyba sobie jaja robisz? Niby w czym zawiniłam? — jęknęła obruszona Angie.
— Sprzątasz jak jakaś pomylona i takie tego skutki — burknął na nią i wsunął się z powrotem pod kołdrę.
Angie z trudem przełknęła aspirynę, nie spuszczając z niego wzroku.
— Nie wiem, co ma sprzątanie z chorobą wspólnego — fuknęła, ale on już jej nie słuchał.
Wypiła wodę ze szklanki do dna i też się położyła.
— Derek?
— Co znowu? — odburknął, bo był na granicy snu.
— A jak ja mam covid? — zapytała.
Derek aż usiadł na łóżku. Otwarł szeroko oczy.
— Jaki covid? Covid srovid! Co ty bredzisz! Wietrzysz, skaczesz po oknach i się dorobiłaś jakiegoś choróbska! — wyskoczył na nią, bo chciało mu się spać, a ta cała pandemia wydawała mu się naciągana.
Nie wierzył w nią ani trochę.
Angie skuliła się pod kołdrą jeszcze bardziej. Nigdy nie był taki nieczuły dla niej. W oczach zakręciły się jej łzy.
— Ja nie chcę być chora. Nie chcę, żeby oni tu przyjeżdżali — jęknęła ze strachu.
Derek oprzytomniał jeszcze bardziej.
— Kurwa, trzeba będzie ich powiadomić — stęknął, mając na myśli CDC.
— Nie dzwoń do nich — pisnęła ze strachu i łzy popłynęły jej z oczu.
— I czego znowu beczysz? To, co ja niby mam zrobić? — rozzłościł się na nią. — Było nie wietrzyć i po drabinie nie skakać w taki ziąb! — znów jej wypomniał.
Pół godziny później, rozmawiał już z dyspozytorem pogotowia, bo gorączka nie spadała.
— Tak, żona miała kontakt z chorym — mówił z irytacją, prawie zgrzytając zębami. — Tak, jesteśmy objęci kwarantanną od pięciu dni. — wyjaśnił. — Tak, ma gorączkę, prawie trzydzieści dziewięć stopni. Bolą ją mięśnie i gardło.
— Gardło mnie nie boli! — próbowała się wtrącić, ale zatrzymał ją gestem ręki.
Potem się rozłączył. Odłożył telefon na szafkę, a na Angie zerknął zdegustowany.
— Będą do kilkudziesięciu minut. Doigrałaś się — pogroził jej.
Angie stęknęła żałośnie. Potrzebowała wsparcia, a nie kata. Sięgnęła po telefon. Wykręciła numer.
— Logan? — zapłakała. — Kochanie, jestem chora i muszę ci coś powiedzieć.
Derek spojrzał na nią szybko, a serce podeszło mu do gardła. Bolało go to „kochanie". Zawsze mówiła tak tylko do niego, a teraz?
Zacisnął powieki i szczękę ze złości.
Angie szukała wsparcia i znów je znalazła... u Kija W Dupie.
Kurwa!
❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
No cóż Derek, znów nawalieś :/ Ech...
Do jutra!
Monika :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro