Rozdział 27
Po obiedzie, gdy zjedli go w milczeniu, każde z nich otrzymało zadanie na aplikacji. Zrobili więc sobie zdjęcia i odesłali. Potem Angie zajęła się myciem podłóg, bo musiała jakoś rozładować zdenerwowanie. Spociła się przy tym i zmęczyła, dlatego, pomimo że na zewnątrz było chłodno, to pootwierała górne okna automatycznym otwieraniem.
Takie to wygodne — chwaliła w myślach.
— Zamknij te okna! — wrzeszczał Derek. — Pizga złem!
— Trzeba tu wywietrzyć! — kontrargumentowała Angie, choć korciło ją, żeby znów nacisnąć przycisk. — Zakopciłeś tymi papierosami tak, że nie da się oddychać! — kłóciła się z nim, ale ostatecznie stanęło na jego i siedzieli w smrodzie papierosowego dymu.
Jeszcze później kurier przywiózł farbę i Angie zabrała się za malowanie komody po babci Dereka. Nie mogła siedzieć tak bezczynnie, jak on. Rozwalony na sofie, palił fajkę za fajką i oglądał jak zwykle "Żółtą ciężarówkę" na Discovery, choć wydawało jej się, że czuje jego wzrok nieustannie na sobie. I się nie myliła. Kiedy prawie kończyła malowanie, wstał i podszedł.
— Ładnie wyszło — pochwalił.
Angie zdębiała, choć siedziała na podłodze. Chciała mu czymś przysrać, ale się opanowała. Nie mogła być aż tak wredna.
— Naprawdę? — zapytała niby od niechcenia.
— Yhm — przytaknął.
Angie przewróciła oczami, ale tak, żeby nie widział. Nie chciała się z nim więcej kłócić, to zbyt wiele ją kosztowało, choć znów słyszała to wkurzające "yhm", które odbierało energię i chęci na cokolwiek.
— Mogę o coś zapytać? — zadał pytanie Derek.
— Pytaj — odpowiedziała, ciągnąc pędzlem z białą farbą po ostatnim boku komódki.
Derek przestąpił z nogi na nogę.
— Dlaczego za mnie wyszłaś? — zapytał dociekliwie.
Angie zatrzymała się w bezruchu. Zatkało ją. Popatrzyła w górę.
— Bo cię kochałam, to proste — powiedziała wprost i zgodnie z prawdą, a potem wróciła do malowania.
Derek westchnął.
— No ale... za co? — zapytał niepewnie. — Skoro mam tyle wad.
Angie zastanowiła się chwilę. Nigdy nie rozmawiali w ten sposób, ale lepiej późno niż wcale — pomyślała.
— Bo kocha się mimo wszystko, a nie za coś, Derek — lekko utarła mu nosa. — Miałeś też zalety. I tak mi wszyscy doradzali.
— Jakie? — dopytał od razu.
— Byłeś zaradny i nie bałeś się odpowiedzialności. Podobało mi się to w tobie, jako mężczyźnie, wiesz przecież, że mój ojciec zawiódł w tych sprawach — wytłumaczyła.
Angie nigdy nie ukrywała, jakie ma z tego tytułu braki, a Derekowi się to wręcz podobało, bo mógł być bohaterem dla swojej ukochanej. To dlatego chciał jej zapewnić wszystko, co najlepsze, nigdy nie obarczał jej swoimi problemami. Nie lubił, gdy się martwiła. Od zmartwień była jego głowa.
— Z kimś o tym rozmawiałaś? Kto ci tak doradzał?
— Teraz wiem, że wrogowie — wypaliła bez zastanowienia.
To chyba miał być żart, a nastała niezręczna cisza, po której Derek jednak parsknął śmiechem.
— To było dobre — roześmiał się na całego.
Angie próbowała ukryć uśmiech, ale słabo jej to wychodziło.
— Naprawdę ładnie wyszła — pokazał na komodę palcem. — Babci by się spodobała — przyznał i poszedł z powrotem na sofę.
Angie odprowadziła go wzrokiem. To było miłe. Nie można było tak zawsze? — zapytała sama siebie w myślach. Ujęło ją jego zachowanie. — Czyżby wyciągał wnioski? Szkoda, że tak późno i gdy jest po wszystkim.
Zrobiło się jej znów smutno, a po chwili się rozzłościła. Dlaczego jej wcześniej nie doceniał? Wtedy, nigdy by od niego nie odeszła!
Derek usiadł na sofie zadowolony z siebie. Widział jej zadowoloną minę, gdy pochwalił jej wyczyn. Komoda naprawdę mu się podobała, choć opary farby sprawiały, że gdyby mógł, drapałby się nawet po mózgu. Spojrzał na górne przeszklenia.
Wstał i je otworzył. Znów na nią spojrzał, a ona uśmiechnęła się pod nosem, zadowolona, że było po jej myśli.
Jej mina dla niego była bezcenna. To mu dodawało skrzydeł. Czuł się jak kiedyś, gdy o nią zabiegał. To było takie ekscytujące.
Zdobędę ją. Odzyskam — obiecał sam sobie. — Choćbym miał stanąć na głowie!
❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
Derek! Trzymam za ciebie kciuki! Wy też?
Do jutra!
Monika :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro