Rozdział 21
Angie nie czekając wiele, zabrała się wpierw za sprzątanie kuchni. Uznała, że to najważniejsze miejsce, zaraz po łazience, którą już przecież wyszorowała, gdy miała w niej przymusową odsiadkę.
Teraz aż miała motyle w brzuchu, gdy mogła się zabrać za kuchnię. Tak naprawdę tylko czekała na ten moment, gdy znajdzie chwilę i będzie miała pretekst. Wyciągnęła więc całą zastawę, którą bądź co bądź podarowała im matka Dereka i porządnie wszystko najpierw umyła ręcznie, a potem włożyła do zmywarki. Tak dla pewności. Potem wyszorowała szafki i kafelki na ścianie. Do kuchenki użyła specjalnego środka dezynfekującego, a mikrofalówkę najchętniej wyrzuciłaby przez okno, no ale nie mogła. Lodówka... była jej pierwszym w życiu tak wielkim wyzwaniem, ale przecież nie było sprzętu, z którym Angie by sobie nie poradziła. Bułka z masłem.
Derek ostatecznie odpuścił. Usiadł do pracy przy stole, a ona oznajmiła mu, że zacznie, a on jak tylko skończy pracę, to dostanie odpowiednie zadania.
Zbliżało się popołudnie, gdy Angie umyła wszystkie szafki, zlew i lodówkę, która prawie obrosłą pleśnią i stała właśnie przy blacie w gumowych rękawiczkach, kiedy w oczy wpadło jej opakowanie po jedzeniu, leżące w koszu, które dowoził Derekowi kurier. Wzięła je do ręki i przeczytała etykietkę.
— Tu jest benzoesan sodu, wiedziałeś? — zapytała, gdy Derek zjawił się obok, żeby zrobić sobie kawę. — Całe tony benzoesanu.
Derek podrapał się po głowie, ale nie odezwał słowem. Oczywiście, że wiedział.
— Dlaczego to jesz? — zapytała i podniosła na niego oczy.
— To zdrowe. Chciałem zrzucić kilka kilogramów — wyłgał się Derek.
Spojrzała na niego jak na wariata.
— Jakie zdrowe? Przecież ty jesteś uczulony na benzoesan! — warknęła.
Derek się speszył i uciekł wzrokiem.
— Nie umiem gotować, nie pamiętasz? — przyznał się w końcu, ale nie odważył na nią spojrzeć.
Zabrał jej z ręki opakowanie i wyrzucił do śmietnika, a ona zamrugała oczami ze zdumienia.
— To dlatego się tak wiecznie skrobiesz, jakbyś się nie mył? — zapytała bezwiednie. — Pokaż plecy — zażądała i chwyciła go za koszulkę.
Próbowała zadrzeć ją do góry, ale się skutecznie obronił, a po sposobie, w jaki od niej odskoczył, Angie już była pewna, co mogła tam zobaczyć. Strupy jak od trądu! Znów próbowała sięgnąć po skraj koszulki, ale znów się odsunął. Rzuciła się więc na niego i chwilę się szarpali, ale Angie nie wygrała. Była za słaba, to oczywiste.
— Podnieś to natychmiast do góry! — wrzasnęła z bezsilności tak, że bębenki chciały mu pęknąć, ale było w tym krzyku coś przejmującego, coś, co chyba chciał usłyszeć.
Zmartwienie? Może.
I choć było mu strasznie wstyd za siebie, podniósł koszulkę do góry i odwrócił do niej plecami. Nie drapał się z brudu, przecież kąpał się codziennie. To było uczulenie.
Oczom Angie ukazał się widok jak po promieniowaniu w Czarnobylu.
— Czyś ty zwariował! — wydarła się na niego. — Wyglądasz, jakby cię wychłostali i posypali solą!
Derek skrzywił się jedynie, ale musiał przyznać, że tak się właśnie czuł.
— To nic takiego, bez przesad — wyparł się jak głupi. — Dzieci mają uczulenia, a ja jestem stary facet.
— Jesteś głupszy niż lato z radiem — ofuknęła go natychmiast. — Do góry! Do łazienki! Natychmiast!
Pięć minut później Derek siedział na stołku, popijając wapno do połowy rozebrany, a Angie smarowała mu plecy kremem antyhistaminowym.
— Nie możesz tak tego zaniedbywać, Derek — tłumaczyła z przejęciem i tonem starej ciotki. — To prowadzi do szeregu chorób przewlekłych. Dostaniesz astmy, a w dodatku palisz papierosy, tak nie można.
Derek kiwał tylko głową.
— Naprawdę się przejmujesz, czy tylko udajesz? — zadrwił, ale chciał usłyszeć odpowiedź.
— Niech cię szlag, głupi baranie! — żachnęła się i rzuciła kremem na blat z umywalką. — Jak dla mnie, to możesz zdechnąć! — wrzasnęła, ale szybko zamilkła. — To nie prawda. Przesadziłam, przepraszam — spokorniała. — Ale jeśli tobie nie zależy na własnym zdrowiu, to już nie mój biznes. Masz rację, nie powinnam się wtrącać.
Derek zwiesił głowę. Ciężko mu było. Z nią tutaj i z tą jej obojętnością. Z minuty na minutę czuł, że chciałby ją mieć z powrotem, tu w domu, dla siebie, dla nich i łudził się, że może coś wciąż dla niej znaczy, ale nie. Otrząsnął się więc ze złudzeń. Był istotnie głupim baranem.
— To co mam zrobić? — zapytał z pretensją.
Angie westchnęła.
— Póki tu jestem, będę ci gotować, a ty się przy mnie nauczysz, zgoda? — zapytała.
Derek stęknął, ale nie miał wyjścia.
— Czy to niegłupie? Będziemy się teraz kolegować? — zapytał i zerknął na nią niepewnie.
Ostatnią rzeczą, jakiej chciał, to być jej przyjacielem.
— A mamy wyjście? Nie. To nie zrzędź — upomniała go i skrzywiła się przy tym gorzko. — Wolisz gonić mnie z widłami? — zapytała z uśmiechem.
Uśmiechnął się w odpowiedzi krzywo.
— Chodź na dół, wyrzuć to świństwo do kosza i odmów dostawę na jutro. Ja siadam do zakupów — poinstruowała go, jak to miała w zwyczaju i skierowała się do wyjścia.
Derek wstał szybko i złapał ją za rękę. Popatrzyła na niego pytająco, a przy tym czuła jak na widok jego półnagiego, wyglądającego jak rzeźba Dawida ciała, robi jej się gorąco. Nie mówiąc o jego ustach, które czuła na swoich od rana.
— Dzięki — powiedział i uciekł wzrokiem gdzieś w bok, ale jego kciuk pocierający wierzch jej dłoni, nie pozostawiał złudzeń, że się zgadza i że jest mu z tego powodu miło.
Uśmiechnęła się zadowolona.
— Nie ma za co, tylko schowaj widły — zaśmiała się znów.
Angie nie lubiła tych kłótni z Derekiem. Nie lubiła tej jego zaciętej miny i tego, gdy zgrywał chama, bo przecież znała go bardzo dobrze i wiedziała, że taki nie jest. Chciała się rozwieść, bo... chciała sobie udowodnić, że nic dla niego nie znaczy. I miała rację. Pozwolił jej odejść, ciągle utyskując na nią, że to ona go zostawia. Że odeszła do innego. Nie walczył. Myślał tylko o sobie. O tym, jaki jest zraniony, ani razu nie zadając pytania, DLACZEGO ona odchodzi!
Teraz pojawiła się szansa, żeby to jednak trochę wyprostować.
Zrobiła krok w jego stronę, zawahała się przez chwilę, a potem stanęła na palcach i pocałowała go w policzek.
Derek wieczorem, gdy zasypiał, trzymał się za niego dłonią. Ten buziak znaczył więcej niż poranny pocałunek.
Był jak nowe przymierze?
❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
Awww co tu się odwala? ^^ Wy też to czujecie?
Do jutra!
Monika :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro