Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

— To nam obojgu nie wyjdzie na zdrowie — westchnęła Angie, ale cofnęła się od drzwi.

Trzy tysiące dolarów nie świerzbiło ją w tyłek. Już nawet nie o buty chodziło, ale ogólnie o pieniądze. U niej w domu nigdy się nie przelewało. Matka goniła za każdym groszem i pracowała na dwa etaty, bo ojciec przecież olewał łożenie alimentów. To nie tak, że teraz była rozpieszczona, ale gdy wreszcie poszła na swoje i zaczęła zarabiać, nie odmawiała sobie przyjemności, ani matce. Jej też się od życia coś należało, za te wszystkie lata mordęgi, choć teraz wiodła całkiem przyjemne życie u boku mężczyzny z lat szkolnych. Spotkali się zupełnie niedawno, może dwa lata temu, na zjeździe szkolnym i jakoś na powrót przypadli sobie do gustu. Angie cieszyła się ze szczęścia matki, pomimo że ta wyprowadziła się na drugi koniec Stanów. Do Minesoty i wiodła przyjemne życie na wsi, przez co Angie widywała ją raz w roku i czuła się przez to nieco zagubiona. Na teściową przecież nie mogła liczyć. Zawsze jednak miała Dereka, a teraz... teraz miała Logana, jako wsparcie, ale on wymagał od niej więcej niż chyba była w stanie udźwignąć.

— Muszę zadzwonić — westchnęła znowu.

— Do niego? — zapytał szybko Derek.

— Tak, też, ale muszę porozmawiać z mamą — powiedziała z żalem.

Derekowi też zrobiło się smutno. Wiedział, w jakich okolicznościach i kiedy Angie dzwoni do matki. Wtedy gdy jest jej ciężko.

— Co u niej słychać? — zapytał delikatnie.

Angie spojrzała na niego i ni to się uśmiechnęła, ni to skrzywiła. Wiedziała, że Derek zawsze lubił jej matkę. Jej nie dało się nie lubić.

— Szczęśliwa jest wreszcie — odpowiedziała ze smutkiem, jakby jej osobiście tego brakowało.

Derek spuścił głowę.

— To miło — bąknął.

Do drzwi zadzwonił dzwonek.

— To pewnie kurier z jedzeniem — wyjaśnił, gdy Angie podniosła wystraszone oczy.

Angie się uspokoiła i wróciła do salonu. Usiadła na sofie i wyciągnęła telefon. Zadzwoniła do matki. Rozmawiała z nią, prawie ćwierkając, co Dereka wprawiło w jeszcze większe poruszenie. Wiedział, że Angie nie chce jej martwić, stąd ten miły ton i zadowolenie. Znał ich przeszłość i to, jakie życie im obu zgotował Angie ojciec, dlatego zdawał sobie sprawę, że Angie często grała przed matką, że nie ma problemów, ale on znał swoją byłą żonę lepiej niż ktokolwiek i widział, że wcale nie jest kolorowo, a jednym z ciemnych odcieni był on sam w tej chwili.

Dlaczego ją pocałował? — zadał sobie pytanie w myślach. — Bo to był impuls. Tęsknił za nią. Długo po rozwodzie łudził się, że wróci. Nie rozumiał, dlaczego w ogóle odeszła. Przecież wszystko było dobrze. Starał się dla niej. Chciał, żeby miała wszystko, czego wcześniej los jej poskąpił. Kochał ją jak nikogo na tym świecie. Pracował za dwóch jak nie za trzech. Może przez to, trochę był nieobecny, ale przecież... No właśnie, co przecież? PRZECIEŻ BYŁO DOBRZE! W życiu było im dobrze, w łóżku nigdy nie narzekali, wręcz przeciwnie! Oboje mieli taki sam apetyt na seks, nowe doświadczenia i tak samo zapatrywali się na przyszłość, noooo może oprócz posiadania dziecka. Tu się różnili, bardzo, ale tylko tutaj i Derek wiedział, że prędzej czy później musiałby ustąpić. To był jego największy błąd. Sądził, że ma czas.

Niestety nie zdążył.

Dla niego związek małżeński był jak wieczysta przysięga. Sądził, że tego nie da się ot tak zakończyć. Przerwać. To się działo tylko u innych ludzi, w filmach, albo w związkach, gdzie naprawdę nie ma innego wyjścia, bo jest przemoc, nałogi i patologia, ale NIE U NICH! U nich przecież było spokojnie. A może obojętnie?

Znów na nią zerknął, wkładając jedzenie do lodówki, które odebrał od kuriera.

Czy ona chciała mieć dziecko z Psychologiem? — to pytanie dosłownie wgryzało mu się w czaszkę.

Tymczasem Angie zakończyła rozmowę z matką, ale po chwili znów przystawiła telefon do ucha.

— Kochanie, dzień dobry — powiedziała przymilnie.

W Dereku znów się zagotowało. Przewrócił oczami.

Jakim cudem ten goguś nosił teraz jego ksywkę? Kochanie? Dzień dobry? Naprawdę tak sztywno się witają bliscy sobie ludzie? Może jeszcze niech się do niego zwraca tytułem naukowym! — zirytował się w myślach i trzasnął drzwiami od lodówki tak mocno, że Angie podskoczyła na sofie.

❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

hmmm nie wiem, co o tym wszystkim sądzić :/

Do jutra!

Monika :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro