Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

Przez połowę poranka, obrażona Angie, wodziła za Derekem wzrokiem, ćwicząc jogę.

Czy on mówił poważnie? — zastanawiała się i czuła się z tym jakoś dziwnie.

Uczucie jego rąk na jej pośladkach było nie do zignorowania. Takie znajome i ... właściwe? Jakby wiedziała, że tylko do niego mogła należeć. Poza tym ich seks zawsze był pierwszorzędny.

To zapewne przez to. To było zwykłe pożądanie — pomyślała, ale pierwszy raz w jej głowie pojawiła się myśl, że chyba by chciała zawrócić czas.

Derek miał swoje wady, ale nie był złem wcielonym. Zawsze jej słuchał, choć nie dało się słuchać jego i nie dlatego, że gadał głupoty. On po prostu nic nie mówił. Jakby nie miał swojego zdania. Był obojętny. Tylko wiecznie przytakiwał "yhm".

No właśnie, wszystko mu zwisało — przypomniała sobie i wyrzuciła z głowy naiwne myślenie o powrocie. — Zapewne robił sobie z niej jaja — dodała kpiąco. — A ona jak ta głupia naiwna znów się dręczyła. Jak zwykle wątpiła w siebie i w to, że nie postąpiła słusznie pół roku temu. Logan miał rację. Więcej wiary! Co jak co, ale tu miał rację. A Derek robił jej wodę z mózgu. Było nam dobrze razem, pfff, chyba jemu.

Angie wcale nie czuła się dobrze. Brakowało jej dosłownie wszystkiego. Czułości, rozmowy, poczucia, że jest czegoś więcej warta niż tylko "yhm" i trójkąta, którego sobie ubzdurał. Ona wcale nie pragnęła ekscesów, tylko zwykłej, prostej rzeczywistości.

Po południu, gdy emocje po porannej kłótni minęły, zaczęli pierwszą lekcję gotowania. Kiedy byli mniej więcej w połowie i w garnku bulgotała zupa jarzynowa, a zrazy piekły się w piekarniku, w radio zaczęła lecieć piosenka... z ich ślubu.

Derek znieruchomiał i zerknął w bok na Angie. Kręciła biodrami i śpiewała bezgłośnie: "kissssss meeeee like youuuu wannnaaaa beee loved, like youuuu wannaaaa beee loved", Eda Sheerana.

— Pamiętasz tę piosenkę? — zapytał niby od niechcenia.

— Oczywiście, że pamiętam, jakże mogłabym nie pamiętać — przytaknęła i zamieszała zupę w garnku, wciąż kręcąc biodrami.

— To z naszego ślubu — bąknął Derek.

— Yhm, wiem, nie sądziłam tylko, że ty pamiętasz — powiedziała i skupiła się na zupie.

Czegoś w niej brakowało i zastanawiała się czego.

Derek stanął znów w bezruchu.

— Jak mógłbym zapomnieć? Weź, dlaczego robisz ze mnie takiego okropnego męża — obruszył się nieco.

— No nie wiem Derek, może dlatego, że byłeś okropnym mężem? — fuknęła Angie, bo poczuła irytację.

— Co? Dlaczego? — zapytał z niedowierzaniem.

Angie odwróciła się do niego przodem i biodrem oparła o blat. Łyżką, którą trzymała w ręce, stukała się w brodę.

— Powiedz, ile razy obchodziliśmy rocznicę ślubu? — zapytała hardo i zwęziła oczy jak jaszczurka.

Derek wzruszył ramionami. Był zdezorientowany.

— Siedem, potem się ze mną rozwiodłaś — wyliczył skrupulatnie. — W tym roku byłoby osiem.

— Nie Derek, pytam, ile razy to świętowaliśmy? Nie ile lat nam stuknęło — doprecyzowała.

— No siedem — poprawił się raz jeszcze Derek.

Angie westchnęła, jakby chciał opanować irytację.

— Dobra, inaczej — napomknęła. — Ile razy zabrałeś mnie, nie wiem... na kolację, na wycieczkę, spacer lub do głupiego kina, a nie tylko kupiłeś kilka badyli i cmoknąłeś mnie w policzek, zjadając obiad, który ugotowałam i nie powiedziałeś, nawet dziękuję?

Derek zagryzł zęby. Raz. Raz zabrał ją na kolację, ale to dlatego, że nie było go stać, do czego nawet dzisiaj nie chciał się przyznać. Odsetki kredytu za renowację loftu rosły w zastraszającym tempie i ledwo wyrabiał. Brał nadgodziny na budowie jako zwykły robol, bo nie chciał prosić rodziców o kasę. To było tak nie po męsku, skoro zarzekał się przed nimi, że podoła, że da radę, gdy przestrzegali go przed wzięciem ślubu, jako prawie jeszcze nastolatka. Co to było na faceta te dwadzieścia trzy lata, które miał wtedy, a ona dwadzieścia. Ale był zakochany po uszy, chciał mieć ją blisko, tylko dla siebie, zapewnić, dać obietnicę, że tak będzie już na zawsze, wydawało mu się, że góry będzie dla niej przenosił. Rodzice mieli rację. Nie podołał. KURWA! Nie podołał! Kredyt skończył się razem z małżeństwem kilka miesięcy temu, ale fakt, w tym roku w ich rocznicę nie planował, żeby odbyła się jakoś inaczej. Przecież było dobrze. Obiad ugotowałaby Angie, a on kupiłby jej... badyle. Nie lubiła badyli? Najwidoczniej.

Spuścił głowę i nic się nie odezwał.

— Raz, prawda? — zadrwiła Angie, odpowiadając za niego. — Co mi z tej piosenki? Zatańczyłam ją raz w życiu. Ledwo pamiętam, czy było przyjemnie. Pamiętam za to bardzo dobrze, że na koniec nadepnąłeś mi na rąbek sukni i się udarła. Sam najlepiej wiedziałeś, że masz dwie lewe nogi, ale nie chciałeś chodzić na lekcje tańca i to dlatego. Bo to takie niemęskie, prawda? Po męsku było doprowadzić mnie do płaczu. Taaak, to było w chuj męskie! Płakałam, a ty w popłochu zszywałeś białą suknię niebieską nitką, bo innej kelnerki nie znalazły nigdzie na zapleczu kuchni. Takie oto moje wspomnienie tej piosenki, ale słowa pamiętam doskonale. Wiesz dlaczego? Bo słuchałam jej w każdą naszą rocznicę, licząc, że chociaż ze mną zatańczysz tu na środku — powiedziała z pretensją i pokazała to miejsce łyżką. — Że mnie przytulisz i powiesz, że kochasz mnie na zawsze. To by mi w zupełności wystarczyło, ale ty nie wpadłeś nigdy na to, a ja czekałam rok w rok, że może się kapniesz. Siedem lat Derek! Czekałam! Nawet puszczałam ją, gdy wracałeś z pracy, ale jak grochem o ścianę. Byłeś głuchy, a teraz nagle dosłyszałeś? Wisiała mi kolacja w restauracji, wakacje i inne bzdury, nie wmówisz mi, że jestem znowu taką materialistką, bo to nic nie kosztowało! — zagotowała się nie na żarty.

Derek stał i patrzył na nią jak zahipnotyzowany. Ona miała rację. Przełknął głośno i spuścił oczy.

— A gdybym ci teraz obiecał, że będę z tobą tańczył... to... wróciłabyś do mnie? — zapytał.

Angie otwarła szeroko oczy. Poczuła się dosłownie jak wariatka.

— Co ty pieprzysz Derek. Weź, się zastanów. Co cię do kurwy nędzy napadło? Wszystko zawsze potrafisz koncertowo spieprzyć! Nawet kłótnię! — sarknęła, rzuciła łyżkę na blat i wyszła.

Nie wiedziała, że Derek w tej chwili mówił śmiertelnie poważnie. Chciał ją odzyskać. Zależało mu na tym, szalenie, a ona... ona chyba chciała być odzyskana, ale już nie teraz. Kiedyś, owszem, ale teraz nie chciała, żeby się starał. Nie, gdy było po wszystkim i sprawa była przesądzona. Ona miała Logana. On z nią tańczył. Mówił, że ją kocha i pamiętał o urodzinach nawet swojej pierwszej żony, Heder! Posyłał jej z tej okazji życzenia, smsem, ale jednak, o co Angie się wściekała, ale prawda była taka, że z żadną z żon nie rozwiódł się w złych okolicznościach, tylko jak człowiek cywilizowany. Szanował je aż za bardzo, można by pomyśleć, ale zawsze powtarzał, że to matki jego dzieci i musi je szanować dla nich. Jakim byłby ojcem, gdyby tego nie robił? Wpierał jej te argumenty i miał rację. Co prawda nie omieszkał zawsze dodać do życzeń prztyczka, że jest coraz starsza i musi się pilnować, ale mimo wszystko. Sama pamięć była czymś miłym.

Derek nigdy się o nic nie starał. Na nic nigdy nie wpadł. Sam niczego nie zasugerował, niczym jej nie zaskoczył. Nawet najmniejszą drobnostką. O jej urodzinach przypominał mu ojciec! Teść wiedział lepiej, kiedy miała urodziny! Nie mąż. Dla niego była tak oczywistym dodatkiem w życiu, jak mebel w mieszkaniu. Może sama miała mu mówić, że ma urodziny? Tak jak teraz powiedziała mu o tańczeniu? Co za bezsens.

❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

Och Angieeee, nie bądź taka skrupulatna, chociaż w sumie... A Wy co sądzicie? Dajcie znać ;)

Do jutra!

Monika :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro