Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Angie naciągnęła na siebie legginsy i świeżutki, wyprasowany na gładko podkoszulek, a potem z telefonem przy uchu, chodziła boso — po czyściutkiej jak łza drewnianej podłodze sypialni, przytulnego, białego, ale wcale nie małego domu na przedmieściach; w tę i z powrotem już czterdziestą minutę.

— Kurwa, kurwa, kurwa — klęła cicho pod nosem, przygryzając idealnie wypiłowany paznokieć. — On mnie zabije, co ja narobiłam — lamentowała, myśląc o byłym mężu. — Albo ja jego — podała w wątpliwość. — Nie pojadę do tej nory, nie ma bata — znów lamentowała, myśląc o lofcie w starym tartaku. — Kurwa! Odbierajcie zasrańce! — krzyknęła w desperacji do telefonu.

Dodzwonienie się na infolinię CDC graniczyło z cudem, ale musiała wytrwać. Musiała spróbować. Przecież nie mogła się poddać tak bez walki. Poza tym w tym momencie, po blisko godzinnym oczekiwaniu na połączenie, zupełnym brakiem rozumu byłoby się rozłączyć, gdy już tyle czekania było za nią.

Nagle muzyka w słuchawce ustała.

— Aktualnie twoje połączenie jest... phhhhhsssphhhh... siódme w kolejce oczekiwania — poinformował ją automat.

— Boże, błagam — modliła się na głos, a hipnotyzująca muzyczka znów zaczęła grać jej do ucha.

Po chwili znów usłyszała głos automatu:

— Informujemy, że czas oczekiwania na połączenie jest wydłużony. Przepraszamy.

Angie przewróciła oczami i westchnęła ciężko.

— No co ty, kurwa nie powiesz — zezłościła się i potarła dłonią czoło, a potem przełożyła telefon do drugiej ręki i potarła rozgrzane do czerwoności ucho.

Zerknęła na zegarek.

Była dwunasta w południe. Już dawno powinna zacząć pracę, ale przecież nie mogła tego tak zostawić i jednocześnie nie mogła przecież pojechać do Dereka i powiedzieć mu, że musi odbyć kwarantannę w lofcie, który sama dobrowolnie zwolniła, pozostawiając mu po rozwodzie wybór, czy go sprzedadzą, czy Derek ją spłaci, choć jej wkład w cały ich dorobek był nikły. Wybrał bez gadania tę drugą opcję, ale nigdy nie miał czasu ani pojechać z nią do notariusza, ani wypełnić stosownych dokumentów, nie mówiąc o wymeldowaniu, do którego byli potrzebni oboje. On jako główny najemca, wymeldowujący i ona, wymeldowywana, jako że się na to zgadza. Bo o ile zameldować kogoś jest łatwo, o tyle wymeldować już nieco trudniej. Ich zdanie co do meldunku na szczęście było spójne, jedynie spotkać się w tej sprawie jakoś nie potrafili od pół roku. Zdążyła w tym czasie wrócić do panieńskiego nazwiska Sanchez, rezygnując z Brooks i zmienić dokumenty, ale adres pozostawał wciąż ten sam.

Muzyka w słuchawce znów ustała.

— Twoje połączenie jest.... phhhhhpsssphhh... szóste w kolejce oczekiwania na połączenie z konsultantem — poinformował ją znów automat.

Angie zerknęła nerwowo na zegarek, a potem na zdjęcie w ramce stojące na komodzie.

— Boże, co ja mu powiem — jęknęła w przypływie paniki, bynajmniej mając w tej chwili na myśli byłego męża.

❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

Nakłamiesz Angie, jesteś w tym dobra 💀 tylko komu? Na czyje zdjęcie popatrzyłaś? 😳

Do jutra!

Monika :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro