Rozdział 65
- Cholera jasna, Kuba! Chociaż posprzątać po sobie byś mógł!
Wyszłam z łazienki i zaczęłam się drzeć w niebogłosy. Mój chłopak, jak zwykle, zostawił po sobie bajzel. Talerz po jedzeniu, sztućce i szklanka po soku. Jakby ciężko było włożyć wszystko do zmywarki. Nie zwracając uwagi na bajzel, poszłam w kierunku sypialni, gdzie zapewne siedział Wolny.
- Jakub! Biegiem na dół posprzątać po sobie!
Wtargnęłam do pokoju. Chłopak siedział przed laptopem i szczerzył się do niego, jak głupi do sera. Gdy tylko mnie usłyszał i zauważył, podniósł ręce w geście obronnym.
- Nic nie zrobiłem!
Szybko zaprzeczył i widząc moje gniewne spojrzenie, wstał gwałtownie i uciekł w najdalszy kąt.
- Sprzątać! Migiem!
- Już nie mogłaś tego włożyć do tej zmywarki?
Uśmiechnął się niewinnie, starał się mnie udobruchać. Jednak widząc moje zabijające spojrzenie, szybko uciekł z pokoju i popędził na dół.
- Hej ciocia.
Spojrzałam w stronę ekranu laptopa. Mateusz i Amelka uśmiechali się i machali do mnie. Mimo niewielkiej różnicy wieku między nimi, a mną i Kubą, mówili do nas wujek i ciocia. Po prostu tak byli nauczeni. Uśmiechnęłam się w stronę bliźniaków i usiadłam na krześle przysuwając się bliżej do sprzętu.
- Hejka - przywitałam się. - Co tam?
- Nudy - odpowiedzieli niemal równocześnie.
No tak, dni mijały, szkoły zamknięte, końca kwarantanny nie widać, to dzieciaki się nudzą. A zwłaszcza dwójka prawie czternastolatków, którym teraz najbardziej potrzeba kontaktów z przyjaciółmi.
- Sami jesteście?
Zdziwiła mnie cisza, która panowała wokół. Nigdzie nie było słychać Franka.
- Franek śpi, mama pojechała na zakupy, wróci za godzinę, a tata w pracy - wyjaśniła dziewczyna.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową. Amelka była piękną dziewczyną. W przyszłości pewnie będzie miała za sobą sznur chłopaków. Czym starsza, tym bardziej przypominałam babcię, tylko oczy miała po mamie. Natomiast Mateusz, kropka w kropkę wujek Kuba. I chyba nie muszę dodawać, że też naprawdę przystojny chłopak.
- Wróciłem!
Szybki był wyraźnie podekscytowany. Podszedł do mnie i pochylił się delikatnie.
- Ładnie posprzątałem, dasz buzi?
- Nie - prychnęłam.
Ten tylko odkaszlnął oburzony i pocałował mnie w policzek.
- Posuniesz się?
Wskazał głową na krzesło.
- Kto późno przychodzi, ten stoi.
Kuba westchnął i jakby nigdy nic, podniósł mnie, usiadł i posadził mnie sobie na kolanach. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie z mordem w oczach.
- Pokłóciliście się?
Głos Mateusza oderwał nas od wojny na spojrzenia.
- Nie.
- Tak.
- To w końcu tak czy nie?
- Wasz wujek jest nie do wytrzymania. Mieszkać z nim dłużej niż dwa tygodnie, to istna katorga.
- Ciekawe w takim razie, co zrobisz jak będziemy już po ślubie. Będziesz się co dwa tygodnie do garażu wyprowadzać?
- Po pierwsze - znowu spojrzałam na Wolnego - jakoś z tego co pamiętam, to żadnego ślubu nie bierzemy. A po drugie, ciebie bym wyprowadziła do garażu.
Poklepałam go po policzku i skrzyżowałam ręce na piersiach.
- To wy ślub bierzecie?
Bliźniaki były wyraźnie zaskoczone całą sytuacją.
- No, tak za pare lat - Kuba popatrzył mi prosto w oczy z uśmiechem. - Jak ta zołza zgodzi się za mnie wyjść.
- Zgodzisz się ciocia?
- No będę musiała to dobrze przemyśleć - zaśmiałam się. - A myślicie, że powinnam?
- Tak - znowu odpowiedzieli równocześnie.
- Nawet nie próbujcie nigdy zrywać - dodał Mateusz.
- Wujek by się załamał, a my stracilibyśmy najlepszą ciocię na świecie - dokończyła za brata Amelka.
Uśmiechnęłam się tylko delikatnie w stronę ekranu, a Kuba objął mnie mocno w pasie. Tak naprawdę bardzo chciałam, żeby kiedyś o rękę poprosił mnie ON.
Kuba Wolny...
*******************************************
4/9
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro