Rozdział 120
Nastał listopad i rozpoczął się sezon zimowy. Bliźniaki skończyły 5 miesięcy, a Kuba rzadko był w domu. Gdy tylko wracał z zawodów, starał się pomagać mi, jak tylko mógł. Wiedział, że za chwilę musi jechać i znowu zostawi mnie samą na kilka dni. Dawałam radę. Momentami było bardzo ciężko, ale dawałam radę. Miałam niesamowite wsparcie w rodzinie, a do tego wszyscy wkoło mówili, że nasze dzieci to aniołki. Maluchy rozwijały się prawidłowo i szybko uczyły się nowych rzeczy. Już bez problemu przewracały się z brzuszka na plecy i potrafiły stabilnie trzymać główki. Tak, jak się wszyscy spodziewali, dzieciaki dały Kubie jeszcze większą siłę napędową i od początku sezonu był całkowitym dominatorem. W miniony weekend wygrał obydwa konkursy i właśnie dzisiaj wracał do domu. Uwielbiałam te momenty, gdy byliśmy razem we czwórkę i nie robiliśmy nic, tylko cieszyliśmy się sobą. Mimo, że Kuba wracał na góra trzy dni, wykorzystywaliśmy ten czas na maksa.
*******************************************
Leżałam właśnie na kocu na ziemi i bawiłam się z bliźniakami. Rozłożyłam im maty z różnymi zabawkami i dzieciaki bardzo chętnie gniotły wszystko co się dało. Uwielbiałam czasami tak po prostu położyć się obok nich i patrzeć co robią. Nagle usłyszałam szczęk klucza w zamku. Po chwili drzwi się otworzyły i zaraz zamknęły, a klucz ponownie się przekręcił. Wstałam szybko i pobiegłam w kierunku korytarza. Rzuciłam się na Kubę, założyłam mu ręce na kark i mocno do siebie przyciągnęłam. On momentalnie objął mnie w pasie i odwzajemnił gest. Zawsze go tak witałam, a on zawsze dopytywał, czym sobie na takie powitanie zasłużył.
- Cześć kotek - wyszeptał mi do ucha i po chwili cmoknął w policzek.
Odsunął się na tyle, by móc spojrzeć mi w oczy.
- Tęskniłem bardzo za tobą. Za bąblami też.
Kuba od jakiegoś czasu nazywa maluchy bąblami. I jakoś tak mu się to spodobało, że praktycznie tylko tego słowa używa.
- Jak tam bąble? Jakieś nowe umiejętności?
- Prowadzą jeszcze bardziej zacięte dyskusje między sobą - zaśmiałam się.
Czasami, jakby przysłuchać się gaworzeniu bliźniaków, to brzmiało ono jak jakaś bardzo zacięta dyskusja. Bardzo śmiesznie się tego słuchało.
- Śpią?
- Nie, bawią się w salonie.
W tym momencie Kuba puścił mnie i ściągnął kurtkę, a następnie buty. Poszedł do salonu i pociągnął mnie za rękę za sobą. Maluchy, gdy tylko zobaczyły ojca, zaczęły machać wesoło rączkami i uśmiechać się. Na ten widok i na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Cześć bąbelki - Wolny usiadł na ziemi, oparł się o kanapę i położył sobie dzieciaki na brzuchu. - Tatuś bardzo za wami tęsknił.
Podeszłam do nich i usiadłam, opierając głowę na ramieniu męża. Bliźniaki wpatrywały się w nas z uwagą.
- Sami, buziak dla taty - Kuba ucałował syna. - Teraz Zosia - to samo uczynił z córką. - I mama też - przechylił głowę i pocałował mnie namiętnie.
Nie trwało to zbyt długo, bo już po chwili dzieci zaczęły płakać. W momencie, gdy oderwaliśmy się od siebie, nagle zamilkły. Zaśmialiśmy się obydwoje.
- Proszę mi tu nie marudzić, bo w życiu więcej rodzeństwa nie będzie - Wolny zwrócił się do bliźniaków.
- Proszę nie słuchać taty, bo głupoty gada - zdzieliłam go w tył głowy.
Kuba tylko uśmiechnął się łobuzersko i mocniej przytulił maluszki do siebie. Cieszyłam się, że takim wspaniałym ojcem jest ON.
Kuba Wolny...
*******************************************
Hejka mini Wolni! Mamy niedzielę, mamy rozdział. JĘDRUŚ, KOCHAM CIĘ! Dzisiaj już nieco mniej kolorowo, ale zawsze trzeba szukać pozytywów. Szczęśliwych Walentynek! Wpadajcie do innych książek i na instagrama. Miłego tygodnia. ❤️
Komentarz = Motywacja
Do następnego,
Ola
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro