Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 115

- Co mu jest?!

Wpadłam do szpitala tak szybko, jak tylko pozwalał mi mój brzuch. Aga starała się mnie uspokoić, ale na nic. Maciek stał tuż przy wejściu, widocznie na nas czekał.

- Rano przewrócił się na treningu. Odleciał daleko i nie ustał. Nadwyrężył sobie kostkę i zrobił coś w środkowego palca u lewej ręki, więc trener odesłał go do pokoju. Po treningu znaleźliśmy go tam nieprzytomnego. W szpitalu się okazało, że tego palca ma złamanego, a w badaniach wyszło, że zażył silne dopalacze.

- Co?! Nie wierzę - przetarłam twarz dłońmi.

To mi w ogóle nie pasowało. Kuba i dopalacze?

- Spokojnie, nikt nie uwierzył, że Kuba mógłby to sam zażyć. Sztab bada sprawę, sprawdzają monitoring, może mu ktoś coś dosypał.

Pokiwałam głową, postarałam się trochę uspokoić i kazałam zaprowadzić się do męża. Już po chwili weszłam do sali, w której był. Leżał na łóżku i miał podpiętą kroplówkę. Widać było po nim, że jest zmęczony. Jednak gdy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się, ale ten uśmiech był smutny. Podeszłam do niego i usiadłam na krzesełku.

- Kochanie, ja tego nie wziąłem, przysięgam - od razu zaczął się tłumaczyć.

- Wiem Kubuś, wiem - pogłaskałam go delikatnie po włosach.

- Nie mógłbym tego zrobić. Przecież mam ciebie i dzieciaki, nie mógłbym - głos mu się łamał, a w oczach widać było smutek.

Wpatrywał się przez chwilę we mnie, po czym podniósł się na łokciach i ucałował mnie w policzek. Następnie przysunął się do mojego brzucha, pogłaskał go i złożył na nim dwa pocałunki. Dzieciaki, jak na sygnał zaczęły kopać, na co Kuba uśmiechnął się tym razem już nieco weselej.

- Mówiłem Maćkowi, żeby do ciebie nie dzwonił. Powinnaś siedzieć w domu i odpoczywać, a nie plątać się po szpitalach.

- Głupi jesteś. Jak mogłabym siedzieć w domu i odpoczywać, skoro ty leżysz w szpitalu - z moich oczu zaczęły wypływać pojedyncze łzy. - Martwię się o ciebie - dodałam cichutko.

- Nie płacz, kotek - podniósł się szybko i przytulił mnie do siebie. - Nic mi nie jest. Sprawa się wyjaśni i wszystko będzie dobrze.

Pokiwałam niepewnie głową i mocniej wtuliłam się w męża. Przytulaliśmy się tak jeszcze przez chwilę, po czym Kuba z powrotem położył się na łóżku.

- Mam nadzieję, że nasze dzieciaki nie postanowią wyjść na świat zanim mi ściągną to cholerstwo - podniósł do góry rękę z palcem w stabilizatorze. - Chcę móc trzymać te łobuzy na rękach - uśmiechnął się.

- Jeszcze ci się znudzi - odwzajemniłam uśmiech i zaraz się skrzywiłam. - Twoje dzieci znowu postanowiły boksować.

- Jak są niegrzeczne, to moje, a jak grzeczne, to nasze?

- No oczywiście. Wiesz Kubuś, ja byłam grzecznym dzieckiem, więc to nie po mnie są takimi łobuzami.

- Jasne - prychnął. - Uważaj bo uwierzę. Ty niby byłaś grzecznym dzieckiem?

- Tak - przytaknęłam z cwaniacką miną. - Zapytaj mojej mamy, jak nie wierzysz. Zawsze mi opowiadała, że chłopaki rozrabiali, a ja byłam grzeczniutka i miałam ich owiniętych wokół palca. Do momentu aż stałam się wścibską i wkurzającą nastolatką i przestali mnie zabierać ze sobą wszędzie, gdzie chciałam.

- Wiesz, boję się tego. W sensie tego, jak nasze dzieci wpadną w nastoletni bunt.

- One się jeszcze nie urodziły - zaśmiałam się.

- Jak odziedziczą charakterek po tobie, to mamy przerąbane - jęknął.

Uderzyłam go lekko w klatkę piersiową, na co wybuchnął śmiechem. Cieszyłam się, że już lepiej czuje się ON.

Kuba Wolny...

*******************************************
2/3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro