Rozdział III
*Clarisse*
Macie jakieś marzenia? Założę się, że tak.
A wiecie jakie było moje? Żeby się wyspać.
Myślicie, że się spełniło? Odpowiem, że nie.
A wiecie czemu? Bo pewien przygłup otworzył zaczarowany most na środku mojego pokoju, zawalając przy okazji pół sufitu.
Wyrwana ze snu usiadłam na łóżku i rozejrzałam się przerażona po pokoju.
Na jego środku stał Thor.
- Czy ty się dobrze czujesz?! - spytałam zdezorientowanego boga piorunów.
- Clarisse? Co ty robisz w Jotunheim'ie???
- Jakim znowu Jutunheim'ie? To mój pokój młotku! - jego mina stała się jeszcze bardziej zdziwiona.
- A niech to! To chyba moja wina... Przepraszam za kłopot, już znikam... - powiedziawszy to odleciał w kolejnym rozbłysku.
- To chyba jakiś żart!!! - krzyknęłam gdy zobaczyłam na podłodze wypalone koło wielkości połowy mojego pokoju, nie mówiąc już o tak samo wielkiej dziurze w dachu.
- Coś się stało? - usłyszałam głos J.A.R.V.I.S.A.
- Niestety tak, musisz załatać dziurę w dachu i wymienić podłogę - odpowiedziałam zrezygnowana - ja prześpię się w salonie - powiedziawszy to wstałam, wzięłam ze sobą pościel i wyszłam z pokoju.
***
Noc na kanapie była ciężka, a nie wspomnę już o poranku. Mimo mojej wielkiej niechęci, musiałam jednak wstać. Wykonałam jak najszybciej poranne czynności i wybiegłam spóźniona na parking.
- Cześć Happy - powiedziałam szybko i weszłam do samochodu.
- Cześć, co tak późno? - spytał odpalając silnik.
- Miałam ciężką noc... - odparłam gdy samochód ruszył.
- Coś stało?
- Thor się stał - odpowiedziałam oburzona wpomnieniem nocy.
- Co znowu zrobił? - spytał zrezygnowany.
- Myślał, że mój pokój to Jotunheim.
- Jak duże są szkody?
- Dziura w suficie i wypalona podłoga. J.A.R.V.I.S miał się tym zająć.
- To dobrze, powiadomię później o tym twojego tatę.
- Dzięki - odpowiedziałam mu i wyjęłam ze swojego plecaka mp4.
Włożyłam do swoich uszu słuchawki i włączyłam muzykę. Przymknęłam oczy, starając się trochę odpocząć przed lekcjami.
Musiałam zasnąć, bo gdy znów otworzyłam oczy byłam już pod szkołą.
Pożegnałam się z Happy'm i pobiegłam do klasy.
Gdy do niej weszłam, nauczycielka tłumaczyła coś przy tablicy. Jak tylko mnie zobaczyła posłała mi morderczy wzrok.
- Panna Clarisse! Jak miło, że królewna raczyła nas zaszczycić swoją obecnością! - powiedziała kąśliwie.
Na jej słowa pół mojej klasy zaczęło chichotać pod nosem.
- Przepraszam za spóźnienie... - powiedziałam speszona i poszłam do swojej ławki.
Jednak nie było mi dane w niej usiąść, bo usłyszałam kończący lekcje dzwonek.
- Gratuluję! - zaśmiała się nauczycielka - Jutro chcę od ciebie wypracowanie na temat dzisiejszej lekcji.
Tylko tego mi brakowało...
Wyszłam wściekła z klasy i oparłam się o ścianę.
- Współczuję ci - powiedziała Rose podchodząc do mnie.
- Nawet mi nic nie mów...
- Co się stało, że się tak spóźniłaś? - spytała zaciekawiona.
- Kot mi nie dał spać, całą noc hałasował... - sklamalam.
Nikt nie znał mojego sekretu, nawet Rose, dlatego choć tego nie lubiłam musiałam kłamać.
- Gdyby to był mój kot, to bym go z domu wyrzuciła - zaśmiała się Rose.
- Nawet nie wiesz co ja bym mojemu chciała za karę zrobić - też się zaśmiałam.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek, więc weszłyśmy do klasy. Zajęłam swoje miejsce w ostatniej ławce, koło Petera.
Zupełnie tak jak poprzednio odniosłam wrażenie, że chłopak mnie nie lubi. Nie chciałam żeby tak było. Wolałabym się z nim przyjaźnić, niż siedzieć cały rok z osobą która, się do mnie nie odzywa.
- Ej, Peter. - zaczepiam go.
- Tak? - spytał przestając pisać w zeszycie.
- Może chciałbyś gdzieś wyskoczyć po szkole? - spytałam.
- W sensie razem? - zmieszał się.
- No raczej - odpowiedziałam.
- Ale tak we dwoje? - zmieszał się jeszcze bardziej.
- Bardziej myślałam, żebyś zabrał ze sobą Ned'a. Ja zabiorę Rose. Będzie fajnie - przekonywałam go.
- Yyy, dobrze. Możemy iść - zgodził się.
Przybijam sobie w myślach piątkę. Udało mi się go nakłonić do wyjścia, więc teraz powinno być z górki. Wystarczyło jeszcze tylko przetrwać wszystkie dzisiejsze lekcje. Ta myśl trochę popsuła mi humor.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro