Rozdział I
O 6 rano obudził mnie dzwonek, albo raczej J.A.R.V.I.S 2 darł się na cały głos
- CLARISSE WSTAWAJ CZAS DO SZKOŁY, CLARISSE WSTAWAJ CZAS DO...- i tak w kółko. W końcu wściekła rzuciłam bytem w głośnik ukryty w ścianie.
- No przecież wstaję! - odpowiedziałam wściekła.
- Bardzo się cieszę - powiadomił mnie J.A.R.V.I.S 2 po czym jego głos ucichł.
- Wreszcie - mruknęłam po czym poszłam się ubrać.
J.A.R.V.I.S 2 został stworzony przez tatę po tym jak J.A.R.V.I.S'a 1 avengersi zamienili w Vision'a. Ale to długa historia.
Gdy skończyłam się ubierać zjechałam windą na parter siedziby. Tam czekał mnie bardzo niecodzienny widok. Steve Rogers w kolorowym fartuszku smażył na patelni naleśniki nucąc coś pod nosem.
- Eeee...Steve? O co chodzi?
- Nudziło mi się więc pomyślałem, że zrobię coś miłego na dobry początek dnia - odparł z wielkim uśmiechem na ustach.
- O,ok... Dzięki, a gdzie jest tata? - spytałam rozglądając się po pomieszczeniu.
- Co?... A tak, Tony jest na misji. Mówił, że będzie wieczorem.
- Dobra, a gdzie reszta?
- Thor skoczył w jakiejś sprawie do asgardu, a reszta pewnie ma swoje problemy.
Skinęłam głową w odpowiedzi i zabrałam się do jedzenia. Niestety, może w walce kapitan był dobry, ale na pewno nie w gotowaniu. Placki były okropne. Spalone i pachniały rybą. Uśmiechnęłam się do niego promiennie udając, że mi bardzo smakuje. Odwzajemnił uśmiech najwyraźniej z siebie dumny.
- Ja już idę, bo się spóźnię - powiedziałam i przytuliłam go na pożegnanie.
- Prawie nic nie zjadłaś!
- Na jadłam się! Pa! - wybiegłam z pomieszczenia prosto na przystanek przy którym już czekał na mnie Happy.
Wsiadłam do auta i pojechaliśmy do szkoły. Droga trwała prawie godzinę bo moja szkoła była, aż w Queens. To był pomysł taty żeby szkoła była tak daleko od siedziby. Uznał, że tak po prostu będzie lepiej. Pożegnałam się z Heppy'm i poszłam do szkoły. Weszłam do budynku równo z dzwonkiem. Wbiegłam do klasy jako ostatnia i zajęłam ostatnie wolne miejsce. Zaczęła się lekcja. Teraz miałam czas zorientować się gdzie usiadłam. Okazało się, że usiadłam w ostatnim rzędz koło no.. jak mu było? Chyba Peter... tak na pewno Peter. Znałam go z widzenia, ale nigdy nie zamieniłam z nim więcej niż kilka słów. W sumie to nie wiem dla czego. Wydawał się być
miły.
- Hej....Peter, tak? - próbowałam zacząć rozmowę. Odwrócił się i popatrzył na mnie z zaskoczeniem. Chyba mnie wcześniej nie zauważył.
- T-tak. Tak mam na imię - powiedział i od razu się zaczerwienił.
W sumie to wyglądał uroczo. Dopiero teraz zobaczyłam go lepiej. Trochę się zmienił przez wakacje. Był tak jakby...przystojniejszy? Tak, chyba był. Znaczy, zawsze był przystojny, ale jakoś wcześniej nie zwróciłam na to szczególnej uwagi.
- T-ty masz na imię Clarisse p-pamjętam - o ile to było możliwe to zaczerwienił się jeszcze bardziej.
- Wiesz, teraz będziemy siedzieć razem przez całe półrocze.
- Wiem - odpowiedział szybko po czym zaczął się niezwykle interesować tym co ma w zeszycie
Uznałam, że to koniec rozmowy i zaczęłam słuchać nauczyciela.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro