Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~

--Do twarzy Ci w czerwonym!-- Powiedziała Elizabeth, uśmiechając się do swojej najlepszej przyjaciółki, Allison. 

Dziewczyny były jak papużki nierozłączki. Niemalże od urodzenia nie odstępowały się nawet na krok i wszystko robiły razem. Bez wyjątku.

--Dziękuję-- oddała uśmiech All, gładząc krwisto czerwoną sukienkę-- Ta impreza będzie świetna, obiecuję Ci! Dawno na żadnej nie byłyśmy! To będzie wspaniałe rozluźnienie.

--Tak! Brakowało mi tego. Na pewno będziemy się cudownie bawić-- kontynuowała podekscytowana wydarzeniem El-- Jak myślisz, która lepsza? Fioletowa czy granatowa?-- spytała brunetka, trzymając w rękach dwie sukienki.

--Zdecydowanie fioletowa, ale radzę Ci szybko się ubierać, bo zostało zaledwie pół godziny do przyjazdu taksówki.

Dziewczyny spokojnie przygotowywały się, śmiejąc się wniebogłosy i żartując same z siebie. Były wręcz pewne, że nic ani nikt nie zepsuje im tego wieczoru.

--Tylko uważajcie i pod żadnym pozorem nie róbcie żadnych głupstw, rozumiecie? Niech nic bezmyślnego nie przychodzi Wam do głowy. Może się to skończyć tragedią!-- ostrzegała je mama Allison, podczas gdy przyjaciółki wychodziły z domu.

-Mhm, pewnie mamo. Pa- odpowiedziała jej blondynka już z przyzwyczajenia, nie bardzo zważając na słowa rodzicielki. Uważała je już za monotonność i jak twierdziła- kobieta zawsze tak mówiła, żeby ją nastraszyć. Bo w końcu "co takiego może się stać".

Gdy 17latki weszły do klubu, poczuły intensywne, wymieszane, zapachy, które zazwyczaj towarzyszyły takim miejscom- alkohol, papierosy i pot. Elizabeth delikatnie się wzdrygnęła, ponieważ ta mieszanka zapachowa zdecydowanie nie należała do jej ulubionych, ale po chwili przyzwyczajenia powędrowała w tłum wraz z przyjaciółką. 

Przeciśnięcie się przez tańczących ludzi było nie lada wyzwaniem, ale już kilka minut później nastolatki znajdowały się przy barze.

--Dwa razy "Manhattan" poproszę- złożyła zamówienie All, siadając na jednym z dwóch wolnych krzeseł. Miejsce obok zajęła brunetka.

--Już się robi-- odpowiedział barman i zaczął wyciągać wszystkie potrzebne składniki.

--Czyli co, jeden drink i idziemy tańczyć?-- zadała pytanie Black.

--Jeszcze pytasz! Pewnie-- odpowiedziała jej podekscytowana blondynka.

Jak można było podejrzewać- na jednym napoju się nie skończyło. Alkohol, taniec, alkohol, taniec, alkohol... i tak w kółko. Obie dziewczyny były już mocno wstawione, ale jeszcze jakoś się trzymały na nogach i nie straciły umiejętności rozmawiania. Przyjaciółki na parkiecie tańczyły z naprawdę wieloma osobami. Większości nawet nie kojarzyły, ale nie za bardzo się tym przejmowały. Złożyły sobie pewną obietnicę na ten wieczór- liczy się tylko dobra zabawa.

Nie tyczyło się to wszystkich w klubie- byli ludzie całkowicie pijani, którzy nie stali o własnych siłach, ale też trzeźwi.

Około pierwszej w nocy, pewien z imprezowiczów wpadł na pomysł, który wtedy, pod wpływem alkoholu buzującego we krwi, wydawał się wszystkim "ekstremalny" i "zabawny".

--Ej!-- krzyknął, zwracając na siebie uwagę, nieznajomy dziewczynom chłopak. Był wysokim brunetem o ciemno zielonych oczach. Większość osób przebywających w lokalu odwróciło się w jego stronę-- Co wy na to, aby urządzić sobie-- tutaj zrobił przerwę, ponieważ zaczął się śmiać trzymając się za brzuch-- jazdę samochodem na czas!

Część osób, najprawdopodobniej nie myślących racjonalnie i trzeźwo, ruszyła za nim w stronę wyjścia. W tej grupie znalazły się również Elizabeth i Allison, które stwierdziły, że przyda im się odrobinę więcej rozrywki tego wieczoru.

--To jak, kto jedzie pierwszy?-- spytał pomysłodawca zabawy, otwierając sportowego Jaguara automatycznymi kluczykami.

Nastała chwila ciszy, bo nikt nie chciał wsiadać, a tym bardziej jako pierwszy.

--Ja chcę!-- krzyknęła All, z wielkim uśmiechem na twarzy, na co wiele osób zwróciło się w jej stronę z szokiem wymalowanym na twarzy.

Elizabeth usiłowała przemówić najlepszej przyjaciółce do rozsądku, tłumacząc, że przyszły tu tylko pooglądać widowisko i definitywnie nie brać w nim udziału. Blondynka jednak od zawsze była uparta i proszenie, czy nawet błaganie, w takiej sytuacji kompletnie nic nie dawało. Wręcz przeciwnie- nakręcało ją do działania.

Wsiadła do srebrnego Jaguara jednego z klubowiczów. Black, co prawda, nie miała prawa jazdy, ale straszy kuzyn uczył ją podstaw jazdy samochodem, więc blondynka bez problemu jeździła po mało zaludnionych terenach. Allison otworzyła okno w aucie po czym wychyliła się przez nie i pomachała do swojej przyjaciółki mówiąc:

--Nic mi nie będzie, obiecuję Ci. Jak tylko wrócę opowiem jak wrażenia.

Oh, nie składaj obietnicy, jeśli później nie będziesz w stanie jej dotrzymać.

Zadowolona i rozbawiona dziewczyna, czując że jest gotowa do startu- odpaliła samochód i nacisnęła gaz.

Auto zaczęło rozpędzać się w bardzo szybkim tempie, a Black właśnie wtedy pomyślała o ważnej rzeczy- nawet nie wie, gdzie ma jechać.

Dziewczyna zawróciła na najbliższym rondzie, z zamiarem wrócenia do klubu. Allison poczuła silne kręcenie w głowie i ścisk w żołądku. Kompletnie straciła panowanie nad pojazdem. Jechała, jedną ręką trzymając kierownicę, a drugą trzymając się za usta, by nie zwymiotować.

Już prawie na wysokości klubu, do którego miała dojechać, z uliczki obok wyjechał bus przeprowadzkowy. Dziewczyna impulsywnie, jak najmocniej, przekręciła kierownicę, aby móc uniknąć zderzenia z pojazdem.

Wtedy na całej ulicy słyszalny był tylko huk. Samochód z wielką mocą uderzył w drzewo, na przeciw lokalu, do którego miała dojechać dziewczyna.

Rozbite szyby.

Odłamki szkła, wbijające się w ciało nieprzytomnej.

Krew.

Krzyki oglądających.

Jedna z osób szybko zadzwoniła po pogotowie, a mężczyźni biorący udział w imprezie wyciągnęli bezwładne i zakrwawione ciało dziewczyny z auta.

--All! All! Wstawaj! Obudź się! Obiecałaś!-- krzyczała do Black przyjaciółka-- Cholera, Allison...

Karetka przyjechała i od razu zabrała poszkodowaną nastolatkę do pojazdu. Na prośbę brunetki- Elizabeth mogła zabrać się z nimi.

--Doktorze, wyjdzie z tego prawda? Będzie dobrze? Czy ona oddycha?-- dopytywała zdenerwowana dziewczyna.

--Nie wiem. Przestała oddychać, a dodatkowo ogromnie szybko się wykrwawia. Niedługo straci limit krwi, a bez tego nie da rady. Musielibyśmy szybko poprosić o dowóz krwi, ale na ten moment nie znamy nawet grupy. Co dopiero z czasem na przebadanie. Brakuje czasu-- odpowiedział lekarz, kręcąc z bezsilności głową i podpinając blondynkę chyba do wszystkich możliwych urządzeń.

--Co chce pan przez to powiedzieć?-- powiedziała brunetka, kiedy łzy cisnęły jej się do oczu, a ona widocznie próbowała zatrzymać płacz.

--To koniec-- rzekł, na co dwie z maszyn zaczęły szybko pikać-- Poddała się-- dopowiedział szeptem, a Elizabeth nieopanowanie zaczęła trząść Allison trzymając ją za barki, jakby myśląc, że to pomoże.

Krew, już zmarłej, dziewczyny, zaczęła mieszać się z wielką ilością łez przyjaciółki. Brunetka dusiła się z płaczu. Po chwili zaprzestała i jakby na chwilę się opanowała, skanując każdy centymetr twarzy i ciała blondynki. Odłożyła ją na łóżko i popatrzyła na swoje dłonie- całe czerwone. Całe we krwi. Delikatnie uniosła kąciki swoich ust do góry, dalej przyglądając się zmarłej. Po chwili wypowiedziała zdanie, które będzie krążyło w jej głowie już na wieki.

--Do twarzy ci w czerwonym.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro