Wywiad o samotności (K, S)
Już w poniedziałek klimatyzacja ponownie chłodziła mieszkanie. Zmieniła się również pogoda – wciąż było słonecznie, ale na świeżym powietrzu dało się normalnie funkcjonować. Nawet Mania, dotychczas zalegająca pod stołem w kuchni albo na balkonie od wschodniej strony, nabrała więcej wigoru.
Nie wszystkie zmiany były pozytywne. Dawid znów znikał na całe dnie. Domyślała się, że spędza czas u mamy, bo wracał milczący i od razu szedł do siebie. Nie chciała mu się narzucać, a on sam nie wychodził z inicjatywą, więc niewiele rozmawiali.
Codziennie czuła z jego pokoju zapach marihuany.
W środę nastrój nieco mu się poprawił – zaczepił ją w kuchni i spędzili trochę czasu razem. Z kolei w czwartek miał udzielić wywiadu dziennikarzowi z popularnego radia. Czekała na audycję, bo była ciekawa, na jaki temat będzie się wypowiadał. Zakładała, że opowie o nowej piosence, która lada moment miała mieć premierę. Wysłuchała wywiadu, obrzucając go w myślach licznymi epitetami. Dawno nie była tak rozdrażniona. Nie mogła się doczekać, kiedy mężczyzna wróci do mieszkania, więc wyszła ze swojego pokoju, gdy tylko go usłyszała.
– To było genialne!
– Niby co? – mruknął.
Po jej uśmieszku zorientował się, że coś jest nie tak.
„Ciekawe, do czego tym razem się dopierdoli!"
Poszła za nim do kuchni.
– No całe to gadanie o samotności. O tym, że zostałeś kilka razy skrzywdzony i teraz nie potrafisz nikomu zaufać. Takie banalne, a działa bez pudła. Laseczki to kochają!
Kiedy oparł się o blat roboczy, wzięła jego rękę i przyłożyła sobie do piersi. Zdziwiony przeniósł wzrok z jej biustu na twarz, zobaczył szeroko wpatrzone w siebie oczy i zachwyconą minę. Widział to wielokrotnie na koncertach.
– Teraz każda marzy, że to właśnie ona wyleczy twoje złamane serduszko. – Przysunęła się jeszcze bliżej. – Czujesz, jak mocno bije moje? To z twojego powodu. – Patrzyła na niego nieśmiało, a jednocześnie zalotnie. – Nie musisz dłużej być samotny. Ja ci pokażę, że miłość istnieje, udowodnię, że nie wszystkie takie jesteśmy. Zobaczysz, że może być inaczej.
Wpatrywała się w niego intensywnie, aż wstrzymał oddech. A potem odsunęła się, przysiadła przy stole i wzięła do ręki osamotniony kubek stojący na blacie.
– Generalnie tak to działa. Lasce serduszko trzepocze się w piersi, cała drży na samą myśl, że pokaże ci, jak piękna może być miłość. – Obrzuciła go nieprzyjaznym spojrzeniem. – Wyobrażam sobie, jakie rozczulenie ogarnęło te wszystkie niewinne łanie, kiedy słuchały wywiadu. Och, biedny Fenix, taki skrzywdzony, taki samotny! Ja to zmienię! Nie wiem, czy to bardziej pod łowy na nowe laseczki, czy żeby wywołać zazdrość u Julki. Nie wierzę w nic, co mówiłeś wcześniej, ale nieważne. Bez względu na to, co sobie wymyśliłeś, na pewno ci się uda!
– Kurwa, jesteś głupsza, niż mi się wydawało! – burknął. Sięgnął do lodówki po puszkę energetyka, otworzył ją i napił się lodowatego napoju. – Serio myślisz, że to było udawane? Że nie mówiłem szczerze? Że żadna suka mnie nie skrzywdziła?
– Tego nie wiem – przyznała. – Ale wiem jedno: to świetny sposób na łowienie naiwnych muszek. Same będą się pchały jak ćmy do ognia! Zresztą nie ty jeden tak robisz. Masa facetów wpadła na to dawno temu i poluje na kolejne sarenki. Jak muchołówki wystawiają na wierzch swoje biedne, obolałe serduszko, całe różowiutkie i pokaleczone. Dziewczynki pędzą ratować, opatrywać, chuchać i kochać, a tu nagle trzask! Pułapka się zamyka! Potem możesz robić niewinne minki, kiedy się zakochują, bo niczego i mnie obiecywałeś. Nie umiesz kochać, przecież tak bardzo cię skrzywdzono!
Spochmurniał.
– Co ty o mnie wiesz... – powiedział z goryczą.
– Niewiele. – Odchyliła się do tyłu i oparła ręce na podłokietnikach krzesła. Założyła nogę na nogę, po czym zaczęła nonszalancko machać stopą w powietrzu. – Ale idealnie wpasowujesz się w schemat. – Ciągnęła oschle: – Chciałabym, żeby w szkołach prowadzono zajęcia z ochrony przed toksykami. Młode dziewczyny nie nabierałyby się na tę smutną minkę. – Wbiła w niego wzrok. – Usłyszałbyś coś w stylu: „Nie bredź o traumie, która nie pozwala ci się zakochać! Nie obchodzi mnie to! Nie czaruj ani nie kłam, po prostu chodź, jak masz ochotę". Każde dostaje to, co chce, nikt nikogo nie okłamuje, nikt nie jest zraniony ani oszukany. Same korzyści.
Słuchał jej ze zmarszczonym czołem.
– Może faktycznie zajmiesz się coachingiem, skoro jesteś taka mądra?
– Może się zajmę – odpowiedziała z powagą, ignorując jego ton. – Wtedy takim jak ty zostaną piosenki o zranionym serduszku i liczenie, że trafi się naiwna, która nie uważała na lekcjach. Będziesz jak syreny, co próbowały śpiewem ściągać statki na skały. Kląskały na tych skałach, a marynarze topili się jeden po drugim. Ale rzadko, bo większość zatykała uszy.
– Znudziła mnie ta rozmowa. – Przed wyjściem z kuchni spojrzał na nią jeszcze raz. – Nie wiem, kogo spotkałaś w swoim życiu, ale nie każdy gra. To trochę wkurwiające, że pakujesz nas wszystkich do jednego wora.
– Nie wszystkich – zaoponowała. – Tylko tych, którzy obnoszą się ze swoim cierpieniem i śpiewają o nim na każdym koncercie. Dzień w dzień, miasto po mieście. Ćwierkają o tym, jak to rany zmieniły im serce w kamień, a jednocześnie ich jara, jak typiary drą się pod sceną. – Teraz to ona uśmiechnęła się drwiąco. – Dobrze pamiętam? Znam coraz więcej takich piosenek.
– Zaczynasz mnie wkurwiać.
– Czy ja mówię o tobie? – spytała niewinnie. – Ty na pewno jesteś inny. Wyjątkowy!
– Masz ze sobą jakiś problem! – Kiedy w odpowiedzi wzruszyła ramionami, mruknął: – Nie chce mi się tego słuchać.
Została sama w kuchni. Oparła brodę na dłoni i mieszała od niechcenia w opróżnionym do połowy kubku. Dźwięk łyżeczki uderzającej o ścianki naczynia wydał się jej nagle irytująco głośny. Wyrzuciła z siebie to, co chciała, ale jej nie ulżyło. Wręcz przeciwnie, czuła, że sprawiła Dawidowi dużą przykrość, a wcale nie miała takiego zamiaru.
Wciąż myślała o jego rozgoryczonej minie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro