Tęsknota (D, S)
Mogła liczyć na wsparcie Aliny czy Szymona, kiedy rozpaczała z tęsknoty wyjątkowo mocno. Z oczywistych względów nie brała pod uwagę zwierzania się Maksowi. Prócz tego kilka razy wybierała numer do przyjaciółki mieszkającej od dwóch lat w Berlinie. Marlena wielokrotnie wyrzucała jej ukrywanie, że ma kłopoty. Tak bardzo chciała usłyszeć jej kojący głos! Mimo to za każdym razem odkładała telefon.
Powodem, dla którego rezygnowała z kontaktu, była ich lipcowa rozmowa. Zaraz po wprowadzce do Dawida, gdy płakała codziennie i nie mogła znaleźć sobie miejsca w przeraźliwie szarym, zimnym mieszkaniu, dowiedziała się, że dziecko Marleny ciężko choruje. Zamiast optymizmu po drugiej stronie urządzenia był tylko smutek i zmęczenie. To wystarczyło – Jagoda zdecydowała, że przemilczy swoje cierpienie. W jej naturze leżało wysłuchiwanie problemów przyjaciół, nie obarczanie ich własnymi.
Późną nocą, kiedy w bloku cichło, godziny zaczynały się dłużyć. Zupełnie jakby złośliwy los chciał, żeby żałoba po związku trwała i trwała w nieskończoność. Leżała, przełykając łzy, a jej myśli krążyły wokół Dawida. Z coraz większym trudem przychodziło jej sobie przypomnieć, jak uroczy miał uśmiech. Zamykała oczy i przenosiła się w wyobraźni w Bieszczady, na taras widokowy na Żukowie. Siedzieli razem na ławce, wtuleni w siebie i tak bardzo zakochani. Czuła na skórze promienie słońca i ciepło jego ust. Przepełniało ją szczęście, gdy tak siedziała, otulona jego ramionami. A potem podnosiła powieki i była w obcym mieszkaniu, otoczona rzeczywistością bez niego.
Zgodnie z zapowiedzią często odwiedzał ją Maks, przy czym nie dzwonił domofonem, lecz wchodził jak do siebie. Początkowo zastanawiała się, jak mu zasugerować, żeby informował ją wcześniej o zamiarze odwiedzin. Szybko z tego zrezygnowała, bo zachowując się w ten sposób, dawał jej złudne poczucie, że nie mieszka sama. Miała wrażenie, że żyją tu razem, a to trochę tłumiło jej przeraźliwą samotność. Była mu wdzięczna za troskę, choć wciąż nie wiedziała, jakie są jego zamiary. Cieszyła się ze wspólnego gotowania i seansów filmowych, podczas których tuliła się do niego, bo bardzo brakowało jej dotyku.
Chciała wierzyć, że są przyjaciółmi mającymi za sobą wspólną przeszłość. Nieraz musiała gryźć się w język, żeby nie poprosić go o zostanie na noc. Była pewna, że jakkolwiek na nic nie naciskał, nie zrozumiałby, że nie chce spać sama. Pamiętała, jak dobrze było im w łóżku, ale odkąd pokochała Dawida, nie wyobrażała już sobie seksu z nikim innym. Nawet z Maksem.
Dni mijały jej na sinusoidzie samotnego bólu i przyjemnych chwil spędzonych w towarzystwie byłej miłości. Wieczory zakrapiane łzami osładzała jedynie obecność Mani. Niestety, 6 lutego Jagoda musiała się z nią pożegnać. O przykrej konieczności poinformował ją niespodziewany telefon.
– Znowu czuję się jak wtedy, kiedy musiałam was godzić! – burknęła Kamila. Wbiła w niego surowy wzrok i stanowczo nakazała: – Masz nie pisnąć nawet słowa! Jakbyś był niemową, rozumiesz?
Odkąd wyszli ze szpitala, nie odzywał się zbyt wiele, więc całkowite milczenie nie robiło mu różnicy. Ostatnim razem, gdy skorzystał z okazji, żeby się wypowiedzieć, roztrzaskał swoje życie na kawałki razem ze smartfonem.
Chociaż fizycznie czuł się znacznie lepiej, a jego skóra odzyskała zdrowy kolor, psychicznie był zdruzgotany. Wiedział, że wraca do pustego mieszkania. Straszliwie tęsknił za Jagodą, a świadomość, że na niego nie czeka, przygniatała go do ziemi.
Kamila wybrała numer, przełączyła na tryb głośnomówiący, uruchomiła silnik i ruszyła ze szpitalnego parkingu. Kiedy usłyszał głos ukochanej, wstrzymał oddech, na co menedżerka posłała mu kolejne groźne spojrzenie.
– No cześć! – zawołała w stronę telefonu. – Dzwonię w sprawie pieska!
– Eee, ale czemu ty? – Po drugiej stronie było słychać zdziwienie. – I czemu do mnie?
– Wracamy ze szpitala i pomyślałam, że się do ciebie odezwę. Dawid próbował się z tobą skontaktować, ale bez skutku.
– Nie bez powodu – odparła oschle Jagoda. – Ale bardzo się cieszę, że został te dziesięć dni. Mam nadzieję, że czuje się lepiej.
Poruszył się niespokojnie, lecz zamarł, kiedy zobaczył minę Kamili.
– Chciał wyjść wcześniej i cię szukać. Pamiętam, jak mówiłaś, że pracujesz niedaleko...
– I chciałabym dalej tam pracować – głos po drugiej stronie wyraźnie stwardniał. – Byłabym wdzięczna za nienachodzenie w klubie, inaczej będę musiała przenieść się do innej filii albo poszukać innej sieci. Da się to zrobić, ale naprawdę lubię to miejsce. Dlatego bardzo proszę o danie mi spokoju.
Lodowata obręcz ścisnęła mu serce. Brzmiała tak obco! Mimo to miał wielką chęć chwycić telefon i przytulić go do policzka, byle tylko być bliżej niej, chociaż w ten sposób.
Kamila przygryzła wargę. Milczała aż do następnego skrzyżowania, a gdy zatrzymała się na czerwonym, bąknęła:
– Czy ty go już nie kochasz?
Teraz Jagoda zamilkła. Myśleli, że już się nie odezwie, ale rzuciła cynicznie:
– Widać można żyć bez powietrza. Masz na głośnomówiącym? – spytała. – Słyszę Boba Marleya. Wiesz, że dziś jest jego dzień? A także Międzynarodowy Dzień Zerowej Tolerancji dla Okaleczania Żeńskich Narządów Płciowych... Po co ja to w ogóle mówię? – wymamrotała. Odchrząknęła i dodała już zupełnie innym tonem: – Niech zadzwoni do Aliny. Przywiezie mu Manię, tak jak było ustalone. A teraz bardzo cię przepraszam, ale muszę kończyć. Cześć!
Z każdym kolejnym zdaniem mówiła coraz szybciej i rozłączyła się w połowie ostatniego słowa.
– O co jej chodziło z tym powietrzem? – zdumiała się Kamila. – Bob Marley? Okaleczanie?
– Pawlikowska-Jasnorzewska – wyjaśnił przygnębiony. – Kiedy się stresuje, plecie głupoty. Albo kiedy jest głodna.
Zerknęła na niego skonsternowana.
– Pamiętam, jakie miałam mindfucki, jak do siebie paplaliście. Nic z tego nie rozumiałam! Z Łukaszem jesteśmy tyle po ślubie, a nigdy nie mieliśmy własnego języka. Wy go sobie stworzyliście na samym początku. Totalnie tego nie ogarniam!
Skupiła się na prowadzeniu, ale po zaciśniętych ustach widział, że intensywnie myśli. Sam siedział wstrząśnięty, z mocno bijącym sercem.
– Cytuje ten wiersz, ale nie odezwała się do mnie ani słowem. Już mnie nie kocha?
– Może nie odezwała się właśnie dlatego, że cię kocha – odparła zafrasowana. – Boże, jak ją sobie przypomnę! Gdyby rozpacz była człowiekiem, właśnie tak by wyglądała!
W milczeniu dojechali do bloku. Zatrzymała samochód przy krawężniku, ale wciąż nie wysiadał.
– Nie spieszy ci się, co?
– Nie ma jej tam – rzekł ze smutkiem. – Nie wyjdzie do mnie, nie podejdzie się przytulić. Wracam do pustego domu.
– Zaczynasz od nowa. Jak to sama powiedziała, z czystą kartą.
Pożegnał się, po czym niechętnie wysiadł. Przy drzwiach mieszkania długo się wahał, zanim przekręcił klucz w zamku. Zrobił krok i zatrzymał się, żeby posłuchać. Nic. Żadnych dźwięków, żadnych energicznych kroków, skwierczenia warzyw na patelni czy dudnienia rosyjskiego techno zza ściany.
Nie miał odwagi wchodzić do jej pokoju, nie był gotowy na zmierzenie się z pustką, która po niej została. Poszedł prosto do siebie, a tam na biurku zobaczył notatnik i skierowaną do niego wiadomość.
„Zacznij żyć".
„Tylko tyle?", pomyślał załamany. „Tylko tyle miałaś mi do powiedzenia?"
Usiadł i wpatrzył się w papier. Nie od razu zauważył na nim wgłębienia po zamaszystych ruchach długopisu. Zajrzał pod biurko i wyciągnął spod niego kosz na śmieci. W środku znajdowało się kilka pogniecionych stron wyrwanych z jego notatnika. Wyjął je, rozprostował, a potem ułożył jedna obok drugiej na blacie.
„Jakby nigdy mnie tu nie było".
„Może i jestem dziwką, ale ta dziwka pokochała cię całym sercem. Bo ma serce!
Naucz się szanować ludzi. Jeśli nie potrafisz, to chociaż ich nie krzywdź!"
„Kocham cię tak bardzo, że nie mogę oddychać. Ani przy tobie, ani bez ciebie. Może faktycznie jestem toksyczna. Może oboje jesteśmy. Widać nie było nam pisane się razem zestarzeć, ale nie żałuję żadnego dnia, który z tobą spędziłam.
Proszę cię, zgłoś się po pomoc!"
Wpatrywał się w każdą pogniecioną stronę i zastanawiał, jaka była kolejność ich pisania. Czy zaczęła od wyznania miłości, a później wpadła w złość, którą potwierdzało kompulsywne wykreślanie konkretnych słów? Czy może najpierw napisała tę pełną żalu wiadomość, ochłonęła i postanowiła opowiedzieć mu o swoim uczuciu do niego? Bez względu na bieg wydarzeń ta, którą ostatecznie pozostawiła na biurku, była lakoniczna i sucha. Żadnych wyznań – ani miłości, ani rozżalenia. Pusty slogan rodem z poradnika trenerki personalnej lub, jak to kiedyś żartobliwie ujęła, coachki.
Podniósł kartkę ze słowami „Zacznij żyć" i zajrzał na drugą stronę, gdzie zapisała numer Aliny. Wstukał go w swój telefon, po czym odbył krótką, niezwykle oficjalną rozmowę z Rosjanką. Odłożył urządzenie, wstał i ruszył do pokoju Jagody. Po przekroczeniu progu uderzyło go, jak bardzo brakuje tu barw. Zobaczył to dopiero teraz, kiedy wszystkie kolorowe dodatki zniknęły wraz z nią.
Dostrzegł coś pod kanapą, a gdy uklęknął, wyciągnął spod niej czarną jedwabną koszulkę nocną. Położył się na podłodze, podwinął nogi i przytulił ją do policzka, czując radość, że materiał wciąż pachnie jej kosmetykami. Na więcej emocji nie miał siły, jakby był wypalony w środku.
Leżał tak bez ruchu, aż stracił poczucie czasu. Z letargu wybudził go dopiero sygnał dzwoniącego za ścianą telefonu. Niczym zombie powlókł się do pokoju, odebrał i wyszedł przed blok.
Czekała obok czarnego audi zaparkowanego przy chodniku. Na widok Dawida oswobodziła Manię ze smyczy. Suczka puściła się pędem w jego stronę, a kiedy dobiegła, wziął ją na ręce i wycałował po łebku. Nagle przestał, za to ze zmarszczonym czołem obwąchał jej kark. Podniósł wzrok na Alinę, która bez pośpiechu do niego podeszła, trzymając w ręku smycz i torbę z rzeczami Mani. Przez cały czas przyglądała mu się ze zmrużonymi oczami. Zapytał:
– Co ona robiła u Huntera?
– Nie u niego – odparła, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
Wyglądał, jakby uszło z niego powietrze, bo zrozumiał, co miała na myśli.
– Zatrzymała się w jednym z jego pięciu mieszkań – wycedził.
– Brawo! Jednak koks nie wyżarł ci jeszcze całego mózgu.
– Czemu to zrobiła? – zignorował szyderczy ton. – Dlaczego uciekła?
– A kto kazał jej wypierdalać z mieszkania? – spytała retorycznie. – Miała czekać, aż wrócisz i wykopiesz ją osobiście?
– Przecież ja tak wcale nie myślałem! Tylko tak powiedziałem. Chcę, żeby wróciła!
– Chcieć to ty sobie możesz! – warknęła. – Teraz masz dwie opcje: zaćpać się na śmierć albo iść na odwyk. Liczyła się z tym, że się wściekniesz. Zrobiła to, co zrobiła, żeby uratować ci życie, nawet za cenę zerwania. – Roześmiała się gorzko. – Ale nie przewidziała, że zrobisz to w takim chujowym stylu!
– Ja wcale nie chcę z nią zrywać! – Twarz Dawida poszarzała. – Wszystko jej wytłumaczę, niech tylko da mi szansę!
Podeszła bliżej z taką miną, że spodziewał się co najmniej jednego solidnego ciosu.
– Stary, nie chodzi nawet o to, że możesz ją przeprosić czy błagać o powrót. Jak się wkurwiasz, tracisz nad sobą kontrolę! To raz. A dwa, kiedy tylko coś idzie nie tak, pierwsze, o czym myślisz, to śnieg! Jesteś jak żywa bomba zegarowa! Ogarnij się albo zapomnij o niej! Ona myśli, że jest sama, ale nie jest. Ma nas. Pomożemy jej się pozbierać i zacznie się znowu uśmiechać. Z dala od ciebie.
Nie próbował się bronić. Po prostu stał bez ruchu, coraz bardziej przygnębiony.
– Przyznaj się wreszcie sam przed sobą. Jesteś ćpunem! – ciągnęła. – Zrobiła, co mogła, ale więcej nie da rady. – Położyła mu dłonie na policzkach, zmuszając, żeby na nią popatrzył. – Może jestem pojebana, ale mimo wszystko, kurwa, mimo wszystko dalej w was wierzę. Hunter tylko czeka, aż przestanie rozpaczać. Reszta też cię skreśliła, a ja ciągle w was wierzę. Ale dopóki się nie ogarniesz, nie ma szans! Pierwsza wybiję jej z głowy jakikolwiek kontakt z tobą. A tobie wpierdolę! Wiesz, że mogę, przecież poszłam do oktagonu.
Zanim zdążył pomyśleć, uniósł kpiąco kącik ust.
– Wiem, kurwa! – burknęła i zabrała ręce. – Druga walka pójdzie mi lepiej.
Pogłaskała Manię po raz ostatni, podała mu torbę i smycz i rzuciła na pożegnanie:
– Masz nad czym myśleć, pięknisiu. Możesz stoczyć się na samo dno albo zacząć od nowa. Twój wybór!
Posłała mu gniewne spojrzenie, po czym ruszyła w stronę samochodu. Kierowca włączył silnik, a kiedy wsiadła, wycofał, wykręcił i wyjechał z uliczki. Dawid odprowadzał wzrokiem odjeżdżające auto, cały czas trzymając suczkę na rękach. W końcu się ocknął, postawił ją ostrożnie na ziemi i przypiął smycz. Popatrzył za siebie, na blok, a potem westchnął. Wcale nie chciał wracać do czterech ścian, w których tak bardzo nie było kobiety, którą kochał.
W mieszkaniu zdjął Mani obrożę, a wtedy pobiegła do pokoju Jagody. Poszedł za nią i ze ściśniętym sercem obserwował, jak zdumiona rozgląda się po wnętrzu. Po wskoczeniu na łóżko dalej kręciła łebkiem, szukając opiekunki. Usiadł obok, pogłaskał ją po karku i powiedział zduszonym głosem:
– Nie ma jej. Zostaliśmy sami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro