Trzeci znak (bK, S)
– Nie uważasz, że los daje ci znaki? Nazwij to sobie jak chcesz, wybierz boga czy boginię, Wielkiego Architekta albo Matkę Ziemię. Nieważne, cokolwiek to jest, daje ci znaki, żebyś się wreszcie ogarnęła. Nie widzisz tego?
– Eee, nie? – Jagoda zamieszała drinkiem i upiła łyk, żeby nie odpowiadać od razu. – Myślę, że coś sobie ubzdurałaś.
Siedziały w mieszkaniu Aliny, na kanapie, wokół której ganiał Heniu oraz nowa maskotka Rosjanki, szczeniaczek imieniem Lesiu. Starały się nie zwracać uwagi na dokazujące psiaki, co nie było łatwe.
– A ja myślę, że robisz to co zwykle, czyli spierdalasz przed problemami. A one cię w końcu dopadną. Pierwszym znakiem było to, że Kamila ulokowała cię w jego mieszkaniu. Drugi to ta impreza. Jestem pewna, że trzeci znak przyjdzie i zasadzi ci takiego kopa w dupę, że się nakryjesz nogami!
Jagoda milczała. Chciała napić się kolejny raz, ale kiedy podniosła szklankę do ust, zorientowała się, że widzi jej dno. Alina przeszła do aneksu, żeby zrobić kolejne porcje drinków, ale nie miała zamiaru odpuszczać tematu.
– Zakochałaś się, to oczywiste. Nie, nie, ani mi się waż zaprzeczać, przecież cię znam!
– Nie zakochałam się! – zaoponowała. – Ciągle nie wiem, co czuję. Ja nie zakochuję się tak szybko. To, że mnie do niego ciągnie, nie znaczy od razu, że to miłość!
– No to wskocz w końcu na to piękne ciało i przekonaj się, czy ci przejdzie, czy chwyci mocniej! – Alina usiadła obok i podała jej pełną szklankę. – Najprostszy sposób.
– Ta, jasne! – burknęła Jagoda. – A niby mnie znasz!
– Cipka ci uschnie od tej cnotliwości! Gdybyś jeszcze nie miała z kim, ale masz. I to nawet więcej niż z jednym. Właśnie! Co z Maksem?
– A co ma być? – Jagoda speszyła się i ponownie zamieszała napojem. – Dzwoni do mnie, dużo rozmawiamy... Chce się znowu spotkać.
– Będziesz tak trwała w zawieszeniu? A może chcesz mieć ich obydwóch? Jak to się nazywa? – Alina zmarszczyła brwi, w takim skupieniu próbowała sobie przypomnieć poszukiwane określenie. – Mam! Poliamoria!
– Nie jestem poliamoryczna, dobrze to wiesz – odparła znużonym głosem. – Po prostu... Nie wiem, jak to ugryźć, więc nie robię nic i czekam, aż się samo rozwiąże.
Alina westchnęła.
– Czasem mam ochotę porządnie ci wpierdolić. Albo przynajmniej tobą potrząsnąć, żebyś przestała być tak wkurwiająco bierna!
– Ty za to robisz masę głupich rzeczy – odcięła się Jagoda. Zaczynała mieć dosyć wyrzutów. – Ja jednak wolę nie robić nic, niż ciągle pakować się w jakieś durne sytuacje.
– Ale i tak się w nie pakujesz! Właśnie tą biernością! Już rok temu pytałam, czemu tak to ukrywasz. Masz zamiar mu kiedyś powiedzieć? A może każdemu kolejnemu będziesz wciskać jedno kłamstwo więcej?
– Ja nie kłamię! – obruszyła się z gniewną miną. – Po prostu... oszczędnie gospodaruję prawdą. Ani razu nie okłamałam Dawida. Jeśli trzeba, zmieniam temat albo go unikam, lawiruję i nie dopowiadam. I tyle.
– I co, fajnie ci się tak żyje? – Alina popatrzyła na przyjaciółkę spod długich rzęs. – Długo chcesz to ciągnąć? Będziesz unikać tematu, aż zakocha się tak, że złamiesz mu tym serce? Te twoje tajemnice to tak naprawdę problemy z dupy. Sama je sobie wymyślasz!
– I... Here I go again! – mruknęła sarkastycznie Jagoda. – Znowu mam déjà vu!
– Taka prawda, czy tego chcesz, czy nie!
Zamilkły na dłuższą chwilę.
– Kocham cię, ale kompletnie nie rozumiem, dlaczego tak robisz – odezwała się w końcu Alina. – Wystarczyło być szczerą od samego początku. Co ja gadam! Wystarczyło to załatwić dawno temu i nie musiałabyś się niczym martwić.
– Próbowałam – bąknęła Jagoda. – Kilka razy próbowałam, ale zderzałam się ze ścianą, aż w końcu dałam sobie spokój. Powiem mu. Powiem, naprawdę, ale nie teraz. Teraz to chodzę wokół niego na palcach, bo w każdej chwili może dostać telefon. Nie chcę mu dokładać problemów.
– A może wcale tak nie będzie? – wtrąciła niepewnie Alina. – Ludziom się czasem poprawia, tak po prostu.
– Bardzo chciałabym, żeby tak było. Chciałabym nie mieć tego przeczucia.
– Zatem obyś nie miała racji. – Alina stuknęła swoją szklanką w szklankę Jagody. – Może wreszcie przyjdzie pora na wasze szczęście, bo mam dosyć tych przepychanek. Chcę, żebyś do mnie zadzwoniła i powiedziała, że tak cię wygrzmocił, że nie możesz złożyć nóg. – Widząc uśmiech przyjaciółki, dodała ponuro: – Obawiam się jednak, że prędzej nadejdzie ten trzeci znak, niczym jeździec Apokalipsy. Może śmiałam się za pierwszym czy drugim razem, ale nie sądzę, żeby rozbawiło mnie za trzecim. Ech, ale nic to, nie martwmy się na zapas. Jeszcze zdążymy. Tymczasem... byle do piątku, didżejko, byle do piątku!
– Byle do piątku – powtórzyła markotnie Jagoda.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro