Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przed wylotem (bK, S)

– Wyszłaś na spacer ze samą smyczą? A gdzie masz psa?

Odwróciła się z uśmiechem, słysząc głos, który przyspieszał bicie jej serca. Odkąd przykładała się do swojej, jak ujęła to Alina, terapii, ich związek przypominał sielankę. Każdego dnia dyskretnie mu się przyglądała, gdy wracał do mieszkania. Nie znajdowała jednak żadnych oznak, które mogłyby świadczyć o tym, że znów sięgnął po jakiś narkotyk. Był szczęśliwy i wpatrzony w nią jak w obraz. Zaczynała powoli wierzyć, że ten stan może trwać dłużej, a ona sama nie powinna tak się martwić, tylko w końcu cieszyć miłością.

– Gdzieś tam jest pies, na końcu smyczy – odparła i nadstawiła usta do pocałunku.

Dawid stanął obok i spojrzał na czarny ogon merdający w wielkiej zaspie.

– No, nieźle najebało!

– Wciąż nie może uwierzyć, że tego białego jest tyle i ciągle przybywa – wyjaśniła. – Myślałam, że nie będzie chciała tyle siedzieć na polu, a cały czas gania po śniegu. Nie może się nim nacieszyć!

– Tyle lat mieszkasz poza Krakowem, a ciągle mówisz „na polu". – Uśmiechnął się i znowu ją pocałował.

– Lajkonik wyjdzie z Krakowa, ale Kraków z lajkonika nie – skwitowała i wyciągnęła z zaspy nową ulubioną maskotkę Mani.

– Że też ja nie wpadłem na to, żeby kupować jej pluszaki z Biedronki! – Pokręcił głową. – Taka mała rzecz, a tyle radości!

– Z Lidla też są fajne, ale najlepsze były te, za które madki się zabijały. Tylko musiałabym nauczyć się co najmniej krav magi, żeby z nimi wygrywać. Gdyby taka Karyna zobaczyła, że rzucam psu Świeżaka, leciałaby z pazurami. I to do mnie, nie do Mani. To znaczy lepiej, że do mnie niż do niej, ale jednak fajnie byłoby nie obrywać. Jestem w dobrej kondycji, więc o ile taka nie zrobi tulipana, względnie mam szanse. Ale jak trafię na uliczną fighterkę... a raczej biedronkową, to będzie po mnie.

– Ale z ciebie głupol, naprawdę! Jak tak cię słucham, cały czas zapominam, że jesteś dojrzałą damą.

– Wypraszam sobie! – obruszyła się bez złości, a potem lekko pociągnęła za smycz. – Może ona tam przymarzła do czegoś, a ja tu stoję i gadam?

Mania wynurzyła się z zaspy i energicznie otrzepała. Rozejrzała się dookoła wyraźnie zaniepokojona, ale dobry humor jej wrócił, gdy dostała od Jagody maskotkę. Złapała ją w zęby, po czym ruszyła przed siebie, dając tym samym znak, że pora wracać do domu. Skierowali się zatem w stronę bloku.

– Mam już pierwsze plany na przyszły rok, takie większe – odezwał się nagle. – Teraz byczymy się na plaży, a tu w Polsce zacznie hulać nowa płyta. W okolicach stycznia, najpóźniej w lutym, szlifujemy drugą, tak żeby była gotowa na walentynki.

– Ta teraz jest dla mamy, a ta druga?

Uśmiechnął się i pocałował ją w policzek.

– Zobaczysz. A raczej usłyszysz. W kwietniu albo w maju, chłopaki jeszcze to ustalają, spotykamy się w jednym ze starych składów.

– Znowu jakiś raperski projekt?

– Można tak powiedzieć. Jeszcze nie wszyscy się zgłosili, ale na pewno będzie Qry.

– Nie znam. Kojarzę tylko Kombajn do Zbierania Kur po Wioskach, ale oni grają alternatywny rock. To mówisz, że kury poszły w rap? Może za bardzo wytrzepało je na tym kombajnie.

– Miał być też Sokół, ale finalnie się nie dogadali.

– I dobrze. Gdyby się pojawił, nie byłoby co zbierać. Tylko pióra by latały.

– Ale walisz sucharami, mała, aż mnie mrozi! – Przytulił ją i pocałował drugi raz. – Chyba masz dobry humor, co? Spakowana na jutro?

– Tak, wszystko już gotowe, tylko się wyspać.

– Wyśpisz się w samolocie. Jak się czujesz z myślą, że prawie dwa tygodnie spędzisz na Phuket?

– Dziwnie – przyznała szczerze. – Jeszcze to do mnie nie dociera. Sporo czytałam o tym, co się pozmieniało, w sensie w prawie, czego nie wolno, o czym pamiętać... Takie tam. Raczej nie będziemy się kiziać w miejscach publicznych, żeby nikogo nie gorszyć.

– Czyli seks na plaży odpada? – podchwycił.

– Za duże ryzyko, więc będziemy grzeczni.

– Ale nie w hotelu.

– Ale nie w hotelu – powtórzyła z błyskiem w oku, a potem popatrzyła na Manię i spoważniała. – Będę za nią strasznie tęsknić.

– Zobaczysz ją za rok. Rodzice Kamili dobrze się nią zajmą, nie musisz się martwić. Czasami myślę, że troszczysz się o nią bardziej niż o mnie.

– Ona się sobą sama nie zajmie, a ty tak.

– Tak ci się tylko wydaje! – rzucił z dwuznaczną miną. – No ale nic, zjemy, a potem jedziemy ją zawieźć, co? Później szybki seksik i śpimy. A jutro... Lecimy tam, gdzie nie ma świąt, choinek, pasterek, karpia ani kompotu z suszu.

„Ani pustego miejsca przy stole", dokończyła w myślach i splotła jego palce ze swoimi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro