Odroczenie (D, S)
Mieli rację, wszyscy. Kiedy w niedzielne popołudnie podniosła powieki, natychmiast tego pożałowała. Głowa pękała jej z bólu, a całe ciało krzyczało z rozpaczy, że musi się obudzić i zmierzyć z okrutną rzeczywistością. Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek imprezowanie skończyło się dla niej tak olbrzymim kacem.
Z trudem dowlokła się do kuchni, gdzie przyrządziła odpowiednią miksturę, a potem przeniosła się do łazienki i weszła pod gorący prysznic. Po wypiciu napoju, który wydał jej się wyjątkowo obrzydliwy, wróciła do pokoju, żeby zaczekać na działanie trunku w jedynej słusznej pozycji – leżącej.
Dawid wstał o wiele wcześniej. Pierwszy raz od kilku dni zasnął spokojny i prawie szczęśliwy, a po przebudzeniu nasłuchiwał odgłosów zza ściany. Później krążył po mieszkaniu, nie mogąc się doczekać spotkania. Z jednej strony chciał jej wszystko wyjaśnić, z drugiej denerwował się przed rozmową.
Po pierwszym spacerze z Manią nie był pewien, ale po drugim nie miał już żadnych wątpliwości. Dotarło do niego, że Jagoda go unika. Wykorzystywała momenty, gdy wychodził z mieszkania, żeby zajrzeć do kuchni albo łazienki, a kiedy wracał, umykała do siebie. Zdesperowany, postanowił uciec się do podstępu. Uwolnił suczkę ze smyczy i obroży, po czym wydał jej konkretne polecenie. Posłusznie podreptała prosto do pokoju kobiety, następnie zaczęła drapać pazurkami w drewno. Usłyszał kroki, a potem drzwi się uchyliły. Merdając z zadowolenia ogonem, Mania wepchnęła się w powstałą szczelinę.
– Jagoda?
Spojrzała na niego zakłopotana. Widział, że chciała zamknąć drzwi, ale stanął tuż przed nią, więc nie mogła tego zrobić bez zatrzaśnięcia mu ich przed nosem.
– Kiedyś musisz stąd wyjść – powiedział z nieśmiałym uśmiechem.
– Już prawie opracowałam plan, jak nie zrobić tego nigdy – odparła z taką miną, że nie miał pewności, czy żartuje, czy mówi poważnie.
– Wpuścisz mnie?
Bez słowa cofnęła się do pokoju. Wszedł za nią i przysiadł na łóżku, pozostawiając jej dość przestrzeni, a zarazem na tyle blisko, by móc jej dotknąć. O ile mu na to pozwoli, a także o ile sam zbierze się na odwagę, żeby wyciągnąć do niej rękę. Suczka rozłożyła się na dywaniku, który czekał specjalnie na nią.
– Jak się czujesz? – zapytał, obrzucając kobietę badawczym wzrokiem.
Zauważyła to od razu i lekko się skrzywiła.
– Uwierz, że jeszcze gorzej niż wyglądam.
– Czyli nieźle – zażartował.
– Daj spokój, jeszcze nigdy nie miałam takiego kaca! Kiedy otworzyłam oczy, myślałam, że umrę. Kiedy wstałam, myślałam, że umrę drugi raz. Teraz jest o niebo lepiej, bo wypiłam miksturę, ale za to... – Podciągnęła kolana i oparła o nie czoło. – Bardzo chciałabym powiedzieć, że urwał mi się film i nic nie pamiętam. Ale pamiętam wszystko i jest mi tak wstyd! Tak koszmarnie wstyd!
Zasłoniła głowę rękami. Sprawiała wrażenie, że stara się być jak najmniejsza, jak najbardziej schowana w sobie. Pomyślał, że gdyby mogła, zwinęłaby się w kulkę i ukryła pod kołdrą. Albo najlepiej pod łóżkiem.
– Nie przesadzaj. – Po chwili wahania pogładził jej łydkę. – Nie ty jedna się tam załatwiłaś. No, może nie każdego wynosił na rękach prawie dwumetrowy chłop, do tego z taką obstawą, ale przynajmniej było ciekawie.
Jęknęła zbolałym głosem i skuliła się jeszcze mocniej. Objął ją, a potem delikatnie przechylił w swoją stronę, układając tak, by wylądowała z głową na jego kolanach. Z trudem powstrzymywał się od uśmiechania ze szczęścia, że mu na to pozwoliła. Mógł teraz swobodnie dotykać jej włosów, co robił z wielką przyjemnością.
Podwinęła kolana, wtuliła złożone dłonie pod brodę i ciężko westchnęła.
– Nie chodzi tylko o to, że się narąbałam – wyjaśniła przygnębiona. – Chociaż głównie o to, bo przecież to przez te drinki tak się zachowywałam. Nigdy nie powiedziałabym... tego wszystkiego na trzeźwo, nie robiłabym takich scen! Wyszła ze mnie jakaś rozhisteryzowana nastolatka! Co ja gadam! Nawet jako nastolatka taka nie byłam! Inna sprawa, że nie przeżywałam takich dram – dodała cicho.
Przyłożyła dłonie do oczu i ponownie westchnęła. Odgarnął kilka niesfornych loków, które zasłaniały twarz Jagody, po czym przyłapał się na tym, że słucha jej słów i nie może przestać się uśmiechać.
– Tak bym chciała nie pamiętać! – powtórzyła ponuro.
– A mnie się całkiem podobało – odparł pogodnie. – Przynajmniej od pewnego momentu, bo wcześniej... Było strasznie.
– Niby kiedy zaczęło ci się podobać? – mruknęła, nie patrząc na niego.
Wciąż leżała na boku, a teraz dodatkowo zasłaniała oczy palcami, przez co przypominała mu zawstydzoną dziewczynkę. Rozczuliła go tym, więc zaczął delikatnie głaskać ją po głowie.
– Kiedy wszedłem na taras i zobaczyłem, jak wisisz na tym krześle. Kiedy cię posłuchałem i dowiedziałem się, że czujesz to samo co ja.
Drgnęła. Powoli podniosła się do pozycji siedzącej, a potem na niego spojrzała. Nie wytrzymała jednak kontaktu wzrokowego zbyt długo – po paru sekundach uciekła oczami w bok.
– O czym ty mówisz?
– Zależy ci na mnie. To już nie tylko chemia, to coś więcej.
– Wcale nie! – zaoponowała z rumieńcem. – Fakt, podobasz mi się, ale to tyle. To zwykły pociąg fizyczny, który zniknie, kiedy przestaniemy się widywać. Chemia, nic więcej!
– I to chemia sprawiła, że o mało nie rozpłakałaś się tam na sali? To przez chemię upiłaś się Motherfuckerem? To ona cię zmusiła, żeby się żalić barmanowi?
– To wcale nie tak! – obruszyła się. – To nie tak, że opowiedziałam mu jakąś historię. Po prostu... To nie tak, że zostałeś tam mianowany na głównego drania imprezy czy coś. Zresztą o czym my w ogóle mówimy? I skąd pomysł, że chodzi o ciebie? Może o nikogo nie chodzi? Może zwyczajnie nie umiem i nie powinnam pić!
– Kurwa, przestań się tak asekurować! – powiedział bez złości. – Ja też się boję!
Zaskoczona popatrzyła na niego dłużej, ale gdy odwzajemnił spojrzenie, ponownie przeniosła je na ścianę naprzeciwko łóżka.
– Cholernie się boję – ciągnął. – Nawet nie wiesz, ile mnie kosztuje, że tak się przed tobą wybebeszam!
– To może lepiej, żebyś się nie... wybebeszał? – zaproponowała nieśmiało. – Ja naprawdę nie szukam...
– Problemów. Tak, wiem, że ich nie szukasz. I może uważasz, że jestem jednym z nich, ale uwierz, że tutaj – wskazał palcem na czoło – mam napisane zupełnie co innego.
– Kurczak w sosie słodko-kwaśnym?
– Nie? – odparł takim samym tonem. – Może kiedyś ci powiem, co oznacza ten napis. Ale teraz chciałbym ci powiedzieć coś innego.
– A czy koniecznie musimy rozmawiać o tym teraz? – Zmieniła gwałtownie pozycję i wbiła w niego wzrok pełen nadziei. – Nie moglibyśmy przełożyć tej rozmowy?
– Na kiedy?
– Hm... Nie wiem. Na nigdy?
Spojrzał na nią po części z rozbawieniem, po części z frustracją.
– Ty naprawdę lubisz unikać trudnych tematów!
– Wiem! – przyznała bezradnie. – Kiedyś to wszystko się na mnie zemści i wtedy pożałuję. Zapłacę za wszystkie swoje grzechy. Ale czy naprawdę musimy przez to przechodzić dzisiaj, kiedy mam kaca giganta i marzę tylko o tym, żeby umrzeć?
– A mówiłaś, że już jest lepiej.
– Fizycznie tak, ale została jeszcze zmasakrowana psychika. Chcę umrzeć ze wstydu!
Milczał przez chwilę, walcząc z myślami. Nie odrywał przy tym wzroku od jej twarzy, ciesząc się widokiem, z którego sam na kilka dni zrezygnował. Teraz żałował każdej minuty straconej przez swoją zazdrość.
– Chcę ci tyle powiedzieć... – zaczął z wahaniem. – Ale nie będę naciskać. Dam ci tyle czasu, ile potrzebujesz, tylko obiecaj, że się nie wyprowadzisz do Aliny. Ani nigdzie indziej. Kiedy wczoraj zdałem sobie sprawę, że mogłabyś stąd zniknąć... Zawsze zdążysz to zrobić, przecież wiem, że możesz się zwinąć w jeden dzień.
Zaczerwieniła się okrutnie.
– Nie wyprowadzaj się! – poprosił. – Daj mi szansę. Daj mi szansę udowodnić, że wcale nie parzę.
Zielone oczy spotkały się z niebieskimi. Tym razem nie odwróciła wzroku, choć przez chwilę sądziła, że zrobi to kolejny raz. W źrenicach Dawida zobaczyła coś, co sprawiło, że nie chciała przestać się w nie wpatrywać. Kiwnęła głową i uśmiechnęła się, najpierw lekko, nieśmiało, a potem szerzej. Była coraz bardziej rozpromieniona, podobnie jak on.
Magiczny moment przerwał telefon. Drgnęła i oprzytomniała, sięgnęła po wibrujące na biurku urządzenie.
– To Alina – poinformowała.
Podniósł się z łóżka i zapytał:
– Co ty na to, żeby znowu zamówić jakieś jedzenie?
– Spoko, ale tym razem ja płacę. Może i jesteś milionerem, ale mnie też stać na postawienie komuś obiadu.
– I fajnie. Zdążysz to zrobić jeszcze wiele razy, ale póki co, pozwól mi uszczknąć parę złotych z tych milionów. Pizza?
– Nie mam ochoty na nic konkretnego, zjem wszystko. Byle bez zwierzaków. I pamiętaj! – rzuciła do pleców mężczyzny, kiedy stał już w drzwiach. – Ryby to też mięso!
Po kwadransie zapukała do drzwi jego pokoju. Wciąż trzymała w dłoni telefon, a jej mina zdradzała konsternację.
– Mam włączyć na głośnomówiący – oznajmiła niepewnie. – Inaczej będzie się dobijać do Kamili i wyciągnie od niej twój numer, a uwierz, potrafi być namolna!
Wcisnęła głośnik.
– Jesteś tam, pięknisiu? – usłyszał podejrzliwy głos Rosjanki.
– Jestem – mruknął.
– Zatem chcę, żebyś coś wiedział. Jesteś debilem!
– Przyjąłem – odparł niewzruszony. – To nie moja wina, to ona unika rozmowy. Ale przynajmniej zgodziła się na wspólny obiad i nie przenosi się do ciebie.
– Co nie zmienia faktu, że jesteś debilem. A ty... Wiedziałam! Wiedziałam, że wybierzesz kutasa, a nie mnie!
Jagoda otworzyła usta, a jej twarz błyskawicznie pokryła się intensywnym rumieńcem.
– To wcale nie tak! – wyjąkała. – To nie o to...
– Ta, jasne! Ale powiem ci, że obadałam temat i potwierdzam, że ma fajnego.
Osłupiała zamilkła i wpatrzyła się w Dawida, który też się zaczerwienił. Gdy uporała się już z kotłowaniną myśli, stwierdziła kategorycznie:
– Nie, jednak nie chcę wiedzieć, o co chodzi!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro