Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Niekochanie (K, S)

Z obawą oczekiwała powrotu Dawida. Rano ostrożnie wyplątała się z jego ramion i cichutko wyszła z pokoju, a później w pracy często wracała do wydarzeń z ubiegłej nocy. Nie wiedziała, co ma mu powiedzieć i czy mówić cokolwiek, skoro stracił najważniejszą osobę w życiu. Uważała, że jej rozterki nie mają teraz żadnego znaczenia. Liczy się jedynie tragedia, która go dotknęła i to na niej powinna się skupić. Co nie zmieniało faktu, że przez cały dzień była rozkojarzona.

Przygotowywała właśnie obiad, kiedy usłyszała szczęk klucza w zamku. Próbowała zachować spokój, choć serce waliło jej w piersi. Gdy mężczyzna stanął w progu kuchni, zamiast przywitać się jak zwykle, zrobił kilka kroków i objął ją z tyłu ramionami. Pocałował ją w szyję i przejechał dłońmi po jej rękach, żeby zniknęła z nich gęsia skórka.

– Działa za każdym razem – mruknął i przytulił się mocniej. – Uwielbiam wracać i cię tutaj zastawać.

– W sensie lubisz mnie w wersji kura domowa? – odparła z uśmiechem. – A wiesz, że tak naprawdę to ja nie znoszę stać przy garach? Gdyby tylko było mnie stać, zamawiałabym sobie catering. Albo adoptowałabym jakąś babcię, żeby mi gotowała.

– Jak niby chciałabyś adoptować babcię? To tak się da?

– Jest tyle samotnych staruszek, więc jakaś mogłaby zamieszkać ze mną. Gdybym miała własny kąt, rzecz jasna. Ona by mi gotowała, a ja bym ją utrzymywała.

– Ale tak w ogóle można?

– Nie chodzi mi o taką dosłowną adopcję, nie czepiaj się słówek. – Odwróciła się do niego i nadstawiła wargi do pocałunku. – To byłaby taka umowa pomiędzy dwojgiem dorosłych ludzi. Gdyby zachorowała, to bym się nią opiekowała. Nie wyrzuciłabym jej z domu jak krewni starą Agatę z „Chłopów".

– Nie kojarzę, o co chodzi.

– Na zimę wygonili ją na żebry, bo im zawadzała w izbie. To by było na tyle, jeśli chodzi o gadanie, że kiedyś było lepiej, bo wszyscy się kochali i szanowali. – Pogładziła go po piersi, po czym podniosła głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. – Jak się czujesz?

– Chujowo – wyznał szczerze. – Jedyne, co mnie trzymało w całości, to to, że wrócę do domu i cię w końcu zobaczę.

Ujęła jego twarz w dłonie i dała mu kilka całusów. Później zerknęła na płytę kuchenną, pociągnęła go w stronę stołu, a kiedy usiadł, usadowiła mu się na kolanach.

Wyglądał na bardzo zmęczonego. Miał ciemne obwódki pod oczami, a do tego mimowolnie się garbił.

– Byłem w zakładzie pogrzebowym. Wybierałem dla niej trumnę, a typ polecał mi najmodniejsze modele. Oryginalny design, najnowsza kolekcja... Kurwa, jakbym kupował kanapę do salonu! Myślałem, że nie wytrzymam i mu jebnę, ale nie miałem sił. Później spotkałem się z mistrzem ceremonii. – W oczach Jagody pojawiło się zaciekawienie, więc wyjaśnił: – Mama nie życzyła sobie księdza. Wiele razy dawała mi do zrozumienia, że jeśli istnieje życie po śmierci, a ja załatwię jej pogrzeb w kościele, wróci zza grobu. Tylko po to, żeby mi napierdolić za to, że jej nie posłuchałem.

– Nigdy nie widziałam takiej ceremonii – powiedziała cicho. – Chętnie bym się przeszła. O ile można mówić o chęciach przy czymś takim jak pogrzeb – dodała szybko, z zawstydzeniem.

– Możesz iść teraz, ze mną.

– Mogę? – zdziwiła się.

– Na pogrzeb każdy może przyjść. Mama nie zdążyła cię poznać, ale jestem pewny, że by cię polubiła. Poza tym jesteście prawie rówieśniczkami. – Rozbawiło go jej osłupienie. – No co? Tyle razy powtarzałaś, jaka jesteś stara, podkreślasz tak tą różnicę wieku, jakby była nie wiadomo jak duża. Mama miała dwadzieścia lat, kiedy mnie urodziła. Dwadzieścia czy jedenaście to prawie to samo, co nie?

– Bardzo śmieszne! – mruknęła bez złości, nie przestając głaskać go po głowie.

– W każdym razie – ciągnął – załatwiałem te wszystkie rzeczy. Rozmawiałem z zarządem cmentarza, wybierałem projekt klepsydr i tak dalej. A w międzyczasie myślałem tylko o tym, że chcę wrócić do domu i się do ciebie przytulić. No a skoro już przy tym jesteśmy... – Delikatnie pociągnął w dół jej bluzkę, żeby odsłonić górną część piersi. Pocałował najpierw jedną, potem drugą, a później podniósł oczy na zdumioną twarz Jagody. – Wczoraj w końcu je zobaczyłem i ciągle do nich tęsknię. A ty się przyznaj, cały czas myślisz, jak ugryźć ten temat.

Zarumieniła się i odwróciła wzrok.

– Nie rozumiem, o co ci chodzi.

– Mogę się założyć, że od wczoraj rozbijasz to na atomy. Zastanawiasz się, czy udawać, że to, co się stało, to nic takiego. Dumasz nad tym, jak ja do tego podejdę, ale nie zaczynasz pierwsza przez wzgląd na mamę.

Przyglądał się z bliska, jak jej policzki oblewa coraz większy rumieniec. Zszokowało ją to, jak trafnie odgadł wszystkie rozterki trapiące ją od zeszłego wieczoru.

– To powiem ci coś – wyznał z błyskiem w oku. – Seks z miłości faktycznie jest dużo lepszy.

Poruszyła się niespokojnie na jego kolanach, chrząknęła i odpowiedziała, nie patrząc na niego:

– Cieszę się, że mamy podobne podejście w tej kwestii.

– Dobrze wiesz, że nie mówię ogólnie, tylko o tym, że się wczoraj ze mną kochałaś.

– Podoba mi się, że coraz częściej mówisz o kochaniu, a nie o rżnięciu czy pieprzeniu. Ale nie wiem, po co mieszać do tego miłość – wymamrotała bezradnie.

– Po pierwsze, widać przebywam z ludźmi, którzy mają na mnie dobry wpływ. Po drugie, mieszam do tego miłość, bo cię...

– Nie, wcale nie! – ucięła szybko.

W ostatnim momencie powstrzymała się przed przyłożeniem mu dłoni do ust.

– Właśnie że tak – sprostował spokojnym tonem.

– Nie możesz mnie kochać!

– Mogę, pewnie, że mogę. A co, zabronisz mi?

– Nie. Żadne z nas nie kocha tego drugiego, bo to zwyczajnie nielogiczne.

Parsknął śmiechem.

– Od kiedy miłość jest logiczna?

– Miłość jest dojrzała. – Pożałowała, że siedzi mu na kolanach, bo chciała żywiej podyskutować na ten temat, a miała ograniczone ruchy. Jednocześnie nie chciała z nich schodzić, żeby nie odebrał tego jako próby zdystansowania się od niego. – Miłość wymaga poznania się i czasu, a ile my się znamy? Nawet nie trzy miesiące!

– A od kiedy mogę cię kochać? – spytał zaczepnie. – Po pół roku już mi wolno? Czy może dopiero po roku?

– Nie kpij sobie z tego!

– Jak mam traktować cię poważnie, skoro gadasz takie głupoty?

– Nie kochasz mnie – powtórzyła uparcie. – Może to po prostu piorun sycylijski.

– On wali od razu, a u nas nie poszło aż tak szybko.

– No to jakieś zauroczenie. Na pewno nie miłość!

Patrzył na nią bez słowa, choć widział, że ją tym peszy.

– Myślisz, że ja szukałem problemów? – odezwał się po dłuższym milczeniu. – Że chciałem się zakochać w stukniętej babce, która gada do klusków?

– Do jednej! – wyburczała pod nosem.

– Myślisz, że nie wolałbym dalej pieprzyć randomowych lasek i nie spieszyć się do domu? – Z trudem zachował powagę, gdy zacisnęła usta w wąską kreskę, ale dalej starała się udawać obojętność. – To byłoby o wiele prostsze. Łatwiej się żyje, kiedy na nikim ci nie zależy. Ale niestety... – Chwycił jej dłoń i przyłożył sobie do serca. – Ono mnie w ogóle nie słuchało.

W ułamku sekundy przeniosła się na parking podziemny wieżowca Atlas Tower. Ale tym razem wpatrywały się w nią nie brązowe, lecz niebieskie oczy. Wiedziała, że to zupełnie inny mężczyzna, z którym los może napisać jej zupełnie inną historię. Mimo to wciąż się bała, że na pewnym etapie owa historia wskoczy na znane tory. 

– Kiedy pokażesz komuś miękki brzuszek, jesteś przy nim bezbronny – zaczęła niepewnie. – Słaby. Po co ryzykować?

Zanucił cicho "Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości, jak ty", a potem powiedział:

– Kiedy pokażesz go właściwej osobie, twój miękki brzuszek będzie bezpieczny. Co ty na to, żeby pozwolić sprawom... się dziać? Żeby to uczucie – urwał znacząco i uniósł kącik ust – które wcale nie jest miłością, rozwijało się dalej? Ty mnie nie kochasz, ja cię nie kocham; zobaczmy, co z tego niekochania wyniknie.

– Trochę ryzykowna zabawa – wymamrotała.

Ujął ją za brodę i zaczekał, aż na niego popatrzy.

– Dla mnie to nie był tylko seks.

– Myślałam, że dla ciebie to nic takiego... Po prostu chwila zapomnienia, tak żeby uciec przed złymi myślami. Nic takiego.

– To źle myślałaś. I raczej nie sądzę, że każdego współlokatora pocieszałabyś w ten sposób. Czasami masz problem z asertywnością, ale o takie coś cię nie podejrzewam. Gdybym miał jakiekolwiek wątpliwości, nie chciałbym tego powtórzyć. Nigdy więcej nie chcę być w łóżku z kobietą, która się zmusza. A z tobą chcę to powtórzyć. Z tobą chcę to powtarzać.

Już nie siedziała bokiem i nie patrzyła w przestrzeń. Z powrotem odwróciła się do niego twarzą i splotła mu dłonie na szyi.

– Tak po prawdzie to chciałam cię pocieszyć. I chociaż trochę poprawić ci nastrój. Chyba mi się udało, przynajmniej na chwilę.

– Każdego byś tak pocieszała?

– Nie, nie każdego.

– No więc...

– No więc... – Już nie bała się spojrzeć mu prosto w oczy. Zaczęła się nawet leciutko uśmiechać. – No więc co?

– Chciałabyś mnie tak pocieszyć jeszcze raz? – Rozczulił go jej rumieniec. – Możemy też zwyczajnie spać obok siebie tak jak wczoraj. To było zajebiste! Zwłaszcza kiedy budziłem się w nocy i mogłem się do ciebie przytulić.

– Tak po prostu spać?

– Tak. Jeśli będziesz chciała się tylko poprzytulać, przyjdź w piżamce w owieczki.

„A jeśli nie?", pomyślała i odwzajemniła uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro