Beta (D, S)
Ledwo przekroczył próg, podniósł Jagodę, jakby nic nie ważyła. Zatrzasnął nogą drzwi, zaniósł zaskoczoną kobietę do aneksu, a kiedy postawił ją na podłodze, wycałował po całej twarzy.
– Widzę, że ktoś ma dziś dobry humor! – skomentowała ze śmiechem, kiedy skończył.
– Żebyś wiedziała! – odparł. – A wiesz, kto ma dziś imieniny? Miłość! Serio, nie robię sobie jaj! Sprawdzałem w necie. Poza Wenancjuszem, Jakubiną, Melitonem i Tomisławem imieniny ma dzisiaj Miłość!
– Aha! – Znowu się roześmiała, po czym odwróciła do kuchenki, gdzie pod pokrywką pyrkała zupa soczewicowa. – Liczyłeś na to, że nakarmię cię jakimś mięsem, ale nic z tego!
– Przeżyję! – mruknął. – Chociaż kaloryfery w nocy będzie można przykręcić.
Posłała mu rozbawione spojrzenie.
– Tyle czasu, a ty ciągle nie przyzwyczaiłeś się do strączków!
Nałożyła solidne porcje do miseczek i zasiedli przy wyspie. W trakcie jedzenia co chwilę na nią zerkał, chociaż nie zdradzał się ze swoimi myślami.
Był z siebie bardzo zadowolony.
Po posiłku zrobiła im kawę, następnie przenieśli się do salonu.
– Jakie masz plany na weekend? – zapytał, kiedy skończył jej opowiadać o nowym projekcie Hunter House.
– A jakie ja mogę mieć plany? – Podniosła brwi. – Będę tu siedzieć i oglądać seriale. Jak co weekend.
– A potem?
– Co potem?
– Odezwiesz się do niego? – W skupieniu czekał na odpowiedź.
– Chciałabym. – Uśmiechnęła się nieśmiało. – Te wszystkie wiadomości, które mi wysyłał, są takie słodkie! Chciałabym go w końcu zobaczyć, ale boję się, że jak zwykle zacznę głupio paplać z nerwów, powiem coś nie tak i wszystko zepsuję.
– Mówieniem czegoś nie tak to on się ostatnio popisał. Nieważne, co byś powiedziała, i tak go nie przebijesz.
Uniosła kąciki ust, ale widział, że jej nie przekonał. Stwierdził więc, że nadeszła pora na odsłonięcie kart. Poszedł do przedpokoju, a kiedy wrócił i ponownie przy niej usiadł, wytrzeszczyła ze zdumienia oczy. Siedziała jak zaczarowana, wpatrując się w przedmiot, który położył jej na kolanach.
– T-to pluszak Mani! – wyjąkała, kiedy była już w stanie się odezwać. – Skąd go masz?
– Byłem dziś u niego.
– Co? – osłupiała. – Ale dlaczego? Po co?
Od słowa do słowa opowiedział jej o swojej wizycie. Kiedy skończył monolog przy drzwiach windy, patrzyła na niego wstrząśnięta.
– Nie poznaję cię, Maks! Dlaczego to zrobiłeś? Byłeś dla niego taki... okrutny! Bezwzględny! Aż boli mnie serce, kiedy o tym myślę! Tak mi go żal!
– To niech cię nie boli. Słuchaj dalej!
Nie wsiadł do windy. Kiedy nadjechała, wszedł do niej na chwilę, wcisnął guzik parteru, ale zaraz wysiadł. Stał bez ruchu, gdy ruszyła na dół. Tak cicho jak tylko potrafił, wrócił pod drzwi mieszkania Dawida, gdzie znieruchomiał na kilka minut. Uważnie nasłuchiwał, a gdy się upewnił, że słyszy to, co słyszy, głośno powiedział:
– A wiesz, jaki dzisiaj dzień?
– Kurwa! – dobiegło z drugiej strony. Ku jego zdziwieniu, z dołu. – Spierdalaj!
– Ani myślę – odparł wesoło. – Coś mi się przypomniało! Wstawaj i otwieraj!
– Pierdol się!
– Otwieraj, bo będę tu stał do wieczora! Mam kupę czasu!
Usłyszał szmer, po którym wywnioskował, że Dawid podnosi się z podłogi. Kolejne odgłosy sugerowały, że włączył światło w łazience, wszedł do niej, a później odkręcił kran. Maks czekał cierpliwie, a kiedy drzwi się otworzyły, zobaczył mokrą twarz i zaczerwienione oczy mężczyzny.
– Beczałeś, co? Wiesz, jaki dzisiaj dzień? – zapytał ponownie. – Imieniny Miłości, a prócz tego Prima Aprilis!
– Kurwa, święty by ci przypierdolił! – wydusił zbolałym głosem Dawid. – Jeszcze za mało mi dojebałeś?
– Święty, a ty? Też byś mi przypierdolił czy wolisz sobie pobeczeć?
– Wolę pobeczeć! – warknął. – Nazwę twoim imieniem kolejny worek i będę w niego nakurwiał, aż wylecą wszystkie kłaki!
– O! – zdziwił się Maks. – Serio boksujesz czy się zgrywasz?
Dawid otarł powieki oraz policzki. Był wyraźnie zawstydzony, zwłaszcza że intruz przyglądał mu się bez grama krępacji. W końcu odetchnął raz i drugi, a potem wbił w niego udręczone spojrzenie.
– O co ci, kurwa, chodzi? Czego jeszcze chcesz?
– Zastanawiam się, co by sprawiło, że mógłbyś mi przypierdolić.
– Pojebało cię? – Zmarszczył brwi.
– Masz problemy ze złością, kiedy cię poniesie. Chcę się dowiedzieć, ile trzeba, żebyś stracił nad sobą kontrolę.
– Ty mnie sprawdzasz? – zdumiał się. – Kurwa, to jakiś test?
– Poza tym przyszło mi do głowy, że tak ci dojebałem, a jesteś trochę... odklejony. Mógłbyś teraz pójść po kokę albo... coś sobie zrobić. Miałbym wyrzuty sumienia.
– Nie chciałbym go obciążać swoimi zwłokami, tak że się nie martw – rzucił cierpko Dawid. – A do ćpania nie wrócę, już to mówiłem. Może mnie nie kocha, ale jeszcze niedawno kochała. Nie zmarnuję tego. To też mówiłem. Możesz spierdalać z czystym sumieniem, byle na dobre. Bo przysięgam, w końcu zrzucę cię ze schodów!
– A dużo ci brakuje? – spytał podchwytliwie Maks. Kiedy usłyszał prychnięcie, dodał już poważniej: – Dzisiaj naprawdę jest Prima Aprilis!
– I chuj?
Oparł się o framugę. Nie patrzył na stojącego obok mężczyznę, lecz gdzieś w głąb klatki.
– Wiesz, to całkiem zabawne. Wspomniałeś o tym, że ma więcej przeze mnie nie płakać, a ona beczy cały czas. Praktycznie dzień w dzień. – Przeniósł wzrok na Dawida i zobaczył wbite w siebie niebieskie, ciągle zaczerwienione oczy. – Wystarczy powiedzieć tylko „Dawid". – Pstryknął palcami. – A ona w płacz. Chociaż ostatnio głównie ze szczęścia. Gdybyś ją widział, kiedy dowiedziała się o twoim odwyku! A kiedy oglądała to nagranie! Aa, a kiedy wczoraj odzyskałem jej profil na fejsie i zaczęła czytać twoje wiadomości! Żywa fontanna!
Osłupiały Dawid wpatrywał się w niego bez słowa. Oddychał szybko i płytko, jakby nie był w stanie złapać głębszego oddechu.
– Kochała mnie – ciągnął Maks. Przez chwilę mówił wyłącznie do tatuażu z pokrzykiem: – Naprawdę mnie kochała. Byliśmy bardzo szczęśliwi... przynajmniej we Wrocławiu. Ale nigdy, nawet przez moment, nawet kiedy kochała mnie najbardziej, nie czuła tego, co czuje do ciebie. Powiedziała kiedyś, że jesteś jej pokrewną duszą. Nie mogłem tego zrozumieć. Ja jej często nie rozumiem. Ale wiem, kiedy odpuścić.
– Co ty próbujesz przekazać? – wykrztusił Dawid.
Na twarzy Maksa pojawił się niesmak.
– Podobno ty z naszej dwójki jesteś ten mądrzejszy! Miałeś rację, sprawdzałem cię. Gdybyś mi przypierdolił, to bym wiedział, że się nie zmieniłeś. Że łatwo cię sprowokować. A wtedy robiłbym wszystko, co tylko możliwe, żeby ją do ciebie zniechęcić. Razem z Aliną.
Mężczyzna stał bez słowa, jedynie mrugając oczami. Marszczył brwi, ale nic nie mówił. Maks szybko stracił cierpliwość i westchnął.
– Widzę, że zachodzą tam jakieś procesy myślowe, ale i tak zapytam. Jedziesz na sterydach? – W odpowiedzi dostał oburzone spojrzenie, więc wyjaśnił z uśmiechem: – Strasznie wolno łapiesz. A prawda jest taka, że ona cię kocha. Tylko jest problem: może i kocha, ale czy chce z tobą być? Może się boi, że prędzej czy później znowu zaczniesz ćpać? Albo stracisz nad sobą kontrolę? Przecież mogła się odezwać już wczoraj, kiedy przeczytała wiadomości. Mnie też kochała, a jednak zostawiła, bo wie, że nie mamy przyszłości. Ja nie zrezygnuję z dzieci. Jak chcesz, mogę jej coś przekazać, a decyzję podejmie sama.
Dawid trawił to, co usłyszał, jeszcze kilka sekund, następnie gestem zaprosił go do mieszkania. Tym razem udał się do swojego pokoju. Maks wszedł za nim i znowu rozejrzał się po całym pomieszczeniu.
– Ha, scandi loft! Już myślałem, że wszystko przerobiłeś po babskiemu!
– Tutaj też byłeś? – rzucił kwaśno Dawid. Zajął miejsce przy biurku, wyciągnął notatnik, ale nie wiedział, co ma napisać. – A w kiblu?
– Tam akurat nie! – odparł pogodnie Maks. Usiadł na łóżku obok Mani pogrążonej w drzemce. Delikatnie pogłaskał ją po łebku, na co pomachała ogonem, ale nie podniosła powiek. – Świetna robota z całym mieszkaniem. Tu niby jest trochę inaczej, ale i tak wszystko do siebie pasuje. Widać, że robił to ktoś, kto ma dobre oko i gust.
– To był Marcin, facet Alana, powinieneś go chociaż kojarzyć. A Mudor i Kuba wymyślili dodatki.
– Te dwa... Ściągnąłeś tu gejozę z całej Warszawy?
Dawid oparł się o siedzenie. Pierwszy raz na jego twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu, choć był to ewidentnie uśmiech złośliwy.
– Co, już ci się tak nie podoba, skoro zrobiła to banda gejów? Wyglądasz, jakbyś zjadł burgera, pochwalił, że dobry, a po fakcie usłyszał, że był wegański!
Maks popatrzył na niego rozzłoszczony, a potem wypalił:
– Zawsze byłeś taką piczą, czy ona cię tak zmieniła?
– Chyba zawsze byłem. – Dawid nie tracił rezonu. – A ona to ze mnie wyciągnęła.
– Dobra, pisz, co masz tam pisać! Ja jej przekażę, ale nic nie obiecuję.
Maks zaczął krążyć po pokoju, żeby zająć sobie czas. Zerknął na siedzącego przy biurku mężczyznę, po czym rzucił pod nosem:
– Jakbym ją widział! Też tak dumała nad kartką, a finalnie napisała dwa słowa!
– Czytałeś? – Dawida niemiło zaskoczył ten fakt.
– Pewnie, że tak! Myślisz, że twojej nie przeczytam?
– Mówił ci ktoś, że jesteś w chuj wścibski?
Wzruszył lekceważąco ramionami. Obserwował, jak Dawid wstaje, żeby wyciągnąć z szafy czarny podkoszulek. Przyglądał się muskularnym plecom, aż znikły pod materiałem.
– Serio nie bierzesz sterydów? – zapytał z ciekawości. – Ostro przypakowałeś!
– Na odwyku miałem dużo czasu – wyjaśnił oschle Dawid. – A teraz chodzę codziennie na siłkę. Nie chcę tu siedzieć... bez niej.
– A z tym tatuażem nie żartowałem – wtrącił Maks, niespodziewanie i zupełnie bez sensu. – Widziałem go w walentynki.
– Znowu mnie podpuszczasz?
Uśmiechnął się bardzo dziwnie.
– Nie. Widziałem i to z bliska. Co teraz? Dalej chcesz się z nią spotkać, nawet jeśli ze mną sypia?
– Nie wierzę. Dla niej to nie jest tylko seks.
– Ale wiesz, że robiliśmy to, nawet kiedy mnie już nie chciała? Zawsze lubiła nasz seks. – Uniósł wymownie brew. – Wiesz, dlaczego.
Dawid się skrzywił, ale nie skomentował.
– I co, jednak nie? – Maks nie odpuszczał. – Już ci kita opadła? Już jej nie chcesz?
Mężczyzna pochylił głowę nad kartką.
– Chciałbym ją – nie przerywał pisania – nawet gdyby przed chwilą wyszła z twojego łóżka.
– Frajer!
– Zwyczajnie ci nie wierzę. Pierdolisz jak Loki, co chwilę inną bzdurę! – Posłał mu chłodne spojrzenie znad papieru. – Gdybyście się kochali, to by z tobą była. Proste! Ona nie potrafi tego rozdzielić.
– Jak Loki? – Maks zbaraniał. – A ty niby jesteś Thor? No może i wyglądasz, ale jednak mnie to zaskoczyło!
– Straszny z ciebie pajac! – skwitował Dawid i wręczył mu wyrwaną z notatnika kartkę. Wyszedł na chwilę do łazienki, a po powrocie podał mu niebieską maskotkę. – To też weź! Świeżo prana! – zaznaczył, gdy ujrzał jego minę.
Maks zerknął na papier i uniósł brwi.
– Serio? Tyle masz jej do przekazania?
– Sporo napisałem w tych wiadomościach. Sporo w piosenkach. Resztę chciałbym jej przekazać osobiście, jeśli tylko będzie chciała.
– I co o tym sądzisz? – zapytał, kiedy skończył swoją opowieść.
Streścił jej wszystko, pominął jedynie remont mieszkania i tatuaż Dawida. Jagoda słuchała go z otwartymi ustami. Była oszołomiona, nie miała pojęcia, co myśleć. Nie ułatwił jej tego pokazaniem kartki z tekstem:
„Codziennie o 17 będę w parku. Przyjdziesz się ze mną pobawić?
Mania"
– Sprytnie. – Pokiwała głową, tłumiąc wzruszenie. – Bardzo sprytnie.
Obrócił w dłoniach pluszaka, a potem zerknął na nią badawczo.
– Chcesz go jeszcze trochę przetrzymać czy kończysz z marnowaniem czasu?
– O co ci chodzi?
– Ty go kochasz, on cię kocha, jak dla mnie sprawa jest prosta. Zobacz! – Wskazał wiszący na ścianie zegar. – Nie wiem, na co jeszcze czekasz. Rób się na bóstwo! Masz jakiś lepszy tusz? Pewnie znowu się popłaczesz, lepiej, żebyś nie była cała rozmazana. I załóż ładne majtki!
– Zawsze mam ładne!
– Wiem, przecież wczoraj w nich grzebałem! Dobra, dziwnie to zabrzmiało! Ostatnie pytanie: na pewno chcesz faceta, który tak beczy?
– Chcę faceta, który nie wstydzi się swoich emocji – odparła zdecydowanie. – A on już się nie wstydzi. Poza tym przypomnij sobie, co mówił Gandalf.
– Taaak, wiem! – Przewrócił oczami. – Nie wszystkie łzy są złe. Ale nie sądzisz, że zrobił się miękki? Mógł mnie pobić, wyrzucić za szmaty z mieszkania albo chociaż zwyzywać. Nie miałbym z nim teraz szans. Próbowałem go wyprowadzić z równowagi na różne sposoby. Gadałem, co mi tylko przyszło do głowy. A on powiedział, że woli pobeczeć!
– Mógł zrobić to wszystko i wcześniej pewnie by zrobił. Samiec beta by tak zrobił, bo takiemu się wydaje, że przemoc to rozwiązanie. Taki cały czas czuje, że musi innym udowadniać, jaki jest zajebisty, męski i silny. Nie stanowiłeś dla niego zagrożenia, żeby musiał się bronić. Myślał, że chcesz się nad nim poznęcać psychicznie, jakbyś ciągle nie wierzył, że wygrałeś. Jakbyś to ty był betą.
Patrzył na nią z coraz bardziej zmarszczonym czołem.
– Alfa to ten bity, a nie ten, co bije? Ciekawe!
– W tym przypadku tak! – odparła rozpromieniona. – Jestem z niego taka dumna, że nic ci nie zrobił! Naprawdę nad sobą pracuje!
– Wy jesteście nienormalni! Oboje!
– Tak. – Pokiwała głową z uśmiechem. – Oboje.
– Przysięgam, jeśli którekolwiek wstawi słitaśne zdjęcie, napiszę pod nim, że nie znam drugiej tak pojebanej pary, która by się tak bardzo kochała! Dobra, nie gap się tak na mnie, tylko leć się szykować! Podwiozę cię!
Podeszła do niego zdumiona.
– Co? Chcesz mnie do niego zabrać?
– Weź przestań tak patrzeć, bo czuję się jak twój alfons! Albo największy frajer w mieście!
– Nie jesteś alfonsem. – Otuliła jego policzki dłońmi. – Ani tym bardziej frajerem. Jesteś najcudowniejszym facetem, jakiego znam. Zaraz po nim!
– Spoko, tylko pamiętaj! Obiecałaś, że polubisz moje dzieci!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro