Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

A jednak (bD, S)

Nie bez problemów otworzyła drzwi. Z trudem obejmowała dwie duże doniczki z wężownicami, prócz tego w łokieć wrzynało jej się ucho wypchanej zakupami siatki. Wejścia do mieszkania nie ułatwiał też fakt, że jednym ramieniem przytrzymywała telefon. Zdyszana i spocona pokonała w końcu przeszkodę. Przymknęła drzwi nogą, zostawiła siatkę na progu kuchni, chwyciła mocniej doniczki, następnie ruszyła do pokoju Dawida.

Podeszła do parapetu, żeby ustawić na nim obie rośliny. Jako że układ nie przypadł jej do gustu, przestawiała je i przesuwała, aż udało jej się osiągnąć zadowalający efekt. Cały czas rozmawiała przez telefon, coraz bardziej poirytowana.

Odwróciła się, aby wyjść, ale krzyknęła i upadła, potykając się o własne stopy. Szybko pozbierała się z podłogi.

– Nie, nic się nie stało, przestań się drzeć! – powiedziała stanowczo. – Dawid tu jest. Nie, w swoim pokoju. Dobra, Alina, skończmy na razie. Pogadamy później.

Wcisnęła czerwony przycisk i spojrzała przepraszająco na mężczyznę, który siedział na łóżku z laptopem na kolanach. Najwyraźniej słuchał muzyki albo robił coś innego, co wymagało włożenia słuchawek. Teraz zsunął je na szyję i przypatrywał się speszonej Jagodzie z kpiącym uśmieszkiem.

– Myślałam, że cię nie ma. Wczoraj i przedwczoraj cały dzień byłeś poza domem.

– A dzisiaj jestem w domu – odparł krótko, nie zmieniając wyrazu twarzy. – A co, gdybym był w trakcie walenia konia?

Nie straciła rezonu.

– Tobym wyszła z zamkniętymi oczami, a potem udawała, że wcale mnie tu nie było.

– Często tak tu wchodzisz?

– Nie. Już nie. A wcześniej tylko wtedy, kiedy podlewałam kwiatki. Obiecuję, to był ostatni raz.

Nie odzywał się, więc poczuła skrępowanie.

– No to ten... Rób tam sobie dalej to, co robiłeś, a ja idę. Umieram z głodu!

Posłała mu zakłopotany uśmiech i wyszła.

Wkładała zakupy do lodówki, gdy się pojawił. Wyczuła jego obecność, ale nie odwracała się, zajęta upychaniem mrożonek do zamrażarki.

– Przyznam, że trochę się zdziwiłem, jak zobaczyłem wielką sansewierię na całkiem niezłych nogach – usłyszała. – Już myślałem, że za mocno przyjarałem, a to tylko ty.

– A to tylko ja – powtórzyła tym samym tonem.

Wyciągnęła z lodówki wodę mineralną, żeby nalać sobie do szklanki. Odwróciła się, pijąc, i odnotowała, że Dawid wciąż nie ma na sobie koszulki. Musiała się kontrolować, żeby co chwilę na niego nie zerkać. Szybko zrozumiała, że mężczyzna to widzi. Co więcej, bezbłędnie odczytuje sygnały wysyłane przez jej ciało.

Zastanawiała się, czy przesunąć się wzdłuż blatu w stronę zlewu i odłożyć do niego szklankę, czy obejść Dawida dookoła i pod byle pretekstem wyjść z kuchni. Na szczęście sam wybawił ją z opresji. Przestał tak uporczywie się w nią wpatrywać, zamiast tego usiadł przy stole.

– Nie miałabyś ochoty zjeść czegoś na mieście?

– Eeee, z tobą? – zapytała zdumiona.

– Co w tym takiego dziwnego?

– No niby nic... Ale czy z tobą można się tak normalnie umówić? W sensie na jedzenie. – Zrobił taką minę, że poczuła się zmuszona do wyjaśnień: – No wiesz, jesteś znany. Bardzo znany. Pewnie chodzisz do jakichś sławnych i drogich miejsc. Tam, gdzie inne gwiazdy, bo w zwykłych cały czas nękają cię fani.

Uśmiechnął się pobłażliwie.

– Jak chcesz, mogę zabrać cię do baru mlecznego.

– Jestem za! – podchwyciła z zapałem. – Na placki ziemniaczane z sosem pieczarkowym. Albo na ruskie.

– Wolę zabrać cię w inne miejsce. Wyrobisz się w godzinę?

– Wyrobię się w pół. Chyba że muszę włożyć jakąś szałową kreację... Chociaż wolałabym nie. Jeśli znasz lokal, do którego wpuszczają też zwykłych śmiertelników, takich, co nie zarabiają po warszawsku, to ja bardzo chętnie.

– Włóż, co chcesz.

Tak jak zapowiedziała, pół godziny później była gotowa. Miała na sobie dżinsowe spodenki i oliwkową bluzkę z długim rękawem, z kilkoma guziczkami przy dekolcie. W przedpokoju wciągnęła na stopy brązowe botki do połowy łydki i zarzuciła na ramię torebkę w podobnym odcieniu. Pobrzękując srebrnymi bransoletkami, pokazała mu, że mogą wychodzić.

Zjechali windą na parking podziemny i przeszli do miejsca postojowego Dawida.

– Nie wiem czemu, ale jakoś mnie nie dziwi, że masz właśnie taki samochód – powiedziała na widok lśniącego BMW.

– Nie wiem czemu, ale nie wydaje mi się, żeby to był komplement. M5 to nie jest auto dla sebiksów, co lubią drifty pod Lidlem, jeśli o to ci chodzi.

– Przecież nic nie mówię! Tylko tyle, że się nie zdziwiłam, spodziewałam się auta... rapera.

– Powtarzam kolejny raz: nie jestem raperem, tylko artystą. Gdybyś posłuchała chociaż kilku moich piosenek, nie gadałabyś tak głupio!

– Może kiedyś posłucham! – mruknęła urażona i pomachała telefonem. – Póki co, wolę swoją muzykę.

– Co tam masz?

– Różne kawałki. Nie sądzę, żeby ci się spodobały.

– W odróżnieniu od ciebie lubię poznawać nowe rzeczy.

– Ja też! – oburzyła się. – Tylko jakoś... brakuje okazji.

Wyjął jej z dłoni telefon, połączył go z kokpitem oraz systemem ID7. Obserwowała, jak wyszukuje urządzenie na monitorze i zaczyna przeglądać albumy z muzyką.

– Co puszczamy?

– To. – Wskazała palcem. – Odkryłam to wczoraj i piłuję na okrągło.

Włączył piosenkę, powoli ruszył ze swojego miejsca, a potem z parkingu.

– O matko! – westchnęła z zachwytem. – Moje głośniczki w lapku mogą się schować! Nie ma to jak dobry dźwięk!

Zanurzyła się w fotelu z błogością na twarzy. Kiedy na nią zerknął, miała rozanieloną minę i gęsią skórkę na przedramionach.

Przesłuchali w trakcie jazdy kilka piosenek, nie odzywając się ani słowem. Później włączyła kawałek, przy którym można było rozmawiać.

– Tak w ogóle to gdzie mnie zabierasz?

– W jedno z moich ulubionych miejsc. W weekendy i wieczorami nie ma tam pół wolnego stolika, ale o tej porze w tygodniu to co innego. Posiedzimy, zjemy, pogadamy. Właśnie, jak tam mu było? Daniel? Ten, co go wyrwałaś na imprezie. Sorry, twoja wina, że wszystko wypaplałaś przy mnie!

Roześmiała się.

– Nie wyrwałam, normalnie sobie rozmawialiśmy. Dopiero zaczyna w branży i jest trochę nieśmiały.

– W jakiej branży?

– Porno.

Z wrażenia o mało nie przejechał na czerwonym świetle.

– Pilnuj może drogi, co? – zakpiła. – Bardzo sympatyczny chłopak Czułam się przy nim tak swobodnie, że odważyłam się zapytać, czy nie ma problemów z seksem.

Rozśmieszyły ją wielkie oczy Dawida.

– Ale ogarniasz, że to jest... aktor porno?

– A ty ogarniasz, że oni tylko udają? Seks jest prawdziwy, ale nie ma z niego wielkiej frajdy. Kiedyś myślałam, że w lesbijskim porno jest inaczej, ale runął mi światopogląd. Oni wszyscy udają.

Żadna błyskotliwa riposta nie przyszła mu do głowy, więc wzruszył ramionami, po czym zaparkował przy knajpce. Po wyłączeniu silnika pochylił się w jej stronę tak, że speszona wbiła się w siedzenie.

– Wiesz, co mnie teraz naszło? – zaczął. – Ty też udajesz. Taka jesteś otwarta w gadaniu o seksie, tak stroszysz piórka, a wystarczy się do ciebie zbliżyć jak ja teraz i od razu kładziesz je po sobie.

– Bo jesteś za blisko – bąknęła z oczami wbitymi w deskę rozdzielczą. – Naruszasz moją strefę intymną.

– Wierz mi, bardzo chętnie bym ją naruszył!

Miał wypisane na twarzy, o czym myśli. Powoli odpięła pas i jeszcze wolniej otworzyła drzwi. Rozbawiło go to, bo praktycznie spłynęła z fotela na ziemię, byle tylko się od niego odsunąć.

– Wracając do tematu, naprawdę świetnie mi się rozmawiało z tym gościem. – Wciąż unikała patrzenia mu w oczy. – Bo wiesz, to normalny człowiek. Zwykły facet.

– I co, ma problemy?

– Nie. Ale dopiero zaczyna, zobaczymy, co powie za rok czy dwa. Albo miesiąc.

Weszli do lokalu.

– Mmm, tu jest jakby luksusowo!

Po zajęciu stolika przy oknie sięgnęli po karty. Przejrzała swoją i zrzedła jej mina.

– Tu jest naprawdę luksusowo!

– Nie kombinuj, tylko coś sobie wybierz!

– Mój rycerzu! – Pochyliła się nad menu. – Zobaczysz, ile potrafię zjeść!

Po złożeniu zamówienia czekali, aż kelner doniesie przystawki. Kiedy zaczęła skubać bruschettę, zadał jej pytanie:

– Często masz takie rozkminki jak te, o których gadałaś Alinie?

Zarumieniona odgryzła kawałek i powoli przeżuła, dając sobie czas do namysłu.

– Na przykład podczas jazdy zastanawiałam się, czy udałoby mi się odbić stopy na suficie. Niby powinno się dać, ale to auto jest wyższe niż te, którymi wcześniej jeździłam. Siedziałam i dumałam nad tym, czy potrafiłabym sięgnąć nogami do sufitu, gdybym leżała na plecach.

– Dobrze, że mi tego wtedy nie powiedziałaś, bo wjechałbym komuś w dupę – mruknął z rozmarzeniem.

– Tak serio to bym nie odbiła, bo mam skarpetki. Musiałabym mieć gołe stopy, do tego najlepiej brudne. O, lubisz filmy Tarantino? – zaciekawiła się. – Niedawno oglądałam Pewnego razu... w Hollywood i mnie oświeciło, jaki on ma fetysz brudnych gir!

Nie wytrzymał, parsknął głośnym śmiechem, czym wzbudził zainteresowanie ludzi przy sąsiednich stolikach.

– Kurwa, ja za tobą nie nadążam! To, co ty pleciesz, przechodzi wszelkie pojęcie!

– Bo jestem głodna – wyznała zawstydzona. – Dostanę pełny talerz, to się zamknę. O właśnie! Mam nadzieję, że to nie jedna z tych restauracji, gdzie podają łyżkę jedzenia na wielkim talerzu ozdobionym kreską sosu. Nie chcę być ekskluzywnie głodna, wolę się po prostacku nażreć. Może jednak trzeba było wybrać bar mleczny? – wymamrotała sama do siebie.

Słuchał jej paplania z uśmiechem. Dawno nie czuł się tak dobrze w czyimś towarzystwie.

W ciągu ostatnich lat umawiał się z wieloma kobietami i często przyglądał im się podczas posiłku. Zwykle były tak zestresowane, że ledwo mogły coś przełknąć. Dziobały swoje sałatki jak ptaszki i co chwila nerwowo ocierały usta. Było to dość zabawne, bo później, w samochodzie lub apartamencie hotelowym, owa nerwowość i skrępowanie znikały bez śladu. Wtedy doskonale wiedziały, co mają robić.

Po zjedzeniu głównego dania mogli wrócić do rozmowy. Faktycznie nie udawała niejadka. Zamówiła duży lodowy deser, który popijała owocowym koktajlem. Dawid ograniczył się do kawy i ciastka.

W pewnej chwili zdała sobie sprawę, że musi podnosić głos. Zrozumiała powód, gdy rozejrzała się po sali. Wszystkie stoliki oraz sofy były zajęte, zaczęły szczękać kufle, wzmógł się gwar i śmiechy.

– Też straciłem poczucie czasu – odezwał się zdumiony. – Gadamy od kilku godzin! W ogóle nie zwróciłem uwagi, że zaczynają się schodzić.

– Chyba pora do domu, co?

Zapłacił rachunek, a po wyjściu z lokalu pokierował ją do strefy dla palaczy.

– No tak! – Pokiwała ze zrozumieniem głową. – Chyba pierwszy raz widzę cię bez papierosa tak długo.

– Ja też nie pamiętam, kiedy miałem taką przerwę – odparł, zdziwiony jeszcze bardziej niż ona.

– Jagoda? – usłyszeli za plecami.

Zmartwiała i zbladła, bo dobrze znała ten głos. Odwróciła się i spojrzała prosto w oczy wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny.

– Cześć, Choum! – bąknęła.

– Cieszę się, że cię widzę. Szkoda, że ty nie możesz powiedzieć tego samego.

– Mogę was zostawić, żebyście sobie pogadali – wtrącił Dawid.

Po minie Jagody wywnioskował, że niespodziewane spotkanie kompletnie wyprowadziło ją z równowagi.

– To nic osobistego, to nie mnie złamała serce – wyjaśnił z goryczą nieznajomy. – Chociaż nie, mnie też.

Czuła, że ma spocone dłonie, a jakby tego było mało, nogi zaczęły jej drżeć.

– Zostawiłaś nas wszystkich. Wszystkich, nie tylko jego!

– Tomek i Maciek raczej mają wyjebkę. – Odważyła się przenieść wzrok za niego. W niewielkiej odległości od nich stało dwóch mężczyzn. Skinęli jej głową, gdy dostrzegli, że na nich patrzy, ale było widać, że nie mają zamiaru podchodzić.

– To tylko tak wygląda. Zresztą chyba się nie dziwisz?

– Nie – przyznała ze skruchą.

– Strasznie za tobą tęsknię – szepnął i zaraz dodał gniewnie: – Nie, nie kłam, że ty też! Gdyby tak było, tobyś zadzwoniła. Albo chociaż napisała. Cokolwiek! A ty zwyczajnie się od nas odcięłaś. Zapadłaś się pod ziemię! Wiesz, co on przeżywał?

– Zostawiłam mu wiadomość! – próbowała się bronić.

Miała wrażenie, że urósł jeszcze bardziej.

– Serio? – warknął. – Serio? To jedno słowo to miała być wiadomość?

– Właściwie dwa. – Bała się na niego spojrzeć, ale w końcu to zrobiła. – To też ci powiedział? A powiedział, jak i o co się pokłóciliśmy dzień wcześniej? A może opisał z detalami, co było dalej? Przecież mówi ci wszystko, prawda? Wiesz, czasami sobie myślę, że byłam z wami dwoma jednocześnie. W jakimś przedziwnym trójkącie!

– Kurwa, ja stąd idę! – Dawid czuł się niekomfortowo, zmuszony do przysłuchiwania się tej wymianie zdań. – Wyjaśnijcie to między sobą!

Nieznajomy przyjrzał mu się z góry.

– Kojarzę cię – stwierdził chłodno. – Ty jesteś Fenix.

Dawid przytaknął i uścisnął wyciągniętą rękę.

– A ja jestem Szymon. – Mężczyzna ponownie skupił się na Jagodzie. – Przerzuciłaś się teraz na muzyków?

– To nie to, co myślisz.

– Nie ze mną powinnaś sobie wszystko wyjaśnić, nie sądzisz? Dla mnie zawsze będziesz ważna, ale to, co mu zrobiłaś... Było podłe!

Milczała. Nie miała nic na swoją obronę, choć w głowie kłębiło się jej mnóstwo emocji.

– Przemyśl to, naprawdę. A teraz chodź się przytul! – Otworzył ramiona. – Okropnie za tobą tęskniłem. Nawet nie wiesz jak bardzo!

Bez wahania wtuliła się w niego i westchnęła. Jej też brakowało ciepłych ramion przyjaciela. Ostatkiem sił powstrzymywała płacz, bo czuła się winna, że sprawiła tak wielką przykrość człowiekowi, który był dla niej jak brat.

– Potrzebuję jeszcze trochę czasu – oznajmiła, gdy się od niego odsunęła. – Jeszcze trochę i zamkniemy ten rozdział. – Wspięła się na palce, żeby objąć go za szyję. Ostatni raz mocno go uściskała i pocałowała w policzek. – Jeszcze trochę!

Po pożegnaniu ruszyli w stronę samochodu, a Szymon wszedł do restauracji, gdzie czekali na niego koledzy. Kiedy wsiedli do auta, Dawid rzucił z podziwem:

– Kurwa, ale to wielkie chłopisko! Ma pewnie z dwa metry!

– Prawie – sprostowała. – Nie mogę w to uwierzyć! Warszawa, największe miasto w Polsce, tysiące knajp i restauracji, a ja muszę wpaść właśnie na nich!

– Nie mówiłem, że to najpopularniejsza miejscówka w stolicy? Wszystkie bananowe dzieciaki się tu schodzą.

Spojrzała na niego z rozdrażnieniem.

– Czego nie zrozumiałeś w mojej wypowiedzi o lokalu dla śmiertelników?

– Do pewnej godziny to jest taki lokal. Zwyczajnie się zasiedzieliśmy.

Nagle odezwał się telefon Jagody. Dawid zbaraniał, widząc urządzenie na kokpicie.

– Kurwa, on cały czas tu był!

– Fakt. – Nie odrywała oczu od ekranu. – Nawet nie wiedziałam, że go nie mam

– Nie odbierzesz?

Zamiast odpowiedzieć, zerknęła przed siebie, przez przednią szybę. Szymon wraz ze znajomymi zajęli stolik. Cała trójka wbijała w nią wzrok, a dodatkowo Tomek wymownie kiwał swoim telefonem. Uniosła ręce tak, by je widzieli, i pokazała gestem, że prosi o czas, jakby była na boisku sportowym. Nawet z tej odległości widziała grymas niezadowolenia na twarzy kolegi.

„Oni wszyscy mnie potępiają!", pomyślała z rezygnacją.

– Nie podpisałaś go imieniem, tylko „X"? Nawet nie „ex"?

Telefon przestał dzwonić. Po kilkunastu sekundach na ekranie wyświetliła się wiadomość: „Porozmawiasz ze mną wreszcie?".

– Na początku myślałem, że cię skrzywdził i dlatego uciekłaś. – Miał nieprzeniknioną minę, gdy to mówił. – Może cię bił, zdradzał albo był chujem w inny sposób. Teraz widzę, że to ty skrzywdziłaś jego. I nawet nie chcesz z nim pogadać.

– Im dłużej zwlekam, tym to trudniejsze – wyznała. – Nie wiem nawet, co mam mu powiedzieć.

– Może daj mówić jemu? – zasugerował. – Skoro ty to spierdoliłaś, chyba choć tyle mu się należy?

Z wahaniem sięgnęła po telefon. Włączył silnik, wyjechał z parkingu, a ona wciąż trzymała smartfon w dłoniach. Zaczęła pisać odpowiedź, skasowała ją i pisała na nowo. Szukała pomocy za szybą, ale na próżno.

Rzucał na nią krótkie spojrzenia w trakcie jazdy. Z dobrego humoru kobiety nie pozostało nawet śladu; teraz siedziała przygaszona, a poczucie winy miała wypisane na twarzy.

Po wielu próbach udało się jej sklecić wiadomość: „Przepraszam, że zrobiłam to w taki podły sposób. Nie zasługujesz na to. Obiecuję, że się odezwę. Daj mi jeszcze trochę czasu". Z głębokim westchnięciem kliknęła „wyślij" i położyła telefon na kolanach.

– Dobrze zakładam, że nie masz ochoty na muzykę? – przerwał ciszę.

– Nie, dlaczego? Chętnie zagłuszyłabym myśli.

– No to puść coś.

Długo przeszukiwała albumy. W pewnym momencie wymamrotała do siebie kategorycznym tonem: „O nie, na pewno nie Niebo było różowe! Nie teraz!".

– Może ty coś puścisz? – zaproponowała. – Coś swojego?

– Poszukam czegoś na czerwonym. A w międzyczasie mogę zadać ci pytanie? Jeśli to zbyt osobiste czy wścibskie, nie było tematu.

– Okej – odparła niepewnie.

– Co to było za słowo? Jakieś wyzwisko? To, co mu zostawiłaś, zanim uciekłaś.

– Nie, nie wyzwisko. Napisałam mu na kartce „A jednak".

– Tylko tyle?

– Tak. Tylko tyle.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro