Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Walentynki (D, S)

– A co to za rozpusta?

Kiedy wszedł do mieszkania, zastał niecodzienny widok. Głośny, wręcz histeryczny śmiech Jagody słyszał już przy drzwiach, więc spieszył się z przekręcaniem klucza, bo był ciekawy, co czeka go w środku. Zrobił kilka kroków, a gdy znalazł się w salonie, stanął jak wryty.

Siedziała na podłodze oparta o kanapę i zaśmiewała się do rozpuku. Towarzyszący jej Szymon też rechotał w najlepsze. Wyglądało na to, że właśnie skończyli oglądać film, ale ciągle przeżywali fabułę.

– Ktoś mi to wyjaśni? – spytał Maks, który czuł się coraz bardziej głupio, niewtajemniczony w całą sytuację.

Choum otarł łzy i wyjaśnił krótko:

– Słoniowe bukkake.

Wybuchnęła jeszcze większym śmiechem.

– O matko! – westchnął Maks. – Tylko wy możecie się tym zachwycać!

– Ale t-to nie tak, że ja się zachwycam! – wyjąkała, z trudem łapiąc oddech. – To jest takie... absurdalne, głupie... niedorzeczne... Takie durne i niesmaczne, aż się wstydziłam, że to oglądam! Ale nie dało się, pokonało mnie w końcu!

– Już nie zgrywaj intelektualistki! – Szymon udał dotkniętego. – Że niby ja jestem prostakiem, a ty włączyłabyś film tego tam... Hiszpana.

– Almodovara – dopowiedziała.

– To nie ze mną! – odparł stanowczo. – Ze mną możesz oglądać tylko białe klocki!

– Kto inny mógłby wpaść na to, żeby w walentynki puścić kobiecie „Grimsby"! – Maks zignorował kolejne parsknięcie śmiechu Jagody i przeszedł do aneksu. Odezwał się stamtąd kpiąco: – Czemu z Justyną tego nie obejrzysz?

– A była tutaj! – wtrąciła nagle. Pociągnęła nosem i, tak samo jak Choum, otarła policzki z łez. – Była, przyszli razem! Nawet trochę z nami posiedziała!

– A potem wyszła, otoczona chmurą zażenowania – dodał Szymon. – Za karę będę dzisiaj oglądał najbardziej słitaśne komedie romantyczne, jakie znajdzie!

– Musisz się zrehabilitować. – Pokiwała głową. – Ale jestem pewna, że jak odpokutujesz, dostaniesz fajną nagrodę.

– No ja myślę!

Zanim się podniósł, cmoknął ją w policzek. Podszedł do Maksa, żeby podać mu rękę, a w przedpokoju, pochylony nad butami, rzucił w stronę aneksu: – Przynieśliśmy wino, Justyna wybierała. Bawcie się dobrze, tylko bądźcie grzeczni!

– Nie będziemy! – zawołał Maks.

– Będziemy! – sprostowała Jagoda.

Również podniosła się z podłogi, podbiegła do Szymona i wtuliła się w niego.

– Przepraszam! – bąknęła. – Już więcej nie będę! Wiem, że nie mogę, to był ostatni raz!

– No, bez przesady! – Założył kurtkę, poklepał się po kieszeniach, jakby się upewniał, że o niczym nie zapomniał. Spojrzał na nią i dodał: – W przytulankach nie ma nic złego, byleby nie przeginać. A z nami... Sama wiesz.

– Wiem. – Kiwnęła głową. – To świetna dziewczyna, strasznie się cieszę, że na siebie trafiliście! I cieszę się, że mogłam ją poznać.

– Szczerze to nie wiem, czy ona to samo powie o tobie – wypalił prosto z mostu. – Pewnie sądzi, że jesteś trochę pierdolnięta, skoro śmiejesz się na takich filmach. Ale co najważniejsze, już nie jesteś zagrożeniem. Wiesz, jakie są laski. Była cholernie zazdrosna!

– Co się stało, że już nie jest? – zapytał Maks, który podszedł do nich ze szklanym wazonem. – Ja bym dalej był, gdybym był laską!

Zauważył, że wymienili porozumiewawcze spojrzenia i poczuł w środku ukłucie. Rozdrażniło go to, jakby mieli jakąś tajemnicę, nieprzeznaczony dla niego sekret. Nic jednak nie powiedział, tylko stał i czekał na wyjaśnienie.

– Już nie jest i tyle – skwitował Szymon. – Porozmawialiśmy szczerze... o wszystkim. Wie, że nie ma grama powodu do zazdrości. Ok, fajnie się gada, ale idę. Pewnie już wszystko przygotowała. Lecę!

Cmoknął powietrze, patrząc na Jagodę, zerknął w przelocie na przyjaciela i zniknął za drzwiami.

– Powiesz coś więcej? – zagaił Maks, gdy przeszli do aneksu.

– Może później – ucięła z uśmiechem i ostrożnie zasiadła na fotelu barowym. Oparła łokcie o blat kuchennej wyspy, skąd wpatrywała się w niego rozpromienionymi oczami. – A te kwiaty to co? Dla ozdoby wnętrza czy jak?

Nalał wody do wazonu i wstawił do niego bukiet czerwonych róż, z którym do niej przyszedł.

– Chciałem ci je wręczyć i zażądać za to masy buziaków, ale nie spodziewałem się tu Chouma. Gdyby nie przyszedł z Justyną, zacząłbym coś podejrzewać – rzekł podchwytliwie.

– Tak, jasne, ja i Choum! – Roześmiała się lekko i podeszła do niego. – Od początku nas do siebie ciągnęło. Tylko ty stałeś na przeszkodzie naszej wielkiej miłości!

– Wiem przecież! – Przyciągnął ją do siebie i zamruczał z uznaniem: – Mięciutki masz ten sweterek!

Zajęty gładzeniem jej talii, nie dostrzegł grymasu, który przebiegł przez twarz Jagody. Uderzyło ją wspomnienie sceny w kuchni Dawida, gdy siedziała mu na kolanach, a on dotykał ją w taki sam sposób i skomentował ten sweter identycznymi słowami. Tęsknota ścisnęła jej serce tak mocno, że poczuła fizyczny ból. Ukryła emocje, uśmiechnęła się na siłę i pocałowała go kilka razy w usta.

– Nie musisz żądać, wystarczy poprosić.

Wróciła na swoje miejsce przy wyspie i przeciągnęła się wraz z ziewnięciem. Widząc jego minę, bąknęła przepraszająco:

– Sorki! Ciągle mało śpię, a to był długi dzień.

– A przed nami cała noc! – rzucił z uśmieszkiem. – Dziś też się nie wyśpisz. Ale najpierw zrobię ci zajebistą kolację!

Sięgnął do papierowej torby, żeby wyłożyć na blat kupione wcześniej produkty spożywcze. Przyglądała mu się z pogodnym wyrazem twarzy, choć jego słowa wywołały w niej dyskomfort. Uporczywie trzymała się nadziei, że to tylko jeden z jego specyficznych żartów.

Jedzenie rzeczywiście było fantastyczne, mimo że dość proste. Wiedząc, jak Jagoda lubi pasty, przygotował ją w swojej autorskiej wersji. Tym razem wzbogacił sos dorzuceniem specjalnych grzybków, co nadało mu charakterystyczny zapach i smak.

Nałożył dania na talerze i już miał rozlać wino do kieliszków, gdy coś go tknęło. Przyjrzał się dokładnie etykiecie i zdziwiony wypalił:

– Kurwa, co oni przynieśli! Bezalkoholowe?

– Takie właśnie chciałam – odparła niewzruszona. – Nigdy wcześniej takiego nie piłam. Jestem ciekawa, czy faktycznie nie ma różnicy.

– Jak ma nie być, skoro jest bez procentów? – wybuchnął oburzony. – To nie powinno w ogóle nazywać się winem!

– Przeżywasz, jakby cię mieli zaraz wykastrować! Otwórz się na nowe, wyjdź z tej blaszanej puszki, konserwo! Na wegańskiego burgera też się tak sapiesz?

– No raczej! – burknął. – Wymyślajcie sobie własne nazwy!

Prychnęła, wyjęła mu z ręki butelkę i sama rozlała trunek. Posłała mu kpiące spojrzenie, przeszła z kieliszkami do salonu, a potem zasiadła na kanapie z wymowną miną.

– No chodź już do mnie! – Wyciągnęła rękę. – Nie płacz tak!

Naburmuszony usiadł obok, ale nastrój szybko mu się poprawił. Jadł z apetytem, popijając posiłek winem. W końcu przestał puszczać pod nosem nieprzychylne komentarze na temat prezentu od Szymona i Justyny.

– No widzisz! – powiedziała, kiedy skończyli i rozsiedli się wygodniej. – Gdybyś nie wiedział, nawet byś się nie zorientował! Ale jak cię znam, w życiu nie przyznasz, że to wino ci smakuje.

– Ujdzie! – burknął.

Opróżnił kieliszek, odwrócił głowę w jej stronę i zlustrował ją wzrokiem z góry na dół. Podobało mu się to, na co patrzy. Pierwszy raz od dawna widział ją wymalowaną, do tego zamiast dresu czy swetra i dżinsów miała na sobie kwiecistą spódniczkę i miły w dotyku niebieski sweterek. Starannie ułożyła włosy, użyła też perfum, które bardzo lubił.

– Ładnie wyglądasz – ocenił z uznaniem. – I ładnie pachniesz. Dla kogo się tak wystroiłaś? Dla Chouma czy dla mnie?

– Przecież nie wiedziałam, że przyjdziesz! – zdziwiła się. – Może chciałam dobrze wyglądać dla samej siebie? A może nie chciałam im się pokazywać tak, jak zwykle tu łażę? Rozczochrana i zabeczana.

– Dzisiaj też płakałaś?

– Dzisiaj – przytaknęła. – Wczoraj. Często płaczę. Nie sądziłam, że jestem taką beksą.

Przysunął się i ujął ją za brodę, skłaniając, żeby na niego spojrzała. Kiedy to zrobiła, pochylił się i ją pocałował. Raz, drugi i kolejny, a później delikatnie, ale nieustępliwie wsunął język do jej ust. Trochę przez zaskoczenie, a trochę dlatego, że mimo wszystko było to przyjemne, nie zareagowała od razu.

– Nie chcę, żebyś była smutna – mruknął, gdy na moment oderwał wargi od jej warg. – Zaraz poprawię ci humor. Na pewno lepiej niż Choum.

Znowu zaczął ją całować, tym razem bardziej namiętnie. Kiedy zawędrował dłonią pod jej spódniczkę i dotknął krocza, drgnęła i odsunęła się gwałtownie.

– Co ty robisz?

– Hmm... – Uśmiechnął się dwuznacznie. – To chyba oczywiste. Dzisiaj walentynki, noc miłości.

– Maks... – Wyprostowała się i wpatrzyła w niego ze zmarszczonymi brwiami. – Dlaczego to sobie robisz?

– O co ci chodzi? – Teraz on się zdziwił. – Przecież wszystko się między nami układa! Oboje się zmieniliśmy, chyba sama widzisz, że jest dużo lepiej? Skoro jest tak dobrze, nie możemy wrócić do seksu?

– Układa się? – wymamrotała osłupiała. – Jest lepiej? Możemy wrócić?

– A seksu nie powtórzyłaś! – zadrwił. – Najważniejszy element zignorowałaś!

Ciężko westchnęła.

– Chcesz się ze mną kochać?

– A masz wątpliwości? – Pokazał wybrzuszenie spodni. – Potrzebujesz lepszego potwierdzenia?

Podniosła się z kanapy i stanęła przed nim, aby bez słowa podciągnąć spódniczkę. Miała pod spodem czarne brazyliany z cienkiego jak pajęczyna materiału.

– Nastawiałem się raczej na długą grę wstępną. – Nie krył zaskoczenia. – Ale skoro tak...

Chwycił za sznureczki i już miał zsunąć jej bieliznę, kiedy go powstrzymała.

– Nie ściągaj, tylko przesuń na bok – poleciła. – Jak w pornosach. Odciągnij je od tej strony.

Zdziwiony jeszcze bardziej, wykonał polecenie. Odsunął cieniutką tkaninę, a wtedy przytrzymała ją palcami, pilnując, żeby nie odsłonić waginy. Zamilkł i siedział tak bez ruchu, coraz bardziej nachmurzony.

– Kiedy to zrobiłaś? – Podniósł w końcu głowę, aby spojrzeć jej w oczy. – Jest świeży.

– W weekend. Już dawno chciałam się tego pozbyć, ale wszędzie trafiałam na informacje, że usuwanie boli bardziej niż sam tatuaż. Więc zakryłam jeden drugim.

Patrzył na malutki, bajecznie kolorowy rysunek feniksa. Mityczny ptak unosił się w powietrzu z szeroko rozłożonymi skrzydłami, ciągnąc za sobą niebywale długi ogon.

– Sam nie wiem, czy jest bardziej niebieski, czy czerwony – bąknął niechętnie, przyglądając mu się z marsem na czole. – Nie pytam nawet, czemu ten motyw, ale serio? Stempel kolejnego faceta?

Ostrożnie poprawiła majtki, opuściła spódniczkę, po czym usiadła obok niego.

– Może ja też w jakiś sposób się odrodziłam, tak jak ten feniks? Zaczynam od nowa, kolejny raz musiałam wszystko zostawiać i startować od zera. Może ciągle beczę, ale jestem silniejsza. Podniosę się z tego.

– Chcesz mi teraz wmówić, że to – wskazał palcem jej krocze – nie ma nic wspólnego z nim? Aż takim debilem nie jestem!

– Oczywiście, że ma. – Wzruszyła ramionami. – Kocham go. Ale to nie tak, że się zaznaczam, jakbym była jego własnością. Jeśli już, to było tak z Siergiejem, chociaż bym polemizowała. To wyłącznie moja decyzja. – Odwróciła głowę w stronę okna i głęboko odetchnęła. – Kocham go. Tak bardzo, że boli mnie serce. Czasami puszczam sobie jego piosenki i głaskam palcami monitor, żeby chociaż tak dotykać jego twarzy.

Nawet nie zauważyła, że łzy zaczęły płynąć jej po policzkach. Siedział tuż przy niej, wciąż wzburzony i rozczarowany. Czuł też smutek, choć wolałby w to miejsce złość, bo byłoby mu łatwiej wstać, wyjść i już tutaj nie wrócić.

– Tęsknię za nim codziennie. Usycham bez niego. Tęsknię za jego uśmiechem, za jego głosem, za jego dotykiem. – Znowu westchnęła, otarła łzy i popatrzyła na Maksa zaczerwienionymi oczami. – Nie rozumiesz, dlaczego teraz jest tak dobrze? Dlaczego tak się układa? Bo nie jesteśmy razem. Teraz lubię twoje towarzystwo, lubię, kiedy jesteś przy mnie. Uwielbiam twoje poczucie humoru. Teraz widzę, jaki jesteś cudowny, mimo swoich wad.

– Jakie niby mam wady? – wyburczał ze wzrokiem wbitym w wyłączony telewizor.

– Jesteś rozpuszczony i zarozumiały – odpowiedziała bez wahania. – Bardzo chcesz wszystkim pokazywać, że jesteś najlepszy. Każdy musi to wiedzieć, inaczej nie odpuścisz.

– Naprawdę? – Szczerość Jagody wyraźnie go dotknęła. – Naprawdę tak mnie widzisz?

– Tak cię widzę – przytaknęła. – I przeszkadzało mi to, kiedy byliśmy razem. Ale już nie przeszkadza. Jako przyjaciel jesteś wspaniały i bardzo bym chciała nie tracić z tobą kontaktu. Tak jak z Szymonem. Bardzo bym chciała poznać kiedyś twoją dziewczynę. Kto wie, może polubiłabym twoje dzieci? Może okazałoby się, że jestem całkiem fajną ciocią?

Milczał, więc w salonie zrobiło się nieprzyjemnie cicho.

– Masz jeszcze jedną wadę – odezwała się po chwili. – Słyszysz, ale nie słuchasz. Nie słuchałeś, kiedy się kłóciliśmy, nie chciałeś dopuścić do siebie tego, co mówiłam. Po każdej kłótni zaczynałeś w tym samym miejscu, jakbyś wgrywał na nowo grę. Nie słuchałeś, kiedy mówiłam, jak widzę swoją przyszłość. Na siłę pakowałeś mnie do tego auta z fotelikami. Nie rozumiałeś, że ja nie chcę tam siedzieć. Nie mamy przyszłości, tylko byśmy się szarpali. Wrócilibyśmy do tego samego punktu, aż w końcu byśmy się znienawidzili. A ja tego nie chcę. Chcę dobrze wspominać nasz związek, bo byliśmy kiedyś bardzo szczęśliwi.

Skuliła się na kanapie i otuliła ramionami.

– Co teraz? – spytała po kolejnym dłuższym milczeniu. Rozejrzała się po salonie. – To wszystko, ta cała pomoc i wsparcie, było tylko po to? To miała być złota klatka? A teraz, skoro znasz prawdę, każesz mi się wynosić? Tak jak on?

– Za kogo mnie masz?! – burknął.

Usiadł na skraju kanapy i schował twarz w dłoniach. Później przeczesał włosy palcami z taką miną, że przez moment bała się, że zacznie je sobie wyrywać. Też ciężko westchnął i w końcu na nią popatrzył.

– Wychodzi na to, że cały czas byłem skończonym debilem. No to co, chyba już sobie pójdę, co?

– Chciałabym, żebyś został – powiedziała cicho. – Jako przyjaciel. Moglibyśmy posiedzieć i pogadać przy tym winie. Bezalkoholowym, bo nie powinnam pić jeszcze przez kilka dni. Zobacz we mnie nie łóżko, tylko człowieka, który chce, żebyś był szczęśliwy. Przyjaciółkę.

Przysunęła się i położyła mu dłoń na kolanie. Kiedy na nią spojrzał, zaczęła łagodnie:

– Maks... Jesteś dla mnie bardzo ważny, ja dla ciebie chyba też, ale zrozum, to nie miłość. 

– Miał rację, jednak to robisz – zauważył ponuro. – Umniejszasz cudze uczucia. Łatwiej ci się tak żyje?

– To nie tak! – zaprzeczyła. – Miał trochę racji z tym, że bronię się przed uczuciem. Długo nie chciałam się przyznać sama przed sobą, że go kocham. Długo nie wiedziałam, że kochałam ciebie, aż w końcu to do mnie dotarło. Ale tutaj chodzi o coś innego. Ty chcesz mieć żonę i dzieci, tradycyjną rodzinę, a ja nie chcę takiego życia. Nie bylibyśmy szczęśliwi, bo tu nie ma miejsca na kompromisy. Zrozum to wreszcie, patrzymy w inne strony.

– A czego chcesz? – Wpatrywał się w dłoń, którą trzymała na jego kolanie. – Co by cię uszczęśliwiło?

– Nie wiem – przyznała szczerze. – Na razie wiem tylko, czego nie chcę.

– On? On by cię uszczęśliwił?

Dała sobie chwilę uczciwego namysłu, po czym wydusiła, znowu walcząc z łzami:

– Tak, gdyby tylko nie ćpał. I tak nie reagował, kiedy się zezłości. Wtedy byłabym najszczęśliwsza na świecie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro