Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Serce starego psa (K)

W czwartek znowu spotkali się w kuchni. Tym razem to Dawid wrócił z miasta, podczas gdy Jagoda parzyła właśnie kawę.

– Będziesz miała coś przeciwko, jeśli jutro przyjdą tu moi znajomi? – zagaił, ledwo się rozsiadł przy stole.

Kiwnął głową, kiedy pokazała mu ekspres.

– Nie, dlaczego? Przecież mnie nie będzie. Poza tym czy to nie śmieszne, że pytasz o zgodę na zapraszanie gości do własnego mieszkania?

– Ty nikogo nie zapraszasz.

– Może nie mam żadnych znajomych? – Postawiła przed nim filiżankę z kawą.

Przycupnęła ze swoim kubkiem po drugiej stronie stołu.

– Wiem, że gadałaś o tym z Kamilą. Nie prosiła cię o to, sama z siebie obiecałaś, że nikogo tu nie przyprowadzisz.

– Bo nie mieszkam ze zwykłym facetem, tylko z gwiazdą. Domyślam się, że sobie nie życzysz, żeby każdy wiedział, gdzie mieszka jeden z najbardziej znanych polskich muzyków. – Napiła się. – Swoją drogą niezła z tej Kamili sześćdziesiona. Wszystko wypaple!

– Na szczęście jest dyskretna, kiedy trzeba. Widzę, że ty też.

– Kwestia przyzwyczajenia – odparła enigmatycznie.

Chciał zadać kolejne pytanie, ale odniósł wrażenie, że postawiła tym zdaniem niewidzialną kropkę. Odchrząknął i zmienił temat:

– W każdym razie to nie domówka. Spotykamy się, żeby na luzie pogadać o nagraniu.

Spojrzała na niego z zaciekawieniem.

– Szykuje się nowa piosenka?

– Skoro odwołałem letnią trasę, w dodatku tak nagle, muszę to jakoś wynagrodzić fanom. Poza tym ciągle słyszę, że minął hype na mnie, więc... Sama rozumiesz.

Teraz to ona skinęła głową.

Pokręcił filiżanką w dłoniach. Widziała, że chce coś powiedzieć, ale nie za bardzo wie, jak się do tego zabrać. Popijając kawę, czekała cierpliwie, aż podejmie decyzję. W końcu podniósł głowę i zaczął:

– Mówiłaś, że byłaś wolontariuszką w schronisku.

– Uhum.

– U mamy w domu jest stary pies. Mamy z nim trochę problem.

Poczuła zimno rozlewające się wzdłuż kręgosłupa. Miała wrażenie, że neurony w jej mózgu zaczynają iskrzyć, a przekaźniki między nimi rozgrzewają się do czerwoności. W ciągu kilku sekund dopowiedziała sobie resztę faktów. Kiedy odstawiła kubek, odezwała się oschle:

– Ze starymi psami jest sporo problemów. Chorują, zaczynają popuszczać, mają trudności z chodzeniem albo stają się zbędnym elementem spadku. Wszystko inne rodzinie pasuje: dom czy mieszkanie, biżuteria, kasa w banku... Tylko ten stary pies zawadza. Nagle wszyscy mają alergie na sierść, okropnie mało czasu, bo pracują na cztery zmiany albo dzieci im się magicznie rozmnożyły. Na psa nie starcza ani miejsca, ani czasu, ani pieniędzy. Nawet gdyby mieszkali w zamku i byli milionerami, toby nie starczyło.

Upiła łyk kawy i zamilkła. Widział, że zbiera myśli, i obawiał się tego, co zaraz usłyszy.

– Zawsze się zastanawiałam, co jest gorsze: siedzieć w schronisku całe życie, umrzeć tam w strachu i hałasie czy trafić do klatki na stare lata, kiedy żyło się w szczęśliwym domu? Nie znać miłości, nie mieć za czym tęsknić, czy znać ją za bardzo i stracić? Jak uważasz? – Popatrzyła na niego ze słabo ukrywaną wrogością.

– Już wszystko o mnie wiesz? – Znowu obrócił w palcach filiżankę, po czym oderwał wzrok od czarnego płynu i przeniósł za kuchenne okno. – Mania zamieszkała z nami, kiedy wróciliśmy z Włoch. Już wtedy nie była szczeniakiem, czyli dziś ma minimum piętnaście lat. W życiu nie oddałbym jej do schroniska, ale właśnie o tym pomyślałaś, co?

– Najpierw mówisz o moim wolontariacie – bąknęła niepewnie – później o starym psie. I o problemie. To chyba proste, że tak połączyłam kropki.

– Zajmowałaś się psami za darmo, a to znaczy, że je lubisz. Chyba że jestem debilem i źle to sklejam.

– Dobrze sklejasz – starała się nie brzmieć cynicznie.

– Do tej pory wyprowadzała ją pielęgniarka mamy. Ale Mania chyba zaczyna się stresować... tym wszystkim... – Zapatrzył się w blat stołu. – Myślę od jakiegoś czasu, żeby zabrać ją do siebie. I tak nie mogłaby tam zostać.

Czuła się okropnie. Oparła ręce na stole, złożyła dłonie i schowała za nimi dolną część twarzy. Żałowała, że nie może schować się cała, tak bardzo było jej wstyd.

„Pielęgniarka wyprowadza psa..."

– Przepraszam! – wybąkała. – Faktycznie dozmyślałam sobie całą historię. Chcecie się pozbyć starego psa, bo jest stary. Ty nie masz czasu się nim zająć, bo będziesz nagrywał nowy kawałek... Wszystko ułożyło się samo. Starych psów nikt nie chce adoptować, tak samo jak czarnych kotów czy dużych dzieci. Pomyślałam o kolejnej porzuconej biedzie, która nie będzie wiedzieć, za co tam trafiła. Nie tylko stare kości łatwo się łamie. Stare serce też. Tąpnęło to mną. Przepraszam!

Skrucha Jagody wprawiła go w zakłopotanie. Nieprzyjemne uczucie przybrało na sile, gdy zrozumiał, co było powodem przeprosin. Domyśliła się, że stan zdrowia jego mamy jest gorszy, niż przypuszczała.

Jej głos oderwał go od ponurych myśli:

– Mogę się nią zajmować. Wyprowadzać na spacer, karmić, a jeśli będzie trzeba, zabierać do weta.

– Daj spokój, nie trzeba!

– To żaden problem! Tułam się po kraju i wciąż nie mogę pozwolić sobie na psa. Tak przynajmniej miałabym go chociaż w ten sposób.

– A co potem? Kiedy się wyprowadzisz?

– Mamy początek sierpnia. Później będziemy się tym martwić.

Milczał, bo zastanawiał się nad jej słowami.

– Chciałem tylko podpytać, co ty na to, że może pojawić się tu pies. Nie oczekiwałem takiego...

– Entuzjazmu? – dokończyła. – Jeszcze nieraz cię zaskoczę.

– W to nie wątpię. – Spojrzał na nią, a że nie odwróciła wzroku, poczuł przypływ odwagi. – Tak na przyszłość, nie musimy spotykać się tylko w kuchni. Gdybyś chciała, nie wiem, pogadać, zawsze możesz przyjść do mojego pokoju.

– Ale ja nie chcę przychodzić do twojego pokoju.

Obserwowała z kamienną miną, jak oczy Dawida stają się coraz większe.

„Prosto w jaja!", pomyślał osłupiały.

Wreszcie zlitowała się nad nim:

 – U ciebie śmierdzi papierosami. Będziemy gadali u mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro