Po to są przyjaciele (K, S)
Mijały dni, a on łapał się na tym, że coraz chętniej wraca do domu. Szukał pretekstu, żeby zajrzeć do kuchni, kiedy słyszał, że Jagoda tam jest. Zawsze miała ciekawe historie do przekazania, nawet jeśli pozornie były to głupotki typu bójka dwóch gołębi. Zauważała drobiazgi, na które sam pewnie nie zwróciłby uwagi. Nietypowa reklama, zabawny napis na murze czy tęcza na burym niebie – nic jej nie umykało.
Lubił jej słuchać, a jeszcze bardziej lubił na nią patrzeć. Poruszała się z niezwykłą gracją; nie był pewien, czy to zasługa wykonywanego zawodu, czy wrodzony wdzięk. Z przyjemnością śledził grę jej mimiki podczas opowiadania. Przebywanie z nią było kojącą odmianą w życiu pełnym idealnych twarzy fanek botoksu, jedynie mrugających oczami. Nawet jeśli ich rozmowy często zmieniały się w sprzeczki, dyskutował z kimś, kto miał własne zdanie i żywo reagował na jego wypowiedzi. A przede wszystkim naprawdę chciał je poznać.
Pewnego dnia zastał ją w dziwnej sytuacji.
– Pierwszy raz widzę, jak ktoś gada z makaronem!
– Ja tylko powiedziałam tej klusce, że mi przykro, bo jej nie zauważyłam. Wylądowała w koszu taka samotna, a tak to by się teraz gotowała z koleżankami.
Wrócił ze studia rozgniewany i zdołowany, ale wystarczyło ją zobaczyć, żeby poprawił mu się nastrój. Patrzył, jak energicznie miesza zawartość patelni. Zerknęła do garnka z makaronem, a potem odwróciła się do niego.
– Być może na stare lata, kiedy padnie mi na mózg, będę łazić po ulicach i gadać sama do siebie. Na razie robię to w domowym zaciszu, gdzie nikt mnie nie słyszy. Zresztą, mam to gdzieś. Jeśli chcę rozmawiać z lubellą, kto mi zabroni?
Na taki argument mógł się jedynie uśmiechnąć.
– Mam wylane na to, co ludzie powiedzą. – Podniosła pokrywkę i wsypała na patelnię zioła prowansalskie. – Pierwsze trzy dekady życia przespałam w jakimś letargu. Co prawda mój książę nie obudził mnie pocałunkiem, tylko porządnym kopniakiem, ale nieważne. Nie marnuję już czasu. – Roześmiała się i znów przemieszała apetycznie pachnące warzywa. – W każdym razie mogę teraz robić za coacha. Za coachkę. No, za tego, co mówi, że jesteś zwycięzcą i na pewno dasz radę. Chciałabym, żeby każda kobieta wiedziała, że nie jest nic nikomu winna, nie musi się przejmować ani starać za bardzo. Bo cała rozda się innym i nie zostanie jej nic dla siebie. Zniknie.
– Znowu wzięło cię na rozkminki? Tym razem nie o stopach na suficie, ale też głębokie.
– Głębokie czy nie, myślę, że ważne. Chętnie stałabym na rogu ulicy z tablicami jak Mojżesz, chociaż to nie za mądre i pewnie zaraz by mnie zgarnęli. Ale bardzo bym chciała, żeby kobiety mądrzały wcześniej niż po pięćdziesiątce. Żeby szybciej do nich docierało, że też są ważne.
– Co byś miała na tych tablicach?
– „Zacznij żyć". – Spojrzała na niego poważnie. – Tylko tyle. „Zacznij żyć".
– I to wszystko wywołała u ciebie jedna kluska?
– Możesz kpić, ile wlezie – odparła pogodnie, ignorując jego żartobliwy ton.
– Odbierz, durna cipko!
Osłupiała odwróciła się do niego, na co pokazał jej telefon.
– Alina wysłała ci takiego esemesa. Nie zauważyłaś?
– Tak, dzwoniła, później coś mi tam piknęło, ale nie miałam czasu zajrzeć. Pewnie chce mnie znowu pognębić o dzisiejszą imprezę. I tak nic nie ugra.
– Nie chcesz iść?
– Mam już plany na wieczór – odparła zdawkowo. – Będę siedzieć z maseczką na twarzy i oglądać nowy serial.
– Fantastyczne plany.
– Bujaj się! – rzuciła bez złości. – Cały tydzień czekam na to, żeby się w weekend poopieprzać. Tak naprawdę dalej siedzi we mnie leniwa klucha, która zalegałaby na kanapie z paczką chipsów. Na szczęście spuszczam ją z łańcucha tylko w weekendy. Tak więc będę dziś leżeć kopytami do góry i bardzo mnie to cieszy. Żadnych imprez, żadnego wychodzenia z domu. Tylko chill i ja.
Telefon ponownie zadzwonił. Westchnęła ciężko, ale sięgnęła po niego.
– Mam sobie iść? – zapytał.
Machnęła ręką, żeby został przy stole, i odebrała.
– No cześć, czemu się tak dobijasz? – rzuciła na wstępie. Nagle zamarła i słuchała coraz bardziej rozpromieniona. – Co ty gadasz, serio? To pewne? Ale czemu nikt nie odezwał się do mnie? To już tak oficjalnie?
Obserwował ją z zainteresowaniem. Uśmiechała się coraz szerzej, a oczy jej błyszczały. Kompletnie zapomniała o płycie kuchennej, więc wstał, wyjął jej z ręki łopatkę, żeby przemieszać warzywa na patelni. Ponieważ makaron był gotowy, wyłączył płytę i odstawił garnek na bok.
W tym czasie kończyła rozmowę. Podziękowała przyjaciółce za informację i stanowczo powtórzyła, że nigdzie się dziś nie wybiera. Po odłożeniu telefonu ze zdziwieniem odnotowała, że Dawid zajmuje się jej obiadem.
– O matko, jaki ty jesteś kochany! – zawołała z radością, ujęła jego twarz w dłonie i dała mu dwa całusy.
Przyjął to z bardzo zadowoloną miną.
– Gdybym wiedział, że tak reagujesz na mieszanie w twoim jedzeniu, robiłbym to częściej.
– Jadę na targi! Udało się! Ha, i widzisz, mówiłam, że dobrze się zaprezentowałam!
Nie mógł powstrzymać uśmiechu.
– No mówiłaś.
– O bosz, jak ja się cieszę! Ale trochę się boję, bo to duże targi. Mimo wszystko jeszcze się nie oswoiłam z takimi rzeczami, a będę musiała ganiać po wybiegu z prawie gołą dupą – rzekła stropiona. – Ciągle mnie to stresuje.
– Ja też mam stracha, zanim wyjdę na scenę. Dobrze, że szybko przechodzi.
Zatrzymała się w pół kroku. Miała dziwny wyraz twarzy, więc odważył się zapytać, o czym myśli.
– O tym, jak bardzo nie podobałoby się to mojemu byłemu. Odkąd zaczęłam łapać zlecenia bieliźniane, miał coraz większe pretensje. A tu jeszcze takie targi...
– Nie chciałby, żebyś jechała?
– Mało powiedziane, najchętniej pozakrywałby mnie po samą szyję. To zabawne, że fajnie, kiedy koledzy zazdroszczą ci fajnej kobiety, ale jak fapią do jej zdjęć, to już przestaje być fajne. No i najlepsze: swojej kazać chodzić w golfie, a oglądać się za wyrozbieranymi. Poglądowa schizofrenia! – dokończyła z goryczą.
– A ja to rozumiem – odparł. – Szlag mnie trafiał, kiedy widziałem, jak Julka wypina się na Instagramie. Niedługo wstawi gołą cipkę, żeby tylko zebrać fejm. Teraz mam wyjebane, ale wcześniej...
– No, to byście się dogadali – rzuciła cierpko. – Specjaliści od burek!
– Między burką a gołą dupą chyba jest coś jeszcze?
– Cokolwiek tam jest, to przede wszystkim decyzja kobiety.
– Robiłabyś tak dalej, gdyby facetowi się to nie podobało? – Spoważniał. – Gdyby cię prosił, żebyś się tak nie zachowywała?
– Jak? – Milczał, więc dopowiedziała za niego: – Jak dziwka? Może wszystkie jesteśmy dziwkami i tylko szukamy okazji, żeby to pokazać. Ja będę się tak zachowywać we wrześniu i będzie mi latało koło dupy, że komuś się to nie podoba. Gołej dupy, uściślę.
Stali naprzeciwko siebie, już bez uśmiechów.
– A było tak miło! – rzucił z zawodem w głosie.
– No było. – Odebrała mu łopatkę. – Ślicznie dziękuję za popilnowanie warzyw.
– Mam spierdalać, bo cię drażnię?
Posłała mu ciężkie spojrzenie.
– Nie, dlaczego? Nie jesteś pierwszy, który ma takie poglądy. Jest was więcej i muszę jakoś z tym żyć.
– To takie dziwne, że nie chcę, żeby moja laska świeciła dupą w sieci? Pokaz mody to co innego niż wywalanie piczy, żeby inni pisali, jak chętnie by ją wylizali.
– Moje mięso! – skwitowała złośliwie. – Chciałbyś ją zamurować w dziupli jak dzioborożec, co? Żeby jej tylko dziób wystawał. Przynosiłbyś jej robaki, ale z chałupy nie wypuszczał. Pewnie, po co ma się szlajać po lesie! – Podniosła rękę z łopatką, żeby go uciszyć, bo widziała, że już otwiera usta. – Nie wkurzaj się tak! Też bym nie chciała, żeby mojemu facetowi inne niunie pisały, jak chętnie by mu obciągnęły. Jestem cholernie zazdrosna! Gdybym tylko nie patrzyła na wygląd, poszukałabym dobrego chłopa ze złotym sercem i bardzo niewyjściową twarzą. No ale jestem pustakiem i chcę takiego, żeby majtki spadały mi na jego widok.
Nieco udobruchany wrócił do stołu, tymczasem ona odcedziła makaron i rozkruszyła nad patelnią kostkę wędzonego tofu. Dokładnie przemieszała je z warzywami, a potem zostawiła pod pokrywką, żeby całość przegryzła się na wyłączonej płycie.
– Cieszę się, że masz już lepszy humor. – Przypatrywała mu się z rękami założonymi na piersi. – Kiedy tu wszedłeś, byłeś jak chmura gradowa.
– To przez typiarę nagraną do teledysku. Okazało się, że jutro nie może, bo coś tam. W ostatniej chwili nas wystawiła. Udało się to przesunąć na przyszły weekend, ale wszyscy są nieźle wkurwieni.
– Domyślam się. – Wciąż patrzyła na niego zafrasowana. – Swoją drogą, nigdy nie byłam w profesjonalnym studiu.
– Jak chcesz, możesz się z nami wybrać. Tyle że wyjeżdżamy opiątej rano.
– Łojesu, to nie jest pora dla ludzi! Wtedy się śpi!
– Albo pracuje w studiu. W każdym razie masz tydzień do namysłu. Okej, idę coś podziałać. Jakby co, pogadamy po południu.
– Jasne. – Odwróciła się do kuchenki.
Nie porozmawiali jednak ani po południu, ani tym bardziej wieczorem. Było już dobrze po północy, kiedy wybrał się do kuchni po coś do picia i zdumiony zobaczył, że Jagoda szykuje się do wyjścia.
– Idziesz na imprezę?
– Nie, coś ty. Alina dzwoniła cała zapłakana, więc do niej jadę.
– Coś się stało?
– Niewiele wiem, a nawet gdybym wiedziała, nie będę ci mówić. Chybabyś nie chciał, żebym opowiadała innym o twoich problemach?
– Raczej nie. Patrz, i tyle z twojego wieczoru przy serialu.
– Trudno – skwitowała. – Po to są przyjaciele. Żeby przytulić, kiedy trzeba, podstawić rękaw albo opierdzielić, kiedy zrobi się coś głupiego. Jeszcze nie wiem, po co tam jadę, ale to się okaże na miejscu.
Pokiwał głową.
– Bo po to są przyjaciele.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro