Mania (K)
Co nie zdarza się często, prognozy pogody sprawdziły się w stu procentach. Warszawa ociekała potem, a nad chodnikami i asfaltem ulic drgało rozgrzane powietrze. Jagoda wracała do domu ledwo żywa. Brnęła przed siebie w ślimaczym tempie, kryjąc się w kolejnych zacienionych strefach. Dawida nie było do wieczora, więc temat klimatyzacji został odstawiony na bok. W nagrzanych ścianach trudno było wytrzymać, nieco lepiej robiło się dopiero po zmroku.
Nic nie mówił, ale widziała, że jest przygnębiony. Nie odwiedzała go w pokoju, bo miała wrażenie, że chce być sam. Prócz tego czuła w mieszkaniu coraz silniejszy zapach marihuany. Wiedziała, że lubi od czasu do czasu zapalić, ale teraz sięgał po skręta codziennie. Brakowało jej śmiałości, by go o to zapytać, zresztą czuła, że nie ma prawa.
W czwartkowy wieczór poznała powody jego złego nastroju.
– Jutro przywiozę Manię – oznajmił od razu po wejściu do kuchni.
Kiedy usłyszała jego głos, odwróciła się i dostrzegła, jak zmarniał. Wyglądał, jakby nie spał od tygodnia, do tego wyraźnie schudł.
– Powiedziałabym, że się cieszę, ale wiem, co to oznacza. Jest bardzo źle.
Usiadł przy stole i bez słowa skinął głową.
Patrzył pustym wzrokiem w przestrzeń za oknem, jednak wiedziała, że nie zwraca uwagi na widok za szybą. Nerwowo stukał palcami w blat stołu, aż w końcu się odezwał:
– Nie miałem głowy do tego, żeby zająć się klimą, ale nie mogę dłużej czekać. Muszę ją tu przywieźć, bo mama zaczęła się jej bać.
Zaskoczyło ją to szczere wyznanie. Domyślała się już wcześniej, że zdrowie mamy Dawida coraz bardziej się pogarsza. Sporo dowiadywała się z półsłówek, które czasem wtrącał do rozmowy, ale najwięcej wniosków wyciągała z jego zachowania. Nie wiedziała, na co kobieta dokładnie choruje, ale doszła do wniosku, że regularne wizyty pielęgniarki przestały wystarczać.
– Już nikogo nie poznaje, nawet mnie – ciągnął zgnębiony. Wyglądał tak nieszczęśliwie, że miała ochotę podejść i go przytulić. – Boi się wszystkiego i wszystkich. Pielęgniarka zaczęła jej podawać mocniejsze leki, bo lepiej, żeby siedziała otępiała, niż ciągle próbowała uciekać.
„Schizofrenia? Alzheimer? Demencja?"
– Albo podpalić mieszkanie. Dziś tak krzyczała, że ochrypła. Dostała końską dawkę i w końcu zasnęła. Mania też się stresuje, a że mama się jej boi... Nie może tam zostać. Nie wiem, co mam robić. – Zaczął pocierać skronie palcami. – Myślałem o ośrodku, ale tam przecież też będzie się wszystkiego bała. No i ludzie... W sieci mnie rozszarpią. Reszta rodziny pewnie tak samo.
– Wiesz, co masz robić.
Podniósł na nią oczy. Miał zbolałą minę, więc się zawahała, ale potem stwierdziła, że musi mu to powiedzieć. Odwróciła się do kuchni, żeby przemieszać w garnku. Została w tej pozycji, bo tak było jej łatwiej zacząć trudny temat:
– Ludzie zawsze będą gadać. Do tego są pierwsi, ale żeby pomóc, to nie ma nikogo. Poza wymądrzaniem się, rzecz jasna, bo tu masz zawsze tłum chętnych. Gdybyś był kobietą, na pewno wymagaliby od ciebie, żebyś poświęcił się mamie w całości.
Drgnął. Wciąż stała plecami do niego, więc uznał, że niczego nie zauważyła. Nie wiedział, że patrzy na jego odbicie w błyszczących płytkach kuchennych.
– Nieważne, skąd miałbyś brać pieniądze na leki czy lekarza, na jedzenie, opłaty – ciągnęła tym samym znużonym głosem. – Nieważne, musiałbyś zniknąć jako człowiek i skupić się tylko na niej. I tak zawsze byłoby źle, ale przynajmniej nie mogliby się doczepić, że się nią nie zajmujesz. Na szczęście jesteś facetem, do tego bogatym. Stać cię na to, żeby załatwić jej najlepszą opiekę. Prywatny ośrodek to nie koniec świata, bo będzie cały czas pod obserwacją. No i w razie gdyby cokolwiek się działo, jest tam zespół ludzi, a nie jedna pielęgniarka. Ludzie zawsze będą gadać. Przecież nie tak dawno doczepiali się do jakiegoś aktora, że oddał matkę do domu starców. A umieścił ją w luksusowym ośrodku dla emerytowanych aktorów. Sama chciałabym w czymś takim wylądować, ale wątpię, żeby mnie było stać.
– Ten monolog dokądś prowadzi?
Odłożyła łyżkę i ponownie się do niego odwróciła.
– Ludzie zawsze będą gadać, ale od ciebie zależy, co zrobisz. Nie masz wpływu na swoje emocje, możesz się przejmować, przeżywać i tak dalej. Ale to ty podejmujesz decyzje. Wiem, że bardzo ją kochasz. Widzę to za każdym razem, kiedy od niej wracasz. Weź pod uwagę dobro mamy, a nie ludzkie gadanie. Czy jest bezpieczna w domu? Czy pielęgniarka da sobie z nią radę w razie kolejnego ataku? Będzie się bała w ośrodku, ale teraz też się boi. Dom nie jest już dla niej domem, a kiedy jest sama, nie wiesz, co się dzieje. W ośrodku będziesz mieć nad nią kontrolę. W razie... czegokolwiek od razu do ciebie zadzwonią. Nie będziesz już się zamartwiać, co robi, czy nie uciekła, czy coś jej się nie stało. Albo czy ona komuś czegoś nie zrobiła. Teraz ciągle o tym myślisz i cię to wykańcza. Myślisz, że tego by chciała? To nie służy nikomu, oboje tylko się męczycie. A ludzie... Miej ich w dupie!
Dała mu chwilę na przetrawienie usłyszanych słów.
– Przywieź Manię jak najszybciej. Im krócej będzie stresować się strachem twojej mamy, tym lepiej. Najpierw pomożesz jej, a później... Czeka cię podjęcie bardzo trudnej decyzji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro