Kokaina (K, S)
Impreza trwała w najlepsze, choć wielu zawodników odpadło. Pożegnali się z Kamilą, Łukaszem i resztą znajomych, a Jagoda skończyła przytulanki z Aliną. Mieli wychodzić, kiedy drogę zastawił im Hunter.
– Chciałaś wyjść bez pożegnania? Znowu mi uciekasz?
– Eee, nie – odparła speszona. – Po prostu nigdzie cię nie widziałam.
Podszedł do niej tak blisko, że musiała zadrzeć głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
– Kłamczucha! – powiedział i mocno ją objął.
Popatrzył na Dawida, jakby rzucał mu wyzwanie. Nawet nie próbował ukrywać wrogości. Zagarnął włosy Jagody obiema rękami, zanurzył w nich palce, następnie wygładził niesforne kosmyki. Ujął twarz kobiety w dłonie i tak sugestywnie wpatrzył się w jej usta, że wymamrotała:
– Nawet o tym nie myśl!
Roześmiał się, a zaraz potem przywarł do nich wargami. Próbowała go odepchnąć, ale bez skutku, bo trzymał ją jak w potrzasku. Pobladły ze złości Dawid stał, nie wiedząc, czy interweniować, czy czekać na rozwój sytuacji.
– Uważaj, pretty boyu! – wyburczała, kiedy Maks przestał ją całować. – Bo zaraz przestaniesz być taki piękny!
Przyciągnął ją do siebie i wskazał na tłum bawiących się w najlepsze ludzi.
– Nic nie zrobisz, a wiesz czemu? Bo cały czas przeżywasz, że się na ciebie gapią. – Pomachał do człowieka szykującego się do zrobienia im zdjęcia. – No, bądź grzeczną dziewczynką i uśmiechnij się do pana!
Przywołany posłusznie zbliżył się i strzelił fleszem. Rozzłoszczona odsunęła się od Maksa, żeby stanąć obok Dawida.
– Miło było poznać, ale my już idziemy!
– Wychodzisz z nim? – Hunter zmarszczył brwi.
– Tak – wtrącił Dawid. – Bo my razem... – urwał, gdy poczuł, że Jagoda ściska go za łokieć.
– Razem przyszliśmy i razem wychodzimy – dokończyła nerwowo. – I tyle.
Maks milczał, rzucając Dawidowi ponure spojrzenia. Ten nie odwracał wzroku, więc wpatrywali się w siebie jak dwa koguty przed walką. W końcu Hunter zwrócił się do Jagody:
– Będziesz tu za dwa tygodnie?
– Mam już plany – odparła wymijająco.
– No to ustawimy się inaczej. Nie skończyliśmy naszej rozmowy.
Kiwnęła głową i wraz z Dawidem wyszli na korytarz. Kiedy zjeżdżali windą na podziemny parking, nachmurzony wycedził:
– Jakoś nie włączył ci się ten Jawbreaker.
Zerknęła na niego zdziwiona.
– Jesteś grzeczną dziewczynką, którą może przelizać każdy, kto chce!
Poczuła się, jakby ją spoliczkował. W lodowatej ciszy podeszli do auta, gdzie otworzył jej drzwi.
– Ależ dziękuję – powiedziała słodko, uśmiechając się jedynie ustami.
– Ależ proszę – odparł takim samym tonem.
Zajął swoje miejsce, włączył silnik i wyjechał z parkingu. Żadne nie odzywało się ani słowem, atmosfera gęstniała z każdą chwilą. Długo tego nie wytrzymał. Na czerwonym włączył muzykę, co przyjęła z pogardliwym prychnięciem i odwróciła się do szyby. Założyła ręce na piersi, obrażona każdą komórką ciała.
Na kolejnym skrzyżowaniu przyciszył i odezwał się już spokojniej:
– Może uprzyjemnimy sobie jazdę rozmową?
– Szczerą? – odburknęła.
– Szczerą.
– Bardzo chętnie! – Miała minę zwiastującą, że nie będzie to miła konwersacja. – Może opowiesz o swojej przygodzie z narkotykami? Chyba pamiętasz, co wyjęłam ci wtedy z kieszeni? Piguł nie odstawiłeś, choć rzekomo już nie ćpasz, a co z kokainą?
– Ja pierdolę! – mruknął. – Subtelna jak panzerfaust!
– Zawsze możesz z powrotem włączyć muzykę.
– Szczerość za szczerość? – Kiedy przytaknęła, zaczął niechętnie: – Trzy lata temu było grubo. Backstage kojarzył mi się głównie z koksem, ale brało się... różne rzeczy. Parę razy było ze mną bardzo źle, o mało się nie przekręciłem. Ale braliśmy nie tylko po to, żeby imprezować. Musieliśmy dawać radę na trasach.
– Wszyscy? – spytała z niedowierzaniem.
– Praktycznie tak.
– To, że tak szybko zrobiłeś się znany, nie usprawiedliwia ćpania, ale chciałam tylko wiedzieć, czy dalej wciągasz. Możesz nie odpowiadać albo mnie okłamać, twoja sprawa.
– Skończyłem z tym – zakomunikował stanowczo. – Nie biorę już twardych narkotyków. Teraz tylko trawka, ale to dla relaksu.
„A te piguły?"
Wpatrywała się w niego uporczywie.
– Szczerość za szczerość? – powtórzył. – Spodobał ci się Hunter?
„Nie powie nic o tabletkach!", pomyślała rozdrażniona. „Taka to ta jego szczerość!"
– Jest bardzo przystojny – przyznała z wahaniem. – I... bezpośredni.
– Jak czołg! – prychnął. – Przyszedł i wziął jak swoje!
– Maks jest jeszcze bardziej zepsuty sławą i pieniędzmi niż ty – zauważyła z przekąsem. – Kiedyś ktoś go naprostuje.
– Kto? Może ty? – rzucił podchwytliwie.
– Może ja.
Po chwili milczenia zapytał:
– I co, wciąż wolałabyś zostać w domu i oglądać ze mną serial?
– Do momentu wejścia do windy tak.
Zanim wysiedli z samochodu, odezwał się skruszony:
– Przepraszam, głupio jebnąłem.
– Dlaczego tak powiedziałeś?
– Byłem wkurwiony.
– Na kogo? – Przyjrzała mu się uważnie. – Na mnie?
– Na niego. Na ciebie trochę też – przyznał. – Ja nie mogłem zebrać się na odwagę, żeby cię zwyczajnie pocałować, a on przyszedł i wsadził ci język po same migdałki.
– Szkoda, że żaden nie pomyślał o tym, co ja bym chciała.
Nie znalazł na to właściwej odpowiedzi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro