Jaskinia Platona (D, S)
– Kiedy Patryk mnie rzucił, długo do siebie dochodziłam. Dziś wiem, że nie złamał mi serca, tylko wykopał ze strefy komfortu. Zasiedziałam się w tym życiu z nim i sądziłam, że tak już będzie. A nagle zostałam sama. Samotna i porzucona. Musiałam zaczynać od nowa, w nowym mieszkaniu, w nowym punkcie. W domu nie miałam życia, bo matka nie dawała mi spokoju i ciągle mnie gnębiła. Niby życzliwie, niby chciała dobrze, ale dosrywała mi przy byle okazji. Patryk się ożenił. Patrykowi urodziło się dziecko. Patryk ma piękny dom... Jakby chciała mnie tak, nie wiem, do czegoś zmotywować?
Miałam dosyć. Wzięłam się za siebie, znalazłam fajną pracę, a potem uzbierałam na jeszcze fajniejszą wycieczkę. Matka nie mogła uwierzyć, że wyjeżdżam sama, bo przecież stare panny siedzą w domu i ryczą w poduszkę. A ja byłam zdesperowana, gotowa nakopać losowi do dupy. Byłam otwarta na wszystko, głodna życia... No i wylądowałam na Phuket, osiem lat temu.
Zamarł w pół oddechu i spojrzał na nią, ale nie zwróciła na to uwagi. Była teraz zupełnie gdzie indziej, w przeszłości.
– Siergiej, jak co roku, didżejował na wyspie. Miał tu wrócić w lutym, bo urządzali wielką imprezę z okazji igrzysk w Soczi. Poznałam go tydzień przed sylwestrem i spędziliśmy ze sobą trochę czasu. Wcześniej nie zrobiłabym czegoś takiego, ale byłam już nową wersją siebie. Zresztą sądziłam, że więcej go nie zobaczę, co mi szkodziło? – Roześmiała się gorzko. – A los nastawił uszy i podsłuchał.
Pewnego dnia zaproponował mi wycieczkę na Sumatrę. Na początku się wzbraniałam, ale stwierdziłam, że taka okazja pewnie już mi się nie trafi. Popłynęliśmy. A tam było bardzo miło, przepięknie; chodziłam rozanielona i myślałam, że jestem w raju. Aż nagle wybuchło wielkie zamieszanie. Tak naprawdę nie robiliśmy nic złego, ale żadne nie sprawdziło wcześniej, czego tam nie wolno. Nikomu, nie tylko mieszkańcom. Może wyjdę teraz na skończoną idiotkę, ale do tamtej pory byłam przekonana, że wszelkie zakazy i rygory dotyczą tubylców. Turyści mogą robić, co chcą, oczywiście z rozsądkiem. Ignorantia iuris nocet – wycedziła z ponurą miną. – Zwłaszcza jeśli chodzi o reguły w kraju religijnym. Było dużo krzyków, szarpania, jakieś przesłuchanie... Najadłam się mnóstwo strachu, on zresztą też. Nie było do końca pewne, czy jego chcą wybatożyć, ale na pewno chcieli mnie. Sto batów, wyobrażasz to sobie?
Czytałam kiedyś o facecie, który zatłukł na śmierć syna konkubiny i wpadł przez nagranie. Ukrył kamerkę w pokoju, żeby patrzeć, czy dziecko jest grzeczne, a ona nagrała, jak je katuje. Wyliczyli, że uderzył je ponad sto razy. To było wielkie bydlę, co robiło sobie fotki na siłce. Wielkie, silne bydlę, a musiało ocierać pot z czoła, kiedy je biło. Sto batów – powtórzyła, marszcząc brwi. – Nie wiem, czy dałabym radę to wytrzymać.
Dawid siedział nieruchomo ze spuszczoną głową. Zaczęła podejrzewać, że drzemie, ale podniósł ją i skinął, żeby mówiła dalej.
– W każdym razie Siergiej się przestraszył, że jemu też to zrobią i zaczął działać. Przekonałam się wtedy, że w Rosji można załatwić wszystko, jeśli tylko masz pieniądze. A on miał i to dużo. Na miejscu wmówił tym, którzy nas złapali, że jesteśmy małżeństwem. Mamy różne nazwiska, bo jesteśmy z różnych krajów, tak ustaliliśmy i tyle. Potrzebny był tylko papier. Załatwił nam akt ślubu i to praktycznie na wczoraj, a co najlepsze, to nie była fałszywka. Wystarczyło przekupić w Rosji odpowiedniego urzędnika i nagle byliśmy małżeństwem. W świetle prawa, najzupełniej legalnie. Fałszywa była tylko cała reszta, czyli nasza znajomość. Akt ślubu był prawdziwy, można było to sprawdzić w systemie na Sumatrze. Do dziś nie wiem, komu dał w łapę, kto pociągnął za sznurki i ilu ludzi było w to zamieszanych, ale wróciliśmy z wakacji jako mąż i żona. Na szczęście nie musiałam wymieniać dokumentów, jedynie poinformowałam kilka instytucji. Wszędzie tam, gdzie trzeba wpisywać stan cywilny, nie mogłam skłamać, ale kto mi potem zaglądał w dokumenty? Przecież nikomu nie świecisz nimi po oczach. I tyle.
– I co, to wszystko? – zapytał.
Pokręciła głową.
– Wróciłam do Polski i tak właśnie myślałam. Nie przyznałam się nikomu, bo było mi wstyd. Nikomu nie powiedziałam, nawet rodzicom. Ha! Przede wszystkim rodzicom! Wyszło, że wciąż siedzi we mnie stara Jagoda, która przejmuje się ludźmi. Prawie słyszałam w głowie, jak się śmieją, jak kpią... Patrzcie! Poleciała do Tajlandii na seks turystykę i o mało jej nie zabili! Prawie słyszałam, jak szydzą, że tak się czepiam Polski, a sprawdziłam na własnej skórze, że gdzie indziej kobiety mają gorzej. Powinnam zamknąć ryj i się cieszyć, że żyję w tak wspaniałym kraju. Po rękach całować naszych polskich mężczyzn, bo najwyżej zwyzywają od dziwek!
Przyjechał do mnie zaraz po Soczi, a przy okazji przekazał ważny komunikat. W Rosji kupisz wszystko, jeśli masz kasę, ale niewiele ukryjesz. Jego fani jakoś doszli, że jest żonaty, a nie mógł powiedzieć prawdy, bo by się wkopał. Rozeszło się, gdzie tylko mogło, w tym w jego rodzinie. On jest niesamowitym babiarzem, zresztą jak wy wszyscy... – urwała nagle speszona i bąknęła: – Przepraszam! No ale to nie Armin van Buuren, który mówi na koncertach, że strasznie tęskni za żoną i dziećmi. Siergiej to stereotypowy didżej. Wiesz, wszystko, co nie ucieka na drzewo i takie tam. Korzystał z życia po całości, ale zależało mu na opinii rodziny. Rodzice jak rodzice, ale dowiedziała się babcia. Jego babcia... – westchnęła z rozmarzoną miną. – On ją bardzo kochał. W Tajlandii sporo rozmawialiśmy i wiedział, jaka jest moja sytuacja. Miałam dosyć swojej rodziny, znajomi się wykruszyli, a ja ciągle szukałam jakiegoś punktu zaczepienia. W Polsce nic mnie nie trzymało. No i od słowa do słowa zaproponował mi przeprowadzkę do Petersburga. Zawsze mogłam wrócić, choćby po miesiącu, ale chciał, żeby poznała mnie jego babcia. I reszta rodziny. Ale ta babcia...
Wiesz... – Spojrzała na Dawida. – Mnie nigdy nikt tak naprawdę nie kochał. Poza moją babcią. Kiedy zobaczyłam Swietłanę, jej uśmiech, prawie padłam jej w ramiona. To była prawdziwa babcia w starym stylu, maleńka i kruchutka, w chuścinie na głowie i prawie bez zębów. Siergiej chciał ją zabrać do miasta, ale się nie zgadzała. Mieszkała na takiej typowej rosyjskiej wsi, nosiła wodę ze studni i skubała kury z pierza przed domem. Uwielbiałam do niej przyjeżdżać. To była taka babcia jak z serialu „Wielka woda", pamiętasz? Ta, co obierała ziemniaki na ławeczce przed chatką, a potem zaniosła swoją kurkę do autobusu. Pokochałam ją od razu, od pierwszego spotkania. I w końcu miałam kogoś, kto pokochał mnie.
Gdybyś widział, jaka ona była wniebowzięta na wieść o tym ślubie! Kiedy przedstawił jej żonkę, płakała ze szczęścia, że wnuk się wreszcie ustatkował! Nawet ja poczułam, że mam związane ręce. Nie mieliśmy serca jej powiedzieć, że to wszystko na niby. To znaczy na legalu i prawnie się liczyło, ale nie było prawdziwe. Nie miałam serca – ani odwagi. Siergiej tym bardziej. Więc udawaliśmy dalej. Utknęłam w jego mieszkaniu i ani się obejrzałam, minął rok. On jeździł do tych swoich klubów, a ja czekałam w domu jak prawilna żona. Tyle że nawet sprzątać nie musiałam, bo robili to za mnie. Ja miałam tylko ładnie wyglądać.
Kiedyś oznajmił, że chce mnie zabierać ze sobą, zwłaszcza na dłuższe wyjazdy. Wręczył mi kartę i zasugerował, co mam robić. Wiesz, dupa sławnego didżeja, powinnam się godnie prezentować. Myślałam, że szlag mnie trafi! Brałam pod uwagę, żeby żreć na potęgę i szybko się roztyć. Tak na złość, żeby wstydził się mnie pokazać. Albo kłócić się z nim cały czas, żeby chciał się mnie pozbyć. Ale Swietłana... Ona była taka cudowna! Tylko dla niej byłam tam tak długo. O mało nie pękło mi serce, kiedy umarła. Wyłam na cmentarzu głośniej niż reszta rodziny.
Zamilkła i odezwała się dopiero po dłuższej chwili:
– Kiedy odeszła, i we mnie coś umarło. Wcześniej nie przeszkadzały mi przygody Siergieja, ale po jej śmierci zaczęłam brać je do siebie. Nie chciałam już dla niego tańczyć, skoro chwalił się mną, a i tak rozglądał za innymi. To mnie upokarzało, zwłaszcza że nie mogłam udawać, że tego nie widzę. Wiesz, jak jedna z tych zdradzanych żon, co wolałyby nie wiedzieć. Przestałam z nim jeździć, a kiedy wracał, pierwsze, co słyszał już od progu, to kiedy rozwód. Obiecywał, że zrobi sobie przerwę i załatwimy sprawy z papierami. A potem wyjeżdżał na kolejny koncert, i kolejny, i kolejny. Wreszcie wyczerpała mi się cierpliwość, spakowałam się i wróciłam do Polski.
Odzywałam się do niego co jakiś czas i ponawiałam pytanie. Mógł ten jeden jedyny raz wybrać się do urzędu i załatwić to z miejsca. Ale jemu to nie było potrzebne. Nieważne, że zdradzał żonę, ważne, że był żonaty. W jego rodzinie nie ma rozwodników. Próbował negocjować, namawiać mnie do powrotu. Później szantażował, że dopóki nie przyjadę, nie da mi rozwodu, a finalnie odpuścił. I ja odpuściłam. Przez kolejne lata mnie też nie było to potrzebne, aż poznałam Maksa. Wtedy znowu zaczęłam podpytywać, ale ciągle bez efektów. Resztę już znasz.
– Byliście jak mąż i żona, pod każdym względem?
Skinęła głową. Na widok jego pobladłej twarzy ścisnęło jej się serce.
– Traktował mnie jak żonę od samego początku, od dnia – zrobiła palcami cudzysłów – ślubu. Nigdy mnie nie zmuszał, po prostu oczekiwał, że będę się z tego wywiązywać. A ja się wywiązywałam – wyjaśniła sucho, jedynie zaciśnięte dłonie zdradzały jej prawdziwe emocje. – Były okresy, że życie z nim uważałam za całkiem fajne. Podobało mi się, że jestem najważniejszą laską w całym klubie, że łazi ze mną ochrona, że nikt nie może mnie tknąć choćby palcem. Byłam jak królowa. A jednocześnie zabawka i własność didżeja – dodała z przekąsem.
– Didżejka – mruknął zamyślony. – Nie mogłem sobie przypomnieć, jak Alina cię nazywa.
– Kiedy przyszłam z Maksem na imprezę, od razu mnie poznała. Udawaliśmy wtedy, że jestem jedną z jego znajomych. Wtopiłam się w tłum Mareczków, Gieniów i Szymonów, ale szybko domyśliła się prawdy. Długo nam się przyglądała, wyłapywała każde spojrzenie, uśmiech, niby przypadkowe muśnięcia. A potem podeszła i zapytała, czy Hunter wie, że spotyka się z mężatką. Możesz się domyślić, jaki to był dla mnie szok. Podejrzewałam, że będzie chciała użyć tego haka i trzymałam ją na dystans. Na szczęście okazała się roztrzepana i pogubiona, ale nie wyrachowana. No i to wszystko, cała prawda.
– To była bardzo długa opowieść – zauważył.
– Chciałeś, żeby było od samego początku.
Wpatrywali się w siebie bez słowa. Ona zastanawiała się, nad czym Dawid myśli, a on wahał się, czy może już wyciągnąć do niej rękę i zachęcić, żeby przy nim usiadła, czy jeszcze na to za wcześnie.
– Bardzo, bardzo cię przepraszam, że ci nie powiedziałam. Najpierw to nie była twoja sprawa, w końcu tylko razem mieszkaliśmy. Potem, kiedy coraz lepiej cię poznawałam, zaczynało mi na tobie coraz bardziej zależeć. Zaczęłam dumać, czy, a jeśli tak, to kiedy ci to powiedzieć. Wszystko strasznie przyspieszyło i nawet nie wiem kiedy byłam w tobie zakochana. Chociaż wcale nie chciałam. Potem umarła ci mama, nie było szans, żeby o tym porozmawiać. Później byłeś taki szczęśliwy... i ja razem z tobą. No a teraz jesteśmy tutaj, w tym miejscu.
– Te wszystkie teksty o Rosji i Rosjanach... Ten ruski hardbass. Opowieści o Słowianach, słowiańskiej gościnności... – ciągnął niepewnie. – No i sam język. Mówiłaś przed wyjazdem, że w razie potrzeby dasz radę się dogadać. Mogłaś powiedzieć, że mówisz biegle po rosyjsku. A prócz tego, że mieszkałaś w Rosji i jesteś żoną Rosjanina.
Uśmiechnęła się słabo, z poczuciem winy wypisanym na twarzy.
– Powinnam za którymś z tym razów się przemóc. Mogłam powiedzieć, że czasem wraca się z wakacji z chorobą weneryczną, czasem z ciążą, ale rzadko z aktem ślubu. Mogłam się przyznać dużo wcześniej.
– Ukrywałaś związek z Hunterem. Ukrywałaś związek z Siergiejem. Jest jeszcze ktoś poza nimi?
Pokręciła głową z zakłopotaniem.
– Nie. Jesteś tylko ty. Nie mam już żadnych sekretów.
Odważył się i wyciągnął do niej rękę z proszącą miną.
– Przyjdziesz tu do mnie?
Zawahała się, co sprawiło mu przykrość.
– Jesteś już... spokojny? Już nic... nie zrobisz?
Dobrze wiedział, że w znaczącym zawieszeniu głosu ukryła słowo „mi".
– Ani teraz, ani wtedy. Przysięgam!
Podniosła się z podłogi, żeby podejść i przysiąść obok niego. Ujęła go za rękę, a zaraz potem rozległy się krzyki. Na ulicach zaczęto głośne odliczanie.
– Zdążyliśmy to wyjaśnić jeszcze w tym roku. – Uniósł kącik ust. – Bardzo chciałbym zacząć od nowa. Tak zupełnie od nowa, z czystym kontem. Wybaczysz mi?
– A ty mi wybaczysz?
Kiwnął głową. Na zewnątrz było słychać wystrzały petard oraz fajerwerki. Ludzie krzyczeli, śmiali się i na wszelkie inne sposoby cieszyli z minięcia północy.
– Mogę cię pocałować? – zapytał nieśmiało, a potem dodał, jakby na usprawiedliwienie: – Jest nowy rok.
Uśmiechnęła się i nadstawiła usta. Później zapatrzyła się w przestrzeń za balkonem, gdzie wybuchy fajerwerków odbijały się na powierzchni morza jak w lustrze. Dawid też podążył za jej wzrokiem i wspólnie przyglądali się pokazowi z tej nietypowej perspektywy.
– Jesteśmy jak ludzie z „Jaskini" Platona – oznajmiła, a gdy zdziwiony odwrócił do niej głowę, wyjaśniła: – Oni też nie patrzyli na prawdziwe życie, tylko na cienie na ścianie. Nie wychodzili z jaskini, cały czas siedzieli w środku, do tego plecami do wyjścia.
– Nie wiem, co mógłbym powiedzieć, żeby wyszło, że też czytam starożytnych filozofów. Wolę się nie kompromitować i nic nie powiem.
Rozczulona pochyliła się, żeby go pocałować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro