Fotografie (K)
Zaczerwieniła się, kiedy podawała mu kod do bramy.
„Czyli jednak! Była tu! Była w jego domu!", pomyślał rozgoryczony. „Jestem jebanym frajerem!"
Z zaciśniętymi zębami wciskał po kolei jeden, siedem, zero, siedem. Zastanawiał się, czy ta liczba coś znaczy, czy jest przypadkowym ciągiem cyfr. Wjechał na posesję, a czujniki ruchu aktywowały system oświetlenia. Teren rozjaśnił się aż po drzwi wejściowe domu.
Zaparkował przed budynkiem, po czym zgasił silnik. Kiedy wspólnie i nie bez wysiłku wytaszczyli Maksa z samochodu, na moment zostawiła Dawida z półprzytomnym mężczyzną uwieszonym u ramienia. Otworzyła drzwi, weszła do środka i włączyła światło, a potem szybko wróciła, żeby mu pomóc.
Po przekroczeniu progu pokierowała ich do salonu, gdzie w centralnym miejscu stała duża kanapa. Ostrożnie ułożyli na niej Maksa. Wymamrotał coś niewyraźnie, ale nie zwracała na to uwagi. Delikatnie go przechyliła, a gdy przymknął oczy, usiadła na podłodze, żeby zdjąć mu buty.
Dawid czuł skrępowanie, jakby znalazł się w miejscu, w którym nie powinien się znaleźć. Miał mętlik w głowie. Bawił się kluczykami od mustanga, żeby zająć czymś ręce.
Jagoda pochyliła się nad leżącym mężczyzną i spytała rzeczowo:
– Maks, będziesz jeszcze rzygał?
– Nnn-iieee. Hepp!
Przykucnęła i wpatrywała się w niego. Delikatnie pogładziła go po policzku i odsunęła włosy, które zsunęły mu się na czoło. W tym niewinnym geście było tyle czułości, że Dawid poczuł jeszcze większe zakłopotanie. Miał wrażenie, że przygląda się czemuś intymnemu, co nie było przeznaczone dla niego.
Chciała się podnieść, ale Maks nagle chwycił ją za rękę.
– To była twoja decyzja – odezwał się wyjątkowo przytomnie.
– Cc-co? – spytała zaskoczona.
– To była twoja decyzja. – Z trudem skupił mętny wzrok na jej twarzy. – Ja nie miałem nic do gadania.
– Maks...
– To była twoja decyzja! – mamrotał uparcie.
– Przestań! – upomniała go łagodnie, lecz stanowczo. – Śpij, nie myśl teraz o tym.
– Zostaniesz? – Już miała zaprzeczyć, ale ubiegł ją swoją prośbą: – Zostań, dopóki nie zasnę. Proszę, zostań ze mną! Ten dom jest taki pusty...
– Dawid – zwróciła się do stojącego z boku mężczyzny – proszę, idź na górę. Po lewej stronie jest sypialnia. Na łóżku powinna być brązowa narzuta. Przynieś ją, bardzo cię proszę!
Przez kilka niezmiernie długich sekund spoglądali na siebie w milczeniu. Wreszcie posłuchał, odłożył kluczyki na blat stolika kawowego i wszedł po schodach na piętro. Przekroczył próg sypialni, pomacał ścianę, żeby znaleźć włącznik światła, a kiedy mu się udało, zamarł z uniesioną ręką. Zrobił kilka kroków, po czym oszołomiony usiadł na krawędzi wielkiego łóżka.
Sypialnia była przestronna, a jednocześnie przytulna. Naprzeciwko łóżka stała szafa przesuwna z lustrem, a po bokach przycupnęły eleganckie szafki nocne.
To, co odebrało mu mowę, znajdowało się na ścianach. Ze wszystkich stron patrzyły na niego zielone oczy Jagody.
Siedział osłupiały i wpatrywał się w wielkie zdjęcia w antyramach. Na jednym leżała wyciągnięta na łóżku i z niewinnym uśmiechem wpatrywała się w obiektyw aparatu. Lewą rękę ułożyła od niechcenia blisko głowy, a prawą uniosła do ust, żeby lekko przygryźć palec. Jej uśmiech był ciepły, a zarazem zalotny – dużo obiecywał, ale nie był wyzywający.
Następne zdjęcie przedstawiało samą Jagodę. Leżała przykryta cieniutkim prześcieradłem, które zdradzało, że nie ma nic pod spodem. Spod materiału wystawały jej nogi aż do samych pośladków, odsłonięte były także plecy. Spała głębokim snem, z policzkiem opartym na dłoni.
Kolejne zdjęcie miało znacznie bardziej intymny klimat. Widać było na nim połowę twarzy Jagody, a na dalszym planie jej krągłe pośladki. Leżała pomiędzy nogami mężczyzny, z dłońmi i głową opartą na jego brzuchu. Długie włosy swobodnie opadały na bok, odsłaniając nagą skórę. Fotografujący w jednej ręce trzymał aparat, a drugą bawił się jej lokami. Żadne nie miało na sobie ubrań.
Na jednej ze ścian wisiał kolaż złożony z serii mniejszych fotografii. Dawid podszedł bliżej, żeby się im przyjrzeć. Na każdym Jagoda była z tym samym mężczyzną, mniej lub bardziej w niego wtulona, z rozpromienioną miną i błyszczącymi ze szczęścia oczami. Siedzieli razem na plaży. Tulili się do siebie w kącie basenu. Jedli posiłek w restauracji z widokiem na morze. On śmiał się radośnie, a ona obejmowała go i całowała w policzek...
„Chorwacja", zawyrokował. „Na bank Chorwacja!"
Ponownie popatrzył na duże zdjęcia. No tak. Mężczyzna pochylony nad leżącą Jagodą odbijał się w lustrze szafy. Na przedramieniu miał charakterystyczny tatuaż, dobrze widoczny na zdjęciu, na którym bawił się jej włosami. Jego sylwetkę było widać również na fotografii śpiącej kobiety. Stał z boku łóżka, ubrany w czarne spodnie i koszulkę z logo swojej firmy.
To był Hunter.
„Kurwa, nie jestem frajerem. Jestem jebanym kretynem!"
Po zejściu na dół oddał narzutę Jagodzie, a ta okryła nią Maksa. Pomrukiwał coś pod nosem, ale uciszyła go spokojnym: „Ciiii!", oraz głaskaniem po głowie. Szeptała mu kojącym głosem, aż zaczął zasypiać.
Dawid miał wielką ochotę zapalić. Nie mógł już wytrzymać w salonie, nie chciał patrzeć na Jagodę siedzącą na podłodze i gładzącą Maksa po włosach. Nie mógł znieść czułości, z którą wpatrywała się w drzemiącego mężczyznę. W milczeniu przeszedł obok nich i wyszedł na zewnątrz, odprowadzany przez nią wzrokiem.
Wiedziała, że czeka ją poważna rozmowa. Przygotowywała się na nią od dawna, ale nie sądziła, że będzie musiała ją odbyć w takich okolicznościach.
Tkwiła w zadumie, dopóki nie uchylił drzwi i nie rzucił półgłosem, że przyjechała taksówka. Ostrożnie wyswobodziła dłoń z uchwytu Maksa, pochyliła się nad śpiącym i pocałowała go w policzek. Ostatni raz omiotła wzrokiem wnętrze, podeszła do drzwi i wyłączyła światło.
Kiedy wsiedli do taksówki, Dawid odezwał się cicho:
– Ten dom jest taki pusty... bez ciebie.
Otworzyła usta, ale zawahała się, po czym odwróciła głowę w stronę okna. Przez całą drogę nie odezwała się ani słowem.
– Kochasz go jeszcze? – zapytał po wyjściu z samochodu.
– Mam pecha do facetów, którzy kompletnie do mnie nie pasują. Zanim zrozumiem, że to nie ma prawa się udać, muszę wepchnąć rękę do ognia i porządnie się sparzyć.
– Niefajnie. – Otworzył przed nią drzwi do bloku. – Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
– Nie. To nie miłość, chociaż ciągle jest dla mnie w jakiś sposób ważny. Ale wiem, że go kochałam. Nie mam już żadnych wątpliwości.
Nadjechała winda. Otworzył drzwi i puścił ją przodem. Kiedy weszli do środka, kontynuowała:
– Ten związek... ta relacja nigdy nie miała szans. Mówiłam, że on jest bardzo rodzinny. Chce mieć żonę i dzieci, zwykłe życie. Ja mam zupełnie inaczej. Jestem tyle od niego starsza, a ciągle nie wiem, czego bym chciała. Ciągle nie mam planu. Najchętniej przeprowadzałabym się co kilka lat do innego miasta, żeby sprawdzić, czy gdzieś nie ma mojego miejsca. Jednocześnie chciałabym mieć mały domek na wsi, z masą kwiatów i wielkim psem ganiającym po podwórku. Uwielbiam duże psy! Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek się tego dorobię, ale pomarzyć można. W każdym razie od początku wiedziałam, że z Maksem nie wyjdzie. Ale nie wiedziałam innych rzeczy. Nie przypuszczałam, że zacznie mi tak bardzo zależeć. I że tak zaboli, kiedy stanie się to, co musi się stać.
Słuchał jej w skupieniu. Wiele myśli kotłowało mu się w głowie, ale żadnej nie wyjawił na głos.
– Żałujesz, że z nim byłaś?
– Nie. Wcześniej nie wiedziałam, ale teraz już wiem. Nie żałuję ani jednego dnia, który z nim spędziłam.
– Czyli było warto.
Stanęli przed drzwiami mieszkania, a wtedy spojrzał na nią smutno.
– Gdybyś się teraz związała ze... z kimś... To byłby plaster? Po nim?
– Nie – rzekła po krótkim wahaniu. – Bo my nigdy nie będziemy razem. Nie mogę powiedzieć, że nic do niego nie czuję, ale to nie jest już miłość. To echo tego, co czułam, jak z nim byłam. Wspomnienie, w końcu wyblaknie. Zresztą bardzo chcę, żeby był szczęśliwy, bo na to zasługuje. A ze mną nie będzie. Ja z nim też nie.
Nie wiedział, co na to powiedzieć, więc odparł tylko:
– Wejdźmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro