Krople deszczu
Ludzkie serce, jest kruche jak porcelana. Jeśli się stłucze, już nigdy może nie zostać posklejane.
Nastolatka wyszła z łazienki i stanęła naprzeciw mężczyzny, który wpatrywał się w nią z niebywałą troską.
– Coś się stało? – zapytał, łapiąc ją za dłoń.
Loren czując dotyk obcej osoby, wzdrygnęła się i uwolniła rękę z jego uścisku.
– Mówiłam już, że nie.
– Masz lekko opuchnięte oczy, jakby od płaczu.
– Wydaje ci się. – odpowiedziała, odwracając wzrok w inną stronę.
Bała się spojrzeć mu w oczy, bo wtedy mógłby odczytać z nich zbyt wiele. Mógłby się wtedy dowiedzieć, jak bardzo wewnętrznie cierpi.
– Dobrze, w takim razie nie będę napierać. Już lepiej pójdę. – powiedział kierując się do wyjścia.
– Dobrego dnia życzę. – powiedziała na pożegnanie, zamykając za nim drzwi zaraz po tym jak opuścił mieszkanie.
Westchnęła głośno i wróciła do salonu, by schować książki, które mężczyzna u niej zostawił. Poukładała materiały na stosik i przeniosła go na parapet okna balkonowego, by poczekamy tam na odbiór przez właściciela.
Loren rzuciła się na kanapę i sięgnęła po pilot od telewizji, by umilić sobie czas serialem, który aktualnie oglądała.
Zalogowała się na swoje konto na Netflixie i wybrała pozycję "Ginny&Georgia", po czym kliknęła przycisk, by odpałzować moment, na którym ostatnio skończyła.
Jej powieki kleiły się do siebie, a obraz przed oczami się rozmazywał. Pilot, wypadł z ręki dziewczyny, ale mimo to nie obudził nastolatki.
Zapadła w sen, który pozwoli jej choć na chwilę oderwać się od bezlitosnej rzeczywistości.
***
– Loren, dziecko. – usłyszała, otwierając lekko powieki. – Wstawaj.
To była ciotka Cintra. Najwidoczniej wróciła już z zakupów.
– Gdzie jest Will? – zapytała, rozglądając się po pokoju.
– Już powtórzyliśmy materiał, więc poszedł szybciej. – mruknęła, ziewając.
– I jak to, nie chciał pieniędzy?
– Powiedział, że pierwsza korepetycja jest za darmo. – powiedziała, podnosząc się do siadu.
– Oh naprawdę? Bardzo miło z jego strony.
– Tak tak.
Dziewczyna schyliła się, by podnieść pilot, który wcześniej spadł na podłogę i zatrzymać serial.
Gdy odkleiła się od kanapy, powędrowała do swojego pokoju.
Nie był on pokojem z jej marzeń, ale miał wszystko, co było potrzebne do normalnego funkcjonowania. Łóżko, stolik, szafa, lustro i biurko z krzesłem. Całe pomieszczenie było utrzymane w szarości i bieli, łącznie z plakatami, które znajdowały się na jednej ze ścian.
Zasiadła przy biurku i wyciągnęła z jednej z szuflad elektrycznego papierosa.
Zaciągnęła się dymem, po czym wypuściła go nosem.
To było wspaniale uczucie.
Robiła to już od paru dni, a z każdym pociągnięciem uczucie było coraz lepsze.
Jeszcze raz zbliżyła urządzenie do ust i pociągnęła dym. Słodki smak truskawki, który czuła, przyprawił ją o lekki uśmiech.
Odłożyła przedmiot z powrotem do szuflady i otworzyła okno, by dym, który wypuściła nie wyszedł poza pokój.
Na dworze padał deszcz. Krople wody, które z prędkością światła spadały na zewnętrzny parapet, wydawały kojący dla uszu Loren dźwięk.
Zapach deszczu, mieszający się z zapachem truskawki, był wspaniały.
Dziewczyna wychyliła się nieco, by rozejrzeć się po jej osiedlu.
Jej włosy, rozwiewane przez wiatr były już lekko mokre.
Wzięła głęboki wdech i zamknęła oczy, wystawiając swoją twarz jeszcze bardziej na zewnątrz.
Krople deszczu leniwie spływały po jej cerze.
Wsłuchała się w melodię, którą grała dla niej aktualna pogoda.
– Loren, dziecko! – usłyszała za sobą, gwałtownie obracając głowę. – Odsuń się od tego okna! Natychmiast!
Dziewczyna zdezorientowana, odsunęła się od okiennicy i przysiadła na swoim łóżku.
– Chciałaś sobie coś zrobić?! Wyskoczyć z okna?! Zack wszystko mi powiedział! – krzyczała, podchodząc do nastolatki.
– Co? – odpowiedziała, wstając.
– To znaczy, Zack powiedział mi o tym, że wasi rodzice nie żyją. Nic więcej – odrzekła zdenerwowana.
– Co? – ponowiła pytanie, robiąc krok na przód.
– Loren to nie tak jak myślisz. – zaczęła, łapiąc ją za dłoń.
Dziewczyna tylko spojrzała kobiecie w oczy i wyszła z pokoju. Ubrała buty, kurtkę i czapkę, by być gotową do wyjścia.
Gdy ciotka Cintra wyszła z pomieszczenia, ona do niego wróciła, by wziąć z niego jedną, potrzebną rzecz.
Z szuflady wyjęła ursę, schowała ją do kieszeni kurtki i skierowała się do wyjścia z mieszkania.
– Kiedy wrócisz? – zapytała cicho.
Nastolatka zignorowała pytanie, nawet nie patrząc jej w oczy. Wzięła tylko parasolkę opartą o ścianę i wyszła.
***
Szła przez szare ulicę Chicago, patrząc w chodnik. Miała tego wszystkiego już serdecznie dość. Czy nawet ciotka Cintra musiała o wszystkim siedzieć? Czy ona choćby mogła udawać, że nie wie?
Rozwścieczona, stąpała po kałużach, mocząc sobie sobie przy tym buty. Skręciła w nieznaną ulicę, która była zdumiewające podobna, do tej ulicy, na której zwarła wtedy pakt z Willem.
Nagły przypływ wspomnień, niekontrolowanie spowodował, łzy na jej policzkach.
Czemu to wszystko tak ją bolało?
Cześć! Mamy nowy rozdział. Dajcie znać, jak Wam się podoba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro