Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Krople deszczu

Ludzkie serce, jest kruche jak porcelana. Jeśli się stłucze, już nigdy może nie zostać posklejane.

Nastolatka wyszła z łazienki i stanęła naprzeciw mężczyzny, który wpatrywał się w nią z niebywałą troską.

– Coś się stało? – zapytał, łapiąc ją za dłoń.

Loren czując dotyk obcej osoby, wzdrygnęła się i uwolniła rękę z jego uścisku.

– Mówiłam już, że nie.

– Masz lekko opuchnięte oczy, jakby od płaczu.

– Wydaje ci się. – odpowiedziała, odwracając wzrok w inną stronę.

Bała się spojrzeć mu w oczy, bo wtedy mógłby odczytać z nich zbyt wiele. Mógłby się wtedy dowiedzieć, jak bardzo wewnętrznie cierpi.

– Dobrze, w takim razie nie będę napierać. Już lepiej pójdę. – powiedział kierując się do wyjścia.

– Dobrego dnia życzę. – powiedziała na pożegnanie, zamykając za nim drzwi zaraz po tym jak opuścił mieszkanie.

Westchnęła głośno i wróciła do salonu, by schować książki, które mężczyzna u niej zostawił. Poukładała materiały na stosik i przeniosła go na parapet okna balkonowego, by poczekamy tam na odbiór przez właściciela.

Loren rzuciła się na kanapę i sięgnęła po pilot od telewizji, by umilić sobie czas serialem, który aktualnie oglądała.

Zalogowała się na swoje konto na Netflixie i wybrała pozycję "Ginny&Georgia", po czym kliknęła przycisk, by odpałzować moment, na którym ostatnio skończyła.

Jej powieki kleiły się do siebie, a obraz przed oczami się rozmazywał. Pilot, wypadł z ręki dziewczyny, ale mimo to nie obudził nastolatki.

Zapadła w sen, który pozwoli jej choć na chwilę oderwać się od bezlitosnej rzeczywistości.

***

– Loren, dziecko. – usłyszała, otwierając lekko powieki. – Wstawaj.

To była ciotka Cintra. Najwidoczniej wróciła już z zakupów.

– Gdzie jest Will? – zapytała, rozglądając się po pokoju.

– Już powtórzyliśmy materiał, więc poszedł szybciej. – mruknęła, ziewając.

– I jak to, nie chciał pieniędzy?

– Powiedział, że pierwsza korepetycja jest za darmo. – powiedziała, podnosząc się do siadu.

– Oh naprawdę? Bardzo miło z jego strony.

– Tak tak.

Dziewczyna schyliła się, by podnieść pilot, który wcześniej spadł na podłogę i zatrzymać serial.

Gdy odkleiła się od kanapy, powędrowała do swojego pokoju.

Nie był on pokojem z jej marzeń, ale miał wszystko, co było potrzebne do normalnego funkcjonowania. Łóżko, stolik, szafa, lustro i biurko z krzesłem. Całe pomieszczenie było utrzymane w szarości i bieli, łącznie z plakatami, które znajdowały się na jednej ze ścian.

Zasiadła przy biurku i wyciągnęła z jednej z szuflad elektrycznego papierosa.

Zaciągnęła się dymem, po czym wypuściła go nosem.

To było wspaniale uczucie.

Robiła to już od paru dni, a z każdym pociągnięciem uczucie było coraz lepsze.

Jeszcze raz zbliżyła urządzenie do ust i pociągnęła dym. Słodki smak truskawki, który czuła, przyprawił ją o lekki uśmiech.

Odłożyła przedmiot z powrotem do szuflady i otworzyła okno, by dym, który wypuściła nie wyszedł poza pokój.

Na dworze padał deszcz. Krople wody, które z prędkością światła spadały na zewnętrzny parapet, wydawały kojący dla uszu Loren dźwięk.

Zapach deszczu, mieszający się z zapachem truskawki, był wspaniały.

Dziewczyna wychyliła się nieco, by rozejrzeć się po jej osiedlu.

Jej włosy, rozwiewane przez wiatr były już lekko mokre.

Wzięła głęboki wdech i zamknęła oczy, wystawiając swoją twarz jeszcze bardziej na zewnątrz.

Krople deszczu leniwie spływały po jej cerze.

Wsłuchała się w melodię, którą grała dla niej aktualna pogoda.

– Loren, dziecko! – usłyszała za sobą, gwałtownie obracając głowę. – Odsuń się od tego okna! Natychmiast! 

Dziewczyna zdezorientowana, odsunęła się od okiennicy i przysiadła na swoim łóżku.

– Chciałaś sobie coś zrobić?! Wyskoczyć z okna?! Zack wszystko mi powiedział! – krzyczała, podchodząc do nastolatki.

– Co? – odpowiedziała, wstając.

– To znaczy, Zack powiedział mi o tym, że wasi rodzice nie żyją. Nic więcej – odrzekła zdenerwowana.

– Co? – ponowiła pytanie, robiąc krok na przód.

– Loren to nie tak jak myślisz. – zaczęła, łapiąc ją za dłoń.

Dziewczyna tylko spojrzała kobiecie w oczy i wyszła z pokoju. Ubrała buty, kurtkę i czapkę, by być gotową do wyjścia.

Gdy ciotka Cintra wyszła z pomieszczenia, ona do niego wróciła, by wziąć z niego jedną, potrzebną rzecz.

Z szuflady wyjęła ursę, schowała ją do kieszeni kurtki i skierowała się do wyjścia z mieszkania.

– Kiedy wrócisz? – zapytała cicho.

Nastolatka zignorowała pytanie, nawet nie patrząc jej w oczy. Wzięła tylko parasolkę opartą o ścianę i wyszła.

***

Szła przez szare ulicę Chicago, patrząc w chodnik. Miała tego wszystkiego już serdecznie dość. Czy nawet ciotka Cintra musiała o wszystkim siedzieć? Czy ona choćby mogła udawać, że nie wie?

Rozwścieczona, stąpała po kałużach, mocząc sobie sobie przy tym buty. Skręciła w nieznaną ulicę, która była zdumiewające podobna, do tej ulicy, na której zwarła wtedy pakt z Willem.

Nagły przypływ wspomnień, niekontrolowanie spowodował, łzy na jej policzkach.

Czemu to wszystko tak ją bolało?

Cześć! Mamy nowy rozdział. Dajcie znać, jak Wam się podoba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro