Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Panie majorze?

Naprawdę długo kręcili się po leśnej okolicy. Piorun z każdą chwilą niecierpliwił się coraz bardziej i miał wrażenie, że jego nogi kompletnie nieprzywykłe do jazdy konnej, za moment odpadną. Ciągle czuł w nich nieprzyjemne mrowienie a palce u nóg dopadł całkowity paraliż. Do tego w głowie ciągle kotłowały mu się przeróżne makabryczne myśli. Nie wiedział, czy powinien wierzyć w słowa Niemca. Gdzieś z tyłu głowy tliła się mała iskra nadziei, iż jego przyjaciela nie spotkał aż tak okrutny los. W głębi duszy jednak czuł, że Karl mówił prawdę a tego typu przeczucie rzadko zawodziły.

Popołudniowe słońce przebijało się przez pożółkłe już liście na drzewach. Składało swoje ciepłe pocałunki na umęczonych twarzach dwóch żołnierzy, którzy zeszli z koni i teraz prowadzili je za wodze. Zwierzęta szły powłócząc nogami a ich łby zwisały prawie do ziemi. Co jakiś czas tylko strzygły uszami i parskały cicho gdy swawolny wiatr łaskotał je po szyi. Cichy wyjął z kieszeni kostkę cukru i wepchnął do pyska swojego ogiera. Husaria, widząc tą niedogodność, machnęła głową i z szturchnęła Pioruna w ramię. Chłopak był jednak na tyle zamyślony, że nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Klacz więc z niezadowoleniem ponownie szturchnęła go w ramię. Gdy i tym razem nie udało jej się zwrócić na siebie uwagi, zaczęła lekko podgryzać płowe włosy Pioruna.

Młodzieniec wreszcie wydostał się z sideł własnych myśli. Popatrzył krzywo na Husarię i odepchnął ją lekko. Klacz parsknęła i machnęła głową w górę, tym samym wyrywając wodze z rąk Pioruna. Następnie stanęła wyprostowana i położyła uszy.

Piorun zaklął jak na siebie wyjątkowo paskudnie i z powrotem chwycił za wodze. Próbował zmusić oburzoną klacz do jakiegokolwiek ruchu, jednak ta zaparła się i stanęła w miejscu na dobre. Chłopak przytłoczony swoją bezradnością wobec całego świata, zawisnął na wodzach odchylając się w tył. Mamrotał przy tym pod nosem najrozmaitsze przekleństwa kierowane wprost do Husarii. W końcu Cichy, który do tej pory obserwował całą sytuację, podszedł i wcisnął klaczy do pyska smakołyk. Poklepał ją po szyi i zaszczebiotał coś do niej, tym samym wywołując zaskoczenie u młodszego żołnierza. Piorun skrzywił się gdy zadowolona klacz ruszyła przed siebie. Idąc leśną ścieżką, targany przez emocje, kopał leżące na niej szyszki.

***

Niebo pokryte było różem i fioletem. Wielka pomarańczowa kula schowała się już za horyzont pozostawiając po sobie tylko kilka pomarańczowych smug oraz wspomnienia o cieple własnych promieni. Wiatr wzmógł się nieco i przystąpił do swoich słynnych akrobacji pomiędzy drzewami. Ślizgał się na gałęziach zrzucając z nich kolorowe liście. Te westchnęły tylko cicho, powoli opadając na ziemię, jakby z żalu, że czas ich świetności właśnie się skończył. Wiatr zakołysał się też pomiędzy ciemnymi kosmykami włosów, które swawolnie opadły na równie ciemne oczy. Wreszcie zmęczył się swoimi wieczornymi figlami i postanowił odpocząć trochę, tym samym przynosząc leśnym ludziom dość spokojny wieczór.

Szerszeń od dłuższego już czasu usiłował czynnie uczestniczyć w toczącej się dyskusji przy grze w tysiąca. Partyzanci rzucając kolejne karty na stół, wymieniali między sobą najrozmaitsze uwagi. Co chwila wybuchały też kłótnie albo o to, czyja teraz kolej, albo o to czy polski rząd dobrze postąpił opuszczając Polskę. Odkąd Brzoza przekazał swoim żołnierzom informację o wtargnięciu wojsk sowieckich, atmosfera w obozie zrobiła się dość nerwowa. Ciemnowłosy chłopak był jednak myślami daleko od wszystkiego co działo się przy prowizorycznym stole. Niepokoił się. Piorun, nieoczekiwanie stał się bardzo bliski Szerszeniowi. W zasadzie od samego początku, porywczy młodzieniec wzbudził w młodym żołnierzu sympatię. Chłopak, po prostu od razu poczuł z nim nić porozumienia. Ba, była to gruba lina porozumienia!

I dlatego teraz, Szerszeń siedział jak na szpilkach. Od południa nie było żadnych wieści od partyzantów, którzy wybrali się na spotkanie z Karlem. Nikt inny zdawał się aż tak nie martwić losem żołnierzy i to jeszcze bardziej niepokoiło chłopaka. A może tylko mu się wydawało? Nie wiedział, jednak w duchu modlił się, żeby jego kolega wrócił do obozu w całości i najlepiej o własnych siłach.

Wybuchła kolejna kłótnia, tym razem ostrzejsza. W końcu zapytany o zdanie Szerszeń odsunął od siebie niepokojące myśli. Spojrzał na rozmówców nieobecnym wzrokiem i wzruszył ramionami. Zenek, od którego właśnie pochodziło pytanie machnął tylko ręką i wrócił do gry. Szerszeń już miał się pogrążyć z powrotem w myślach, kiedy to Promyk uderzył z całej siły pięścią w stół i wstał.

— Nie gram w tą pieprzoną grę — oświadczył rzucając karty.

— No i co ty robisz rudy małpiszonie — ryknął Antek, który pochłonięty grą w karty, nie widział w tym momencie świata poza nią.

— Zachowaj się jak mężczyzna i przyjmij przegraną na klatę — rzekł wolno Puchacz zachrypłym głosem. Promyk zrobił się czerwony ze złości, kiedy w obecności Łasicy, ktoś rzucił ku niemu taką uwagę.

— O nie, ta zniewaga krwi wymaga — rudzielec zacytował znienawidzoną komedię Fredry i zaciskając pięści ruszył na starszego żołnierza.

— Zamknijcie mordy bo mnie zaraz krew zaleje — powiedział wreszcie sierżant, który do tej pory siedział cicho. Promyk zacisnął szczękę i opadł na swoje miejsce rzucając spojrzenie na Łasicę, która starała się ukryć uśmiech.

Brzoza siedział opierając brodę na pięściach i patrzył na żołnierzy zmęczonym wzrokiem.

— Majorze — Szerszeń zwrócił się do dowódcy odkładając wszystkie swoje karty na stół, tym samym wywołując wiązankę przekleństw z ust Antka. Brzoza zwrócił ku niemu przekrwione oczy i machnął zachęcająco głową. — Może powinniśmy poszukać Pioruna... i Cichego?

— Zaczekamy do rana. Ale myślę, że niebawem wrócą. Co ja mówię, na pewno wrócą — odparł dowódca

— A skąd ta pewność? Wiemy co się w tych lasach czai? Jakie wilki albo co. O szwabach to już nawet nie wspomnę — odezwał się Wojtek

— Tak! A może coś poszło nie po myśli z tym całym Karlem... Co jeśli już nieświadomie ciągną za sobą całą szwabską hordę? — rzucił ktoś za plecami Brzozy.

— Albo leżą w jakimś rowie — dodał Puchacz.

— Na miłość boską przestańcie układać teorie. Zachowujecie się gorzej jak te przekupki na rynku wieluńskim — Major machnął ręką po czym wytężył wzrok i wskazał na ciemny las — Patrzcie, idzie wasza horda.

Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku. W mroku dostrzegli cztery sylwetki – dwie ludki i dwie końskie. Szerszeń natychmiast wstał i szybkim krokiem podążył w kierunku nadchodzących. Gdy upewnił się, że faktycznie jest to nie kto inny jak Cichy i Piorun zawołał wesoło do reszty żołnierzy.

Piorun również ucieszył się na widok kolegi. Uśmiechnął się szeroko gdy Szerszeń poklepał go po plecach.

— Co tak długo was nie było? Żebyś słyszał jakie tu teorie powstawały... A jak Husaria? Oj, Piorun jutro to cię dupa będzie bolała, chodzić nie będziesz mógł! — mówił ciemnowłosy chłopak.

— Zaraz ci wszystko opowiem — odparł Piorun trochę zbyt smutnym tonem co skutecznie zmazało uśmiech z twarzy Szerszenia.

Młodzieniec poszedł w ślady Cichego i przywiązał Husarię do drzewa. Następnie udał się za starszym żołnierzem prosto do stołu, przy którym siedzieli wszyscy partyzanci. Brzoza natychmiast podniósł się i spojrzał na żołnierzy wyczekującym wzrokiem. Przez chwilę obaj milczeli. Major zaczął się denerwować.

— No? Mówcie — rzekł ruchem ręki zachęcając partyzantów — Cichy?

— Niech młody opowiada.

Brzoza przeniósł spojrzenie na Pioruna, którego mina wyglądała co najmniej zniechęcająco.

— Cóż, sytuacja lekko wymknęła się spod kontroli — oświadczył chłopak przygryzając wargi. Wszyscy żołnierze spojrzeli po sobie marszcząc brwi.

— Co to znaczy?

Piorun spuścił wzrok, przełknął ślinę i zaczął opowiadać. Z całych sił starał się ukryć drżenie głosu oraz łzy, które pojawiły się w kącikach oczu.

Gdy skończył mówić, wypuścił ze świstem powietrze i usiadł na ściętym pniu.

— Psia krew — zaklął Brzoza — A co z Karlem?

— Zabity — oznajmił Cichy.

— Chociaż tyle — mruknął Michał trąc podbródek. Na moment zapadło milczenie.

— I co teraz? — odezwał się Piorun, wciąż drżącym głosem.

— Najbezpieczniej byłoby przenieść obóz. Z drugiej strony, jesteśmy już i tak dobrze schowani. Możemy ewentualnie przenieść się na drugą stronę miasta, gdzieś na Olsztyn na przykład. Ale to by wymagało więcej czasu i na chwilę musielibyśmy rozdzielić się i pomieszkać chwile w Częstochowie... W tej chwili do ryzykowne. Niemcy ciągle przyjeżdżają do miasta — mówił major — Cichy, z tego co mówił Piorun, Niemcy nie widzieli waszych twarzy ani nie mieli szansy pójść za wami, prawda?

— Owszem, panie majorze. Tamtego zastrzeliłem i od razu uciekliśmy. Nawet gdyby chcieli za nami pójść, nie dogoniliby nas. Poza tym jechaliśmy w zupełnie przeciwnym kierunku — odparł żołnierz — A dodam tylko od siebie, że szczerze nie wydaje mi się, żeby szukali nas teraz.

— Ma rację. W Częstochowie zamieszanie, nie mają czasu na takie pierdoły. Przynajmniej nie teraz. A tamci na pewno nie odważą się wejść w las, przecież to rasa tchórzy — wtrącił Zenek.

— Niedługo ma być jakaś defilada. Będą masowo wchodzić do miasta i wtedy skorzystamy z okazji, żeby się przenieść. Może uda się załatwić kilku szkopów. Póki co wydaje mi się, że jesteśmy bezpieczni — Brzoza wstał i otrzepał spodnie.

— To zły pomysł — odezwał się Krasoń.

— A masz lepszy? — westchnął major.

— Nie, ale to co proponujesz nie skończy się dobrze.

— Na szczęście to nie była propozycja — Brzoza posłał sierżantowi krzywy uśmiech. Michał już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak major przerwał mu — póki co ja tutaj dowodzę a ty również podlegasz moim rozkazom. A teraz, spać. Dobranoc. A! Podwajamy wartę, tak na wszelki wypadek.

— Źle robisz, Brzoza — rzekł jeszcze Krasoń pod nosem.

***

Piorun leżał na plecach ze wzrokiem wbitym w dach namiotu. Od dłuższego już czasu próbował zapaść w sen, oczywiście z marnym skutkiem. Gdy tylko na dłuższą chwilę zamykał oczy, znów widział makabryczne sceny z udziałem Franka. Do tego dochodziły jeszcze krążące wokół twarze rodziców. Na moment zapadł w letarg. Zaczęły mu się śnić głosy, których za nic nie mógł sobie przypomnieć. W końcu zaczął wyłapywać znane mu głosy utraconych rodziców. Pojawiła się twarz matki. Spojrzała w oczy syna i krzyknęła coś. Młodzieniec gwałtownie się wybudził. Westchnął głęboko i rzucił okiem na leżącego obok Szerszenia.

— Śpisz? — Piorun leżał na tyle blisko kolegi, że bez problemu mógł go szturchnąć łokciem.

— Mhm — mruknął wyraźnie wybudzony Szerszeń.

— Słyszę, że już nie. To świetnie — rzekł Piorun

— Pacanie daj spać zmęczonemu życiem partyzantowi... — jęknął ciemnowłosy.

— Zaufaj, chciałbym. Ale niespanie w samotności jest trochę smutne — ciągnął młodzieniec. Szerszeń przez moment patrzył na niego nieobecnym wzrokiem. W końcu jednak rozbudził się na tyle, by móc kontaktować z rzeczywistością.

— Chodź dam ci coś na sen — rzekł w końcu uśmiechając się tajemniczo. Następnie wstał i podszedł do pnia młodego drzewka, który podtrzymywał całą konstrukcję, jaką był namiot żołnierzy. Zaczął kopać — Wojtek ma wartę, jesteśmy sami... O, jest! — rzekł w końcu wyciągając z ziemi naprawdę dużą butelkę z podejrzaną zawartością. Otrzepał spodnie a następnie usiadł naprzeciwko kolegi.

Piorun zmarszczył brwi i otaksował spojrzeniem Szerszenia, który już siłował się z zakrętką.

— Co to jest? — zapytał chłopak wąchając podejrzany trunek. Ostry zapach alkoholu przeszył jego nozdrza i prędko dostał się do płuc wywołując kaszel.

— Panie Piorun, zapraszam na nocną libację — powiedział wesoło ciemnowłosy Szerszeń — Chwila, ile ty masz lat...? — zawiesił na moment głos. Po chwili machnął ręką i dodał — Nie ważne, pijemy.

Oczy Pioruna zrobiły się wielkie jak dwa spodki kiedy dostał w ręce butelkę. Zawahał się przez moment, jednak po chwili wziął łyk. Za duży łyk. Trunek okazał się dużo mocniejszy niż chłopak mógłby się spodziewać. Sparzył jego język, gardło a następnie popędził do żołądka by zrobić z nim to samo. Piorun przez chwilę myślał, że się dusi. Szerszeń zaśmiał się widząc grymas na czerwonej twarzy kolegi. Zabrał od niego trunek i również wziął łyka.

Nie minęło dużo czasu nim alkohol uderzył do głowy młodym żołnierzom. Z każdym wypitym łykiem robiło się im coraz weselej. Młodzieńcy przestali zważać na wszystko i zachowywali się coraz głośniej. Śpiewali, żartowali i śmiali się dopóki wartownicy nie postanowili ich uciszyć. Nie zauważyli jednak, że zarówno Piorun jak i Szerszeń byli już w stanie mocnego upojenia alkoholem. Mimo wszystko na tym nie zakończyła się libacja. Pili, dopóki nie skończyła się zawartość ogromnej butelki.

— Wiesz co? — zapytał Piorun choć jego słowa prawie wcale słów nie przypominały. Szerszeń zmrużył oczy, które od nadmiaru alkoholu świeciły się jak dwa ogniki i spojrzał zaciekawiony na swojego kompana — Wydaje... mi się, że sierżant.... trzyma Hitlera u siebie w namiocie...

— Nie gadaj! A on nie mieszka przypadkiem z Brzozą i Zenkiem? — Szerszeń wytrzeszczył oczy i zamilkł czekając aż kolejne informacje padną z ust Pioruna. Ten jednak zaczął przysypiać więc ciemnowłosy szturchnął go mocno — Piorun!

— Idziemy — mruknął młodzieniec podnosząc się z ziemi — pokażę ci.

Wytoczyli się z namiotu. W ciemności wyglądali jak dwa chore stworzenia nieokreślonego gatunku. Zmierzyli chwiejnym i koślawym krokiem prosto do namiotu, w którym spał Michał Krasoń. Minęli wartowników, którzy nie zareagowali z żaden sposóbWydawało im się, że weszli do niego cicho oraz z gracją baletnicy. W istocie wpadli tam jak dwa pijane orangutany szukające pożywienia.

— Tam jest — szepnął Piorun wskazując prycz, na której powinien spać Michał. Szerszeń pokiwał głową po czym oboje zbliżyli się do tego miejsca — Atakujemy go na trzy — młodzieniec niezgrabnie policzył do trzech, myląc się przy tym dwa razy, po czym oboje zaczęli okładać pięściami dokładnie zaścieloną prycz.

— Można wiedzieć co wy robicie jeden z drugim? — nagle usłyszeli za sobą cichy, spokojny głos sierżanta. Obaj zastygli w bezruchu. W końcu Piorun odwrócił się powoli i spotkał się z błyszczącym gniewem wzrokiem Krasonia — Chlaliście. Śmierdzi od was wódką na kilometr — warknął po czym chwycił dwójkę młodych ludzi za uszy i wyprowadził ich z namiotu — Alkohol na służbie. Pięknie. Wiecie co? Nie mam zamiaru zaprzątać sobie głowy dwoma gnojkami więc nie powiem Brzozie. Zejdźcie mi w tej chwili z oczu a jutro zobaczycie... oj zobaczycie co to jest musztra — Michał zdzielił żołnierzy po twarzach a następnie zniknął w swoim namiocie.

— Nie możemy tego tak zostawić. Musimy znaleźć Brzozę, Szerszeń — zabełkotał Piorun kiedy sierżant zniknął w namiocie.

— Tam jest — rzekł Szerszeń i machnął głową w kierunku ciemnego lasu.

Stanęli przed wysokim drzewem o białej korze. Szerszeń zapukał kilka razy w smukły pień. Wzruszył ramionami i spojrzał na kolegę.

— Panie majorze? — zwrócił się do drzewa Piorun — Czy pan nas słyszy? — Odpowiedział mu szum liści. Na moment zamilkli wsłuchując się w odgłosy lasu.

— Piorun to jest drzewo. Idziemy spać, bo źle z nami — rzekł w końcu Szerszeń. Chwycił pod ramię młodszego żołnierza i obaj potoczyli się w stronę swojego namiotu — Jutro nie tylko dupa będzie Cię bolała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro