Panie majorze?
Naprawdę długo kręcili się po leśnej okolicy. Piorun z każdą chwilą niecierpliwił się coraz bardziej i miał wrażenie, że jego nogi kompletnie nieprzywykłe do jazdy konnej, za moment odpadną. Ciągle czuł w nich nieprzyjemne mrowienie a palce u nóg dopadł całkowity paraliż. Do tego w głowie ciągle kotłowały mu się przeróżne makabryczne myśli. Nie wiedział, czy powinien wierzyć w słowa Niemca. Gdzieś z tyłu głowy tliła się mała iskra nadziei, iż jego przyjaciela nie spotkał aż tak okrutny los. W głębi duszy jednak czuł, że Karl mówił prawdę a tego typu przeczucie rzadko zawodziły.
Popołudniowe słońce przebijało się przez pożółkłe już liście na drzewach. Składało swoje ciepłe pocałunki na umęczonych twarzach dwóch żołnierzy, którzy zeszli z koni i teraz prowadzili je za wodze. Zwierzęta szły powłócząc nogami a ich łby zwisały prawie do ziemi. Co jakiś czas tylko strzygły uszami i parskały cicho gdy swawolny wiatr łaskotał je po szyi. Cichy wyjął z kieszeni kostkę cukru i wepchnął do pyska swojego ogiera. Husaria, widząc tą niedogodność, machnęła głową i z szturchnęła Pioruna w ramię. Chłopak był jednak na tyle zamyślony, że nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Klacz więc z niezadowoleniem ponownie szturchnęła go w ramię. Gdy i tym razem nie udało jej się zwrócić na siebie uwagi, zaczęła lekko podgryzać płowe włosy Pioruna.
Młodzieniec wreszcie wydostał się z sideł własnych myśli. Popatrzył krzywo na Husarię i odepchnął ją lekko. Klacz parsknęła i machnęła głową w górę, tym samym wyrywając wodze z rąk Pioruna. Następnie stanęła wyprostowana i położyła uszy.
Piorun zaklął jak na siebie wyjątkowo paskudnie i z powrotem chwycił za wodze. Próbował zmusić oburzoną klacz do jakiegokolwiek ruchu, jednak ta zaparła się i stanęła w miejscu na dobre. Chłopak przytłoczony swoją bezradnością wobec całego świata, zawisnął na wodzach odchylając się w tył. Mamrotał przy tym pod nosem najrozmaitsze przekleństwa kierowane wprost do Husarii. W końcu Cichy, który do tej pory obserwował całą sytuację, podszedł i wcisnął klaczy do pyska smakołyk. Poklepał ją po szyi i zaszczebiotał coś do niej, tym samym wywołując zaskoczenie u młodszego żołnierza. Piorun skrzywił się gdy zadowolona klacz ruszyła przed siebie. Idąc leśną ścieżką, targany przez emocje, kopał leżące na niej szyszki.
***
Niebo pokryte było różem i fioletem. Wielka pomarańczowa kula schowała się już za horyzont pozostawiając po sobie tylko kilka pomarańczowych smug oraz wspomnienia o cieple własnych promieni. Wiatr wzmógł się nieco i przystąpił do swoich słynnych akrobacji pomiędzy drzewami. Ślizgał się na gałęziach zrzucając z nich kolorowe liście. Te westchnęły tylko cicho, powoli opadając na ziemię, jakby z żalu, że czas ich świetności właśnie się skończył. Wiatr zakołysał się też pomiędzy ciemnymi kosmykami włosów, które swawolnie opadły na równie ciemne oczy. Wreszcie zmęczył się swoimi wieczornymi figlami i postanowił odpocząć trochę, tym samym przynosząc leśnym ludziom dość spokojny wieczór.
Szerszeń od dłuższego już czasu usiłował czynnie uczestniczyć w toczącej się dyskusji przy grze w tysiąca. Partyzanci rzucając kolejne karty na stół, wymieniali między sobą najrozmaitsze uwagi. Co chwila wybuchały też kłótnie albo o to, czyja teraz kolej, albo o to czy polski rząd dobrze postąpił opuszczając Polskę. Odkąd Brzoza przekazał swoim żołnierzom informację o wtargnięciu wojsk sowieckich, atmosfera w obozie zrobiła się dość nerwowa. Ciemnowłosy chłopak był jednak myślami daleko od wszystkiego co działo się przy prowizorycznym stole. Niepokoił się. Piorun, nieoczekiwanie stał się bardzo bliski Szerszeniowi. W zasadzie od samego początku, porywczy młodzieniec wzbudził w młodym żołnierzu sympatię. Chłopak, po prostu od razu poczuł z nim nić porozumienia. Ba, była to gruba lina porozumienia!
I dlatego teraz, Szerszeń siedział jak na szpilkach. Od południa nie było żadnych wieści od partyzantów, którzy wybrali się na spotkanie z Karlem. Nikt inny zdawał się aż tak nie martwić losem żołnierzy i to jeszcze bardziej niepokoiło chłopaka. A może tylko mu się wydawało? Nie wiedział, jednak w duchu modlił się, żeby jego kolega wrócił do obozu w całości i najlepiej o własnych siłach.
Wybuchła kolejna kłótnia, tym razem ostrzejsza. W końcu zapytany o zdanie Szerszeń odsunął od siebie niepokojące myśli. Spojrzał na rozmówców nieobecnym wzrokiem i wzruszył ramionami. Zenek, od którego właśnie pochodziło pytanie machnął tylko ręką i wrócił do gry. Szerszeń już miał się pogrążyć z powrotem w myślach, kiedy to Promyk uderzył z całej siły pięścią w stół i wstał.
— Nie gram w tą pieprzoną grę — oświadczył rzucając karty.
— No i co ty robisz rudy małpiszonie — ryknął Antek, który pochłonięty grą w karty, nie widział w tym momencie świata poza nią.
— Zachowaj się jak mężczyzna i przyjmij przegraną na klatę — rzekł wolno Puchacz zachrypłym głosem. Promyk zrobił się czerwony ze złości, kiedy w obecności Łasicy, ktoś rzucił ku niemu taką uwagę.
— O nie, ta zniewaga krwi wymaga — rudzielec zacytował znienawidzoną komedię Fredry i zaciskając pięści ruszył na starszego żołnierza.
— Zamknijcie mordy bo mnie zaraz krew zaleje — powiedział wreszcie sierżant, który do tej pory siedział cicho. Promyk zacisnął szczękę i opadł na swoje miejsce rzucając spojrzenie na Łasicę, która starała się ukryć uśmiech.
Brzoza siedział opierając brodę na pięściach i patrzył na żołnierzy zmęczonym wzrokiem.
— Majorze — Szerszeń zwrócił się do dowódcy odkładając wszystkie swoje karty na stół, tym samym wywołując wiązankę przekleństw z ust Antka. Brzoza zwrócił ku niemu przekrwione oczy i machnął zachęcająco głową. — Może powinniśmy poszukać Pioruna... i Cichego?
— Zaczekamy do rana. Ale myślę, że niebawem wrócą. Co ja mówię, na pewno wrócą — odparł dowódca
— A skąd ta pewność? Wiemy co się w tych lasach czai? Jakie wilki albo co. O szwabach to już nawet nie wspomnę — odezwał się Wojtek
— Tak! A może coś poszło nie po myśli z tym całym Karlem... Co jeśli już nieświadomie ciągną za sobą całą szwabską hordę? — rzucił ktoś za plecami Brzozy.
— Albo leżą w jakimś rowie — dodał Puchacz.
— Na miłość boską przestańcie układać teorie. Zachowujecie się gorzej jak te przekupki na rynku wieluńskim — Major machnął ręką po czym wytężył wzrok i wskazał na ciemny las — Patrzcie, idzie wasza horda.
Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku. W mroku dostrzegli cztery sylwetki – dwie ludki i dwie końskie. Szerszeń natychmiast wstał i szybkim krokiem podążył w kierunku nadchodzących. Gdy upewnił się, że faktycznie jest to nie kto inny jak Cichy i Piorun zawołał wesoło do reszty żołnierzy.
Piorun również ucieszył się na widok kolegi. Uśmiechnął się szeroko gdy Szerszeń poklepał go po plecach.
— Co tak długo was nie było? Żebyś słyszał jakie tu teorie powstawały... A jak Husaria? Oj, Piorun jutro to cię dupa będzie bolała, chodzić nie będziesz mógł! — mówił ciemnowłosy chłopak.
— Zaraz ci wszystko opowiem — odparł Piorun trochę zbyt smutnym tonem co skutecznie zmazało uśmiech z twarzy Szerszenia.
Młodzieniec poszedł w ślady Cichego i przywiązał Husarię do drzewa. Następnie udał się za starszym żołnierzem prosto do stołu, przy którym siedzieli wszyscy partyzanci. Brzoza natychmiast podniósł się i spojrzał na żołnierzy wyczekującym wzrokiem. Przez chwilę obaj milczeli. Major zaczął się denerwować.
— No? Mówcie — rzekł ruchem ręki zachęcając partyzantów — Cichy?
— Niech młody opowiada.
Brzoza przeniósł spojrzenie na Pioruna, którego mina wyglądała co najmniej zniechęcająco.
— Cóż, sytuacja lekko wymknęła się spod kontroli — oświadczył chłopak przygryzając wargi. Wszyscy żołnierze spojrzeli po sobie marszcząc brwi.
— Co to znaczy?
Piorun spuścił wzrok, przełknął ślinę i zaczął opowiadać. Z całych sił starał się ukryć drżenie głosu oraz łzy, które pojawiły się w kącikach oczu.
Gdy skończył mówić, wypuścił ze świstem powietrze i usiadł na ściętym pniu.
— Psia krew — zaklął Brzoza — A co z Karlem?
— Zabity — oznajmił Cichy.
— Chociaż tyle — mruknął Michał trąc podbródek. Na moment zapadło milczenie.
— I co teraz? — odezwał się Piorun, wciąż drżącym głosem.
— Najbezpieczniej byłoby przenieść obóz. Z drugiej strony, jesteśmy już i tak dobrze schowani. Możemy ewentualnie przenieść się na drugą stronę miasta, gdzieś na Olsztyn na przykład. Ale to by wymagało więcej czasu i na chwilę musielibyśmy rozdzielić się i pomieszkać chwile w Częstochowie... W tej chwili do ryzykowne. Niemcy ciągle przyjeżdżają do miasta — mówił major — Cichy, z tego co mówił Piorun, Niemcy nie widzieli waszych twarzy ani nie mieli szansy pójść za wami, prawda?
— Owszem, panie majorze. Tamtego zastrzeliłem i od razu uciekliśmy. Nawet gdyby chcieli za nami pójść, nie dogoniliby nas. Poza tym jechaliśmy w zupełnie przeciwnym kierunku — odparł żołnierz — A dodam tylko od siebie, że szczerze nie wydaje mi się, żeby szukali nas teraz.
— Ma rację. W Częstochowie zamieszanie, nie mają czasu na takie pierdoły. Przynajmniej nie teraz. A tamci na pewno nie odważą się wejść w las, przecież to rasa tchórzy — wtrącił Zenek.
— Niedługo ma być jakaś defilada. Będą masowo wchodzić do miasta i wtedy skorzystamy z okazji, żeby się przenieść. Może uda się załatwić kilku szkopów. Póki co wydaje mi się, że jesteśmy bezpieczni — Brzoza wstał i otrzepał spodnie.
— To zły pomysł — odezwał się Krasoń.
— A masz lepszy? — westchnął major.
— Nie, ale to co proponujesz nie skończy się dobrze.
— Na szczęście to nie była propozycja — Brzoza posłał sierżantowi krzywy uśmiech. Michał już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak major przerwał mu — póki co ja tutaj dowodzę a ty również podlegasz moim rozkazom. A teraz, spać. Dobranoc. A! Podwajamy wartę, tak na wszelki wypadek.
— Źle robisz, Brzoza — rzekł jeszcze Krasoń pod nosem.
***
Piorun leżał na plecach ze wzrokiem wbitym w dach namiotu. Od dłuższego już czasu próbował zapaść w sen, oczywiście z marnym skutkiem. Gdy tylko na dłuższą chwilę zamykał oczy, znów widział makabryczne sceny z udziałem Franka. Do tego dochodziły jeszcze krążące wokół twarze rodziców. Na moment zapadł w letarg. Zaczęły mu się śnić głosy, których za nic nie mógł sobie przypomnieć. W końcu zaczął wyłapywać znane mu głosy utraconych rodziców. Pojawiła się twarz matki. Spojrzała w oczy syna i krzyknęła coś. Młodzieniec gwałtownie się wybudził. Westchnął głęboko i rzucił okiem na leżącego obok Szerszenia.
— Śpisz? — Piorun leżał na tyle blisko kolegi, że bez problemu mógł go szturchnąć łokciem.
— Mhm — mruknął wyraźnie wybudzony Szerszeń.
— Słyszę, że już nie. To świetnie — rzekł Piorun
— Pacanie daj spać zmęczonemu życiem partyzantowi... — jęknął ciemnowłosy.
— Zaufaj, chciałbym. Ale niespanie w samotności jest trochę smutne — ciągnął młodzieniec. Szerszeń przez moment patrzył na niego nieobecnym wzrokiem. W końcu jednak rozbudził się na tyle, by móc kontaktować z rzeczywistością.
— Chodź dam ci coś na sen — rzekł w końcu uśmiechając się tajemniczo. Następnie wstał i podszedł do pnia młodego drzewka, który podtrzymywał całą konstrukcję, jaką był namiot żołnierzy. Zaczął kopać — Wojtek ma wartę, jesteśmy sami... O, jest! — rzekł w końcu wyciągając z ziemi naprawdę dużą butelkę z podejrzaną zawartością. Otrzepał spodnie a następnie usiadł naprzeciwko kolegi.
Piorun zmarszczył brwi i otaksował spojrzeniem Szerszenia, który już siłował się z zakrętką.
— Co to jest? — zapytał chłopak wąchając podejrzany trunek. Ostry zapach alkoholu przeszył jego nozdrza i prędko dostał się do płuc wywołując kaszel.
— Panie Piorun, zapraszam na nocną libację — powiedział wesoło ciemnowłosy Szerszeń — Chwila, ile ty masz lat...? — zawiesił na moment głos. Po chwili machnął ręką i dodał — Nie ważne, pijemy.
Oczy Pioruna zrobiły się wielkie jak dwa spodki kiedy dostał w ręce butelkę. Zawahał się przez moment, jednak po chwili wziął łyk. Za duży łyk. Trunek okazał się dużo mocniejszy niż chłopak mógłby się spodziewać. Sparzył jego język, gardło a następnie popędził do żołądka by zrobić z nim to samo. Piorun przez chwilę myślał, że się dusi. Szerszeń zaśmiał się widząc grymas na czerwonej twarzy kolegi. Zabrał od niego trunek i również wziął łyka.
Nie minęło dużo czasu nim alkohol uderzył do głowy młodym żołnierzom. Z każdym wypitym łykiem robiło się im coraz weselej. Młodzieńcy przestali zważać na wszystko i zachowywali się coraz głośniej. Śpiewali, żartowali i śmiali się dopóki wartownicy nie postanowili ich uciszyć. Nie zauważyli jednak, że zarówno Piorun jak i Szerszeń byli już w stanie mocnego upojenia alkoholem. Mimo wszystko na tym nie zakończyła się libacja. Pili, dopóki nie skończyła się zawartość ogromnej butelki.
— Wiesz co? — zapytał Piorun choć jego słowa prawie wcale słów nie przypominały. Szerszeń zmrużył oczy, które od nadmiaru alkoholu świeciły się jak dwa ogniki i spojrzał zaciekawiony na swojego kompana — Wydaje... mi się, że sierżant.... trzyma Hitlera u siebie w namiocie...
— Nie gadaj! A on nie mieszka przypadkiem z Brzozą i Zenkiem? — Szerszeń wytrzeszczył oczy i zamilkł czekając aż kolejne informacje padną z ust Pioruna. Ten jednak zaczął przysypiać więc ciemnowłosy szturchnął go mocno — Piorun!
— Idziemy — mruknął młodzieniec podnosząc się z ziemi — pokażę ci.
Wytoczyli się z namiotu. W ciemności wyglądali jak dwa chore stworzenia nieokreślonego gatunku. Zmierzyli chwiejnym i koślawym krokiem prosto do namiotu, w którym spał Michał Krasoń. Minęli wartowników, którzy nie zareagowali z żaden sposóbWydawało im się, że weszli do niego cicho oraz z gracją baletnicy. W istocie wpadli tam jak dwa pijane orangutany szukające pożywienia.
— Tam jest — szepnął Piorun wskazując prycz, na której powinien spać Michał. Szerszeń pokiwał głową po czym oboje zbliżyli się do tego miejsca — Atakujemy go na trzy — młodzieniec niezgrabnie policzył do trzech, myląc się przy tym dwa razy, po czym oboje zaczęli okładać pięściami dokładnie zaścieloną prycz.
— Można wiedzieć co wy robicie jeden z drugim? — nagle usłyszeli za sobą cichy, spokojny głos sierżanta. Obaj zastygli w bezruchu. W końcu Piorun odwrócił się powoli i spotkał się z błyszczącym gniewem wzrokiem Krasonia — Chlaliście. Śmierdzi od was wódką na kilometr — warknął po czym chwycił dwójkę młodych ludzi za uszy i wyprowadził ich z namiotu — Alkohol na służbie. Pięknie. Wiecie co? Nie mam zamiaru zaprzątać sobie głowy dwoma gnojkami więc nie powiem Brzozie. Zejdźcie mi w tej chwili z oczu a jutro zobaczycie... oj zobaczycie co to jest musztra — Michał zdzielił żołnierzy po twarzach a następnie zniknął w swoim namiocie.
— Nie możemy tego tak zostawić. Musimy znaleźć Brzozę, Szerszeń — zabełkotał Piorun kiedy sierżant zniknął w namiocie.
— Tam jest — rzekł Szerszeń i machnął głową w kierunku ciemnego lasu.
Stanęli przed wysokim drzewem o białej korze. Szerszeń zapukał kilka razy w smukły pień. Wzruszył ramionami i spojrzał na kolegę.
— Panie majorze? — zwrócił się do drzewa Piorun — Czy pan nas słyszy? — Odpowiedział mu szum liści. Na moment zamilkli wsłuchując się w odgłosy lasu.
— Piorun to jest drzewo. Idziemy spać, bo źle z nami — rzekł w końcu Szerszeń. Chwycił pod ramię młodszego żołnierza i obaj potoczyli się w stronę swojego namiotu — Jutro nie tylko dupa będzie Cię bolała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro