Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Germańskie diabły

Szósty października przyniósł ze sobą żal i rozpacz. Pozbawił on Polaków resztek wszelkich nadziei, które zostały  niegdyś na dnie ich serc. Samodzielna Grupa Operacyjna "Polesie", która jako jedyna stawiała jeszcze Niemcom opór, skapitulowała. Koniec bitwy pod Kockiem oznaczał również koniec Polski. Świat na moment zamarł i wszystko stanęło w miejscu gdy żołnierze generała Kleeberga składali broń. Nawet anioły uroniły kilka łez słuchając pożegnalnego rozkazu dowódcy. Spadały one na zmęczone twarze żołnierzy w postaci grubych kropel deszczu niesionych przez ciężkie ciemne chmury. A może to wcale nie anioły wówczas płakały? Może były to łzy Polski, której rozdrapano zabliźniające się rany? Jednak gdy wszyscy utraciwszy nadzieje, zrezygnowali już z wolności, gdzieś pod Częstochową, pewien partyzancki oddział snuł już kolejne plany.

Brzoza siedział pochylony nad planem miasta przygryzając policzek. Skrzywił się gdy poczuł w buzi metaliczny posmak. Wieść o zakończeniu kampanii wrześniowej szybko rozniosła się po Polsce a gdy dotarła do majora, ten od razu wpadł na pomysł. Tym razem postanowił działać. Chwycił więc prędko zeszyt z zapisanymi różnymi terminami oraz mapę Częstochowy. Od kilkudziesięciu minut siedział pochłonięty planowaniem czegoś o czym nie powiedział jeszcze swoim żołnierzom. Przez cały ten czas nie odezwał się ani słowem. Czasem tylko mruknął coś do siebie pod nosem lub zanucił jakąś patriotyczną pieśń.

Michał Krasoń przyglądał się temu z zaniepokojeniem. Wzrok majora wyrażał tylko zimną determinację co nie było podobne do tak spokojnego i rozważnego dowódcy. Sierżant zmarszczył brwi próbując odczytać z oczu Brzozy, które nawet na niego nie spojrzały, co też zamierza on uczynić. Zdenerwowany całą niepewnością zacisnął pięści próbując powstrzymać niekontrolowany wybuch gniewu, który zbliżał się wielkimi krokami. Postanowił więc odetchnąć głęboko parę razy i policzyć w głowie do dziesięciu. Czując jak powraca do niego cierpliwość, wrócił do obserwowania pochłoniętego pracą Brzozy.

W tym samym czasie reszta oddziału bawiła się w najlepsze. Partyzanci nie chcieli zawracać głowy dowódcom więc postanowili zagospodarować wolny czas na rozmaite zabawy. Wtedy jeszcze bowiem nie dotarła do nich tragiczna wieść o kapitulacji. Dlatego właśnie teraz część z nich standardowo pogrążona była w grze w karty, inni tańcowali przy akompaniamencie harmonijki a jeszcze inni urządzili sobie zawody w rzucie nożem.

Tylko rudowłosy młodzieniec siedział w samotności. Podążał wzrokiem za tańczącą w najlepsze dziewczyną. Obserwował jej falujące na wietrze włosy oraz usta, który rozciągnięte były w ogromnym uśmiechu. Łasica tańczyła sama, wszelkim potencjalnym partnerom, natychmiast odmawiała. Twierdziła bowiem, że tylko tańcząc samotnie ma największą swobodę oraz najłatwiej daje się porwać muzyce. Goniąc tak wzrokiem za rozhulaną dziewczyną, Promyk napotkał spojrzenie Pioruna, który wiernie towarzyszył swemu przyjacielowi przy partyjce w tysiąca. Wymienili znaczące spojrzenia i rudzielec wiedział już co powinien zrobić.

Harmonijka zafałszowała gdy dźwięk G z powodu zbyt mocnego dmuchania przestał grać i wtedy tańczący żołnierze wydali z siebie jęk zawodu. Puchacz jednak prędko przywołał instrument do porządku i już po chwili rozbrzmiała kolejna wesoła melodia, która do złudzenia przypominała Warszawiankę. Promyk nie zwlekał. Otrzepał z kurzu swoją pożółkłą koszulę i ruszył wprost na Łasicę. Postanowił nie zastanawiać się nad tym co robi, bowiem mogło to skutkować zawahaniem oraz upokorzeniem.

— Wiem, że z reguły unikasz tańców towarzyskich, ale może mogłabyś zrobić wyjątek? — zapytał nieco zbyt nieśmiałym głosem niż zamierzał.

— Takiemu partnerowi nie sposób odmówić — odrzekła uśmiechając się szeroko.

Podał jej ramię i już po chwili oboje wirowali w skoczny rytm Serca w plecaku zapominając o całym bożym świecie. Zawtórował im również szum lasu oraz krakanie wron ukrytych w krzakach. Kilku innych partyzantów wymieniło znaczące spojrzenia oraz szelmowskie uśmiechy. Bolek sugestywnie uniósł brwi a Maciek gwizdnął cicho. Jednak pochłonięta tańcem para zupełnie nie zwróciła na to uwagi.

Promyka zaniepokoiło to jak blisko twarzy ukochanej dziewczyny znajdowała się jego twarz. Trwał w ciągłym napięciu, mimo iż czuł, że Łasica w jego ramionach tańczy zupełnie swobodnie. Na dłuższą chwilę ich spojrzenia spotkały się i Promyk zaczął podziwiać szarą głębię oczu dziewczyny. Rudzielec zmieszał się do tego stopnia, że pomylił kroki i nadepnął na stopę partnerki. Przeraził się na dobre. Na szczęście Łasica, nie przerywając tańca, zaśmiała się tylko i pokiwała głową, chcąc uspokoić bijące z szaleńczą prędkością serce chłopaka.

— Dobra, panowie koniec tych harców. Pełna mobilizacja — rozległ się nagle głos Brzozy. Natychmiast wszelkie czynności wykonywane przez żołnierzy zostały przerwane, Promyk z Łasicą odskoczyli od siebie i wszystkie wyczekujące spojrzenia spoczęły na dowódcy — Nadszedł czas, żeby przekazać wam tą wieść. Kampania wrześniowa dobiegła końca — na moment zapadła cisza. W odpowiedzi na tą informację nie padł choćby cień jakiegokolwiek słowa. Nie padło nawet choćby jedno przekleństwo. Wydawać by się mogło, iż partyzanci chcieli uhonorować swoją ojczyznę minutą ciszy. Milczenie to było jednak jak niemy krzyk. W oczach nie jednego żołnierza stanęły łzy, w niektórych zaś gniewne ogniki — Nie będę mówił, że będzie dobrze bo chyba jasnym jest, że nie. Ale przynajmniej mogę wam obiecać, że szkopy zapłacą za to. Miejmy nadzieję, że najwyższą cenę — na moment urwał i spojrzał na swoich podwładnych czekając na jakąkolwiek reakcję. Gdy jednak znów spotkał się z milczeniem postanowił kontynuować. Wyciągnął mocno pokreśloną mapę i gestem przywołał wszystkich — posłuchajcie więc.

***

Piorun czuł jak coraz to więcej mrówek wspina mu się na rękę. Leżał na mrowisku. Jak niczego w świecie, pragnął w tej chwili strzepnąć gryzące go żyjątka i zmienić pozycję, jednak zdawał sobie sprawę, iż mogłoby się to skończyć śmiercią dla każdego z oddziału. Wrócił więc do obserwowania trójszeregu Niemców, którzy zmierzali do Częstochowy. Ci szli równo jak maszyny, rytmicznie, podśpiewując przy tym jakieś niemieckie piosenki. Chłopak cierpliwie czekał na znak od majora. Starał się oczyścić umysł z wszelkich niepotrzebnych myśli i skupić się wyłącznie na wyczekiwaniu na sygnał. Podświadomie zaczął odliczać mijające sekundy.

Drgnął gdy usłyszał znajomy gwizd. Powoli odwrócił głowę do miejsca, w którym ukrywali się inni żołnierze. Ujrzał, jak każdy z nich bezszelestnie wstaje i zmierza w kierunku drogi. Uczynił więc podobnie. Nie patrzył pod nogi, swój wzrok utkwił w maszerujących w zwięzłym szyku niemieckich żołnierzach.

Krew uderzyła mu do głowy gdy po lesie rozniósł się dźwięk wystrzału a jeden z Niemców padł na ziemię. Idący za nim żołnierz potknął się o jego ciało i również upadł. Niemal natychmiast idealny szyk rozpadł się a zdezorientowani młodzi żołnierze zaczęli w popłochu rozglądać się na wszystkie strony. Partyzanci wykorzystali tą sytuację i od razu zaczęli ostrzał chcąc jak najbardziej zaoszczędzić na czasie. Dzięki temu zdołali zabić kilkunastu wrogów, zanim ci zorientowali się w sytuacji. W końcu jednak dowódca zdołał zapanować nad chaosem jaki zapanował wśród jego żołnierzy i Niemcy utworzyli szyk obronny. Zaczęli na ślepo oddawać strzały w kierunku lasu.

Wszyscy partyzanci przywarli do ziemi. Wilgotny mech nasączył ich ubrania wciąż zalegającą na nim rosą. Wystrzelone przez Niemców kule latały wysoko ponad ich głowami toteż póki co nie mieli się czego obawiać. Chwilowo byli na wygranej pozycji. Żołnierze wroga, choć zebrani w szyku, wciąż byli zdezorientowani nie mogąc ustalić skąd do nich strzelają. Tak więc partyzanci, powoli, małymi krokami, gromili potężny niemiecki oddział.

Piorun strzelał prawie że na oślep. Nie umiał celować tak jak reszta żołnierzy z oddziału. Próbował, jednak prawie każda wystrzelona przez niego kula mijała cel o kilkanaście centymetrów. Nie wiedział czy była to kwestia drżących z emocji rąk, czy po prostu był w tym beznadziejny. Wtem ujrzał  Niemca, który podał mu się jak na tacy. Stał jakby poza szykiem nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nawet z tej odległości Piorun mógł dojrzeć przerażenie w oczach młodego żołnierza. Ale nie chciał go widzieć. Nie chciał myśleć o swoich ofiarach jako o ludziach. Poza tym nie sądził, by ktoś kto z zimną krwią zabija innych zaliczał się do ludzi. Z przerażeniem przeanalizował swój tok myślenia i nieznacznie opuścił broń. Zaraz jednak w myślach skarcił samego siebie i ponownie wycelował w wystraszonego Niemca. Nie będę się porównywał do tych germańskich diabłów, pomyślał sobie. Oddał strzał i wzrokiem pełnym nadziei śledził swój pocisk. Oczywiście minął on cel o prawie metr. Piorun fuknął gniewnie i powrócił do strzelania na oślep.

Szło im naprawdę dobrze. W mniemaniu majora Brzozy oraz sierżanta Michała, zdecydowanie zbyt dobrze. Przez chwilę wydawało się, iż Niemcy zamierzają się wycofać, bowiem wbiegli w las po drugiej stronie drogi i dopiero ukryci za ścianą zieleni rozpoczęli ponowny ostrzał. Ulica była usiana trupami a na przydrożnej trawie, radosną zieleń zastąpiła szkarłatna czerwień. Na moment wszelkie strzały zostały przerwane a w powietrzu zawisła przepełniona grozą cisza. Zaraz jednak rozległ się niepokojący dźwięk.

— Co do ch... — mruknął sierżant wsłuchując się w warkot.

— Ciężarówka! — wrzasnął Brzoza gdy zza zakrętu wyłonił się samochód.

Pojazd zatrzymał się przed miejscem, w którym ukrywali się Niemy tym samym tworząc im dobrą zasłonę. Zaraz potem z wnętrza ciężarówki wyłoniła się chmara żołnierzy. Natychmiast rozpoczęli ostrzał korzystając z chwilowej dezorientacji partyzantów. Rozpędzone ołowiane kule świstały nad głowami leśnych ludzi i zatrzymywały się na pniach wysokich sosen.

— Nie ruszać się! — krzyknął major gdy sytuacja uległa diametralnej zmianie i teraz do oni znajdowali się na przegranej pozycji.

Piorun zacisnął powieki i zatkał dłońmi uszy. Wcześniejsza determinacja i chęć walki błyskawicznie z niego uleciały a na ich miejsce wkradł się paniczny strach. W myślach wciąż powtarzał jedno zdanie : Nie chcę umierać. Krzyknął gdy poczuł jak pocisk rozrywa mu rękaw kurtki. Jeszcze mocniej przylgnął do ziemi. Czuł na wargach łaskoczące źdźbła trawy a do jego nozdrzy wlatywała woń mokrej ziemi. Teraz jednak nie liczyło się dla niego zupełnie nic prócz chęci przeżycia. Przestał nawet zważać na to, iż jego dłonie były usiane małymi czerwonymi ugryzieniami mrówek. Leżał więc tak zmawiając wszystkie znane mu modlitwy.

Szerszeń znajdował się znacznie bliżej drogi. Tutaj sytuacja była dużo bardziej napięta. Nie bardzo było się za czym schować bowiem przy samej jezdni roślinność była rzadsza. Jedyną osłoną był więc dla niego zbyt cienki pień drzewa. Tak naprawdę chłopaka dziwiło jakim cudem nie został jeszcze trafiony. Co jakiś czas starał się nieznacznie wychylić by oddać kilka strzałów ze swojego stena jednak po dłuższej chwili zrobiło się to niemożliwe. Zastawiał się kiedy poczuje palący ból a potem przejmujący chłód. Nie przejął się jednak wizją śmierci. Bardziej martwił się o bezpieczeństwo przyjaciela. Próbował zerkać w stronę, gdzie jak mu się wydawało leżał ukryty Piorun jednak nie ujrzał go nawet na moment. Zdekoncentrował się na zbyt długo. Poczuł silne szarpnięcie za ramię a następnie ciepło rozlewające się po jego prawym ramieniu.

— Cholera — mruknął próbując ocenić stan swojej ręki. Skrzywił się gdy próbując ruszyć ramieniem poczuł ogromny ból. Kula musiała naruszyć nerw, bowiem powoli zaczął tracić czucie. Zanim upuścił broń, zdążył złapać ją lewą ręką — A niech was diabli — rzucił zerkając w kierunku Niemców. Stał teraz nieruchomo zastanawiając się co zrobić.

Niemcy nie mieli najmniejszego zamiaru odpuścić. Przez chwilę nawet wydawać się mogło, iż ostrzał przybiera na sile. Tak naprawdę, w tej chwili kule leciały tylko i wyłącznie ze strony Niemieckiej. Przygwożdżeni partyzanci nie mieli jak wykonać choćby najmniejszego ruchu. Jednym wyjściem była w tym momencie ucieczka, jednak i to mogłoby skutkować kilkoma ofiarami.

Piorun ze swojej kryjówki dostrzegł jak pocisk rani jego kolegę. Nie wahał się. Wybiegł ze swojej kryjówki i pędził przez grad kul, chcąc jak najszybciej pomóc Szerszeniowi. Pień, za którym ukryty był ranny był już prawie na wyciągnięcie ręki, kiedy rozległ się huk jakiego świat nie słyszał. Młodzieniec runął na ziemię a siła upadku wypchnęła mu całe powietrze z płuc. Na dłuższą chwilę go zamroczyło.

Ciężarówka płonęła. Ktoś trafił w bak paliwa, przez co samochód wybuchnął i stanął w płomieniach. Dopiero wtedy Niemcy na chwilę zaprzestali strzelać, jakby zdziwieni takim obrotem spraw.

— Odwrót! — zawołał Brzoza. Nie musiał długo czekać na reakcję.

Natychmiast znaleźli się przy nim żołnierze. Wojtek, który zauważył prawie pełzającego Szerszenia, ruszył mu na pomoc. Chwycił chłopaka za ramiona i biegiem poprowadził do reszty oddziału. Od razu wszyscy ruszyli w las, zostawiając za sobą płonącą ciężarówkę oraz mocno zawzięty niemiecki oddział.

Szerszeń czuł się dziwnie. Wzrok mu mętniał a w uszach słyszał szum. Po raz pierwszy w życiu został postrzelony, ale pocieszał się myślą, iż sądził, że będzie bolało bardziej. Czuł, że jego umysł powoli przestaje kontaktować z rzeczywistością. Zamrugał szybko gdy przed oczami pojawiły się ciemne plamy.

— Szerszeń, co z Tobą? — zapytał major gdy byli już w bezpiecznej odległości od całego zamieszania. Chłopak skupił się mocno by ułożyć w głowie sensowne zdanie. Wtem przypomniał sobie o czymś i zaczął nerwowo rozglądać się wokoło.

— Gdzie jest Piorun? — zapytał słabym głosem.

— Nie ma go?— mruknął zdziwiony sierżant

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro