Mój czy Nasz syn? [Miniaturka 16]
Spojrzałam na telefon. Była dwunasta czterdzieści dziewięć. Blondyn miał już półgodziny spóźnienia. Odłożyłam telefon do wózka w którym leżał mój trzy miesięczny synek. Uśmiechnęłam się lekko spoglądając na niego. Jego blond włoski były białe niczym śnieg. A jego niebieskie oczka błękitne jak ocean.
Wdał się w ojca. Stwierdziłam.
Gdy było już kilka minut po trzynastej zaczęłam powoli szykować się do wyjścia. Była mi głupio kiedy kelner podszedł do mnie, po raz czwarty, pytając się czy na pewno nie chcę zamówić jakiegoś napoju. Odmówiłam, uśmiechając się przepraszająco. Czułam się upokorzona. Naprawdę myślałam, że się zjawi.
Ubrałam mój płaszcz i opuściłam kawiarnie. Wychodząc poczułam podmuch zimnego wiatru. Od razu wyjęłam kocyk z torby i przykryłam małego. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy wstając zobaczyłam go. Ojca mojego syna. Zerknął w moją stronę i zaczął powoli się zbliżać. Biła od niego niechęć, dobrze zdaje sobie sprawę, że nie chciał przychodzić. Postanowiłam zignorować fakt, że spóźnił się praktycznie godzinę.
Podchodząc spojrzał do wózka i od razu odwrócił wzrok. To bolało. Nie chciał spojrzeć na własnego syna, tylko dlatego, że był półkrwi. Jak bardzo idea czystej krwi musiała mu być wpojona? Skoro tak bardzo nienawidził czarodziei "nieczystej" krwi to dlaczego tamtego wieczoru do mnie podszedł. I wtedy wszystko mi się przypomniało.
Był to wieczór. Pierwszy marca. Dzień w którym dowiedziałam się, że Ron mój ex-narzeczony zdradzał mnie od kilku miesięcy z Lavender Brown. Nie zważając na jego przeprosiny i błagania bym została, opuściłam mieszkanie i udałam się do najbliższego klubu. Skąd mogłam wiedzieć, że w tym samym czasie była żona Dracona Malfoy'a również go zdradzała? I skąd mogłam wiedzieć, że znajdziemy się w tym samym klubie? Na początku mieliśmy zamiar się ignorować. Udawało nam się to do momentu aż nie przekroczyliśmy granicy z alkoholem. Potem słowa same wychodziły. Od niemiłych komentarzy, po wyznania jak się czuje. Nie wiem jak, ale udaliśmy się do jego mieszkania. Pamiętam wszystko z tamtego wieczoru. Poznawałam prawdziwego Malfoy'a. Pamiętam każdy szczegół.
Po tym incydencie, nie odzywaliśmy się do siebie przez dobry miesiąc. Aż do momentu kiedy dowiedziałam się o ciąży. Byłam załamana. Co miałam zrobić. Postanowiłam urodzić, dla mnie nie było żadnej innej opcji. Urodzenie Scorpius'a było najlepszym co kiedykolwiek mnie w życiu spotkało. Od momentu kiedy żył w moim sercu od razu go pokochałam.
Dzisiaj razem z Malfoy'em mieliśmy porozmawiać o tym jak będzie wyglądać opieka nad Scorpiusem. Nawet się ze mną nie przywitał, od razu wszedł do kawiarni i usiadł w fotelu. Nie mając za bardzo innego wyboru wróciłam do kawiarni i również usiadłam na fotelu.
- Przygotowałem papiery. - powiedział sucho, przysuwając w moją stronę papiery. - Scorpius ma w banką ponad pięćset tysięcy galeonów na start. Co miesiąc będę wysyłać ci alimenty w wysokości trzech tysięcy galeonów. Uwzględniłem również, że pełną opiekę sprawujesz ty a ja zabieram Scorpiusa tylko raz w tygodniu jeżeli będę miał czas. Jeżeli będziesz potrzebowała pieniędzy na jakieś dodatkowe rzeczy dla Scorpius'a masz mnie od razu powiadomić. - Słysząc każde słowo które mówił, stawałam się coraz bardziej wściekła. Jak on mógł mówić takie rzeczy!?
- Nie potrzebuje twoich pieniędzy. - powiedziałam wściekła. - Mój syn nie będzie wychowany w myśli, że może mieć wszystko na zawołanie. Chcę go wychować na porządnego człowieka. A i wiesz co? Jeżeli w ogóle zależy ci na Scorpiusie to nie udawaj zimnego dupka. Rozumiem, że mnie nie lubisz z resztą ze wzajemnością. Ale chcę ci tylko uświadomić, że Scorpius będzie potrzebował ojca w swoim życiu. - wykrzyknęłam, ale podpisałam dokumenty. Już miałam wychodzić kiedy.
- Naszego syna. To nasz syn. - stwierdził dotykając mojej dłoni. Odsunęłam się i ubrałam płaszcz. Wyszłam z kawiarni.
————
Jestem chora.
Gdyby nie to zapewne miniaturka nigdy by sie nie pojawiła 😂
Także miłego czytania ❤️
Do następnego.
Renesmee.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro