Rozdział 8
* SET *
Jak dobrze zrobiłem, zmywając się z cholernego ogniska nad jeziorem. Gdybym tego nie zrobił, nawet nie wiedziałbym, że zielonooka jest cały czas tak blisko mnie.
Wkurwiłem się na siebie za spowodowanie wypadku, ale to dzięki niemu mogłem się do niej zbliżyć. Dobrze, że nie odpuściłem, tylko pognałem, jak wariat, do miejscowej stadniny. Byłem tam przed nią. Właśnie wracała, udając, że wszystko gra.
Widziałem to zacięcie na jej twarzy i iskry w oczach. Nie spodziewałem się, że pomimo spłoszenia, które na ogół pokazuje światu, potrafi być tak zawzięta. Dziś poznałem jej drugie oblicze zdecydowanej, silnej kobiety, stawiającej na swoim. Zaskakiwała mnie na każdym kroku.
Całe szczęście, że w stajni dołączył do nas ten starszy mężczyzna, który znał ją na wylot. Rozbawił mnie moment, gdy wyliczał jej urazy, które tak usilnie próbowała ukryć. Przy jego pomocy szybko udało mi się zgarnąć ją do auta i zawieźć do szpitala.
Dzięki mojemu małemu podstępowi przy wypełnianiu karty informacyjnej, dowiedziałem się o niej czegoś więcej. May Cole. Dwadzieścia siedem lat. Mieszka dwie ulice dalej od baru Billa. Wykształcenie wyższe. Brak alergii. Brak przebytych operacji. Od razu wpisałem siebie jako osobę upoważnioną do informowania o stanie zdrowia pacjentki. Dlaczego? Bo już więcej mi nie ucieknie. Ten głupi świstek dał mi pewność, że jeśli cokolwiek jej się stanie, będę o tym wiedział.
Wiem, posrane, ale to zapewnienie sprawiło, że czułem się lepiej.
Moja Mała podpisała to, jak zwykle dyskutując. Wiedziałem, że ma silny charakter, który przez jakieś wydarzenie z przeszłości został stłamszony. Pomimo to umiałem sprawić, że wypływał na wierzch. Nagle mnie olśniło! Zdobyłem nowy cel. Musiałem dowiedzieć się, dlaczego tak ukrywa się przed ludźmi, zburzyć mur, który postawiła wokół siebie i pokazać światu, jaką była niesamowitą istotą. Zrobię to i nic mnie przed tym nie zatrzyma. Dziś miałem jednak inne zadanie - zaopiekować się nią.
Dobrze, że tu przyjechaliśmy. Okazało się, że ma wybity bark i wstrząśnienie mózgu. Przy rozmowie z lekarzem zaoferowałem, że będę przy niej. Zauważyłem zmieszanie wymalowane na jej twarzy i wewnętrzne rozdarcie. Na pewno zastanawiała się, czy może zdać się na mnie. Nie dałem jej w tym temacie możliwości wyboru.
O nie! Nie wycofam się.
Dzięki temu, że będę blisko i sam się nią zajmę, będę spokojny, że jest bezpieczna. Nawet nie pytałem, czy ma kogoś bliskiego, kto mógłby się nią zaopiekować. To był mój obowiązek. Czułem się za nią w pełni odpowiedzialny.
Jak burza wpadłem do apteki, wykupując leki z recepty. Kazałem jej, zgodnie z zaleceniem lekarza, przyjąć pierwszą dawkę. Nie obyło się bez kolejnych dyskusji, ale w końcu uległa i zrobiła, co chciałem. Z moją stanowczością nie wygra. Jutro na pewno będzie oponować, co do mojej roli opiekuna, ale miałem to gdzieś. Jest moja od momentu, gdy pierwszy raz spojrzałem w jej oczy i w nich utonąłem, a moją kobietą będę opiekować się osobiście.
Na szczęście odpłynęła już w samochodzie i nie musiałem przeżywać kolejnych, zbędnych kłótni. Pamiętając jej adres, szybko znalazłem osiedle w pobliżu parku miejskiego, gdzie spotkaliśmy się dwukrotnie. W jej torbie znalazłem klucze i nawet jej nie budząc, zaniosłem do domu. Czułem się zajebiście, trzymając ją w ramionach. Była tak krucha i drobna. Nieświadomie wtulała się w mój tors. Kurwa, nikomu nie pozwolę jej tknąć.
Mieszkanie, do którego weszliśmy, usytuowane było na trzecim piętrze. Niewielki metraż. Przedpokój, kuchnia, łazienka, dwa pokoje i jebany futrzak, który zaczął łasić się do moich nóg. Widząc niepościelone łóżko, przeszedłem na wprost. Położyłem ją, zdjąłem długie buty do jazdy konnej, skarpety i cuchnące sierścią spodnie.
Ja pierdolę, ale ona ma zgrabne nogi.
Kutas stwardniał na samą myśl, żeby znaleźć się pomiędzy nimi. Ale nie teraz. Jeszcze przyjdzie czas, gdy sama będzie je przede mną otwierać. Musiałem otrząsnąć się ze zboczonych myśli i dokończyć zajmowanie się swoją kobietą. Z głowy zdjąłem jej kaszkietówkę i ułożyłem wygodnie na poduszce. Gdy tylko otuliłem ją kołdrą, futrzak wskoczył na łóżko i rozciągnął wzdłuż niej.
– To ostatnie twoje chwile, gdy tuli ciebie zamiast mnie – zagroziłem, a w odpowiedzi usłyszałem głośne mruczenie.
Cholerny biało - rudy kłak.
Pamiętając, żeby poinformować trenera o tym, co się z nią dzieje, poszedłem do kuchni i wybrałem numer. Chyba czekał, jak na szpilkach, na wiadomości ode mnie, bo odebrał już po pierwszym sygnale.
– Halo?
– Hej. Tu Set. Przywiozłem May do domu.
– I co powiedzieli lekarze? – W jego głosie słyszałem zdenerwowanie. Musieli być ze sobą zżyci, skoro tak bardzo się martwił.
– Miała małe rozcięcie nad skronią, stąd krew. Oprócz tego wybity bark i wstrząśnienie mózgu. Ramię nastawili i założyli temblak. Ma w nim chodzić przez tydzień. Zrobili też tomografię komputerową i dali jej w chuj leków. Mam ją obserwować, czy stan się nie pogarsza. Oczywiście nie chciała zostać w szpitalu na obserwacji.
– Cała May. Przyjechać i cię podmienić? Niestety oprócz mnie i naszego szefa, nie ma nikogo bliskiego. – Na tę informację poczułem ukłucie w serduchu.
Cholera, ta mała była skazana praktycznie sama na siebie. Ale dlaczego?
– Nie ma potrzeby. Mam czas. Zajmę się nią.
– W razie czego, dzwoń. Jakby dyskutowała, nie daj się wyrzucić. Po wstrząśnieniu objawy mogą pojawić się z opóźnieniem. Nie należy go lekceważyć. Wiem, bo sam przez to przechodziłem. May to cholerny zadzior, więc szykuj się na kłótnie.
– Nie martw się. Jakoś okiełznam tę małą bestyjkę.
Razem zaśmialiśmy się krótko.
– Tylko delikatnie. Ta dziewczyna przeszła w życiu już nazbyt dużo. – To zdążyłem zauważyć. – W razie problemów, dzwoń. Ja się kładę, bo przez jej nieobecność będę musiał wcześniej pojechać do stajni.
– Jesteśmy w kontakcie. – Rozłączyłem się.
Patrząc na telefon, zastanawiałem się, czy zadzwonić do Riska. Odrzuciłem jednak ten pomysł. Po imprezie na pewno dobijają się w klubie i jakakolwiek rozmowa z pijanym Prezesem była bezsensowna.
Schowałem telefon do kieszeni i zajrzałem do lodówki. Kurwa, jebane puchy. Patelnia z makaronem, jajka, jogurt, kilka plasterków wędliny i żółtego sera. Na szczęście był też otwarty czteropak. Od razu sięgnąłem po jedno piwo i postanowiłem jutro pojechać na zakupy. I tak będę musiał skoczyć do siedziby po jakieś rzeczy do przebrania.
Z butelką w ręku zacząłem rozglądać się za miejscem, gdzie mógłbym przekimać. Pokój, w którym spokojnie spała May wyposażony był w łóżko, regał z książkami, telewizor, fotel ze stolikiem, na którym leżał laptop i drzwiami wyjściowymi na balkon.
Na pewno nie będę spać na fotelu. Ni chuja!
Przeszedłem do pomieszczenia obok z nadzieją, że znajdę jakąś kanapę. Po wejściu tam oniemiałem. To była jej pracownia. Pod oknem stał blat, na którym rozłożone były szkice. Obok niego drugi z dużą ilością artykułów plastycznych. Nie to zrobiło na mnie największe wrażenie, tylko jej prace rozwieszone na ścianach. Przedstawiały widoki parków, ogrodów, plenerów, a także konie w różnych pozach. Były tak realistyczne. Miała niesamowity talent.
Już wychodziłem, gdy nagle zamarłem w bezruchu. Ujrzałem obraz motocyklisty. Wpatrzony w dal, siedział na identycznym Night Rodzie jak mój.
Kurwa, kim on jest? O co tu chodzi?
W rogu ryciny zauważyłem krzyżyk i datę sprzed pięciu lat. Byłem pewien, że w taki sposób oznaczyła koniec jego życia.
Hmm... Może to jej były, który rozpieprzył się podczas jazdy? To dlatego moja maszyna zwróciła jej uwagę? Dlatego ją rysowała?
Wgapiony ślepo w to pamiątkowe dzieło, długo się nad nim zastanawiałem, gdy nagle usłyszałem jej jęk. Jak durny pobiegłem do niej. Kręciła się i miotała na łóżku. Musiały nękać ją koszmary. Usiadłem obok i delikatnie pogładziłem policzek. Mój dotyk dał jej ukojenie. Twarz zelżała, a usta przyozdobił subtelny uśmiech. W głębi duszy cieszyłem się, że podświadomie tak dobrze reaguje na moją bliskość. Czując narastające zmęczenie, rozebrałem się do bokserek i wsunąłem pod kołdrę. Jutro będzie na mnie wściekła za tą samowolkę, ale teraz w ogóle się tym nie przejmowałem. Chciałem być blisko niej i w końcu zasnąć.
Wkurwiający budzik wyrwał mnie bladym świtem ze snu. Ręką pobłądziłem po pościeli, ale zamiast namierzyć telefon, zanurzyłem palce w miękkim futrze.
Co jest grane?
Przetarłem łapą twarz i niechętnie rozchyliłem powieki. Wydobyłem z siebie szeroki uśmiech, widząc duże, wpatrzone we mnie sarnie oczy. Jej mina z zaskoczonej, nagle przeistoczyła się na wkurwioną. Odkładając na szafkę telefon, zaczęła wrzeszczeć:
– Do jasnej cholery! Co ty robisz w moim łóżku?
– Aktualnie próbuję spać – wychrypiałem, wprowadzając ją w stan furii.
– Co ty sobie myślisz?! Wykorzystując moment, że byłam pod wpływem leków, ładujesz się do mojego łóżka?! Uważasz, że w ramach wdzięczności będziemy uprawiać seks? Jeśli tak to grubo się mylisz!
No teraz podniosła mi ciśnienie. Nie mając zamiaru wstawać, obróciłem się, żeby być przodem do niej.
Władczym tonem odparłem:
– Kochanie, nie jestem pierdolonym chujem, żeby wykorzystywać cię w tak złym stanie zdrowia. Jedyne, o czym wczoraj marzyłem to położyć się spać. Dwie poprzednie nocki miałem zarwane, więc nie dziw się, że chciałem choć trochę wypocząć. Nie masz drugiego łóżka, więc śpię tu. Kolejna rzecz. Bez twojej zgody nie tknę cię w tym sensie, o którym myślisz, więc nie musisz martwić się o swoją cnotę. Ostatnia sprawa. Przyzwyczaj się do mojej obecności, bo do momentu wizyty kontrolnej będę twoim pierdolonym aniołem stróżem. Czy to jasne? – Spojrzałem na nią nieustępliwie.
Jej usta ułożyły się w literę O. Chwilę musiała przetrawić informacje, którymi ją zasypałem. W końcu wybuchła.
– Ty chyba żartujesz!! Masz zamiar mieszkać u mnie przez tydzień? Baaa... spać ze mną w tym samym łóżku? – Zrobiła tak wielkie oczy, że omal nie wyskoczyły z orbit.
– Tak. – Zakryłem głowę kołdrą, pokazując, że nie mam zamiaru się ruszyć.
Ta moja mała zołza miała inny plan. Wstała i zaczęła szarpać się ze spodniami. Kurwa, musiałem jednak podnieść głowę.
– Co robisz?
– Muszę zaraz być w pracy.
Aha. Czyli to nie koniec wojny.
– Dzwoniłem wczoraj do Bena. Wie, że przez tydzień masz wolne. Kazał cię przywiązać do łóżka, jeśli zajdzie taka konieczność. Masz leżeć i odpoczywać.
Mój stanowczy głos nie wywarł na niej wrażenia. Złapała za telefon i od razu wybrała numer trenera.
– Hej Ben. Tak, już jest lepiej. Zaraz się zbieram. Nie, nie będę leżeć.
Czułem, jak jej poirytowanie narasta. Długo słuchała jego wywodu, po czym wrzasnęła:
– Ty chyba żartujesz?! I Frank przeciwko mnie? Jesteście okropni!
Rozłączyła się i rzuciła telefon na fotel.
Ta... Nigdzie nie pójdziesz, Maleńka.
Nawet nie zwracając na mnie uwagi, wyciągnęła z szafy ubrania i tupiąc głośno piętami, poszła do łazienki. Widok jej krągłych pośladków odzianych wyłącznie w koronkę wywołał u mnie wzwód.
Ja pierdolę, koniec spania.
Nie chcąc jej przestraszyć, nałożyłem na siebie spodnie i poczłapałem do kuchni. Zrobiłem kawę i śniadanie. Dobrze, że miała jajka, bo jajecznica to jedyne, co umiałem zrobić. Będę musiał pomyśleć, jak rozwiązać sprawę żarcia. Przecież z ręką w temblaku nie będzie gotować.
Stawiałem na stole talerze i kubki, gdy do mnie dołączyła. Po raz kolejny ocipiałem na jej punkcie. Jej ciemne, półmokre włosy opadały falami na ramiona i plecy, duże, zielone oczy bacznie mnie obserwowały, a na materiale podkoszulka odznaczały się sutki. Jebana perfekcja, która odebrała mi zdolność mowy. Stałem jak słup soli, nie mogąc oderwać się od podziwiania jej urody.
Zauważyłem, jak przez jej twarz przepływają różne emocje. Biła się z myślami, nie mogąc odnaleźć się w nowej sytuacji. Dałem jej na to czas. Usiadłem obok niej i zacząłem jeść. W końcu zagryzła dolną wargę i ciężko westchnęła. Dopiero gdy jej talerz świecił pustkami, zapytała:
– Jak to sobie wyobrażasz?
Dobre pytanie. W ogóle sobie nie wyobrażałem, jak będzie wyglądać mieszkanie z nią przez tydzień.
– Nie wiem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Ale potrzebujesz pomocy, a ja nie zamierzam zostawić cię w tym stanie samej. Masz unieruchomioną rękę, a to ogranicza cię w najprostszych czynnościach, jak choćby gotowanie czy zmycie naczyń po jedzeniu.
Podniosłem na nią oczy i dodałem:
– Daj sobie pomóc.
– Czego oczekujesz w zamian?
– Niczego. – Nie przerywałem z nią kontaktu wzrokowego, żeby była pewna moich intencji. – Nie mam w stosunku do ciebie złych zamiarów. Uwierz mi.
Zamyśliła się, lustrując moją twarz. Szukała w niej cienia kłamstwa, ale go nie znalazła.
– Dlaczego to dla mnie robisz?
– Fascynujesz mnie i chciałbym cię lepiej poznać. Mam teraz najlepszą ku temu okazję.
Na jej policzkach wykwitły rumieńce. Wyglądała uroczo w tej speszonej odsłonie. Bez słowa podniosła się i z kubkiem kawy w dłoni, wyszła z kuchni. Poszedłem jej śladami. Zdziwiłem się, widząc jak oparta o balustradę balkonu, odpala papierosa i zaciąga się dymem. Dołączyłem do niej, wyciągając z paczki Marlboro.
– Czujesz się źle w mojej obecności? – Zaskoczyłem ją pytaniem.
Nie zmieniając pozycji, zapatrzona gdzieś w dal, odpowiedziała:
– Nie. Nie o to chodzi. Po prostu dziwnie się czuję. W tym mieszkaniu, oprócz mnie, nigdy nikogo nie było. Należę do osób odciętych od społeczeństwa. Jestem outsiderką z wyboru. Nie dziw się, że nie mogę odnaleźć się w tej sytuacji.
Po raz pierwszy zaczęła się przede mną otwierać. Zamiast drążyć temat, zagadnąłem:
– Jesteś w stanie przeżyć tydzień z upierdliwym współlokatorem?
Podniosłem brew i odwróciłem się w jej stronę. Zachichotała. Nie bała się już na mnie patrzeć.
– Jeśli ten współlokator nie będzie próbować dobierać się do mnie. – Podniosła palec i stuknęła nim w środek mojego nagiego torsu. – Zapamiętaj. Zero seksu.
Kurwa, to będzie trudne, szczególnie że każdy jej dotyk wywoływał w moich spodniach erekcję.
– Chyba że sama o to poprosisz, Maleńka.
Z jej ust wydobył się cichy jęk, który próbowała ukryć. Działałem na nią, tak samo, jak ona na mnie. Dobrze wiedzieć. Wydęła usta, przez co miałem ochotę wbić się w nie.
– Jesteś nieznośny.
– I ponoć uroczy, kochanie. – Wyszczerzyłem się, żartując. Przewróciła oczami i wróciła do mieszkania.
Całe przedpołudnie spędziliśmy w łóżku. Siorbała drugą kawę i oglądała serial na necie, a ja przysypiałem, tuląc łeb w cholernego futrzaka. Mój telefon odezwał się tuż przed południem. Nie zmieniając pozycji, sięgnąłem po niego i przyłożyłem do ucha. Tak jak się spodziewałem, to był Risk.
– Halo.
– Gdzie ty, kurwa, jesteś? Miałeś zadzwonić! Co się z tobą dzieje?! – wydarł się do mojego ucha, tak głośno, że słyszała to moja Mała. Pomimo odległości czułem, jak się spięła.
– Nie drzyj mordy – wybełkotałem. – Żyję. To ci wystarczy.
– No chwała Panu... – odparł z irytacją w głosie. – Jeszcze raz zapytam. Gdzie ty kurwa jesteś?
– U narzeczonej – wypaliłem bez przemyślenia.
Cisza. Chyba trybiki w tym jego zajebistym móżdżku musiały się zaciąć po usłyszeniu takiej odpowiedzi.
– Gdzie?
Chciałbym teraz widzieć wyraz jego gęby.
Uśmiechnąłem się, wyobrażając sobie to zdziwienie.
– U narzeczonej. Przeliterować?
– A od kiedy ty masz narzeczoną?
– Od wczoraj.
Moje krótkie odpowiedzi doprowadzały go do szału. Znałem go nazbyt dobrze, żeby myśleć inaczej.
– Będziesz dziś w siedzibie?
– Tak. Niedługo. – Spojrzałem na zegar ścienny. – Powiedzmy, w ciągu godziny.
Musiałem szybko zajrzeć do swojego pokoju i zabrać rzeczy na przebranie, a potem zrobić zakupy na obiad. Lepiej wszystko załatwić teraz, żeby Maleńka nie przymierała głodem.
– Od razu masz się stawić u mnie w biurze. To polecenie.
– Tak jest, Prezesie. – Rozłączyłem się, odkładając telefon na bok.
Ze zbolałym jęknięciem przeciągnąłem się, po czym zerknąłem na May. Jej wściekłe oczy wypalały w mojej głowie dziurę. Już byłem pewien, że o coś jej chodzi.
– Co? – wychrypiałem.
– Narzeczona? A od kiedy jestem twoją narzeczoną?
– Od wczoraj. Ale jeśli chcesz, mogę zapytać. Wyjdziesz za mnie? – Wyszczerzyłem się, nie odpuszczając rozbawionej miny. – Po prostu powiedz "tak" i będziemy mieć to z głowy.
Myślałem, że ją zagiąłem, ale to ona zagięła mnie.
– Tak. Gdzie mój pierścionek?
Widząc moje zdziwienie, parsknęła śmiechem. No tego to się po niej nie spodziewałem. Zagrała w moją grę.
Ale ja cię zołzo jeszcze załatwię.
– No tak. Bez świecidełka nie podchodź – wybąkałem pod nosem, wstając z łóżka.
– Gdzieś się wybierasz? – zainteresowała się, gdy zacząłem się ubierać.
– Tak. Po pierwsze muszę zrobić zakupy. Twoja lodówka świeci pustkami, co wcale mnie nie pociesza. Muszę też skoczyć do klubu. Jakbyś nie zauważyła, należę do Death Road MC.
– Zauważyłam.
– Dzwonił mój przyjaciel, który jest Prezesem. Wczoraj szybko uciekłem z imprezy i do tej pory się nie pokazywałem. Nie wiedział, co się ze mną dzieje. Muszę się u niego zameldować. Poza tym chcę wziąć kilka rzeczy na przebranie ze swojego pokoju. Nie martw się, za dwie godziny wrócę.
Nic nie odpowiedziała.Skwasiła minę i skinęła głową. Spisała mi dość obszerną listę zakupów, dałaklucze do mieszkania i przy mnie wzięła leki. Po nich zaraz zaśnie, dziękiczemu będę mógł spokojnie załatwić wszystkie sprawy.
Bracia wytrzeszczyli na mnie oczy, widząc, że zamiast Harleyem, podjechałem pod siedzibę starym Mitsubishi.
– Vice, a co ty Roda zamieniłeś na terenówkę? – nabijał się ze mnie Jazz.
Nie mając zamiaru się tłumaczyć, pominąłem tę zbędną docinkę i bezpośrednio polazłem do gabinetu, gdzie czekał na mnie Risk.
– No w końcu! – Wystrzelił zza biurka, jak pocisk. – Siadaj i kurwa opowiadaj, co to za akcja była wczoraj przy ognisku i o chuj chodzi z tą narzeczoną?
Klapnąłem obok niego na sofie i zacząłem mówić:
– Pierdolona Beth wkurwiła mnie do tego stopnia, że w nerwach wsiadłem na motocykl i odjechałem. Od razu zapowiadam, jeśli ta suka nadal będzie brać udział w naszych imprezach klubowych, mnie na nich nie będzie. – Spojrzałem nieustępliwie na przyjaciela.
Przejechał łapą po włosach i wypuścił głośno powietrze z płuc.
– Po tym jak pojechałeś przylgnęła do Zippa. Bawili się razem, a przez pół nocy pieprzyli. Nie powinieneś mieć już z nią problemu.
– Wątpię. To tępa dzida. Ja tylko oznajmiam, że jeśli chcesz mnie widzieć, ma jej nie być.
Wiedział, że nie żartuję. Skinął głową, dając tym samym znać, że przyjął moje słowa do wiadomości.
– A co to za narzeczona i gdzie ty, kurwa, byłeś przez całą noc?
Zacisnąłem mocno szczękę, zastanawiając się, co mam mu odpowiedzieć. Dupek nie odpuści, więc muszę mu wyjawić prawdę.
– Pamiętasz, jak wczoraj rozmawialiśmy o pewnej nieznajomej?
Potwierdził, czekając na ciąg dalszy.
– Spotkałem ją wczoraj, gdy wracałem z imprezy. Miała wypadek. Przez pół nocy byłem z nią w szpitalu, a kolejne pół czuwałem nad nią w jej domu.
Wytrzeszczył oczy i zaczął dopytywać:
– Jaki wypadek?
Kurwa, nie chciałem mu tego wyjawiać, a musiałem.
– Jechała wierzchem przez las, gdy ja wracałem motocyklem do domu. Omal się nie zderzyliśmy. Koń przestraszył się, a ona spadła. Ma wstrząśnienie mózgu i zwichnięty bark.
Risk zaczął konać ze śmiechu.
– Ja pierdolę! Omal nie zabiłeś laski, w której się zabujałeś?!
– To był wypadek. Teraz muszę się nią zająć. Ma unieruchomioną rękę, więc przez najbliższy tydzień stacjonuję u niej na kwadracie. Jak coś, jestem pod telefonem.
Idiota dalej rżał. Nie miałem zamiaru tracić czasu na jego kpiny. Podniosłem się i skierowałem w stronę wyjścia.
– Ale nadal nie wytłumaczyłeś kwestii „narzeczonej". – Palcami ujął ostatni wyraz w cudzysłów.
Złapałem łapą klamkę i zatrzymałem się w bezruchu.
Mówić? Nie mówić? Powiem.
– Wczoraj na izbie przyjęć podałem się za jej narzeczonego. I wiesz co? W chuj dobrze się z tym czułem. Dziś zapytałem, czy wyjdzie za mnie. Dodałem, żeby się zgodziła i miała już to z głowy. Zaraz zapierdalam do galerii. Tam powinien być otwarty jubiler. Kupię pierścionek i jeszcze dziś wsadzę go na jej palec.
Po raz pierwszy widziałem Riska w takim szoku. Nie mógł wydobyć z siebie zdania. Wykorzystując fakt, że zaniemówił, wyszedłem z biura. Rzep polazł za mną do pokoju. Pakowałem ciuchy w torbę, starając się o niczym nie zapomnieć, podczas gdy on dziamdział mi nad głową.
– Ocipiałeś do reszty?
– Tak, na jej punkcie.
– Kurwa! Set! Jak długo ją znasz? Nic o niej nie wiesz!
– To się dowiem. Poza tym o mnie się nie martw. Wiem, co robię.
Złapał się za głowę i zaczął nią potrząsać na boki.
– Nie wierzę. No kurwa, nie wierzę.
– To uwierz. – Wyszczerzyłem się. – Biorę lapka. Będę pracować zdalnie.
Zaczął mi pieprzyć za uszami jakieś bzdety, ale już go nie słuchałem. Machnąłem mu na pożegnanie ręką i wybiegłem z klubu, żeby już nikt nie zawracał mi dupy. I tak, jak rozniesie się wieść o moich zaręczynach, telefon będzie grzać się od nadmiaru wiadomości.
Miałem rację. W centrum handlowym przyszło do mnie ze trzydzieści SMS-ów, które olałem. Co innego zaprzątało teraz moje myśli - wybrać pierścionek zaręczynowy dla May. Dobrze, że tutaj jubiler był otwarty codziennie. Ekspedientka po pół godzinie miała mnie szczerze dosyć. Dwoiła się i troiła, pokazując mi różne modele, ale żaden z nich nie przypadł mi do gustu. Już traciłem nadzieję, gdy wyciągnęła z ostatniej gabloty zaskakująco piękny drobiazg.
– O to właśnie chodziło. – Uśmiechnąłem się półgębkiem, patrząc na klejnot zamknięty w skrzydle anioła. Był tak samo unikatowy, jak Maleńka.
– Ale jest drogi – zaznaczyła nieśmiało.
Podniosłem pytające spojrzenie, mając gdzieś, ile hajsu wydam na ten cel.
– Kosztuje siedem i pół tysiąca.
– Biorę.
Choćby miał kosztować siedemdziesiąt tysi, też bym go wziął. Kobieta nie spodziewała się, że ktoś taki jak ja, może nosić przy sobie tyle szmalu. Chyba miała nikłe pojęcie na temat mojego klubu. Może to i lepiej. Nie żegnając się, schowałem pierścionek w wewnętrznej kieszeni kurtki i pobiegłem na spożywkę.
Dobrze, że przy wyjściu z galerii była restauracja. Kupiłem chińszczyznę na wynos, ciesząc się, jak głupi, że robienie obiadu mam z głowy.
Gdy wróciłem do domu, May mocno spała, wtulając się w rozciągniętego na poduszce kota. Po cichu podszedłem do niej i wsunąłem na palec pierścionek. Wyglądał idealnie na jej drobnej dłoni i o dziwo trafiłem z rozmiarem. Jak widać, był jej przeznaczony. Ciekawe, kiedy zorientuje się, że go ma.
Korzystając z wolnej chwili, wyciągnąłem z torby kosmetyki i ciuchy do przebrania, po czym zniknąłem za drzwiami łazienki. Rozkręciłem wodę i w końcu mogłem się w pełni zrelaksować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro