Rozdział 29
* SET *
Całą noc gnałem bez ustanku, żeby jak najszybciej dotrzeć do macierzystej jednostki Death Road MC. Bracia wymiękli już o drugiej, postanawiając przekimać się w pierwszym lepszym motelu. Ja miałem w dupie odpoczynek. I tak bym nie zasnął.
Cały czas martwiłem się o May. Wczorajsze informacje od Riska, które wyciągnąłem siłą, powaliły mnie na łopatki. Moja Mała była zagrożona. Ktoś ją śledził. Czyhał na nią. Ten dupek zapewniał, że ją chroni, ale nie byłem tego taki pewien. Był jak kot, który wiecznie chodził swoimi ścieżkami. Dlaczego miałby poświęcać cały swój czas, żeby pilnować mojej baby? Musiałem jak najszybciej dotrzeć na miejsce i osobiście zadbać o jej bezpieczeństwo.
Zatrzymując się o szóstej na tankowanie, próbowałem połączyć się z Maleńką. Byłem pewien, że nie śpi, ale telefon miała całkowicie wyłączony. Cholernie mnie to martwiło. Do Riska nawet nie dzwoniłem. Wkurwił mnie ukrywaniem tak istotnych spraw, jak maile z pogróżkami. Oberwie za to w pysk.
Punkt ósma zajechałem na parking pod siedzibę, gdzie przywitały mnie dwie zdziwione gęby.
– Vice? A co ty tu robisz? Gdzie reszta? – zapytał Tim, gasząc butem niedopałek.
– Zatrzymali się na nocleg. Będą za kilka godzin. A gdzie Prez?
– Przed chwilą zszedł do biura. Od wczoraj chodzi na wkurwie, więc uważaj – ostrzegł mnie.
W dupie miałem jego fochy. Jak pocisk wystartowałem we wskazane przez chłopaków miejsce. Najpierw chciałem wyciągnąć od Riska całą prawdę, co działo się pod moją nieobecność, a dopiero potem pojechać do Małej. Bez pukania wparowałem do gabinetu, który, na co dzień, wspólnie zajmowaliśmy.
Przyjaciel nie zauważył mnie od razu. Był głęboko pogrążony w myślach. Bezskutecznie próbował dodzwonić się do kogoś, klnąc przy tym pod nosem. Wyglądał jakby nie spał przez całą noc. Coś rzeczywiście musiało leżeć mu na łbie. Trzask zamykanych drzwi dopiero sprowadził go na ziemię. Podniósł głowę i spojrzał na mnie zaskoczony.
– Set?
– Ta i nie pytaj, gdzie reszta. Zostali przekimać się w motelu, a ja prułem dalej – wytłumaczyłem pobieżnie. – Mów, co tu się, kurwa, dzieje?!
Westchnął ciężko i zanurzył palce we włosach. Potarł nimi, jakby chciał zrzucić z siebie nagromadzone problemy. Nie odpowiadając, włączył laptopa i pokazał mi maile ze zdjęciami. Nie poznawałem domu, do którego wchodzili na jednej z fot.
– A gdzie to?
– Po pierwszym mailu chciałem gdzieś ukryć May. Zawiozłem ją tam, mając nadzieję, że będzie bezpieczna – tłumaczył oględnie, ale nie dałem się zbyć.
– Tam, czyli gdzie?
– To dom, który kupiłem, tuż po śmierci ojca, dla siebie i swojej kobiety, mając nadzieję, że kiedyś tam zamieszkamy – wyznał, a ja zbaraniałem i zrobiłem na niego wielkie oczy.
No kurwa, takiego gestu to się po nim nie spodziewałem. Musi naprawdę mocno kochać tę dziewczynę, skoro szykował stabilny grunt na dalszą przyszłość.
Nasuwało mi się na język pełno pytań odnośnie rozwiązania sprawy z jego Damą, ale teraz kwestia bezpieczeństwa May była priorytetem.
– Czyli i tam was wyśledzili?
Potwierdził krótkim skinieniem.
– Stwierdziłem, że jej mieszkanie w bloku będzie bezpieczniejsze. Jest tam pełno sąsiadów. W razie jakiś problemów, którykolwiek z nich mógłby zareagować. Teraz żałuję, że nie kazałem jej zostać pod moim nadzorem w siedzibie. Od rana próbuję się z nią skontaktować. Najpierw myślałem, że dłużej śpi po tych stresach, ale nadal ma wyłączony telefon. Zadzwoniłbym do Bena, zapytać, czy jest w stajni, ale nie mam do niego numeru.
– Ale ja mam.
Podyktowałem ciąg cyfr, a Risk od razu do niego przekręcił.
– Hej Ben, tu Adam.
Zdziwiło mnie, że przedstawił się swoim imieniem, ale pewnie Mała, będąc w stajni, tak się do niego zwracała.
– Jest obok ciebie May? Nie mogę się z nią skontaktować. – Chwilę słuchał odpowiedzi i zaczął blednąć na moich oczach. – Nie. Nie żartuj. Dobra, dam znać, jak czegoś się dowiem.
Rozłączył się, narzucił na siebie kurtkę i prawie biegiem ruszył w stronę drzwi. Stanąłem przed nim, zastępując wyjście. Musiałem natychmiast dowiedzieć się, co usłyszał.
– Mów!
– May napisała mu smsa o piątej rano, że wyjeżdża na kilka miesięcy – westchnął z ubolewaniem. Ta informacja mnie rozjebała.
– Co?!
Wyminął mnie i ruszył jak oszalały.
– Gdzie biegniesz?
– Może jest jeszcze w domu – rzucił pospiesznie.
Jak durny wybiegłem tuż za nim z siedziby. Wskoczyliśmy na motocykle i ruszyliśmy w stronę miasta. Kurwa, nie wierzyłem, że mogłaby odejść bez pożegnania. Coś musiało się złego stać, o czym nie mamy zielonego pojęcia.
Dziwiło mnie też zachowanie Preza. Za bardzo przejmował się moją Małą i całą tą pokręconą sytuacją. Rozumiem, że kolegowali się, ale przyjaciel nie panikuje tak, jak on w tym momencie. Muszę go docisnąć, żeby wyśpiewał, o co w tym wszystkich chodzi.
Zajechaliśmy pod blok, a Risk zeskoczył z Harego, jak poparzony. Nerwowo przejechał wzrokiem po zaparkowanych autach.
– Może nie jest za późno.
Też rozejrzałem się po parkingu, ale nigdzie nie dostrzegłem zdezelowanego Mitsubishi.
– Nigdzie nie ma jej samochodu.
Dłonią wskazał stojącą terenówkę, która lśniła głęboką czernią i luksusem.
– Jest. To jej nowe auto. Tamto nadawało się tylko na żyletki.
No i znowu się wkurwiłem. Żadne z nich nie wspomniało mi o zakupie nowych czterech kółek, a rozmawiałem z nimi codziennie. Kurwa!
Nabuzowany, rozgoryczony i w chuj zmęczony poczłapałem za tym jełopem na trzecie piętro. Pukaliśmy do drzwi, jak najęci, ale May nie odpowiadała. Dobrze, że miałem przy sobie klucze od mieszkania. Otworzyłem zamek i weszliśmy do środka. Tak jak się spodziewałem, nie było jej. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to karteczka na środku łóżka i leżący na niej pierścionek. Biorąc ją w łapy, przysiadłem na brzegu materaca.
„Przepraszam", tylko tyle napisała. Świat rozpierdolił się na drobne kawałki. Czułem, jak serce boleśnie mi pęka na pół. Nie spodziewałem się, że ta drobna i zamknięta w sobie istotka kiedykolwiek tak mnie zrani.
Risk, widząc, jak się załamuję, podszedł do mnie. Nie czekałem, aż zapyta. Odezwałem się pierwszy:
– Oddała mi pierścionek. Odeszła. Pewnie bała się spojrzeć mi w oczy. To dlatego... – dukałem na głos przez zaciśnięte gardło.
Myślałem, że zacznie mnie pocieszać, ale pomyliłem się. Ku mojemu zdziwieniu zaczął przeszukiwać pokój. Zachowywał się, jak opętany.
– Halo! Ocknij się! To nie z twojego powodu wyjechała! Coś musiało się stać! – wydarł się na mnie.
Zwęziłem brwi i zmarszczyłem czoło. Obserwowałem tego narwańca, nie dowierzając jego reakcji. Nie trwało długo, jak znalazł dowód potwierdzający jego słowa. Kwadratowa koperta leżała na biurku. Była otwarta. Czytając znaleziony w niej list, zaczął kląć.
– Patrz! To jest przyczyna jej ucieczki! – rzucił w moją stronę kartkę, a sam odpalił laptopa.
„ Pamiętasz stare czasy? Dla odświeżenia pamięci, wysyłam film.
Wróciłem."
– Ja pierdolę... – wymsknęło mi się z ust.
Wszystko powoli zaczęło łączyć się w jedną całość. Obraz stał się klarowniejszy, gdy mój przyjaciel włączył płytę. Było na niej pełno zdjęć z zakupów, ze stajni, z powrotów do mieszkania i tamtego domu, gdzie się ukrywała. Oboje zamarliśmy, gdy ukazał się film nagrany pięć lat temu.
Trzech gnoi napadło ją. Jeden nagrywał, a dwóch ją biło. Pięści same mi się zaciskały, gdy widziałem jak leży w kałuży krwi, a skurwiel kopał ją do utraty przytomności. Risk ryknął. Z wściekłości złapał krzesło i rzucił je w głąb przedpokoju.
– Oszalałeś?! Uspokój się! Chcesz jej mieszkanie zdemolować? – krzyknąłem, zauważając, jak dostaje białej gorączki.
– Nie rozumiesz?! Któraś z tych pizd wyszła z więzienia i chce się zemścić na May! Muszę ją chronić. Cholera, dlaczego nie zadzwoniła, tylko od razu uciekła. A jeśli już ją dorwał? – Krążąc po pokoju, zaczął panikować.
Złapałem go za kurtkę, usadziłem na łóżku i stanąłem nad nim jak kat.
– Wiem już dlaczego uciekła, zostawiając pierścionek. Teraz chcę się dowiedzieć, dlaczego tak bardzo się martwisz i angażujesz w całą tą sytuację?
Złączył pomiędzy kolanami dłonie i spuścił głowę w dół. Coś było na rzeczy, ale nabrał wody w usta. Nie miałem zamiaru odpuścić.
– Niech to będzie najgorsza prawda, ale muszę ją znać. Zabujałeś się w niej? – zapytałem wprost.
Nic nie odpowiedział.
– Risk! - wrzasnąłem sfrustrowany.
W końcu się odezwał, ale zupełnie niepodobnym do siebie głosem:
– Usiądź, to będzie dłuższa rozmowa.
Przyniosłem z przedpokoju krzesło i usiadłem na wprost. Wbiłem w niego wzrok, niemo nalegając, żeby zaczął mówić.
– To było osiem lat temu. Ostatnie wakacje przed śmiercią naszych ojców. Poznałem ją nad jeziorem. Była tam ze swoimi przyjaciółmi. Długo siedziałem na skarpie, przyglądając się jej. Była tak piękna, że nie miałem odwagi do niej podejść. Jej brat z kolegą przyjechali na jakiś rzęchach, które remontowali. Był to dla mnie najlepszy pretekst, żeby podejść i nawiązać rozmowę. Z całą ekipą, łącznie z tymi chujami z filmu, umówiłem się na wieczór.
Bezsilnie machnął ręką w stronę komputera.
– Całą noc balowaliśmy razem. Dopiero pod koniec imprezy pocałowałem ją i zapytałem, czy spróbujemy ze sobą chodzić. Zgodziła się. Przez całe dwa miesiące spotykaliśmy się dzień w dzień. Jeździliśmy motocyklem, chodziliśmy na konie, do kina, do niej do domu. Jej rodzice o dziwo mnie polubili, a brat, gdy tylko mnie widział, od razu zaciągał do garażu, czym wkurzał May.
Opowiadał mi szczegółowo historię, którą już słyszałem. Teraz wyjawiał największe sekrety, a ja czułem się, jakbym dostał cios centralnie w brzuch.
– Chcąc być tylko we dwoje, wyjechaliśmy na kilka dni nad jezioro. Ojciec był pewien, że tak ostro zabalowałem, dlatego przeszło to bez większego echa. Przynajmniej tak wtedy myślałem. Byłem do szaleństwa w niej zakochany, a ona we mnie. Byłem jej pierwszym facetem, któremu oddała dziewictwo. Planowaliśmy wspólną przyszłość. Była ku temu najlepsza okazja, bo wyjeżdżała na studia. To właśnie w Nowym Jorku mieliśmy rozpocząć nowe, lepsze życie. Chciałem rzucić klub. Pieprznąć to wszystko dla niej.
Westchnął ciężko przez przytłaczające go wspomnienia.
– W przeddzień wyjazdu oświadczyłem się jej. Nie stać mnie było na pierścionek, więc dałem jej kolczyk z wargi. Była tak szczęśliwa, jakby dostała największy na świecie diament. Już wtedy upewniłem się, że chce mnie takiego, jakim jestem. Biedaka bez przyszłości, z gównianą przeszłością, który jedyne, co może jej dać, to miłość.
Głos mu się łamał, ale mówił dalej, a ja przestawałem oddychać.
– Wymknąłem się z siedziby, ale nie ujechałem daleko. Ojciec ze swoimi przydupasami czekali na mnie. Już na tamtej drodze pobili mnie do nieprzytomności. Ocknąłem się w piwnicy. Byłem przywiązany do krzesła. Przez cały tydzień stary schodził do mnie i bił wszystkim, co wpadło mu w ręce. Kastet, kij bejsbolowy, łańcuch. Miałem połamane żebra, zwichnięte ramię, pęknięty obojczyk, naderwane stawy i wiele innych poważnych obrażeń. Katował mnie tylko i wyłącznie dlatego, że nie chciałem wyrzec się miłości do May.
O kurwa!
Z niedowierzaniem patrzyłem na przyjaciela, który, przez tą opowieść, rozpadał się na moich oczach. Całe cierpienie z tamtego okresu do niego wróciło.
– Stary widząc, że wolę śmierć, niż wyrzec się swojej kobiety, zaczął mi grozić. Chciał ją porwać i zrobić z niej klubową dziwkę. Nie mogłem do tego dopuścić. Przystanąłem na jego warunki, tylko po to, żeby ją chronić. Gdy ten skurwiel umarł, półtorej miesiąca później kupiłem dom na obrzeżach miasta, z nadzieją, że kiedyś uda mi się z nią tam zamieszkać.
Pokręcił na boki głową, jakby sam nie wierzył, że kiedykolwiek uda mu się zrealizować jego marzenia.
– Trwała wojna, więc nie mogłem od razu jej sprowadzić. Dwa lata temu, gdy teren był już praktycznie czysty, wyruszyłem, żeby ją odnaleźć. Jej rodzinny dom należał już do kogoś innego. Na uczelni nikt nie wiedział, gdzie się przeniosła. Nawet nie miałem punktu zaczepnego, od którego mógłbym zacząć poszukiwania. W tym roku chciałem wynająć prywatnego detektywa, który w końcu mógłby ją namierzyć, ale zwątpiłem. Minęło już zbyt dużo lat. Byłem pewien, że ma męża, dzieci. Właśnie wtedy pojawiła się na klubowym ognisku u boku mojego Vice. Nawet nie wyobrażasz sobie, co poczułem. Miłość mojego życia była kobietą mojego najlepszego przyjaciela. Świat runął mi na łeb, a los ponownie wykręcił mi wała.
– To dlatego chciałeś się zabić? – zapytałem, znając dobrze odpowiedź.
Wszystko zaczęło układać się w jedną całość. Już rozumiałem ich dziwne zachowanie na imprezie, łzy Małej, gdy opowiadałem o próbie samobójczej Riska, jego nadopiekuńczość w stosunku do niej.
Ja pierdolę, oni nadal się kochali! Cholerna stara miłość nie rdzewieje...
– Nie mogłem wam tego zepsuć. Załamałem się, bo wiedziałem, że już nigdy nie zaznam szczęścia u jej boku. Nadzieja, która przez tyle lat trzymała mnie przy życiu i napędzała do działania, prysła, jak jebana bańka mydlana.
– Ona nadal cię kocha? – bardziej stwierdziłem, niż zapytałem.
Nie podniósł głowy. Czuł się winny. Podczas mojej nieobecności odżyło stare uczucie i zadziało się między nimi więcej, niżbym chciał.
– Tak. Powiedziała mi o tym. Pomimo to, chciała dać ci szansę. Nie jesteś jej obojętny. Miała wszystko na spokojnie przemyśleć i zdecydować.
– A teraz pierdolnęła nas dwóch i uciekła. – Prychnąłem pod nosem udawanym śmiechem.
Raptownie podniósł na mnie oczy i spojrzał gniewnie.
– Nie rozumiesz? Te chuje zniszczyli jej życie, a teraz znowu jej zagrażają. Uciekła, nie chcąc drugi raz przejść przez to piekło.
Poderwałem się i przeszedłem po pokoju. Roznosiło mnie. Byłem wściekły i czułem się zdradzony. Nabierałem głębokie wdechy, żeby choć trochę się opanować. Bezskutecznie. Raptownie odwróciłem się i wydarłem na niego.
– Nie rozumiem i nie zrozumiem! Spierdoliła chuj wie gdzie, tym samym gorzej się narażając. Nie raczyła zadzwonić ani do ciebie, ani do mnie. Zostawiła cholerny pierścionek i karteczkę z jebanym „Przepraszam". Kurwa, Risk, tak się nie robi! Mam do niej żal tak samo, jak do ciebie, przez to, że od razu nie powiedzieliście, co was łączyło. Jesteście siebie warci!
Przerwałem, nabierając kolejny głęboki wdech. Z nerwów dłonie ponownie zacisnęły mi się w pięści.
– Do tej pory nawet nie wyznałem jej uczuć. Ty masz zajoba na jej punkcie od ośmiu lat! Usunąłbym się i cieszył waszym szczęściem, bo wiem, ile dla niej wycierpiałeś. Od samego początku powinieneś być ze mną szczery. Risk! Kurwa! – warcząc, powtórzyłem dobitnie. – Tak. Się. Nie. Robi!
Wyrzygałem mu wszystko, tym samym spuszczając z siebie nadmiar emocji.
– Wiem. Spieprzyłem na całej linii – westchnął ciężko. – Szybko mi tego nie wybaczysz, ale wiedz, że nie chciałem źle. Przepraszam.
Przypomniałem sobie nasze rozmowy o jego byłej. Sam namawiałem go, żeby o nią walczył. Gdybym wiedział, że chodzi o May, chyba postąpiłbym tak samo. Opanowując się, usiadłem obok i zerknąłem na załamanego przyjaciela. Po raz kolejny przeżywał rozstanie z tą samą kobietą. Jeśli czegoś nie zrobię, stracę nie tylko pannę, ale i Brata. Nie chciałem tego...
– Risk, chcesz z nią być? – Słysząc moje pytanie, wbił we mnie oczy przepełnione pustką i smutkiem.
– To ta jedyna. Chciałbym – wyznał szczerze.
Już nie było między nami żadnych tajemnic. Bez lęku, otwarcie ze mną rozmawiał. Doceniałem to.
– Więc walcz. Pomogę ci ją znaleźć i razem zabijemy skurwieli, którzy jej zagrażają.
Zwęził brwi i zrobił pytającą minę.
– A ty? Nie masz zamiaru o nią walczyć?
Pokręciłem przecząco głową, będąc pewny swojej decyzji.
– Nie. May jest fascynującą kobietą i byłem nią zauroczony, ale nie czuję do niej tego, co ty. Was łączy przeszłość i tak naprawdę nigdy nie zrezygnowaliście z siebie nawzajem. Nie będę stawać wam na drodze. Zerwała zaręczyny. To jednoznaczne kogo wybrała.
Patrzył na mnie jakbym gadał po chińsku. Nie dostrzegał tego, co ja. Musiałem debilowi to wytłumaczyć.
– Mi oddała pierścionek, dając jasno znać, że to koniec. Do ciebie nie napisała, wiedząc, że jeszcze kiedyś się odnajdziecie.
– Naciągana teoria, ale jeśli nie masz zamiaru działać, poruszę niebo i ziemię, żeby znowu mieć ją przy sobie.
Uśmiechnąłem się, obserwując, jak wraca do niego życie. Nie wiem, co będę czuł, widząc ich razem, ale byłem pewien, że dobrze robię, dając im wolną rękę.
– Spakuję torbę i zwijamy się stąd.
Bacznie mnie lustrował, gdy z szafy zabierałem ciuchy. Szukał we mnie oznak żalu i goryczy, ale tego nie znalazł. Dlaczego? Bo już nie czułem nic. Miałem klarowność sytuacji i nikłą nadzieję, że kiedyś i ja znajdę swoją drugą połówkę. Kobietę, która będzie oddana tylko mi.
Przeszedłem do łazienki zgarnąć kilka swoich rzeczy. Nie było tego dużo. Żel pod prysznic, perfumy, szczoteczka do zębów. Już miałem wychodzić, gdy coś rzuciło mi się w oczy. Na umywalce leżało rozpakowane w pośpiechu pudełeczko, a na nim plastikowa płytka. Musiała otworzyć je tuż przed opuszczeniem mieszkania. Z ciekawości podszedłem i ująłem je w dłoń. Natychmiastowo zamarłem, wiedząc już dobrze, co trzymam w ręku.
Kurwa, no teraz nie wiedziałem, czy śmiać się, czy płakać. Będę płakać ze śmiechu, jak zobaczę jego minę.
Wziąłem je ze sobą do pokoju, gdzie na mnie czekał.
– Risk...
– Nom? – Podniósł do góry głowę.
– Rozumiem, że zapomniałeś się zabezpieczyć – specjalnie mu dociąłem, podając małe pudełeczko.
Na początku nie zrozumiał, o co mi chodzi. Wczytując się, zbladł. W życiu nie widziałem, żeby był w takim szoku. Parsknąłem dławiącym śmiechem, przyglądając się jego durnowatej gębie. Nie wiedział, co ma powiedzieć, a ja już zyskałem pewność, że dobrze zrobiłem odpuszczając sobie May. Mógłbym przywalić mu w mordę za to, że nie wytrzymał z pójściem z nią do łóżka przed wyjaśnieniem ze mną spraw. Ale po co? Co by to zmieniło? Co się stało, to się nie odstanie, a to on ma teraz w chuj poważny problem.
– Mogę już gratulować? – pojechałem mu.
– Że... Kurwa... Że co? – Otworzył szeroko oczy. Nie dowierzał.
– Risk, ja się zabezpieczałem, a poza tym, gdy miała ten nieszczęsny wypadek, miała okres. To... – Wskazałem na test. – znalazłem na umywalce. Musiała go zrobić tuż przed wyjściem z domu i nawet nie zdążyła wyrzucić.
– O ja pierdole! – Wbił palce we włosy i zaczął krążyć, jak opętany pomiędzy łóżkiem a biurkiem. – Muszą ją jak najszybciej znaleźć. Jeśli to prawda, nosi w sobie moje dziecko. Nie pozwolę, żeby coś im się stało.
No brawo Risk! W końcu się ocknąłeś!
– To od czego zaczynamy?
– Jej auto stoi pod blokiem. Pojechała taksówką albo ktoś ją zawiózł – dedukował na głos.
– Podjedźmy do stajni. Może Ben będzie coś wiedział.
– Przez telefon brzmiał na zaskoczonego, ale może dzięki niemu złapiemy jakiś trop.
Już po chwili ruszyliśmy z mieszkania. Zdziwiłem się, gdy mijając na półpiętrze staruszkę, Risk zatrzymał się koło niej.
– Pomogę pani. – Wziął od niej dwie reklamówki.
– Dziękuję, synku. Pamiętam cię. Ostatnio byłeś tu z moją sąsiadką, May. Też wnieśliście mi zakupy – odezwała się ciepło.
Cofnąłem się, przysłuchując rozmowie.
– Dokładnie tak. Dziś też byliśmy umówieni, ale May nie ma w domu, a samochód stoi na parkingu. Martwię się. Nie wie pani, co się z nią dzieje?
Cholerny spryciarz. Ciągnął ją za język, próbując uzyskać informacje.
– Nie jestem wścibska, ale po bloku wszystko się niesie. – Machnęła w powietrzu dłonią. – Wczoraj, w swojej skrzynce, znalazłam list do niej. Był nietypowy. Kwadratowa koperta bez adresu nadawcy.
Domyślałem się o jaką korespondencję chodzi.
– Popołudniu przysnęłam i dość długo spałam, dlatego oddałam go May dopiero po dwudziestej drugiej. Godzinę później przyszedł do niej elegancki mężczyzna w garniturze. Widać było, że jest zamożny. Pomógł jej z torbą i transporterem dla kota. Trochę się zdziwiłam, bo była roztrzęsiona. Chowała głowę w kapturze. Mam nadzieję, że nic jej się nie stało. To taka dobra dziewczyna.
– Ten mężczyzna w garniturze to jej wujek. Na pewno źle się poczuła i zadzwoniła po niego. Proszę się nie martwić – uspokajał staruszkę, stawiając jej reklamówki za próg.
– Dziękuję za pomoc. – Uśmiechnęła się serdecznie.
– Nie ma za co.
Odwrócił się na pięcie i dołączył do mnie na schodach.
– Już wiemy, kto jej pomógł uciec. – Zadowolony z siebie, cmoknął pod nosem.
Znałem tylko jednego faceta w gajerku, któremu zaufałaby May.
– Frank.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro