Rozdział 24
* MAY *
– Hej May! – krzyknął Ben, widząc, jak pospiesznym krokiem weszłam do stajni. – A co ty taka spóźniona?
Przez Adama dotarłam do pracy z ponad godzinnym opóźnieniem. Jak to możliwe, skoro wstałam przed piątą? Już miałam mu odpowiedzieć, ale za mną zobaczył idącego anioła stróża w motocyklowym wydaniu.
– Dobra, już rozumiem – dodał, śmiejąc się w głos.
Zrobiłam się czerwona z zażenowania, a Adam, zerkając na mnie, figlarnie poruszył brwiami.
Och! Jak on mnie dzisiaj irytował!
Weszłam do siodlarni. Przyszedł za mną.
– Wyjdź. Muszę się przebrać.
Roześmiał się arogancko, nie mając najmniejszego zamiaru ruszyć się z miejsca.
– Przecież widziałem cię nago. Nie wiem, w czym masz problem.
Nie miałam czasu na te czcze dyskusje. Podeszłam do szafki i zdejmując wierzchnie ubranie, sięgnęłam po bryczesy i koszulkę. Nie zdążyłam nałożyć żadnej z tych rzeczy, bo jego ręce skutecznie mnie przed tym powstrzymały. Poczułam ciepłe usta na szyi i palce kołujące wzdłuż linii majtek. Zaczęłam tracić kontakt ze światem, gdy do pomieszczenia wszedł Don. Stanął jak wryty, widząc mnie w dwuznacznej sytuacji, sugerującej tylko jedno.
No pięknie!
Wyszedł jak przeciąg i jestem w stu procentach pewna, że pobiegł do Bena wszystko mu wypaplać. Złość przejęła nade mną kontrolę. Raptownie odwróciłam się w stronę niereformowalnego blondyna.
– Nie możesz mnie publicznie obłapiać! Co ty sobie myślisz? Nie skończyłam związku z Setem, żebyśmy mogli przy wszystkich okazywać sobie czułość! Weź się ogarnij! Jesteś już dużym chłopcem! Panuj nad sobą!
Ignorując mój wybuch złości, zapytał z innej beczki:
– Zawsze tu się przebierasz i każdy może wejść w tym czasie?
– Tak, zawsze. Do tej pory nie zdarzyło się, żeby ktoś mnie nakrył. To był niefortunny przypadek – nie odpuszczałam gniewnego tonu głosu.
Jego ciało naparło na mnie, przygważdżając do metalowych drzwiczek. Na podbrzuszu poczułam twardniejącą męskość, a na ustach pożerające wargi. Emocje, krążące między nami, rosły na sile i jeszcze moment, a dalibyśmy im upust.
Lekko odsunął głowę i zaczął mówić:
– Nie podoba mi się to, że Don widział cię w bieliźnie. Zajebię go, jeśli kiedykolwiek będzie próbował przypomnieć sobie ten widok. Co do okazywania uczuć... Kocie, jestem Prezesem, a ty moją Damą już od lat. Pierdoli mnie, czy ktoś nas zobaczy. Nie mam zamiaru chować się po kątach, jak szczeniak.
Złapał mnie za pośladek i docisnął do rosnącej pod rozporkiem wypukłości. Na moje mimowolne jęknięcie, mruknął pożądliwie. Zniewolił mnie całym sobą. Dotykiem. Pocałunkami. Oddechem. Poczułam pustkę, gdy nagle wyszedł z siodlarni.
Chwilę stałam w bezruchu, łapiąc kojące oddechy. Nie mogę w ten sposób na niego reagować. On miał wszystko gdzieś, czując się królem tego świata, ale ja musiałam się opanować i zacząć rozsądnie myśleć. Adam był jak roller coaster. Gdy wsiadało się do wagonika, prędkość odbierała zmysły. Musiałam go jednak trochę przystopować, choćby ze względu na opinię ludzi, z którymi przebywałam na co dzień.
Przebrałam się i wyszłam ze służbowego pokoju. Część boksów była pusta. Uczepiłam uwiąz do kantara i wyprowadziłam Te Quiero. Gdy szłam z tym młodym wałachem, własnym oczom nie dowierzałam w to, co widzę. Ben i Adam prowadzili po dwa konie w stronę pastwisk, a Don pracował w polu na ciągniku.
Jeszcze trochę, a z Prezesa klubu, mój motocyklista stanie się stajennym.
Prychnęłam pod nosem, zostawiając wypowiedzenie tych słów na później. Byłam szczęśliwa, że tak bardzo stara się nam pomóc. Nie bał się pracy, a każde wyzwanie podejmował z chęcią. Właśnie wymienialiśmy ściółkę, gdy rozległ się jego telefon.
– Czego? – warknął z wyraźnym niezadowoleniem. – No chyba, kurwa, zapominacie, kim jestem! Waszym jebanym Prezesem! Nie mam zamiaru tłumaczyć się, gdzie jestem i co, do cholery, robię! – Uszy więdły, gdy się wkurzał. – Yhm, dobra. Zaraz będę.
Pod nosem puścił kolejną wiązankę i wszedł do boksu, w którym rozścielałam słomę. Złapał mnie od tyłu i docisnął do siebie. Moje pośladki ściśle przylgnęły do jego bioder. Wargami składał drobne pocałunki na szyi, wywołując, przeszywające mnie rozkoszne ciarki.
– Kocie, muszę wpaść na chwilę do siedziby. Wrócę najszybciej, jak to możliwe – mówiąc, muskał delikatnie ucho.
Znowu omamiał i elektryzował moje ciało. Nie mogłam tak łatwo poddać się temu zniewalającemu mężczyźnie. O nie! Z rana rozmawialiśmy na nasz temat. Dopóki nie podejmę jasnej decyzji, to co nas łączy będzie w ukryciu. Nie wytrzymał. Jego prezesowski gen władzy dał o sobie znać. Chciał mieć mnie całą dla siebie. JUŻ! Nie mogłam tak po prostu poddać się jego zachciankom. Pozbierałam się w sobie i beznamiętnie odparłam:
– To jedź.
Chyba ubodłam jego męskie ego. Natychmiast odwrócił mnie i zniewolił w ramionach. Zaczęliśmy mierzyć się nieustępliwymi spojrzeniami.
– Wychodzi z ciebie jędza.
– Nic nie musi wychodzić. Dziwne, że wcześniej tego nie dostrzegałeś.
Lekko uniosłam brew, udając niedostępną. Mruknął pod nosem, a w jego oczach zapłonęło pożądanie.
– Uwielbiam twój upór. To, jak próbujesz ze mną walczyć, tylko mnie podnieca.
Nie do tego dążyłam. Jak zwykle musiał dopiąć swego. Nasze usta złączyły się w zachłannym pocałunku.
Cholercia, muszę wymyślić inną taktykę.
Językiem przeciągnął po mojej dolnej wardze, jakby spijał z niej nektar i z trudem wyszeptał:
– Niedługo wrócę, Kotku.
Gdy zniknął w drzwiach stajni, znowu poczułam ogarniającą mnie pustkę. Słyszałam oddalający się dźwięk silnika motocykla i jęk tęskniącego za nim serca. W tak krótkim czasie za bardzo przyzwyczaiłam się do jego obecności. Nie mogłam pozwolić, żeby mną zawładnął. Jeśli znowu coś pójdzie nie tak, rozpadnę się i drugi raz na pewno nie pozbieram.
Próbując skupić myśli na czymś innym, wzięłam się do pracy. Nie dane mi było chwilę się wyciszyć. Ben, niczym duch, pojawił się obok mnie. Podskoczyłam, łapiąc się za pierś.
– Nie strasz mnie! – Skarciłam go wzrokiem.
– May, musimy pogadać.
Tak myślałam, że martwiąc się o mnie, będzie chciał poruszyć tematy, nad którymi nie miałam ochoty się rozwodzić. Niechętnie skinęłam głową i usiadłam z nim na beli słomy przed boksem.
– Powiedz mi, co się dzieje? Najpierw Set. Teraz nagle pojawia się twoja wielka miłość sprzed lat.
Ciężko westchnęłam, zaczynając nerwowo dłubać paznokciami przy skórkach.
– Sam wiesz, że Set niespodziewanie pojawił się w moim życiu. Dzięki niemu stopniowo zaczęłam otwierać się na ludzi. To ciepły, zdeterminowany i cierpliwy mężczyzna, który tymi cechami zdobył moje serce.
Na myśl o nim znowu poczułam zdradziecki ucisk w mostku.
– Chciałam zacząć z nim poważny związek, wiedząc, że mogę mu zaufać. Kilkakrotnie mówił mi o swoim przyjacielu i Prezesie klubu Death Road. Martwił się o niego, opowiadając jego nieszczęśliwą przygodę miłosną. Ponoć Risk chciał uciec z klubu i zacząć normalnie żyć ze swoją kobietą. Gdy jego ojciec dowiedział się o tym, nie pozwolił mu odejść. Zniewolił go w piwnicy siedziby i przez tydzień torturował. Widząc, jaki jego syn jest nieugięty, zagroził, że zniszczy życie jego dziewczynie. Musiał ulec, ale jego uczucie nigdy nie wygasło.
Wierzchem dłoni zebrałam z kącików oczy niechciane łzy. Nadal nie dowierzałam, ile przeżył, podczas gdy w niego wątpiłam. To cholernie bolało.
– O tym, że Risk, Prezes DR to Adam, dowiedziałam się na sobotnim ognisku. Spotkaliśmy się przypadkiem, po raz pierwszy od ośmiu lat. Widząc mnie u boku najlepszego przyjaciela, załamał się. Chciał się zabić, nie mogąc znieść kolejnego bolesnego uderzenia od losu. Teraz, gdy Set wyjechał, Adam miał mieć mnie na oku. Będąc sam na sam, wyznaliśmy sobie prawdę. On nadal mnie kocha i chce być ze mną. Setowi bardzo na mnie zależy, lecz z naszych ust nadal nie padły dwa magiczne słowa. Walczył, żeby zburzyć mój mur i przywrócić do normalności. Adam, żeby to osiągnąć, wystarczy, że jest obok mnie.
Przetarłam dłońmi twarz i, z bezsilnością w głosie, dodałam:
– Ben, naprawdę nie wiem, co robić.
Objął mnie ojcowskim ramieniem i przytulił.
– Znam cię od tylu lat. Widzę, że jesteś zagubiona w swoich uczuciach, ale też wiem, przy kim naprawdę żyjesz pełnią życia i jesteś szczęśliwa. Daj sobie czas, a sama to dostrzeżesz.
Zacisnęłam usta w prostą linię i potwierdziłam nerwowym ruchem głowy.
– Pamiętaj, że zawsze możesz mi się wygadać.
– Dziękuję Ben.
Starając się nie rozkleić, oboje wróciliśmy do obowiązków. Zdążyłam zaledwie dołożyć siano, gdy rozległ się dzwonek telefonu. Patrząc na wyświetlacz, zdrętwiałam. Nie mogłam go zignorować.
– Halo.
W słuchawce rozległ się lekko ochrypnięty głos Seta:
– Hej Kochanie. Jak dobrze cię słyszeć.
– Ciebie również. – Wymusiłam z siebie beztroski ton, czując się źle sama ze sobą. On tęsknił, a ja go zdradzałam i okłamywałam.
– Co porabiasz? Znając ciebie, pewnie siedzisz w stajni.
– Dokładnie tak. Konie są na pastwisku, a ja z Benem oporządzamy boksy.
– Ale nie brzmisz najlepiej. Coś się stało? Risk czymś cię uraził? – dociekał zaniepokojony.
– Nie. Z Adamem dogaduję się bardzo dobrze. – Aż za dobrze. – Odwiózł mnie do stajni i pojechał do klubu. Czuję się zmęczona, bo kilka razy budziłam się w nocy. Naprawdę nie musisz się martwić.
– No dobrze. – Nie brzmiał na przekonanego. – Ale obiecał, że dzisiaj wcześniej skończysz i się wyśpisz.
– Obiecuję. A co u ciebie? Jak trasa?
– Dotarliśmy dopiero teraz. Wszystko się pierdoli. Dwa razy złapała nas ulewa, przez co mieliśmy przymusowe postoje. Dzwoniłem do pierwszego kontrahenta. Może spotkać się z nami najwcześniej za dwa dni. Jestem wkurwiony, bo wyjazd znacznie się przedłuża. Muszę skontaktować się z Riskiem. Niech ruszy kontakty, bo inaczej utkniemy tu na dobre – żalił się.
– Ok. To dzwoń, a ja wracam do pracy. Słyszymy się później?
– Oczywiście, Maleńka. – Rozłączył się, a mętlik w mojej głowie narastał.
Ledwo schowałam telefon do kieszeni, gdy ponownie rozległ się dzwonek.
Co znowu? W takim tempie, do południa nie skończę nawet dwóch boksów!
Tym razem to był Frank.
– Hej Szefuńciu. Stęskniłeś się? – powitałam go radośnie.
– Jak zawsze. Potrzebuję cię jak najszybciej w firmie. Za ile możesz być?
Przejechałam wzrokiem po stajni i załamałam ręce.
– Dopiero zaczęliśmy oporządzać boksy. Nie mogę zostawić Bena samego, a Don pracuje w polu.
– May, to pilne. Don dokończy za ciebie. Przebieraj się i przyjeżdżaj. Poza tym podaj Benowi telefon. Mam do niego sprawę – rozkazał stanowczo.
– Ok.
Przeszłam do trenera i pospiesznie podałam mu swojego smartfona.
Ciekawe, co jest tak ważne, że Frank ściąga mnie tak nagle do biura? Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek była podobna sytuacja.
Przebrana, z plecakiem na ramieniu, wyszłam na korytarz. Ben, oparty o ścianę, już na mnie czekał.
– Szef wzywa na dywanik? – zakpił.
– Tak. Nie wiem, o co mu chodzi. Może tobie coś napomknął?
Przecząco pokręcił głową.
– Powiedział mi tylko, że zatrudnił jakiegoś chłopaka do pomocy przy koniach. W końcu! Zobacz, ile czasu prosiliśmy o to.
– To prawda.
Don najlepiej spisywał się przy roli. W stajni był ostatnim obibokiem. Przez to, Ja z Benem, często nie wyrabialiśmy się z innymi obowiązkami. Gdy dochodziły jazdy szkółek, byliśmy wyczerpani do granic możliwości, a następnego dnia pracowaliśmy na oparach. Dodatkowe ręce do pracy na pewno nam się przydadzą.
– Do później. – Machnęłam ręką i pobiegłam w stronę swojego samochodu.
Zniecierpliwiony Frank czekał na mnie przed biurem. Na mój widok rozłożył ręce i lekko uniósł je do góry.
– No nareszcie jesteś!
Bardzo dziwiło mnie to, odbiegające od normy, zachowanie. Przywitałam się ciepłym uśmiechem i tuż za nim weszłam do gabinetu.
– Tak mnie pospieszałeś, że gnałam na złamanie karku. Powiedz, o co chodzi – nalegałam.
Usiedliśmy obok siebie na sofie, a Frank, bez jakichkolwiek wyjaśnień, otworzył przede mną laptopa.
– Czytaj.
– Gratulujemy wygrania prestiżowej nagrody w konkursie „Młodzi Architekci "... – urwałam i podniosłam na niego pytające spojrzenie.
– Jaki konkurs?
Zauważając moją skonsternowaną minę, zaczął tłumaczyć:
– May, jak sama wiesz, widzę w tobie wielki talent. Pół roku temu dostaliśmy zaproszenie do wzięcia udziału w tym. – Wskazał dłonią ekran komputera. – Klasyfikowałaś się wiekowo, więc postanowiłem wysłać twoje prace. Dziś rano otrzymałem informację o zdobyciu przez ciebie pierwszego miejsca.
Oniemiałam, a usta same ułożyły się w literę O.
– Główną nagrodą jest półroczny staż w imperium „Garden & Roses" w Londynie. Oczywiście dają możliwość dalszej współpracy. May, to wielka szansa nie tylko dla ciebie, ale i dla naszej spółki.
Nie wierzyłam w to co mówił. Bardzo dobrze znałam nazwę „G&R". To światowej sławy firma, która zatrudnia samych najlepszych architektów. Wchodząc w ich progi, znacząco wpłynęłabym na rozwój naszej działalności w Mountfall. Zyskalibyśmy większą klientelę z wyższych sfer, przez co dochody podwyższyłyby się kilkukrotnie. Zdobylibyśmy renomę, o której zawsze marzył mój przyszywany wujek.
Nie wyrażając zbytniego entuzjazmu, przeciągnęłam dłońmi po twarzy. Uświadomiłam sobie skąd nagłe zatrudnienie nowego pracownika. Frank koniecznie chciał, żebym wyjechała. Ale czy ja tego chciałam?
– Do kiedy najpóźniej mamy dać im odpowiedź?
Zaskoczyłam go pytaniem. Zwęził brwi i zaczął intensywnie wpatrywać się we mnie.
– Do końca miesiąca.
Trzy tygodnie. Boże, co mam zrobić?
– May, nawet mi nie mów, że zamierzasz zrezygnować. To tylko pół roku. Twoim kotem osobiście się zajmę. Do stajni zatrudniłem nowego pracownika. Przychodzi jutro, więc zdąży wdrożyć się w swoje obowiązki, zanim wyjedziesz.
– Ale ja dopiero zaczęłam otwierać się przed ludźmi. Chcę ułożyć sobie życie. Dodatkowo pojawił się Adam.
Frank, słysząc imię sprzed lat, zbladł. Bardzo dobrze go pamiętał i wiedział, że to moja największa życiowa miłość.
Czy znowu będę musiała go opuścić?
– Nie wiedziałem. Ale to nie zmienia faktu, że masz możliwość rozwoju kariery i firmy. Podejrzewam, że te pół roku, Adam lub Set, wytrzymają bez ciebie. Masz tam zagwarantowane mieszkanie, które już czeka. Możesz wyjechać w każdej chwili.
– Proszę, daj mi czas do zastanowienia.
Nie był zachwycony, ale skinął głową.
– Mam nadzieję, że przemówi przez ciebie rozsądek – dodał, odprowadzając mnie do drzwi.
– Proszę, nie mów o tym nikomu. Chcę podjąć decyzję bez żadnych nacisków czy podszeptów. – Spojrzałam na niego błagalnie.
– Obiecuję.
Wyszłam z budynku jak ogłuszona. Sama nie wiedziałam, czego chcę i gdzie mam teraz pojechać. Ben na pewno będzie wypytywać o spotkanie z szefem. Chcę tego uniknąć. Zanim nie ochłonę, nie powinnam z nikim rozmawiać.
Dziesięć minut później byłam już w swoim mieszkaniu. Titek stęsknił się do tego stopnia, że ledwo dałam radę wejść do pokoju. Musiałam długo go głaskać, żeby nadrobić zaległe pieszczoty. W ramach przeprosin wyłożyłam do miseczki jego ulubioną karmę, dzięki czemu na chwilę zajął się jedzeniem. Położyłam się na łóżku, a dłońmi zakryłam oczy.
Moje życie to przewlekła choroba, której nie da się wyleczyć.
Gdy po latach zaczęłam psychicznie dochodzić do normy i odzyskałam swoją wielką miłość, los postawił mi pod nogi kolejne przeszkody. Byłam kompletnie skołowana. Nie miałam pojęcia, co robić? Z nerwów rozbolała mnie głowa. Dudniący w skroniach ucisk zmusił mnie do przymknięcia oczu. Cisza i monotonne mruczenie kota sprawiły, że zasnęłam.
Ze snu wyrwało mnie walenie pięścią w drzwi. Zerwałam się na proste nogi i zdezorientowana podbiegłam je otworzyć. Zamarłam, widząc przed sobą Adama.
– Co tu robisz? – zapytałam, przecierając piąstką oko.
Wściekły do granic możliwości, wszedł do środka.
– Jak to co? Szukam cię! Jest dziewiętnasta! Telefon masz wyłączony! Ben powiedział, że pojechałaś do firmy, ale gdy tam dotarłem, była już zamknięta. Stamtąd przygnałem tu.
Buzował, wymachując w powietrzu rękami. Chyba nigdy wcześniej nie widziałam, żeby był tak zdenerwowany. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, co zrobiłam. Leżąc na łóżku, nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Byłam w szoku, słysząc, że ścięło mnie na tyle godzin.
– Przepraszam. Przyjechałam tu nakarmić Titka. Rozbolała mnie głowa. Położyłam się tylko na chwilę. Odpłynęłam.
Czułam się winna. Zamiast pomóc Benowi w stajni, spałam w najlepsze. Nawaliłam. Objął mnie ramionami i wolno wypuścił powietrze.
– Bałem się, że coś złego ci się stało. – Jego głos był już inny.
Próbował opanować targające nim emocje. Pocałował mnie czule w czubek głowy i wtulił policzek we włosy. Czułam się przy nim tak dobrze.
– Musimy zadzwonić do mojej konkurencji. Odchodzi od zmysłów, nie mogąc się z tobą skontaktować.
Od razu zrozumiałam, że chodzi mu o Seta. Przeszłam do kuchni i opadłam bezsilnie na krzesło. Adam wyciągnął z kieszeni kurtki telefon i po chwili przyłożył go do ucha.
– Znalazłem zgubę – powiadomił stanowczym tonem. – Tak, wszystko w porządku. Przyszła do domu. Głowa ją bolała, więc się położyła spać. Już ci ją daję.
Podał mi do ręki iPhone i zawisł nade mną jak kat. Głupio mi było przy nim rozmawiać z Setem, ale nie miałam wyjścia.
– Halo – odezwałam się nieśmiało.
– Hej Kochanie. Omal nie zwariowałem, nie mogąc się z tobą połączyć. Masz wyłączony telefon.
– Wszystko jest dobrze. Bateria musiałam mi paść, podczas gdy spałam. Przepraszam, że denerwowałeś się przeze mnie – powiedziałam skruszonym głosem.
– Nie przepraszaj. Lepiej powiedz, jak się czujesz?
– O wiele lepiej. Musiałam mieć naprawdę głęboki sen, bo teraz jestem półprzytomna.
– To się kładź. Jutro pogadamy.
Dzięki Bogu, za jego wyrozumiałość.
– Ok. To do jutra. – Rozłączył się, a ja oddałam telefon.
Adam wnikliwie zlustrował mnie wzrokiem. Nie wytrzymałam tego napięcia i zapytałam:
– O co ci chodzi?
– Tak bez „buzi" i „kocham cię" ?
Przewróciłam oczami.
– Do tej pory nie wyznaliśmy sobie żadnych uczuć. – Zmrużyłam na niego oczy, chcąc, żeby zakończył temat.
Nie zakończył.
– Mam większe szanse, niż przypuszczałem. – Wyszczerzył się w łobuziarskim uśmiechu.
Potrząsnęłam głową na boki, nie dowierzając tej dziecięcej radości. Bez sensu było to komentować. Nadal czując w głowie mętlik, poszłam do pokoju i zakopałam się pod kołdrą. Mój upierdliwy mężczyzna, nie dając za wygraną, przyszedł za mną.
– A co ty robisz?
– Jak to co? Kładę się spać dalej. – Wtulając głowę w miękką poduszkę, zamknęłam oczy.
– Nie wracamy do domu?
– Nie mam zamiaru już nigdzie się ruszać. Jestem padnięta.
Podszedł bliżej i szybkim ruchem ściągnął ze mnie okrycie. Niespodziewanie zaczął rozpinać moje spodnie.
– Adam! – pisnęłam, ale wtedy mój podkoszulek również wylądował na podłodze.
– Nie będziesz spać w ubraniu.
Mrugnął do mnie i rozebrał się do bokserek. Zgasił światło, po czym wsunął się na łóżko obok mnie. Moja złudna nadzieja, że tak po prostu zasnę, znikła w sekundzie, gdy jego dłoń wślizgnęła się między moje uda.
– Dasz mi spać?
– Gdy tylko się tobą nacieszę. Nie widziałem cię cały dzień – odparł, kołując palcami po mojej łechtaczce.
– To już mnie zobaczyłeś i teraz przytulasz. Daj mi spokojnie zasnąć.
Roześmiał się w odpowiedzi i nadal brnął do jednego celu.
Oczywiście po chwili zapomniałam o nieugiętości i poddałam się pożądaniu. Adam pobudził swym dotykiem każde najmniejsze zakończenie nerwowe, a wchodząc we mnie do samego końca, odebrał oddech. Tej nocy robił ze mną, co chciał. Nie protestowałam, gdy wymyślnymi pozycjami doprowadzał mnie do wielokrotnego orgazmu. Zasypiając, czułam się wykończona. Nie miałam nawet siły pójść pod prysznic i obmyć się z lekko wyciekających na moje uda, pamiątek po stosunku.
Muszę poruszyć z nim temat zabezpieczania się. Może sądził, że biorę tabletki, dlatego bez oporów we mnie kończył. Set od początku był ostrożny. Nawet dając ponieść się chwili, pamiętał o prezerwatywie.
O ile zbiorę się na odwagę,jutro będzie mnie czekać kolejna ciężka rozmowa.
Od autorki
Kochani, powoli zbliżamy się do końca pierwszej części serii Death Road. Zacieram ręce przed drugą, która wzbudzi w nas wszystkich jeszcze większe emocje. Będzie się działo ;)
Oto krótka zapowiedź
https://youtu.be/FnMcwDRWojY
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro