22
„Tama"
Nino nigdy nie zastanawiał się zbyt wiele co sam czuje. Nie obchodziło go to. W końcu miał przecież ważniejsze rzeczy do głowy niż jego własne uczucia. Coraz częstsze ataki akum, próby odkrycia tożsamości Biedronki oraz Czarnego kota przez Alyę, problemy Adriena z ojcem... mógłby wymieniać. Cały dzień. Wszystko to jednak zawsze było ważniejsze niż on. Ponieważ on znalazł swój sposób na pozbycie się problemów – uśmiech. Uśmiech, radość i pomoc innym. To wystarczyło. Gdy skupiał się na kłopotach swoich przyjaciół, łatwo zapominał o tym co go boli. Nie musiał myśleć o sobie. Jego głowę wypełniał tylko czyiś, obcy problem.
I to działało. Gdy ludzie patrzyli na niego, widzieli wesołego i uśmiechniętego „koleżkę". Nikt nie wiedział. To mu pasowało.
Tak też było teraz, gdy sypiąc się od środka, siedział przy Marcu, który prawie płakał ze stresu i strachu, wyznając mu, że jest gejem i jest zakochany w jednym chłopaku z klasy. Ale on mu nie powie kto to. I to nie on. Tylko inny chłopak. I on go kocha. Ale się boi. Bo tak.
I Nino słuchał, udając, że jest zaskoczony i nie wie o kogo chodzi. Uśmiechał się gdy trzeba, poklepał Marca po ramieniu, a następnie kazał wziąć w garść i na spokojnie wszystko przemyśleć. Obiecywał też, że pomoże mu wymyślić jak sprawdzić czy jego ukochany też czuje coś do niego poza przyjaźnią.
Następnie Nino trafił do domu Alyi gdzie dzielnie pomagał jej przy małych łobuziakach, nazywanych potocznie jej siostrami. Unikał też dzielnie groźnym – a nawet morderczych – spojrzeń jej starszej siostry. Gdy skończyli wysłuchał jeszcze jej najnowszych teorii, nawet tych najbardziej absurdalnych. Chciał się z nią pożegnać całusem, ale Nora łypała na niego okiem, więc skończyło się tylko na przytuleniu.
Gdy w domu chciał odpocząć, rodzice poprosili go o zajęcie się Noelem. Nie mógł im odmówić, nie potrafił. Dlatego też cały wieczór spędził, bawiąc się z młodym i goniąc go po domu. Nie myślał. Nie czuł. Liczyła się tylko zabawa brata.
W końcu położył się do łóżka. Odpalił muzykę na słuchawkach. Odciął się.
Jednak zadzwonił telefon. Wideo rozmowa. Tylko jedna osoba zawsze jak dzwoniła, to używała wideo rozmowy. Odebrał. Oczywiście się nie mylił. Adrien nieco ponarzekał, pośmiał się, ale też przeprosił. Musiał odwołać ich jutrzejsze wyjście do kina. Oczywiście przez ojca. Nino nie był zły. Nigdy nie był. Obiecywał, że może innym razem. Na przykład za tydzień. Pożegnali się. Rozłączyli.
Wtedy bańka pękła. Cały ból, cały stres, zalał jak ogromna fala tsunami myśli i serce Nino. Nie mógł tego powstrzymać. Nie potrafił. Po jego policzkach spłynęły łzy. Ledwie stłumił szloch. Nikt nie może słyszeć. Nikt nie może widzieć. Nikt nie może wiedzieć.
Leżał skulony i płakał. Tego wszystkiego było po prostu za dużo.
Bo dla Nino uśmiech był tamą, chroniącą go przed złymi emocjami. Jednak nawet najsilniejsza i najmocniejsza tama w końcu pęka, jeżeli nie uzyska wsparcia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro