Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13

Jestem feministką

Ludzi na świecie jest około siedem miliardów. To wiele różnego rodzaju istnień. Osób, które mają miliony różnic między sobą. Osób, z których każda jest unikatowym, jedynym w swoim rodzaju bytem. Wydawało by się więc, że będziemy akceptować wszelkie rozbieżności między nami. Że będą one dla nas czymś naturalnym i zwyczajnym. A jednak, jakimś cudem, istnieją takie poglądy jak rasizm, mizoginia, homofobia, ksenofobia i wiele innych, a każde z nich oznacza nienawiść i niechęć, i agresję, i wstręt do osób innych, różniących się od nas pod jakimkolwiek względem. Uparcie wyszukiwane są wszelkie rozbieżności, niezgodności, które następnie zostają powiększone do rangi ogromnych przepaści nie do przeskoczenia. Z przeciwnej strony wyrósł feminizm. Ruch zakładający równość. Na początku dotyczył tylko zrównania praw kobiet i mężczyzn, z czasem poszerzył się o równość kulturową. Teraz często używany jest w kontekście równości wszystkich ludzi. Jednak pomimo tego pozytywnego wydźwięku, ruch ten często wywołuje wesołość czy niechęć. Dlaczego jednak tak jest?

Marie Sheer napisała kiedyś, że feminizm „to radykalny pogląd, że kobiety są ludźmi". Wydawać by się mogło, że nie powinno to być dla nikogo zaskakujące. W końcu kobiety i mężczyźni, to przedstawiciele gatunku homo sapiens – ludzi. A jednak. Mamy skłonność do uznawania naszego spojrzenia na świat za najważniejszy, taki który jest przyjęty przez wszystkich. Dodatkowo lubimy postrzegać siebie jako „bazowy model człowieka". My jesteśmy prawidłowymi ludźmi, a osoby różniące się od nas – dziwnymi mutantami. Tak się składa, że historia opowiadana jest z perspektywy białych heteroseksualnych mężczyzn. To właśnie oni są ludźmi. Kobiety to tylko podróbki, niedorobione produkty. Dlatego gdy nagle zaczęły pojawiać się osoby, które twierdziły, że dziewczęta też są ludźmi, tak samo jak mężczyźni, nie uwierzono im. Wyśmiano tylko. A nawet uznano to za atak. Zaatakowano „normalne", „naturalne" spojrzenie na świat. Męskie spojrzenie.

Władza mężczyzn utrzymywała się przez wiele lat – i nadal ma się bardzo dobrze – więc gdy uczniowie przychodzą do szkoły, głównie mówią o nich. Większość autorów lektur szkolnych to mężczyźni, większość ważnych postaci historycznych to mężczyźni. Kobiety pojawiają się raz na jakiś czas, zazwyczaj stojąc z boku. Mało wspomina się o ich sytuacji, dostają najwyżej jedno-dwa zdania opisujące jak wyglądało ich życie. Nawet jeżeli są już ważnymi historycznie postaciami, to otrzymują o wiele mniej czasu niż męscy bohaterowie. Dlatego takie książki jak „Brakująca połowa dziejów. Krótka historia kobiet na ziemiach polskich" Anny Kowalczyk są takim zaskoczeniem. Nagle okazuje się, że kobiety jednak istniały wcześniej na świecie, tworzyły, pracowały, udzielały się. Po prostu często ich pomysły były pomijane, przypisywane mężczyznom czy też one same publikowały je pod męskimi imionami. I tak oto przez wiele lat kobiety istniały w życiu społecznym, lecz mało kto się nimi przejmował, a teraz taka sama narracja trwa na naszych lekcjach historii i języka polskiego. Jednak już w XIV (choć można też powiedzieć „dopiero") zaczęły pojawiać się pierwsze niezadowolone niewiasty, a ich głosy nasiliły się w XVIII. Już wiek później feminizm stał się ruchem masowym. I tak oto trwa do dziś. W międzyczasie zmieniał delikatnie swoje cele, rozdzielał się na różne ruchy, jednak nadal dąży do jednego – pełnego równouprawnienia kobiet. Wydawać by się mogło, że bycie feministką to powód do dumy, to cecha ludzi światłych, postępowych, jednak nie zawsze tak jest. Dlaczego?

Jeszcze kilka lat temu czułabym się w obowiązku podkreślić przed moim rozmówcą, że owszem, jestem za równością, ale żadną feministką to ja nie jestem. W mojej głowie trwał obraz złej czarownicy, która jest przewrażliwiona i krzyczy o wszystko, a do tego nienawidzi mężczyzn. Widziałam też wiele zdjęć w internecie i słyszałam wiele historii, które tylko utwierdzały mnie w tym przekonaniu. Ja nie byłam taka i nie chciałam być też tak postrzegana. Przez długi więc czas nie byłam feministką, choć tak naprawdę nią byłam. Od zawsze istniało we mnie silnie przekonanie, że wszyscy ludzie powinni być traktowani równo, a nasze różnice, sprawiają tylko, że świat jest ciekawszym miejscem. I dopiero gdy zobaczyłam kobiety, które bez skrępowania nazywały siebie feministkami, gdy zobaczyłam jak cudownymi osobami są, gdy zrozumiałam dlaczego walczą i dlaczego używają takich metod, zrozumiałam, że to nie są żadne stare wiedźmy. Że owszem, te przerażające stereotypowe aktywistki mogą gdzieś sobie istnieć, ale chęć uczynienia z mężczyzn niewolników nie ma nic wspólnego z feminizmem. Gdy uświadomiłam to sobie, zaczęłam się zastanawiać skąd wziął się ten przerysowany obraz. W końcu, stereotypy są wszędzie i od zawsze były, a jednak w większości przypadków są tylko delikatną skazą, pierwszą myślą, która przychodzi nam do głowy, a nie faktem, który przecież każdy z nas. Tak oto doszłam do wniosku, że jest to wynik tego samego mechanizmu, krytykującego kobiety wyłamujące się z ram społeczeństwa, od zarania dziejów. (Można nieco przeczytać o kilku z nich w książce „Skandalistki. Historie kobiet niepokornych" Elizabeth Mahon.) One zawsze są złe. Stawiane jako wzór jak nie powinno się zachowywać. A jednocześnie jak człowiek zastanowi się nad tym przez chwilkę, jedyną przywarą tych kobiet było to, że... były kobietami. Gdyby zmienić ich płeć, stałyby się bohaterami. Wzorami do naśladowania. Ostatecznie, nawet gdyby ich zachowania były wątpliwe moralnie, to w odwróconej sytuacji byłyby mimo wszystko akceptowalne. Bo kobiety muszą być ciche, spokojne, pełne wdzięku, ładne, opanowane, grzeczne, posłuszne, czułe, troskliwe, pokorne, wrażliwe, skromne. Nie ma tam miejsca na złość, i krzyk, i walkę. Tak prawdziwe kobiety się nie zachowują. Więc gdy takowa podnosi głos, by z całą swoją mocą powiedzieć, że z czymś się nie zgadza – traci prawo do bycia damą. Staje się wtedy złą wiedźmą, którą można straszyć dzieci, a zwłaszcza dziewczęta, żeby przypadkiem nie zeszły na złą drogę, żeby tylko nie odważyły się wyjść ze złotej klatki słodkich uśmieszków i braku zdania. Tak oto po jednej stronie skali mamy piękne prawdziwe kobiety, a po drugiej brzydkie, okropne feministki. I wmawia się nam, że ta druga grupa chce zniszczyć pierwszą. Wystarczy jednak tylko spojrzeć, by zauważyć, że jedyne czego pragną feministki to możliwość wyboru własnej drogi. Nie ważne jak będzie ona wyglądać.

Ciągle czytam i ciągle się edukuję. Poznaję nowe postaci, nowe kobiety, które mogą być dla mnie wzorem. Takie, które przeszły podobne rzeczy do mnie, takie, których celem jest to samo, takie, które po prostu są silne. Przeczytałam wiele książek, które pomogły mi zrozumieć kim jestem, jakie są moje poglądy, czego tak naprawdę pragnę. Zaczęłam zauważać drobne dyskryminacje codzienności i zaczęłam głośno mówić gdy coś mi się nie spodobało. Przestałam bać się mówić co myślę. I pozwoliłam sobie na edukację mojego otoczenia. Teraz, gdy tylko mam możliwość, krzyczę. I może nie jest to dużo, lecz każdy głos się liczy. Jeden krzyk można zignorować. Gdy jednak zbierze się więcej osób, krzyk zamieni się w głośny wrzask, w hałas, którego już nie da się przeoczyć. Dlatego każdy głos jest ważny. Także mój. Jestem kobietą. Jestem feministką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro